Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🧡 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟔 🧡

🧡

Kiedy Tommy zobaczył totalnie nieznaną dla siebie kobietę, zmarszczył brwi. Przecież tutaj mieszkali jego rodzice. Dlaczego więc drzwi otworzyła mu obca kobieta?

— Dzień dobry. Czy zastałem Harolda i Klarę Winehouse?— spytał Tommy, załączając swoje dłonie i bawiąc się swoimi palcami.

— Winehouse?— upewniła się kobieta, marszcząc brwi.— Nie mieszkają tu od dobrych kilku lat.

— Jak to?— spytał zszokowany Tommy.

— Jakieś trzy, może cztery lata temu sprzedali nam ten dom i zniknęli.— odpowiedziała kobieta, wzruszywszy ramionami.— Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy.

— Ma pani może ich numer telefonu?— spytał Tommy, gdyż wcześniej po ogromnej kłótni z rodzicami, kiedy był jeszcze nastolatkiem, po prostu usunął ich numery...

— Mam, ale nie mam pewności, czy są aktywne.— odparła kobieta.— Może chciałbyś wejść do środka?

— Nie, nie. Poczekam na werandzie.— odpowiedział szybko Tommy, posyłając kobiecie delikatny uśmiech. Po chwili ta zniknęła za drzwiami, ale wróciła niedługo później ze skrawkiem papieru.

— Trzymaj.— powiedziała, wciskając mu w rękę karteczkę.— Muszę zapytać: Kim są dla ciebie ci ludzie?

— To moi rodzice.— odparł Tommy, chowając kartkę do kieszeni swoich spodni.— Wcześniej się pokłóciliśmy... i zamieszkałem gdzie indziej.

— Rozumiem.— odpowiedziała kobieta, wyglądając na dość przejętą tą sytuacją. Po dłuższej rozmowie i namówieniu Tommy'ego na herbatkę, chłopak w końcu udał się z powrotem do swojego domu.

Wszedłszy do środka, zamknął drzwi, ściągając trampki, rzucając się na kanapę w salonie. Nie włączył nawet telewizora, patrząc się w biały sufit. Bił się z własnymi myślami, czy zadzwonić pod podany numer...

— Raz się żyje.— westchnął Tommy, sięgając po swój telefon, wyciągając kartkę z kieszeni i wystukując numer.

— Halo?— usłyszał męski głos po kilku sygnałach. Niemal natychmiast go poznał. To był jego ojciec.

— Cześć.— powiedział tylko tyle Tommy, bojąc się, że mężczyzna w telefonie usłyszy mocne bicie jego serca.

— Tommy?— dopytał Harold jakby zszokowany. Chłopak zacisnął powieki.

— Tak, to ja.— odszepnął Tommy, zagryzając wargę ze stresu.— Nie przeszkadzam?

— Nie.— odparł męski głos.— Cieszę się, że dzwonisz. Że sobie przypomniałeś.

— Cholernie was za to przepraszam. Byłem tylko głupim gówniarzem, który nie wie, co robi... Nigdy nie wybaczę sobie, że was zostawiłem.— wyszeptał Tommy, czując szloch cisnący się do jego gardła, jednak przecież musiał być silny.

— Wydaje mi się, że to nie rozmowa na telefon.— stwierdził Harold.— Chciałbyś... nas odwiedzić?

— Oczywiście. Z chęcią.— odpowiedział natychmiast Tommy.— Mogę przyjechać nawet za niedługo.

— Dobrze. Wyślę ci adres we wiadomości.— oznajmił mężczyzna, a Tommy przytaknął.

— Dziękuję. Będę jak najszybciej.— odpowiedział Tommy natychmiast, a gdy się rozłączyli, dostał wiadomość z adresem. Mieszkali dalej w Los Angeles, więc podróż nie musiała być długa.

Chłopak niemal od razu wsiadł w samochód. Nastawił nawigację, wkładając telefon w stojak, odpalając samochód i jadąc pod wyznaczony adres.

Podróż nie zajęła mu wiele, gdyż chciał dostać się tam jak najszybciej. Po około trzydziestu minutach był już na miejscu. Zaczął się coraz mocniej stresować, czując, jak jego ręce zrobiły się mokre na kierownicy.

— Ojeju.— westchnął Tommy, parkując samochód przed dom, wyłączając go i opierając głowę o zagłówek. Po chwili jednak odważył się wyjść z samochodu. To chyba była jakaś chwila nagłej odwagi, ponieważ kilka sekund później mocno tego pożałował. Ale do cholery, w końcu byli to jego rodzice... Tommy stanął na werandzie, pukając do drzwi.

— Dzień dobry, Tommy.— powiedział jego ojciec, otwierając mu niemal od razu. Mocno się zmienił przez te pięć lat, kiedy się nie widzieli. Zdecydowanie osiwiał, na jego twarzy pojawiły się już drobne zmarszczki i wydawało mu się, że jego ojciec trochę zmalał. Lub po prostu Tommy tyle urósł.

— Dzień dobry.— odparł przerażony Tommy, wciąż obserwując jego twarz, która teraz wyglądała znacznie łagodniej niż wcześniej.

— Tęskniłem za tobą.— powiedział mężczyzna, nagle zbliżając się do Tommy'ego i mocno go przytulając.

— Też za wami tęskniłem.— odparł Tommy, oddając uścisk ojca.— Mam okropne wyrzuty sumienia, że tak was zostawiłem... Gdzie mama?

— Wejdź do środka.— powiedział lekceważąco mężczyzna, odwracając się na pięcie i idąc do salonu. Młodszy zamknął drzwi, ściągając trampki i idąc za ojcem.— Usiądź. Kawy, herbaty?

— Woda mi wystarczy.— stwierdził Tommy po bardzo krótkim namyśle, rozglądając się po pomieszczeniu. Jego rodzice nigdy nie byli ani biedni, ani bogaci, więc warunki w ich domu były odpowiednie, a w pomieszczeniach, w których Tommy przebywał, było świetnie urządzone.

— Jasne.— odpowiedział mężczyzna, po czym udał się do kuchni. Tommy ruszył zaraz za nim, przeglądając zdjęcia na ścianach. Znalazł także swoje zdjęcie.

— Przepraszam za to, co zrobiłem.— westchnął Tommy z ogromnymi wyrzutami sumienia.— Że wybrałem Harperów, a was zostawiłem.

— Z nami nigdy nie żyłbyś tak, jak teraz żyjesz.— stwierdził mężczyzna, wyciągając wodę z lodówki i nalewając ją do szklanki. Wyciągnął także cytrynę, krojąc ją i wkładając do wody.— Idealnie pasujesz do Harperów. To dobrzy ludzie.

— Wiem, ale to nie zmienia faktu, że ja was tak po prostu porzuciłem...— wymamrotał Tommy, pocierając skronie.— To było bardzo żałosne i egoistyczne z mojej strony.

— Tommy, przestań w końcu o tym mówić.— mruknął mężczyzna.— Stało się, to się stało i nic już na to nie poradzimy.

— Może i masz rację... Ale chcę odbudować z wami relacje i mieć z wami kontakt.— oznajmił Tommy. Nicky'ego i Madeline traktował jak swoich rodziców, ale przecież nie mógł zapominać o swoich biologicznych rodzicach.

— No, a co u ciebie? Jak ci się powodzi? Masz jakąś dziewczynę?— spytał mężczyzna, gdy rozsiedli się na kanapie w salonie. Tommy wziął łyka wody, po chwili odstawiając szklankę na drewniany stolik.

— Wiem, że nigdy ci się to nie podobało, ale... jestem biseksualny.— oznajmił Tommy, przełykając ślinę, załączając ze sobą ręce i patrząc w podłogę.

— Zmieniłem się.— odparł od razu mężczyzna.— Nie jestem już żadnym homofobem, obojętnie mi, jakiej jesteś orientacji seksualnej. Bylebyś żył dobrze i tak, jak chcesz.

— Dziękuję.— odpowiedział Tommy, posyłając mu delikatny uśmiech.— No więc wcześniej miałem aż narzeczoną, ale niedługo później stwierdziłem, że... po prostu nie jest tą jedyną. Chociaż jak to mówią, śmieci same się wyniosły, ponieważ mnie zdradziła.

— Myślę, że dobrze zrobiłeś.— poparł go Harold, klepiąc go po ramieniu.— A teraz masz kogoś na oku?

— Może i mam...— odparł Tommy, wkładając twarz w dłonie.— To Mason Harper. Znasz go. My... spaliśmy ze sobą. Na samym początku czułem się trochę jak pedofil, ale w końcu jest legalny... Powoli się dogadujemy.

— To bardzo dobrze, Tommy.— odparł mężczyzna, uśmiechając się w stronę syna.— Myślę, że Mason byłby dla ciebie idealny, choć wiesz, trochę mi dziwnie, bo zapamiętałem go jako jedenastolatka...

— No to pokażę ci go teraz.— odparł ze śmiechem Tommy, wyciągając telefon.— Ostatnio byłem z nim na sesji zdjęciowej, no bo wiesz, jak to Harper jest modelem i jest sławny–

— Ty też jesteś sławny.— zauważył Harold.— Wiele razy widziałem cię w telewizji z Mackenzie.

— Na początku wydawałem piosenki i śpiewałem, ale teraz trochę rozleniwiłem dupę... Choć może w końcu dostanę weny i napiszę jakąś piosenkę.— odparł Tommy, pokazując ojcu na telefonie zdjęcie z sesji, na której był Mason.

— No, powiem ci, że gdybym był gejem, czy tam biseksualny i miałbym dwadzieścia lat, też bym się za niego zabrał.— stwierdził ze śmiechem Harold.— Życzę wam szczęścia.

— Dziękuję. Ale... w końcu nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Gdzie mama?— spytał Tommy po dłuższej chwili, zerkając na ojca, którego uśmiech zgasł.

— Przykro mi to mówić, bardzo, ale... twoja mama nie żyje.— oznajmił Harold, a Tommy poczuł ukłucie w sercu.

— Co?— spytał zszokowany, patrząc na ojca oczami, które już chwilę później zaszły krystalicznymi łzami.

— Zmarła na raka piersi.— oznajmił mężczyzna, po którym było widać, że dalej go to trapi, ale już się z tym pogodził.— Dwa lata temu.

— Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego się ze mną nie skontaktowałeś?— spytał zdenerwowany Tommy, wstając z kanapy.

— Byłeś wtedy na trasie koncertowej, nie chciałem cię zamartwiać.— odparł Harold.— Przepraszam, że to przed tobą ukryłem, ale byłeś tylko dzieckiem...

— Miałem osiemnaście lat!— zauważył Tommy, ocierając łzę, która niespodziewanie spłynęła po jego policzku.— Mogłem przyjść chociaż na pogrzeb...

— Przepraszam.— powtórzył mężczyzna.— Dla mnie to też było trudne.

— W porządku.— odpowiedział Tommy, wzruszywszy ramionami.— I tak już nic nie zdziałam... Mogę chociaż odwiedzić jej grób?

— Oczywiście, możemy pojechać razem.— odpowiedział od razu Harold, a później oboje udali się do samochodu Tommy'ego, który prowadził młodszy.

Kiedy dotarli na pobliski cmentarz, Harold od razu zaprowadził Tommy'ego na grób jego matki. Kiedy chłopak zobaczył nagrobek z podpisem: „Klara Winehouse, zmarła dwudziestego lipca dwa tysiące czterdziestego trzeciego roku”, uklęknął przed nim, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nie zwracał uwagi na łzy spływające po jego policzkach. Teraz to było nieważne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro