Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hachi


– Nic mi nie powiedziałeś! Nic!

– Nie było cię w pracy...

– To ty telefonu nie masz?! Raz zadzwoniłbyś z czymś ważnym, a nie, że brakuje ci mleka do kawy!

Gdy Momoi zobaczyła, jak Takao wysiada przed sklepem z czarnego Porsche Akashiego oczy o mało nie wyszły jej z orbit. Takao musiał aż wytłumaczyć Seijuurou, że to tylko jego współpracowniczka, a nie żadna psychopatka, Akashi jednak i tak nie przestał mierzyć jej podejrzliwym wzrokiem. I tylko dolał oliwy do ognia, gdy na pożegnanie cmoknął Kazunariego w policzek.

Po wejściu do sklepu Takao nie miał gdzie uciec przed opętańczym terkotem. Narzucił na wczorajszą, pogniecioną już koszulę służbowy fartuszek i poprawił plakietkę z nazwiskiem, ignorując oburzoną Momoi na tyle, na ile tylko mógł.

– Ale przecież to nie było nic ważnego. Zwykłe wyjście...

– Z kimś takim! Od tego gościa czuć pieniądze z kilometra! Gdyby szef zobaczył, że ktoś przywiózł cię tu takim autem, to chyba z zazdrości by cię zwolnił.

Takao jęknął, przykładając rękę do twarzy. Momoi miała często zupełnie nierealne pomysły i paranoje, jednak scenariusz, który przedstawiła, rzeczywiście mógłby mieć miejsce. Musiał powiedzieć Akashiemu, żeby już nigdy nie podjeżdżał pod jego pracę, przynajmniej nie tym autem... Zaczerwienił się, skonsternowany swoimi myślami. Planował tak, jakby w ogóle mieli się jeszcze kiedykolwiek spotkać, a przecież to nie było jeszcze takie pewne. Telefon do matki nadal wisiał na liście rzeczy do wykonania, a razem z nim na cienkim włosku trzymała się jego przyszłość w tym mieście. W dodatku, choć rozstali się przed chwilą, Takao miał wrażenie, że wszystko, co przeżył u boku czerwonowłosego, nie wydarzyło się naprawdę. Że wczorajszy wieczór był tylko snem, wytworem jego naiwnego umysłu, który musiał jakoś pocieszyć się po ostatnich porażkach.

Ale jednak nie, stojąca przed nim z rękami na biodrach Momoi była oburzona całkiem realnie i wbrew wszystkiemu, Takao był jej za to wdzięczny. Jak inaczej udowodniłby sobie, że to wszystko naprawdę się wydarzyło?

– Nie obchodzą mnie jego pieniądze – powiedział szczerze. – To bardzo ciepły i życzliwy człowiek. Spędziliśmy razem przyjemny wieczór.

– Skoro cię tu teraz przywiózł, to pewnie też noc. – Podeszła do przeciwnej krawędzi lady, niby zwabiona jego nagłą otwartością. – Nie oszukasz mnie, musiało do czegoś dojść...

Takao odskoczył od niej jak oparzony.

– Rany boskie, Satsuki! Ty w ogóle nie masz wstydu!

Prychnęła, jakby jego słowa w ogóle do niej nie dotarły.

– Więc?

– No, my po prostu spaliśmy. I tyle. – Czuł się jak na przesłuchaniu. Różowowłosa przez chwilę lustrowała go spojrzeniem, jednak po chwili odpuściła, jakby nabrała pewności, że mówił prawdę. Wyglądała na rozczarowaną.

– Jaki romantyk – rzuciła. – Gdzie teraz się takich znajduje?

– No... Przecież wiesz, gdzie. I przypominam, że to dzięki twoim zdjęciom. Ja bym chyba nie miał aż takiego powodzenia.

Ściągnęła usta w dziubek.

– To może ja też bym się mu spodobała. Jak jednak ci nie podpasuje, to daj mi znać.

Takao zaśmiał się sucho.

– Musisz się ustawić w kolejce za Aomine.

– Za tym matołem? Jezu. – Przewróciła oczami. – No cóż, on szybko odpadnie.

Stwierdziwszy, że odpowiedział Satsuki na wystarczającą ilość pytań, Takao zaczął rozkładać dostawę towaru, która stała w wielkim kartonie, blokując wąski korytarz. Machinalnym ruchem zawieszał na stojaku kolejne opakowania przynęty na ryby, nie mogąc się opędzić od wspomnień ostatniego wieczora. Sposób, w jaki Akashi obejmował go, całował i dotykał był tak delikatny i pełen ogromnego szacunku, że ledwie pasował do stanowczego, tajemniczego mężczyzny. Kiedy Seijuurou wtulał się w niego w nocy, podczas snu, po tej stanowczości i tajemniczości nie pozostał nawet ślad. Jedynie bezgraniczna potrzeba bycia blisko kogoś, komu można było zaufać.

I, choć ledwie co się poznali i właściwie nic o nim nie wiedział, Takao zrozumiał, że już mu ufał. Nawet bardziej, niż pewnemu zielonowłosemu studentowi medycyny, który bawił się jego uczuciami i wciąż stawiał go na drugim miejscu.

Dzwonek przy drzwiach sklepu zabrzęczał tak głośno, że obydwoje z Momoi odwrócili gwałtownie głowy w stronę wejścia. Do środka wpadł szef, zdyszany i czerwony na twarzy.

– Satsuki, do mnie! – zażądał i poczłapał prosto do swojego biura. Takao z konsternacją odkrył, że na twarzy otyłego mężczyzny malował się strach.

Momoi wzruszyła ramionami i rzuciła krótkie spojrzenie w stronę kolegi, po czym ruszyła za szefem. Drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem. Takao, nie mając nic do roboty, poza zastanawianiem się, usiadł na obrotowym krześle za ladą.

Przez swoje bujanie w obłokach zapomniał wypytać Momoi o to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, gdy wyszła z pracy przed czasem. Czy miało to związek z tajemniczym pakunkiem, który Satsuki przekazała szefowi? Może otworzyła go i zobaczyła co jest w środku, dlatego się pokłócili?

Nagle z powrotem opadł na niego ciężar rzeczywistości, w jakiej się znajdował, i o której zapomniał dzięki spotkaniu z czerwonowłosym. Bez niego obok znów był nikim. W teorii obecność Akashiego wcale tego nie zmieniała, ale gdy był sam, czuł to nawet trochę bardziej. Być może po miłych przeżyciach tym boleśniejszy był powrót do nieprzyjemnych spraw, które czekały na niego od dawna.

Telefon do matki. Ile czasu już go odkładał? I co ostatecznie miał jej powiedzieć? Bezużyteczna karteczka, którą zapisał poprzedniego dnia i zgubił gdzieś w domu, dawno przestała już być aktualna. Nie zdał egzaminów na uniwersytet, to prawda. Ale powoli dojrzewała w nim decyzja: nie chciał wyjeżdżać z Kioto. Jak zdoła wytłumaczyć to tej upartej kobiecie?

Tym razem, gdy Satsuki wyszła z gabinetu kierownika, była w pełni spokojna, a drzwi zamknęła za sobą z elegancką, pełną gracji delikatnością. Podeszła za ladę zupełnie, jakby nic się nie wydarzyło. Takao spojrzał na nią spod uniesionych brwi.

– O co chodziło?

Wydawała się zaskoczona tym pytaniem.

– Oh... Wiesz, chyba nie powinnam ci mówić. Takeuchi-san się wkurzy.

Takao w ogóle nie rozumiał, co to miały być za wyjaśnienia. Od kiedy Momoi przejmowała się tym, czy szef był wkurzony czy nie?

– A co było w paczce od tamtych typów? Bo to ty oddałaś ją wczoraj szefowi, prawda?

– Nie wiem. – Kłamała. Widział to w jej uciekającym wzroku. – Po prostu ją oddałam, a potem wyszłam. Chyba lepiej, żebyśmy się w to nie mieszali, prawda?

Powoli skinął głową, choć miał nie dające spokoju wrażenie, że Momoi już była zamieszana. I to o wiele bardziej, niż sama by tego chciała.


W teorii Takao był już kilka kroków od sklepu, gdy za jego plecami pojawiło się czarne Porsche. W dodatku szef dawno już wyszedł, tak samo jak Momoi, spiesząca się na studia. Mimo to Takao i tak nie powstrzymał się od wyrażenia swoich wcześniejszych przemyśleń.

– Lepiej nie podjeżdżaj po mnie pod pracę – powiedział przed otwartą szybę do Akashiego.

– Ciebie też miło widzieć. – Czerwonowłosy jakby nie słyszał jego słów. – Wsiadaj, bo komuś za mną chyba się spieszy.

Choć Takao zupełnie nie spodziewał się, że tak szybko spotkają się ponownie, wsunął się do samochodu tak, jakby to była dla niego najnaturalniejsza rzecz na świecie. Jakby od lat byli umówieni dokładnie w tym miejscu i o tej godzinie.

– Mówię poważnie. Mój szef może zrobić się... niemiły. Plus będziesz musiał znosić Momoi, to ta koleżanka z pracy. Ona na pewno nie da ci spokoju.

– To jej zdjęcia wstawiłeś? – Akashi sprawnie wyjechał na główną ulicę.

– Skąd wiesz?

– Wiem wiele rzeczy.

No tak, powinien się już do tego przyzwyczaić.

– Właściwie, to dlaczego przyjechałeś? Widzieliśmy się przecież rano. I gdzie jedziemy?

– Chciałem cię zobaczyć – powiedział po prostu Akashi. – Poza tym wpadłem na pewien pomysł i nie mogłem się doczekać, aż ci go nie przedstawię. Chyba nie miałeś żadnych innych planów?

Takao nie wiedział czy to było pytanie retoryczne: może Akashi tak głęboko go zinfiltrował, że doskonale zdawał sobie sprawę, że w domu na Kazunariego czekały jedynie piwo i gitara. I śmierdzący po treningu, opowiadający sprośne żarty Aomine.

Pokręcił głową, wpatrując się w Seijuurou. Zastanawiał się, jaki pomysł musiał być dla niego tak przejmujący. Doszedł do wniosku, że mógł być to zarówno wielki, wart duże pieniądze projekt, jak i zwykła codzienna rzecz – po tym człowieku można się było spodziewać dosłownie wszystkiego. Może chciał mu pokazać po prostu nowego kwiatka, który wykiełkował mu w ogródku na balkonie?

Jest marzec, Bakao. Kwiaty schodzą chyba później.

Po tradycyjnym, popielatym garniturze Takao nie był w stanie zbyt wiele wywnioskować. Za to gdy zorientował się, że sam ma na sobie jeszcze wczorajszą koszulę, w dodatki wymiętą i przepoconą, zarumienił się lekko.

Wczoraj wieczorem było już ciemno, więc Takao nie był w stanie rozpoznać, że kierują się do Willi Czerwonych Hiacyntów. Zdał sobie z tego sprawę dopiero, gdy Akashi wprowadził samochód na podziemny parking, gdzie znajdowały się znajome, drogie samochody.

– Więc ten pomysł znajduje się w twoim domu?

Oczy Akashiego błyszczały.

– Tak. Chodź. Pani sprzątająca chyba poszła na obiad, więc powinniśmy być sami.

Takao nie mógł uwierzyć, że znów się tutaj znalazł. Że znów jechał tą windą, która miała go wywieźć na najpiękniejszy punkt widokowy w całym mieście, który znajdował się w salonie dżentelmena stojącego u jego boku. Tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

Gdy znaleźli się na odpowiednim piętrze, Akashi zaprowadził go w stronę salonu, jednak najpierw zaczął mówić w progu:

– Długo myślałem dzisiaj o twojej sytuacji. O tym, że wahasz się, czy wyjechać do matki, czy zostać w Kioto. – Takao przełknął ślinę. – Przyjechałem po ciebie, bo chciałem zdążyć, zanim byś do niej zadzwonił. Chodź.

Salon nie był już tak pusty, jak wcześniej. Niski stolik, na którym wczorajszego wieczora stała butelka wina, został przesunięty pod ścianę, a w jego miejsce został wstawiony wysoki, drewniany stół. Pośrodku blatu leżało pudełko, a na nim prezentował się wizerunek ogrodu Daigo-ji.

– To... puzzle? – Takao wziął pudełko w ręce, a jego zawartość zagrzechotała. – Bez jaj! Dziesięć tysięcy elementów?

Oczy chłopaka zaświeciły się jak monety. Miał ochotę natychmiast zedrzeć folię z opakowania i wysypać układankę na specjalnie do tego przygotowany stół. Powstrzymywał się tylko resztkami dobrego wychowania – w końcu nie wiedział jeszcze, co właściwie planował Akashi.

– Więc podobają ci się? – Kazunariego zdziwiła niepewność w jego głosie. Przecież, skoro wiedział wszystko, musiał też znać odpowiedź na to oczywiste pytanie.

– No pewnie, że tak! Skąd wiedziałeś, że kocham układać puzzle? I co to ma wspólnego z moim wyjazdem?

Akashi podeszedł do niego. Zdjął marynarkę i położył ją na stole. Takao od razu poczuł delikatny zapach jego perfum. Czerwonowłosy znanym już Kazunariemu ruchem uniósł dłonią podbródek Takao w górę, jakby chciał lepiej przyjrzeć się jego twarzy w promieniach popołudniowego słońca, które padąły przez oszkloną ścianę.

– Pomyślałem sobie – zaczął mówić – że to będzie takie wyzwanie. Że nie zadzwonisz do matki, która najpewniej ściągnęłaby cię z powrotem do domu, dopóki nie ułożysz całego obrazka. A ja w tym czasie zadbam o to, żebyś odnalazł na tyle dobre argumenty, by tu zostać.

Takao nie wiedział co powiedzieć – Akashi tak trafnie zdiagnozował wszystkie jego najgorsze lęki. Tak naprawdę przecież nie chciał wracać do domu, chciał zostać. Ale mimo że w teorii był dorosłym mężczyzną, wystarczył jeden rozkaz matki, by zaczął się pakować. Najbardziej na świecie bał się właśnie rozmowy z nią. Tego, że znów, wbrew sobie, się jej podporządkuje i przez to zmarnuje całe swoje życie na przerzucaniu ciuchów w jej sklepie. Akashi miał rację. Do tej bitwy potrzebne były dobre argumenty.

– Wiesz, też kiedyś kandydowałem na medycynę – powiedział nagle Akashi.

– Dostałeś się?

Pokręcił głową, a na jego twarzy pojawił się gorzki uśmiech.

– Zależy, o jaki tryb pytasz. Nie chciałem tam iść, więc się nie uczyłem, dlatego nie zdałem egzaminów. Ale ojciec zadbał o to, bym i tak dostał miejsce, więc ostatecznie skończyłem na uczelni. Zawsze chciał, żeby jego syn miał wyższe wykształcenie, żeby umiał coś pożytecznego. Ale zrezygnowałem zaraz po jego śmierci. Nie tylko dlatego, że to nie było dla mnie, po prostu musiałem przejąć po nim firmę. Dlatego cię rozumiem. Nie chcesz życia, które zaplanowała dla ciebie rodzina, i ja też nie chciałem. Ale wiem, jak trudno się temu przeciwstawić.

– Dziękuję. – Takao nie znalazł innych słów. – Ułożę je. Chociaż pewnie będę pilnował, żeby nie zrobić tego za szybko.

Akashi uśmiechnął się szeroko.

– Nawet jakbyś ślęczał nad nimi całymi dniami, to i tak chwilę ci zejdzie. W dodatku będziesz musiał tutaj przychodzić, a to kolejny plus. Poproszę woźnego, żeby dorobił ci jutro klucze...

Takao był oszołomiony z jaką łatwością Seijuurou udzielił mu dostępu do swojej drogiej willi. Zaraz potem przypomniał sobie, że przecież czerwonowłosy sam dysponował pękiem kluczy do jego mieszkania.

– Chyba mogę zacząć dzisiaj. I tak nie mam nic lepszego do roboty...

– Fantastycznie! Jesteś głodny? Możemy coś zamówić.

Takao zrozumiał, że oprócz szybkiej kanapki w pracy nie jadł tego dnia zupełnie nic. Nie chciał jednak za bardzo się narzucać. Akashi i tak wiele już dla niego zrobił.

– Właściwie to chciałbym się tylko przebrać, więc może wrócę szybko do domu i tam coś zjem...

Seijuurou zmarszczył brwi, jakby nie podobał mu się ten pomysł.

– Tutaj też znajdą się jakieś ubrania. Chyba mamy podobne rozmiary. Ale jeśli bardzo chcesz, mogę cię podwieźć, będzie szybciej.

Takao zrozumiał, że przeciwstawianie się zamysłowi czerwonowałosego nie miało większego sensu. On i tak zawsze robił wszystko na swoją modłę.

Miał już z uśmiechem przyjąć jego propozycję, gdy jego telefon rozdzwonił się, wypełniając pomieszczenie skoczną melodią, zupełnie niepasującą do eleganckich ścian. Gdy Takao odebrał, jego zdziwienie jedynie się powiększało. Po rozłączeniu się przyłożył dłoń do czoła, a Akashi spoglądał na niego badawczo. Kazunari odchrząknął niepewnie.

– No więc... Czy po drodze do mojego domu moglibyśmy zahaczyć o szpital?


***Kto czyta w 2024?***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro