4. FEDERICA
Muszę przyznać, że facet mnie zaskoczył, gdy w kilka sekund naprawił mój samochód. Szczerze mówiąc, to nie liczyłam na to, w sensie, wydawało mi się, że jest zwykłym robotnikiem, któremu daleko do nowinek technicznych. Okej, pomyślałam dosadniej... że to pewnie tępogłowy wieśniak. Muszę teraz uderzyć się w pierś za to, że tak szybko go oceniłam. To już u mnie prawie nawyk, ale jeszcze pół roku temu taka nie byłam.
— Jest pan czarodziejem? — pytam, pewnie z miną godną uchwycenia przez paparazzi. Tak, szczęka po prostu opadła mi na ziemię.
— Nie, jestem Blaise. — Mruga do mnie z uroczym uśmiechem i zamyka klapę silnika.
Poczułam się nieco dziwnie zawstydzona, że wrzuciłam go do worka z napisem: "Łysy, niebezpieczny typ. Pewnie recydywista i złodziej lub – co gorsza – gwałciciel".No, ale tak właśnie wygląda — zacięcie na twarzy, zmarszczone brwi, szerokie bary, ogolona głowa, pewnie i tatuaże.
Przykre, ale jak cię widzą, tak cię piszą.
— Może pani jechać — rzuca, wyrywając mnie z zamyślenia i wraca dość szybkim krokiem do warsztatu.
— Ile płacę? — pytam, zanim zniknąłby za drzwiami szatni,
gładząc maskę mojej "Bestii".
— Nic, to zajęło mi piętnaście sekund. — Wychyla łysą głowę, zdejmując roboczą koszulę, która podwinęła się nieco do góry, ukazując umięśniony brzuch, ale i coś jeszcze... bliznę po dość sporym szyciu, która na bank nie była po wycięciu wyrostka. — Drobiazg — dodaje z zadziornym uśmiechem i odchodzi.
— Jeszcze raz, dziękuję — mówię już do jego pleców, gdy znika za metalowymi drzwiami.
Niestety, ale przez prywatne perturbacje, łatwiej mi jakoś oceniać innych, nawet ich nie znając. A zresztą, ludzie w stosunku do mnie, również mają błędne wyobrażenie i już nawet z tym nie walczę. Zazwyczaj zauważają tylko moje ciało, twarz, jak to mówią aniołka, czy wypasiony samochód. Nigdy nie biorą pod uwagę tego, że czasami mocniejszy makijaż, drogie markowe ubrania, biżuteria czy luksusowa fura, mają rekompensować coś, czego nie widać gołym okiem — nieudane życie osobiste, złamane serce i niskie poczucie własnej wartości. I tak też jest w moim przypadku. Takie "kombodrama queen".
Muszę stwierdzić, że gdy przez dłuższą chwilę mogłam mu się bardziej przyjrzeć, to dostrzegłam, że ma bardzo przystojną twarz, dość ostre rysy i bystre spojrzenie. Tylko nie rozumiem, dlaczego robi z siebie takiego zbira? Być może tak łatwiej jest mu przetrwać? Ludzie go szanują, bo automatycznie się go boją? Albo to taka maska, by nikogo do siebie nie dopuścić? Może.
Gdy młody mężczyzna znika za drzwiami szatni, ten drugi starszy rusza do kolejnej stłuczki. Dopijam szybko herbatę z imbirem i wyciągam z torebki portfel. Wkładam za wycieraczkę banknot i odjeżdżam, zostawiając chyba nieco lepsze wrażenie, niż zrobiłam je na początku.
Dobrze wiem, że ten młody, niestety nie mam pamięci do imion, ma mnie za kompletną miastową lolitę, ale trudno, jutro już mnie nie będzie pamiętać, a ja zresztą jego również.
Droga do "Agro" minęła mi spokojnie i w miarę szybko, zważając na warunki drogowe. Muszę przyznać, że kierowcą jestem średnim, tak twierdzi mój tata i szczerze, to on najbardziej odradzał mi kupno tej beemki, twierdząc, że jest dla mnie za mocna. Oczywiście musiałam pokazać, że się myli — cała nowa ja, chociaż jeszcze pół roku temu taka nie byłam, ale teraz wszystko robię na przekór.
W akompaniamencie mojej ulubionej muzyki; w głośnikach właśnie Pat Metheny; docieram pod wskazany adres pensjonatu. Ośrodek wypoczynkowy podzielony jest na strefę wspólną — duży pensjonat z salą bankietową, konferencyjną, stołówką i barem oraz strefę mieszkalną, drewniane domki, tworzące maleńkie jakby osiedle.
Oczywiście nikomu nie umyka moje ponad dwugodzinne spóźnienie, ale nawet tego nie komentuję. Gdy słyszę nieprzyjemne przytyki, tylko szarpię za walizkę i przechodząc przez brukowaną odśnieżoną ścieżkę, w tych cholernie niewygodnych obcasach, częstuję chłodnym spojrzeniem kilka życzliwych mi koleżanek z biura, tak zwanych "ce esów", cichych suk. Dumnie prezentuję swoje wdzięki, co oczywiście jest z mojej strony udawaną pewnością siebie, kamuflarzem, inaczej musiałabym się po prostu zwolnić, jeszcze przed zatrudnieniem.
Niech mnie pocałują w tyłek, sfrustrowane kaszaloty — myślę w duchu i poprawiam usta moją burgundową pomadką.
Muszę ochłonąć, aczkolwiek to bardzo trudne, gdy za plecami właśnie słyszę, jaka to ze mnie suka i czy staremu, czyli prezesowi, też obciągam, skoro mam vipowski domek.
Przez te kilkanaście dni zdążyłam poznać się na swoich znajomych z pracy. Tylko Christian, prawa ręka szefa, zachowuje się w stosunku do mnie, tak, jak zawsze. Nawet wstawił się za mną w piątek, gdy ktoś na moim miejscu parkingowym wylał czerwoną farbę. Wcale tego od niego nie oczekiwałam, ale muszę przyznać, że było to dość miłe.
Z wyrazu twarzy reszty szarej masy, która biernie przysłuchuje się atakom na moją osobę, mogę wyczytać tylko jedno: "Puszczalska lafirynda".
I tak to o mnie, bo podobno jak cię widzą, tak cię piszą? Chyba tym razem wpadłam w sidła, które sama zastawiłam, chociaż nie uważam, że wyglądam jak którakolwiek z wcześniej wymienionych pań. Po prostu udaję, że jestem silną, znającą swoją wartość babką, a tak naprawdę, to gdyby nie terapia, to już dawno skończyłabym z podciętymi żyłami w wannie, opatulona gorącą wodą.
Niestety te właśnie wspomniane koleżanki nieopatrznie coś zrozumiały i teraz to ja wychodzę na pozbawioną uczuć wyrachowaną pindę, załatwiającą awanse drogą łóżkową i rujnującą związek mojego szefa z jego wieloletnią partnerką.
Dramat.
Jak to mówią, winny się tłumaczy, tak więc w tej sprawie nie zabrałam głosu i pozwoliłam na lincz sfrustrowanych biurw.
Zauważam Borisa, mojego szefa, jak nerwowym krokiem kieruje się w stronę tarasu. Odchrząkuje i skinieniem ręki, zwraca na siebie uwagę wszystkich pracowników.
— Drodzy państwo, za pół godziny wreszcie mamy szkolenie z najnowszej wersji programu do księgowania — mówiąc te słowa, spogląda na mnie dość wymownie — proszę wszystkich o punktualne przyjście. — Znowu obrzuca mnie wymownym spojrzeniem, a ja tylko przymykam delikatnie oczy. — Przed szkoleniem pani Federica przedstawi nam prezentację prognozującą zyski, a po szkoleniu przewidziany jest obiad i wspólny rekreacyjno- integracyjny wyjazd w góry, zakończony ogniskiem. Obecność obowiązkowa — informuje nas mój szef Boris Walter. — A panią, zapraszam na słówko. — Obrzuca mnie chłodnym spojrzeniem, aż przechodzą mnie dreszcze — ten mężczyzna nie rozumie słowa "nie".
To ostatnie zdanie wywołuje wrzawę wśród zgromadzonych i trudno jest nie zauważyć cichego szeptania na ucho i wrednych chichotów.
Powoli już przywykłam.
— Ale teraz, szefie? — Patrzę na niego z konsternacją wymalowaną na twarzy, bo nie ukrywam, że wolałabym wziąć prysznic, przebrać się i przygotować do prezentacji.
— A kiedy? — Odwraca się i nawet nie czeka, żebym do niego dołączyła.
Wszyscy podziwiamy jego wysportowaną sylwetkę i to jak z gracją odpina marynarkę, po czym zwinnym ruchem przerzuca ją sobie przez ramię i luzuje krawat.
I co z tego, że na tarasie trzaska mróz, Boris lubi brylować i dostawać to, po co wyciąga rękę.
Od dwóch tygodni jestem jego prywatną asystentką i od tych dwóch cholernych tygodni przez resztę biura, traktowana jestem jak trędowata zdzira. Po życiowym galimatiasie emocjonalno-uczuciowym, porzuciłam swoje dotychczasowe życie, i to z dnia na dzień. W nowej rzeczywistości z trudem sie odnajdowałam, ale tata okazał się dla mnie wielkim wsparciem.
Przeprowadziłam się z Vegas do West Jordan i przyjęłam się do nowej pracy na stanowisko recepcjonistki, w korporacji, której celem jest pozyskiwanie przetargów na panele fotowoltaiczne, które produkujemy. Wszystko było mi jedno, chciałam po prostu czymś zająć myśli.
Moja ówczesna szefowa chyba nawet nie widziała mojego CV, tak więc miałam spokój i siedziałam sobie na recepcji, czytając romanse i tylko grzecznie się uśmiechałam i witałam gości, parzyłam kawę i umawiałam naszych przedstawicieli na spotkania z kontrahentami. Niestety moja niewyparzona gęba dała o sobie znać na jednym ze szkoleń, gdzie prowadzący laluś, na jego nieszczęście podobny do mojego niedoszłego męża, w dość obcesowy sposób potraktował moją osobę. Wtedy podeszłam do tablicy i rozwiązałam zadanie, nad którym połowa firmy i zarząd, główkowali od dobrych kilkunastu minut — chodziło o obliczenia mocy. Po wszystkim, jak gdyby nigdy nic, zmierzyłam ich wzrokiem, posprzątałam puste filiżanki po kawie i wyszłam, wzruszając ramionami. Na drugi dzień byłam wezwana na dywanik do szefowej Alice Johnson i już byłam pewna, że chce mnie zwolnić, a ta poinformowała mnie, że mnie awansuje i to w trybie natychmiastowym. Alice nie miała zielonego pojęcia o tym, że mam ukończoną ekonometrię i marketing z zarządzaniem. Jej niedopatrzenie, przecież składałam swoje CV, ale już mniejsza o to.
Niestety miesiąc temu Alice dostała udaru i wszystkie obowiązki w firmie przejął jej siostrzeniec Boris. Tutaj sprawy się skomplikowały i nikt tak ochoczo mi nie gratulował szybkiego awansu, a w moim nowym gabinecie, już pierwszego dnia pracy na nowym stanowisku, ponieważ Boris po konsultacjach z zarządem od razu mnie awansował, zastałam przyczepiony do ściany plakat z moim wizerunkiem, jak klęczę pod biurkiem i robię mu dobrze ustami.
Cholerni impertynenci.
— Mam za panem biec? W tych szpilkach, tak? — W końcu rzucam zirytowana, gdy któryś raz moja kostka boleśnie dowiaduje się o tym, czym jest bieg w obcasach po zaśnieżonym chodniku. Moje przeklinanie go pod nosem, nie robi na moim szefie najmniejszego wrażenia. — Boris! Do cholery! — rzucam wściekle, aż sama się sobie dziwię.
Wiem jak działa na niego to, jak wypowiadam jego imię.
Tak jak przypuszczałam, moje słowa zatrzymują go na szlag, jakby ktoś nagle wcisnął pauzę i w kilku długich krokach podchodzi do mnie. Teraz gdy stoi naprzeciw mnie, dysząc wściekle i przygryzając przy tym dolną wargę, nie jestem już taka wygadana. Czuję, jak rozbiera mnie wzrokiem i zastanawia się nad tym, co mi odpowiedzieć.
— Pośpiesz się, rybko. — Nachyla się tak blisko, że prawie zderzamy się nosami. — Musimy pogadać. — Kładzie swoją dłoń na moich lędźwiach i prowadzi do recepcji, gdzie mieści się stołówka i bar, który dostępny jest również dla miejscowych.
Czuję, że powoli brakuje mi tchu, a dziwnie spięte ciało nie wykonuje żadnych moich poleceń, chociaż tak naprawdę krzyczę w myślach na siebie, żeby brać nogi za pas i czym prędzej stąd wiać.
Czy już wspominałam, że Boris to ciacho? Trzydziestoletnia, smakowita muffinka..., która, koniec końców, okazuje sie zakalcem, po którym ma się jedynie ostrą sraczkę.
Ściskając w ręku klucz do drewnianego domku, chcę jak najszybciej zamknąć drzwi i wziąć studzący prysznic, inaczej erupcja popieprzonych pragnień, zasypie popiołami mój zdrowy rozsądek, a raczej jego strzępy — tak, jestem wyposzczona, a on od dwóch tygodni daje mi do zrozumienia, że ma na mnie szczerą ochotę.
Mój mózg uleciał ze mnie wraz z pierwszym jękiem rozkoszy, gdy kochaliśmy się namiętnie z Borisem podczas czerwcowych wakacji na Corsyce. Nie, nie wiedziałam, że pół roku później okaże się moim nowym szefem. Wtedy co prawda wspominał, że ma wkrótce awansować, ale pochłonięta czymś zupełnie innym, za bardzo go nie słuchałam i to był mój błąd. I nie, nie jestem fanką przypadkowej kopulacji, z jeszcze bardziej przypadkowym kandydatem, to się po prostu wydarzyło. Byłam samotna, wystawiona przez faceta, z którym kilka godzin wcześniej miałam wziąć ślub i bardzo winna, w sensie, dużo go wypiłam tego wieczora, zresztą on również.
Gdy Boris zrównuje ze mną kroku i znowu kładzie rękę na moich lędźwiach, czuję jak moje kruche ciało topi się pod ciepłem jego dłoni. Schodzi ręką niżej i łapie mnie mocnym uściskiem za pośladek, a ja tylko szerzej otwieram oczy.
— Świruję, Ricka. Chodzę po ścianach! — Syczy przez zaciśnięte zęby, aż przechodzi mnie dreszcz na samo wspomnienie jego ciała i silnych ramion, którymi oplatał moje.
Nie! Stop! On nadal ma narzeczoną! Jest zaręczony i zwodzi cię na każdym kroku, byle cię przelecieć!
Nidy nie pomyślałabym, że w sumie przypadkowy seks, odbije mi się czkawką za kilka miesięcy. Przecież mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać. On miał wrócić do swojego zwariowanego życia, a ja do swojego.
Chcesz rozśmieszyć Boga? No właśnie, ten nadal się jeszcze chichra i tylko prosi o dokładkę popcornu.
Zatrzymuję się i chwytając go mocno za rękę, którą trzyma na mojej pupie, spoglądam prosto w jego oczy, które kipią od testosteronu i daję mu tylko sygnał, kładąc dłoń na jego piersi, żeby przystopował.
— Chciałam tylko przypomnieć, że jesteśmy w pracy, a ty jesteś zaręczony. Nie mamy o czym gadać. — Mój głos aż huczy od wybuchów maleńkich armatek wodnych, które mają ostudzić kosmate myśli mojego, jakby nie było, szefa.
— Wiesz, co? Chrzanić to! — Pragliwie wpija się w moje usta, co po prostu wmurowuje mnie w kafelki.
Zajęci namiętnym uniesieniem, gdy udaje mi się przekręcić klucz, nie skręcając sobie karku, wpadamy do mojego domku. Gdy Boris gwałtownie przerywa nasze amory i odchodzi nerwowym krokiem, zostawiając mnie w osłupieniu, dociera do mnie, że może ktoś nas widział, zrobił nam zdjęcia i teraz to już tylko skok do wulkanu uratuje mnie przed publiczną chłostą.
— Widzisz, co ze mną robisz? — Wzdycha i chodzi tam i z powrotem, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić, gdy tak na mnie patrzy. — Wariuję, po prostu nie mogę utrzymać rąk przy sobie, gdy jesteś obok.
— Nic z tego, Boris. — Kolejny raz daję mu do zrozumienia, że jeżeli ma zamiar przyprawiać rogi swojej kobiecie, skokiem w bok ze swoją asystentką, to ja dziękuję bardzo. Wystarczy mi świadomość, że pieprzyłam się z nim, kiedy jego narzeczona tęskniła za nim i zapewne martwiła się o niego. Kobiety zawsze martwią się o ukochane osoby.
Szkoda, że wtedy ominął tak ważny szczegół...
— Zerwę z nią, właściwie to już zerwałem... — Podchodzi do mnie i przyciąga do siebie. — Kochaj się ze mną, Ricka. Potrzebuję tego. Pamiętasz jak było nam dobrze? Cholernie... Jeszcze te twoje spodnie, które błagają, żeby je z ciebie zedrzeć i porządnie zerżnąć. Nie mogę o tobie przestać myśleć, rozsadza mnie! — Mocno przypiera mnie do ściany i chwyta za moje policzki, po czym dodaje, niskim głosem: — Mamy mało czasu, ślicznotko.
Same wypowiadane przez niego słowa, wywołują we mnie przeróżne emocje, od złości po podniecenie. Niech ktoś mi pomoże, zanim zrobię coś, czego będę żałować...
___________________
Dajcie znać jak sie czytało, bo tylko od Waszego zainteresowania zależeć będzie częstotliwość publikacji rozdziałów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro