Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. FEDERICA


— Chcę powiedzieć o nas pracownikom. — Boris informuje mnie, gdy jakimś cudem udaje mi się wymknąć z jego objęć. Zdejmuję futerko, bo już zdążyłam się ugotować. Staję jak wmurowana i odwracam w tył głowę, by spojrzeć na niego czy przypadkiem się nie zgrywa. — Podczas wyjazdu w góry — dodaje z przygryzioną wargą i pochłania wzrokiem każdy centymetr mojego ciała, aż czuję się nieziemsko zawstydzona.

Jakich nas? — zastanawiam się, marszcząc czoło. 

— Że co? — ulatuje z moich ust, zanim orientuję się jak to mogło niegrzecznie zabrzmieć, a z drugiej strony, walić to.

Czy go już zupełnie popieprzyło?

— Ricka, po co mamy się ukrywać, rybko? — Podchodzi do mnie i pociąga za rękę.

W tych butach z ledwością się poruszam, a taki gwałtowny ruch sprawia, że tracę równowagę. Boris chowa mnie w swoich ramionach i smyra nosem o mój policzek.

Okej, to bardzo miłe, nawet bardzo, bardzo. I tak, między udami czuję znajome pulsowanie...
Shit!

— Ale Boris, przecież... ty za dwa miesiące masz ślub! — jąkam odurzona jego obecnością. Niestety to typ mężczyzny, który bardzo mi się podoba, ale to bez znaczenia, jest zajęty i za dwa miesiące ma się żenić ze swoją narzeczoną Natalie, która jest panicznie zazdrosna o Borisa i chyba już wiem skąd ten lęk.

— Wczoraj prawie zerwałem z Natalie. — Patrzy na mnie, wyczekując mojej reakcji, a ja tylko wypuszczam powietrze i wymykam się z jego ciasnego objęcia, po czym opadam na zasłane miękką kapą łóżko.

— Ja pierdolę... wiesz jak to brzmi? — Tylko to udaje mi się z siebie wydusić. — Oni mnie zjedzą i plotka okaże się prawdą, w sensie część plotki.— Chowam twarz w dłoniach i muszę policzyć do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć. Boris jest jeszcze większą łachudrą, niż sądziłam.

— Przez dwa tygodnie nie myślałem o nikim innym, rozumiesz? Co ja mówię! Przez pół roku! Czemu wtedy uciekłaś, co? — Klęka przede mną, chwyta za moją dłoń i pociera ją kciukiem. — Teraz gdy wreszcie jakimś cudem mam cię obok, ty ciągle się odgryzasz, odtrącasz mnie, dając mi do zrozumienia, że masz mnie w dupie. Wiesz jak bardzo tego nie lubię? — Siada obok i zmusza mnie, żebym spojrzała w jego oczy, przytrzymując za mój podbródek. — Ale nie masz, prawda? Wtedy, w ten piątek, gdy nas sobie przedstawiono... — Przygryza wargę i delikatnie całuje moje usta, zniewalając mnie swoją męskością. — Myślałem, że zwariuję, kiedy mnie spoliczkowałaś. Pragnę cię, Federica, czego nie rozumiesz? Los nas znowu ze sobą połączył, wierzę, że to nie jest przypadek.

— Rzuciłeś się na mnie! W biurze! Każdy mógł wejść i tak też się stało! Masz cholerny zanik pamięci? — Wybucham wytrącona z równowagi i zabieram swoją dłoń, bo co on sobie myśli, że ma mnie na wyłączność również poza pracą? — Później to ja musiałam i nadal muszę słuchać, że jestem sekretarka-szparka, puszczalska dziwka, lafirynda za pięć dolców, a ty nie zrobiłeś nic, żeby uciąć te spekulacje! Kompletnie nic! Wiesz jak to wyglądało?! Wybiegłam z biura potargana i nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej czułam się tak poniżona!

Tak, czułam się, ale on nie musi o tym wiedzieć... Nie jest nikim ważnym, ważne osoby znają moje najmroczniejsze smutki.

— Rybko, zwolnię każdego, kto, chociażby źle na ciebie spojrzy, a teraz chodź tu do mnie, bo cholernie się stęskniłem. — Boris chowa swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi i delikatnie muska ustami moją skórę.

— To szykuj się na zbiorowe zwolnienie...— bąkam wkurzona.

— Zwolnić wszystkich? Okej, zaraz to zrobię, ale najpierw ładnie cię przeproszę. — Gładzi moje ramię, odsłaniając fragment mojego ciała i obsypuje mnie wilgotnymi pocałunkami.

Przy nim tracę kontrolę nad własnym ciałem, czego nie lubię, ale resztą sił odpycham go delikatnie od siebie i dodaję z udawaną miną żalu, w sumie, to gdyby był wolny, to pewnie już wypinałabym się do niego tyłkiem:

—To nie jest dobry pomysł, Boris. — Te słowa uruchamiają w nim program "dominuj samcu", ale ja tylko spoglądam w jego zielone oczy i uśmiecham się gorzko. I chociaż bardzo podoba mi się ten mężczyzna, to nie chcę pogarszać swojej i tak już złej reputacji korporacyjnej ściery.

W mojej głowie dudni alarm i jeżeli za moment po prostu nie ucieknę, będę puszczalską motyką do kwadratu.

— Rybko, wyluzuj, dobrze? — Boris chwilę mi się przygląda i oblizuje swoje pełne usta, skupiając wzrok na moim biuście.

No tak ten cholerny dekolt...

— Jak to będzie wyglądać, co? — Wstaję z łóżka, bo jego obecność źle na mnie działa — pozbawia rozumu w trybie natychmiastowym i jedynie, o czym myślę, to o zapomnieniu z tym oto przystojnym przedstawicielem firmy o nazwie: "Seksowne ciacho, w czym mogę pomóc?".

Skopuję z obolałych stóp buty, a z głowy te głupie myśli i odstawiam obok łóżka walizkę.

— Normalnie? — Boris chwyta mnie za rękę i pociąga ku sobie, więc chcąc nie chcąc siadam mu na kolanach i obejmuję jego szyję, bawiąc się idealnie przystrzyżonymi włosami.

Pewnie więcej czasu poświęca na pielęgnację, niż ja — zastanawiam się w myślach, przyglądając jego twarzy i fryzurze.

To takie granie na czekanie z mojej strony, choć dobrze czuję, że szefuńcio jest już gotowy do szybkiej akcji. Czując jego wzwód, tylko głośniej przełykam ślinę i zbieram myśli w słowa.

Cholera... jest napalony jak szczerbaty na suchary, a mnie po prostu cholernie brakuje bliskości, aczkolwiek dobrze wiem, że to nie jest odpowiedni partner, może dobrze pieprzy, ale nic poza tym.

— Już mam przyklejoną łatkę puszczalskiej, a dobrze wiemy jak to między nami było... Nie znaliśmy się... — Opuszczam głowę i nawet nie patrzę na niego. Zauważam jedynie, jak cały się napina i głośniej nabiera powietrze.

— Ricka, to twoja sprawa z kim sypiasz. — Gładzi moje policzki. — My poznaliśmy się nieco wcześniej, fakt przespaliśmy się ze sobą, ale oboje tego chcieliśmy, jesteśmy dorośli i wszystko miało miejsce, zanim zostałem twoim szefem. Teraz trzymasz mnie na dystans, czego w ogóle nie rozumiem? Z Natalie nic mnie nie łączy poza rodzinnymi koneksjami. Ona mnie osacza i szantażuje. Jestem w dupie, rozumiesz? — Nerwowo zaciska pięści i przygryza dolną wargę.

Tak to sobie tłumacz...

— Muszę do to-toalety. —Gwałtownie wstaję z jego kolan, ale niestety Boris nie daje za wygraną i zwinnym ruchem przerzuca mnie sobie przez ramię i kładzie na łóżku. Oczywiście zaskoczona pisnęłam dość głośno, więc zatyka mi usta swoimi i całuje mnie tak, że aż brak mi tchu i siły, żeby go odepchnąć.

— Nic z tego, rybko. —Podwija moją bluzkę i zaczyna całować mój brzuch, przesuwając się wyżej i wyżej. — Wariuję, gdy jesteś obok, taka niedostępna, obrażona. Wiesz, że w kurwy mnie kręcisz?

To nie tak miało wyglądać...

Gdy odsłania moje odziane w czarną koronkę piersi, boję się, że nie ma odwrotu, ponieważ doskonale pamiętam, jak swoim językiem doprowadził mnie do granicy, gdy pieścił i ssał moje sutki, już nie wspominam o reszcie jego seksownych wygibasów.

Tępa idiotko! To jest czyiś facet! Zrobisz to, co ta zdzira zrobiła tobie z Rodrigem! — karcę się w myślach, co sprowadza mnie na ziemię.

— Mamy mało czasu, rybko — dyszy do mojego ucha, ściągając z siebie koszulę, a ja wykorzystuję ten moment i uciekam do łazienki, zamykając oba zamki, po czym opieram się plecami o zimne jak cholera drzwi i uspokajam dudniące w klatce serce.

Mało brakowało...

Oczywiście Boris tak szybko nie odpuszcza i prosi, żebym wyszła, bo eksplodują mu jaja, więc zmyślam, że mam te dni, co chyba skutkuje. Nic tak nie odstrasza mężczyzn, jak menstruacja.

Gdy wychodzę z łazienki, na szczęście Borisa już nie ma w moim domku. Teraz kiedy już opadły emocje, czuję się jakbym była tą właśnie puszczalską, za którą mają mnie koleżanki i koledzy z firmy, chociaż do niczego poważnego nie dopuściłam... poza całowaniem i bezwstydnym obściskiwaniem.

— Pójdziesz do piekła, Federica! Twój niedoszły mąż zaklepie ci miejsce obok... — szepcę, przeczesując dłońmi wilgotne włosy.

Odświeżona zakładam czystą bieliznę i czarne rajstopy. Wciskam się w ołówkową spódnicę przed kolano i zakładam białą koszulę na guziki. Muszę zostawić odpięte dwa z samej góry, ponieważ mój biust nie pozwala zapiąć się pod samą szyję. Chyba trochę się spasłam na tym singlowym... Na nogi wkładam długie, zamszowe kozaczki na obcasie i stojąc chwilę przy drzwiach, gdzie znajduje się lustro, nagle słyszę znajomy mi głos:

— Nie kochanie, porozmawiamy jak tylko wrócę. Ale po co te krzyki? Tak, też za tobą tęsknię, przecież mówię. Tak wiem, też cię kocham i myślę tylko o twojej słodkiej cipce. Rozumiesz? Nati, zaraz mam bardzo ważne szkolenie, muszę kończyć, a ty mnie rozpraszasz. No, pa dziubasku, wracam w walentynki. Tak, też nie mogę się doczekać.

Przymykam delikatnie oczy i klnę, ile wlezie, czując się jak ostatnia naiwna panna. Palant wcale z nią prawie nie zerwał, tylko robi ze mnie idiotkę.

Z walizki wyciągam długi, ciepły blezer w odcieniu musztardy i poirytowana spoglądam na zegarek, w myślach snując zemstę.

— Borisku, szykuj się na ból jąder! — mówię to, celując w lustro i udaję, że strzelam, wyobrażając go właśnie sobie, po czym dmucham w dwa palce, jak w lufę.

Oczywiście już jestem spóźniona, więc nie upinam włosów, rozpuszczone fale prezentują się całkiem ładnie i tylko szybko, ale starannie nakładam makijaż. Specjalnie maluję usta soczystą czerwienią, po czym truchtem przez podwórze, udaję się do sali konferencyjnej.

— O jednak stwierdziła pani, że do nas dołączy. Uczyniła nam pani zaszczyt.— Mierzy mnie wzrokiem mój szef, mówiąc do mikrofonu z zaczepnym uśmiechem.

Oj uważaj gnoju, nie mam humoru i za moment zetrzę ci z tej wypielęgnowanej buzinki ten uśmieszek lovelasa.

Zauważam, jak poprawia swój krawat, gdy spogląda na wystającą koronkę mojego stanika, która być może jest obietnicą czegoś więcej. Nie dla ciebie, szmatławcu! Wyciągnęłam ją specjalnie, niech się zesra! Szybkim ruchem zapinam ten chrzaniony guzik, ściskając materiałem wylewające się ze stanika piersi, to też robię specjalnie i zajmuję miejsce z samego przodu, zaraz naprzeciwko niego. Oczywiście jego przytyk wywołuje salwę śmiechu, co w tym momencie odpala zapalnik mojego wkurwienia.

Skoro nazywają mnie dziwką, niech, chociaż mają ku temu powód. Detonacja, za: trzy, dwa, jeden...

Teraz!

— Wybaczy pan, szefie, ale jeszcze raz musiałam przeanalizować pańską pene... to znaczy prezentację — rzucam odważnie, podkreślając ostatnie słowo, czego chyba się nie spodziewał, sądząc po jego minie i ostrzegawczym spojrzeniu w moje oczy.

Zgromadzeni pracownicy milkną, jak i kilka osób z zarządu, przysłuchując się naszej dość enigmatycznej rozmowie.

— Chyba dobrze wypełniłem tabelkę, panno Grovrewers? — Błyska zębami, wkładając ręce w kieszenie spodni.

Czyżby interes pana uwierał?

— Po brzegi, ale dość chaotycznie, szczędząc na bardzo ważnych szczegółach, panie Walter. Chyba nie wszystko zostało prawidłowo zinterpretowane. — Odbijam piłeczkę, zawijając kosmyk włosów o palec i spoglądam na stojącego obok Borisa, prezesa zarządu, który luzuje krawat.

Kolejny stary zboczeniec?

— Starałem się dać z siebie wszystko. Mogę pani ręczyć, że poprawię, co trzeba. Nawet w tym momencie. Wie pani, że dla mnie to żaden kłopot, przyjmuję krytykę z godnością, tak, więc jeżeli pani zależy, wszystko możemy jeszcze raz, według pani wskazówek... — oblizuje usta i patrząc w moje oczy, dodaje niższym głosem — wypełnić.

— Myślę, że pracownicy chcieliby już przejść do meritum spotkania, ja zresztą sama jestem już głodna nowości, które zaserwuje nam pan Christian— on wypełnił moją tabelkę z większą starannością o detale i co za tym idzie, sprawił, że jestem usatysfakcjonowana — posyłam mu wredny uśmiech i dodaję, patrząc w jego oczy: — Nie tylko jako pracownik. — Widzę zmieszaną minę Borisa i pytające spojrzenie Christiana, naszego prawnika i prawej ręki szefa, z którym mam najlepszy kontakt w firmie.

Chcąc wszystkim utrzeć nosa, kokieteryjnie zdejmuję blezer i najseksowniej jak tylko potrafię, kręcąc biodrami, przechodzę przez salę konferencyjną i kładę na pulpit laptop ze swoją prezentacją. Boris patrzy na mnie pociemniałymi od pożądania tęczówkami, a ja wreszcie zabieram głos i wysilam się, żeby jak najlepiej wypaść przed zarządem. Moja prezentacja zatyka usta wszystkim wrednym sukom, ponieważ sekretarka-szparka raczej miałaby kłopot z projekcją przyszłych wyników finansowych i operacyjnych firmy uwzględniającą prognozowanie przychodów, kosztów oraz nakładów czy też źródeł inwestycyjnych. Ich zaskoczone miny robią mi dzień.

W drodze powrotnej na swoje miejsce specjalnie upuszczam teczkę, żeby schylić się po nią, spektakularnie wypinając swój tyłek w stronę zakłamanych suk, sflaczałych biurowych pał i wbitego w ziemię, szefa.

Zemsta jest moim paliwem!

Boris przygryza dolną wargę, a koledzy z pracy pożerają mnie wzrokiem, pewnie wyobrażając sobie to, jak w seksownej bieliźnie ich ujeżdżam. Debile!

— Oj niezdara ze mnie. — Chichotam jak typowa blondynka, a Boris podbiega do mnie i w tym samym momencie co ja chwyta za teczkę, po czym zerkając w mój stanik, który odsłania niezdarnie zapięta koszula, syczy przez zaciśnięte zęby:

— Idź się przebierz i już mnie nie prowokuj. Najlepiej załóż wyciągnięty dres, bo nie wytrzymam. — Puszczam mimo uszu jego uwagę i powoli wstaję, jedną ręką seksownie gładząc swoją smukłą nogę, a w drugiej dzierżąc teczkę. Przykładam ją do piersi i bezdźwięcznie dodaję:

— Zakłamany kutas! — Po czym obracam się na obcasie i kołysząc biodrami, wracam na swoje miejsce.

Mina Borisa z uśmiechu, zamienia się w konsternację, a ja siadam na krzesło i teatralnie zakładam nogę na nogę. Ten ruch śledzony jest z błyskiem w oku przez Borisa, a ja tylko posyłam mu krzywy uśmieszek, przejeżdżając wskazującym palcem po swoim odsłoniętym obojczyku. Nieoczekiwanie z palców dłoni formuję tak zwanego faka i posyłam mu mordercze spojrzenie. Boris tylko mierzwi włosy i wreszcie przechodzi do przedstawienia zgromadzonym planu szkolenia.

Jest mega nudno, gdyby nie chęć odgryzienia się na moim szefie, pewnie zakopałabym się w ciepły blezer i zajęła miejsce gdzieś z tyłu, popijając latte, a tak siedzę z samego przodu, specjalnie pochylona nad swoim tabletem tak, że z daleka można dostrzec mój dekolt i piersi, które wylewają się z białej koronki.

— Zarządzam piętnaście minut przerwy. — Nagle na sali rozbrzmiewa głos Borisa, na co reszta reaguje z entuzjazmem i opuszcza salę, udając się do kawiarni. Na sali zostajemy tylko my i osoby z zarządu, które zostają obsłużone przez kelnerów.

— Możemy na słówko, Panno Grovrewers?

— Odnośnie do? — Specjalnie zawstydzam mojego szefa w obecności jego wspólników.

— Tej tabelki, mam pewne wątpliwości, chciałbym je z panią natychmiast skonsultować i skorygować wszelkie niejasności. — Oblizuje swoje usta i chowa ręce w kieszeniach spodni.

— Może później? Teraz mam przerwę. — Odchodzę, kręcąc tyłkiem i zerkając przez ramię, mrugam do niego okiem, jak typowa suka.

Na szczęście oddycham z wielką ulgą, że Boris nie biegnie za mną, co raczej wyglądałoby już chyba komicznie.

________________
Nasza Federica trochę się rozkręca i pokazuje, że nie jest ciepłą kluchą, co? 😈😈😈

Zaskoczeni?

Dywizy poprawię później, nie mam dostępu do komputera...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro