Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

San


Kiedy Takao w końcu znalazł się przed drzwiami mieszkania, jakie wynajmował razem z Aomine i Midorimą, był już kompletnie padnięty. Opuszczając sklep zoologiczny, nie myślał o niczym innym, tylko o tajemniczym pakunku pozostawionym w szufladzie pod ladą. Jednak, gdy wracał do domu komunikacją miejską, jego myśli powróciły do notatki ukrytej w kieszeni spodni i telefonie, jaki poprzysiągł wykonać. Gdyby to zrobił (co we wszystkich wariantach skutkowałoby natychmiastowym powrotem do domu rodzinnego) szemrane interesy kierownika nie leżałyby już w jego gestii.

Pomyślał, że zastanowi się nad tym wszystkim nad szklanką gorącej herbaty, którą zaparzy zaraz po powrocie, popijając przy tym tabletkę aspiryny. Z takim nastawieniem wyciągnął z podręcznej torby brelok z kluczami i wsunął odpowiedni z nich do zamka. Z zaskoczeniem stwierdził, że przy przekręcaniu w prawą stronę napotyka opór, a drzwi są otwarte. Nie spodziewał się zastać nikogo w środku, ponieważ Shintarou od kilku godzin powinien znajdować się już w sklepie sportowym, w którym dorabiał, a Aomine popołudniowy trening kończył za pół godziny. Stwierdził, że najwidoczniej któryś z nich wrócił wcześniej i bez zastanowienia wkroczył do środka.

Chociaż zazwyczaj robił, tym razem nie wykrzyczał od progu „Wróciłem!", „To ja" albo innych głupich słów sygnalizujących pozostałym lokatorom jego obecność. Po prostu w skupieniu zsunął ze stóp buty, zdjął cienką kurtkę i po odwieszeniu jej na wieszak w ciasnym korytarzyku, udał się do kuchni.

W jej progu stanął jak wryty z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Podłoga, na której poprzedniego dnia spoczęły skrawki podartej koperty, została pozamiatana, prawdopodobnie przez Midorimę, który cenił sobie porządek o wiele bardziej od pozostałych lokatorów. Jedno z krzeseł stojących przy stole było jednak odsunięte i spoczywała na nim postać, zza której pleców padała blada, wieczorna poświata wydostająca się z okna. Kazunariemu zaschło w ustach, a ból głowy, o którym na chwilę zapomniał, znów zapłonął.

— Witaj, Takao.

Nieskazitelnie biały garnitur, bez ani jednego zagięcia. Pod nim jasnoniebieska koszula, przewiązana u szyi czarnym, eleganckim krawatem. Na nogach połyskujące, czarne buty. Intensywnie czerwone włosy były zupełnie takie same, jak na zdjęciach – przynajmniej Takao mógł się przekonać, że nie były fałszywe, tak jak jego.

Oczy, w podobnym kolorze do okalających bladą twarz kosmyków, wbijały w niego spojrzenie, którego intencje nie do końca potrafił określić. Przez chwilę Takao nie był w stanie połączyć faktów. Nie mógł zrozumieć, jak nieznajomy, którego poznał przez internet zaledwie zeszłego wieczora, mógł znajdować się w jego kuchni. Nie miał jednak najmniejszych wątpliwości, że to był on: użytkownik o nazwie OkoInperatora158.

Z gardła Takao wydobył się niezrozumiały, zachrypnięty odgłos. Nieznajomy spojrzał na niego, uśmiechając się lekko.

— Słucham? — powiedział. Jego głos był głęboki, jakby mógł pomieścić w sobie szereg różnorakich intencji.

Kazunari przełknął ślinę i spróbował ponownie zapanować nad swoim narządem mowy.

— Jak się tu znalazłeś? — zapytał, mówiąc bardziej z zainteresowaniem, niż zdenerwowaniem. — Przecież drzwi były zamknięte, a...

— Jestem właścicielem większości budynków w tej dzielnicy — stwierdził czerwonowłosy beznamiętnie. — Hiraiwa-san, który wynajmuje wam ten lokal, jest tylko moim pośrednikiem.

Nie wiadomo skąd, w jego ręce nagle znalazł się pęk kluczy, który po podrzuceniu do góry, wylądował z brzękiem na blacie stołu.

— Ale jak... Po co... — Zdenerwowanie po chwili zaczynało brać górę, a boląca głowa nie ułatwiała Takao zapanowania nad nim. — Co ty tu robisz, do cholery?! — Niemal wykrzyczał w końcu.

— Spokojnie, nie widzę powodu do nadwyrężania emocji — odpowiedział tamten, widocznie z coraz większym rozbawieniem. — Nie cieszysz się, że mnie zobaczyłeś?

— Co? — Kazunari był coraz mocniej zbity z tropu.

— Wczoraj wieczorem byłeś w odrobinę bardziej przystępnym nastroju..

Czerwonowłosy sięgnął do kieszeni swojego garnituru, wyciągając telefon. Takao wiedział już, co zaraz zobaczy. Co on wczoraj wypisywał? W jednej chwili pożałował, że nie zajrzał rano do historii konwersacji, żeby przynajmniej przekonać się o własnej, pijackiej głupocie. A przecież myślał już, że kiedy Satsuki da mu spokój, będzie mógł o wszystkim zapomnieć.

— Skąd wiedziałeś jak wyglądam? — pytał dalej twardo. — I że jestem facetem. Przecież na tym portalu wszystkie informacje były nieprawdziwe.

— Skoro nie pamiętasz rozmowy ze mną, to pewnie o wszystkich tych zdjęciach, które mi wysłałeś, też nie masz pojęcia.

Nieznajomy uśmiechał się już szeroko, odwracając swój telefon ekranem w jego stronę i pokazując po kolei słabo oświetlone fotografie. Takao, chociaż musiał mrużyć oczy, by dostrzec coś z tej odległości, od razu rozpoznał na nich siebie — przez ilość spożytego alkoholu niemal odciętego od rzeczywistości. Większość zdjęć zrobiona została na imprezie u Kagamiego, zapewne na zabrudzonej (do końca życia będzie pamiętał o tych plamach!) kanapie, ale ostatnie z nich, wykonane w znacznie lepszym świetle, mieściło się w zupełnie innej scenerii. Przedstawiało go już w jego pokoju, rozebranego od pasa w górę i w pozie mającej prezentować jego wątpliwej jakości mięśnie.

Poczuł, jak czerwieni się na całej twarzy, którą miał ochotę jak najszybciej zasłonić dłońmi. Tak też zrobił, nie mogąc skomentować tej sytuacji w żaden inny sposób.

— Była z ciebie bardzo słaba dziewczyna — powiedział w tym czasie czerwonowłosy. — Wyciągnięcie prawdy nie zajęło mi nawet piętnastu minut, tak samo jak innych informacji. Przyznam też, że świetnie się przy tym bawiłem.

Takao opuścił ręce, odsłaniając twarz i wzdychając głęboko.

— Przepraszam — powiedział cicho, o wiele łagodniej niż wcześniej. — Byłem na imprezie z przyjacielem i upiłem się. Być może nawet zaprosiłem cię dzisiaj do siebie, ale zupełnie tego nie pamiętam...

— Nie przyszedłem tu dlatego, że mnie zaprosiłeś — stwierdził tamten, cały czas uśmiechając się kątem ust. — Na całe szczęście nie byłeś taki głupi, żeby opisać mi dokładnie, gdzie mieszkasz.

— Więc po co tu jesteś?

Czerwonowłosy wzruszył ramionami.

— Ponieważ mi nie odpisywałeś. — Takao wpatrywał się w niego z niedowierzaniem. — Zawsze znajduję sposoby, żeby zdobyć to, czego chcę.

Wyraz jego twarzy w momencie wypowiadania tych słów całkowicie się zmienił. Nie było to już pobłażliwe rozbawienie, jakie prezentował jeszcze kilka sekund temu. Ton jego głosu był poważny, a lekki uśmieszek całkowicie zniknął. Czerwone oczy zalśniły ostrym blaskiem. Szczerze mówiąc, Kazunari nawet lekko przestraszył się tego widoku.

— Przykro mi, że cię zawiodę, ale nie jestem dziewczyną, której poszukiwałeś na tym portalu — stwierdził czarnowłosy.

Na twarz drugiego mężczyzny powrócił lekki uśmiech, a oczy przestały mieć tak złowrogi wyraz. Wstał, a Takao mógł podziwiać w całej okazałości jego elegancki ubiór, na jaki, zakładał, jego samego nigdy nie będzie stać.

— Skoro się tu pofatygowałem — powiedział mężczyzna, podszedł do Takao i dotknął dłonią jego brody, unosząc ją lekko do góry — to znaczy, że jesteś tym, kogo poszukiwałem.

Jego dotyk zniknął ze skóry Kazunariego z taką lekkością, z jaką się pojawił, a ten nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle na to pozwolił. Nieznajomy po chwili był już powrotem przy stole. Takao w tym czasie stał nadal w bezruchu, wpatrując się w śnieżnobiały materiał jego garnituru, jak zahipnotyzowany.

— Jak się nazywasz? — Wyrwał się z transu dopiero po kilku minutach. Czerwonowłosy spojrzał na niego zdezorientowany. — Nadal nie mam pojęcia, jak się nazywasz — próbował wyjaśnić Takao.

Nagle na twarzy drugiego mężczyzny pojawił się błysk zrozumienia.

— Powinienem przewidzieć, że tego też nie będziesz pamiętał — mruknął, ponownie lekko się uśmiechając. — Akashi Seijuurou. Tyle na razie powinno wystarczyć.

Wyciągnął w jego stronę dłoń, a Takao, po chwili zastanowienia, ujął ją niepewnie. Akashi miał silny, acz w pewien sposób chłodny uścisk, przywodzący na myśl, jakby wykonywał go w ciągu dnia tysiące razy.

— Chcesz może napić się kawy albo herbaty? — zapytał Kazunari, orientując się nagle, że czerwonowłosy, choć nieproszony, był także jego gościem.

Akashi uśmiechnął się lekko na tę propozycję i dopiero teraz, jakby wcześniej jego mózg nie dopuszczał do siebie tego określenia, Takao dostrzegł, jak niesamowicie jest przystojny.

— Dziękuję, ale powinienem się już zbierać — odparł. — Przez to, że chciałem zrobić ci niespodziankę, zaparkowałem dość daleko. Ale najpierw przekażę ci to, po co jeszcze tu przyszedłem.

Mężczyzna zbliżył się do czarnowłosego. Był o kilka centymetrów niższy od niego, ale Takao pod wpływem jego wzroku czuł się jakby mniejszy. Nie miał pojęcia, o co chodziło Akashiemu i wywołało w nim to lęk. W końcu widział go pierwszy raz w życiu, a ten w niespodziewany sposób pojawił się w jego kuchni, niczym się nie przejmując. Stali o krok od siebie, a na twarzy Seijuurou nie było już uśmiechu. Takao nagle poczuł, że jego wizyta wcale nie jest zwykłą, przyjacielską pogawędką i że przez jeden głupi wybryk wpakował się w kłopoty. Gdy o tym pomyślał, przed oczami stanęli mu faceci ze sklepu zoologicznego, kładący przed nim owiniętą taśmą paczkę. Gdy Akashi zaczął mówić, Kazunari niemal wstrzymał oddech.

— Chciałem zaprosić cię na kolację.

Takao głośno wypuścił powietrze, czerwieniąc się, gdy zrozumiał, jak idiotycznie musiało to wyglądać w oczach Akashiego. Ten z powrotem przybrał pogodny wyraz twarzy, zupełnie niepodobny do poprzedniego, prezentowanego przez niego oblicza.

— Wiem, że musiałem cię nieźle nastraszyć przychodząc tu bez zapowiedzi — kontynuował czerwonowłosy, wzruszając ramionami — ale tak już mam w naturze. Mam nadzieję, że mimo to się zgodzisz. Może być w czwartek o osiemnastej?

Wbił w Takao intensywny wzrok, a ten miał na końcu języka słowa zgody. W jednej chwili zapomniał o liście z uczelni, tajemniczej paczce w pracy i telefonie do matki, który obiecał sobie wykonać. Ostatecznie jednak zawahał się.

— Chętnie przyjdę, ale nie wiem jeszcze, czy będę mieć czas...

— W porządku — uciął szybko Akashi. — Jeśli coś ci wypadnie, to daj mi znać. Zapisałem na kartce mój numer telefonu i adres restauracji. — Położył na stole małą, kwadratową karteczkę, która nagle znalazła się w jego dłoni. — A teraz muszę już lecieć, mam kilka ważnych spraw do załatwienia.

Jednym, szybkim krokiem Akashi zmniejszył odległość między nimi. Nim Takao mógł zorientować się, co się dzieje, poczuł na swoich ustach ciepłe wargi Seijuurou, układające się w szybkim pocałunku. Wciąż otrząsał się z zaskoczenia, gdy Akashi zniknął już za jego plecami. Nie potrzebował niczyjej pomocy, by odnaleźć drogę do wyjścia.

Takao, na nogach niczym z waty, ze świeżym wspomnieniem nieoczekiwanego pocałunku, zbliżył się do kuchennego stołu, ujmując w dłoń zapisaną drobnym pismem Seijuurou karteczkę. Potem skierował się do okna, kątem oka zauważając sylwetkę czerwonowłosego znikającą za rogiem sąsiedniego budynku. Na zewnątrz zaczęło się już ściemniać i jego elegancki, biały garnitur wyraźnie odcinał się od otoczenia.

Takao nie spojrzał nawet na kartkę trzymaną w dłoni, chowając ją od razu do kieszeni spodni. Gdy wsunął tam rękę, od razu przypomniał sobie o obecności podobnej notatki, wiążącej się ze znacznie mniej przyjemnymi skojarzeniami.

Miał zadzwonić do matki, poinformować ją o swojej życiowej porażce i jak najszybciej wynieść się z Kioto. Nie zdziwiłby się, gdyby po jego telefonie kobieta nalegała, żeby zrobił to jeszcze dzisiaj. Wtedy kolacja, na jaką zaprosił go Akashi, pozostałaby tylko w sferze nigdy niespełnionych marzeń pozostawionych w tym mieście. Mimo tego, z samemu sobie nieznanych przyczyn, wyjął z drugiej kieszeni komórkę, wyświetlając na ekranie numer matki. Przygryzł zębami paznokieć kciuka, a pasma czarnych włosów wpadły mu do oczu, gdy z zastanowieniem wpatrywał się w rząd wyświetlanych cyfr.

Nagle poderwał głowę do góry, słysząc donośny warkot silnika na ulicy. Po drodze, w świetle zapalających się leniwie ulicznych latarni, przejechało w mgnieniu oka czarne Porshe. W innych okolicznościach zdziwiłby się obecnością tak drogiego samochodu w swojej podupadłej dzielnicy, w tym momencie jednak nie musiał się nawet zastanawiać, kto siedział za kierownicą. Akashi Seijuurou w swoim nieskazitelnie białym garniturze, choć Takao dobrze wiedział, że nie mogło to być możliwe, wydawał się spoglądać swoim intensywnym wzrokiem wprost na niego.

Kazunari jednak najbardziej dziwił się szczegółowi, jaki dostrzegł mimo dzielącej ich odległości. Jedno z oczu Akashiego, za opuszczoną szybą samochodu, nie wydawało się już czerwone, a miodowozłote.

Nagle Takao stwierdził, że telefon do matki może poczekać jeszcze kilka dni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro