Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. BLAISE

Poczucie czasu nagle jakby przestało mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie - a przecież w poniedziałek mam pojechać z Sigim na kolejne badania.

Czy ktoś w ogóle o tym pamięta?

Boże drogi, kto się nim teraz zajmie?

Kto mu pomoże?

Kto go pokocha, tak jak ja?

Mój kochany Pimpuś...

Właśnie, a jaki my mamy dzisiaj dzień tygodnia?
Sobota?
Niedziela?

I dlaczego jest mi tak strasznie zimno?

***

- To będzie szybka akcja, Blaise. - Jak duch, znikąd, w garażu mojego ojczyma, nagle pojawił się Cordian, a ja walę głową o otwartą klapę silnika.

Oczywiście z uśmiechem przyklejonym do ryja, wszedł jak do siebie - nie trawię gnoja, ale on jeszcze jest najbardziej do strawienia z tych pojebów.

- Ja pierdolę... - klnę pod nosem. - Mówiłem, zrobiłem to raz, więcej nie mam zamiaru. - Z całych sił staram się brzmieć jak pewny siebie gość, a w duchu modlę się o siłę, żeby nie pęknąć. Wycieram od smaru ręce w ręcznik i spoglądając na niego, dodaję: - To był jednorazowy deal. Taka zresztą była umowa.

Dobrze o tym wiem, że nie dają mi spokoju...

- Pojebało cię? Jesteś naszym mózgiem, Shwank! Jeszcze nigdy żadna akcja nie poszła nam tak sprawnie. Masz to. - Z szerokim uśmiechem podaje mi kopertę, a ja dobrze wiem, co się w niej znajduje. - Zasłużone.

Nie mam zamiaru brać udziału w tej kurewskiej farsie.

- Nie. Dziękuję. - Wsiadam do starego Mustanga i próbuję odpalić silnik. - Kurwa! - Nie mam pojęcia, co jest zjebane, więc z nerwów wyżywam się na kierownicy, uderzając w nią rytmicznie. - Psia mać!

Cordian przez opuszczone okno, spogląda do środka i obrzuca ciekawskim spojrzeniem wnętrze bryki. Cmokając z aprobatą, dodaje:

- Wiesz, że to jest bilet w jedną stronę, Shwank?

- Po nazwisku, to po pysku! - Raz jeszcze próbuję odpalić to cacko, które podarował mi ojczym, ale gdy nie współpracuje, krew mnie zalewa. - Co, kurwa?

- Odmowa.

- Co odmowa? - prycham wytrącony z równowagi.

- To bilet w jedną stronę, jemu się nie odmawia...

- I co? Teraz będziesz mnie szantażować, tak? - Nerwowo wychodzę z auta, aż Cordian odskakuje na bok. - Przecież nic nikomu nie powiem, przekaż Archibaldowi, że w dupie mam jego szemrane interesy, mam swoje życie.

Okrążam brykę, wściekle rzucając przekleństwami i gwałtownie otwieram klapę silnika, zastanawiając się, co znowu popieprzyłem.

- Ja nie, Archibald, owszem. Za dobra kasa, żeby tak po prostu zrezygnować. Poza tym, on jest jednym z nich... - Rzuca mi wymowne spojrzenie, po czym opiera się tyłem o karoserię. - Z tych, którym nie drgnie nawet skroń, a wykończy cię jak psa... Kapujesz?

- W dupie to mam! Nie będę chłopcem do bicia. Powiedz mu, że ja w to nie wchodzę.

No i kurwa, wpakowałem się w wielkie, śmierdzące gówno...

- Ochłoń, a przede wszystkim dobrze się zastanów, okej? Stary, przecież kasa ci się przyda, a to dopiero początek zabawy. Tutaj nie ma odwrotu... Rozumiesz? Pojawiłeś się w złym miejscu, o złym czasie, tego nie cofniesz.

- Nie. Na pewno nie chcę tej brudnej forsy. Zrobiłem to? Zrobiłem! W zamian miałem mieć święty spokój i co z umową? Się pytam, kurwa! - Trzymam się już ostatkiem sił, bo nie mam zamiaru kontynuować tej toksyny.

- Wiesz, że go nic nie powstrzyma?

- I co? Zabije mnie? Nic nikomu nie powiem, mówiłem już! Ja pierdolę...

- A myślisz, że nie? On jest poza prawem. To kawał chorego pojeba. Uwierz, znam go...

- To jest nienormalne, Cordian - przerywam mu, bo nie wiem czy ten koleś rozumie, co mówię. - Po prostu nie! I trudno, niech mnie zabije, chojrak, psia mać! - Spluwam, totalnie wkurwiony i muszę wziąć kilka głębszych wdechów, żeby mnie nie rozsadziło.

- Jutro o dziesiątej. Nie zawiedź nas. - Klepie mnie w policzek i wychodzi, a ja wściekle rzucam tym, co mam pod ręką.

Jestem ujebany po całości...

***
Późnym wieczorem wraz z paczką znajomych wybieram się nad jezioro. Miejsce to nie ma najlepszych notowań wśród mieszkańców, ale za to wśród młodzieży i owszem.

I to nie tylko miejscowej...

Siedzę i kończę chyba już czwarte piwo - chcę wyzerować licznik, bo inaczej oszaleję. W dodatku łeb mi pęka, więc muszę odparować.

Przyznaję się bez bicia, że jestem tutaj również dlatego, że i ona tu jest.

Zawróciła mi w głowie i nie chce opuścić myśli. Wystarczyło jedno spojrzenie tych magicznych niebieskich tęczówek, a ja zapomniałem języka w gębie.

"Wiesz może czy dziekanat jest jeszcze czynny?" - Nadal słyszę ten melodyjny głos, aż dostaję gęsiej skórki.

Gdy na mnie nie patrzy, a nie patrzy wcale, bo jest zajęta rozmową, niemalże śledzę każdy jej ruch.

Jest piękna. Naprawdę ekstremalnie ładna. Niestety nie odstępuje jej na krok, jak zdążyłem się dowiedzieć, przyjaciółka Debora. Muszę przyznać, że obie, swoją obecnością, wywołują dość spore zamieszanie wśród zgromadzonych.

Córka burmistrza i siostra "super gliny", zaszczyciły nas swoją obecnością.

Nagle czuję mocne przyłożenie w plecy, aż sykam z bólu i rzucam wiązankę przekleństw.

- Stary, wzięło cię jak cholera.

- O czym ty gadasz, Dan? - Mierzę przyrodniego brata spod byka i zabieram piwo, którym mnie częstuje.

- No, Lydia. Jak się Archi dowie...

- To co kurwa?

Wszyscy mnie straszą tym pojebem.

- Sam wiesz... - Pokazuje ręką gest ścięcia głowy, a ja odpycham go i otwieram browara.

- Spierdalaj.

- Chodziłem z nim do klasy w liceum i uwierz, że to niezły pojebus, a teraz gdy ma władzę, to jest naprawdę nieobliczalny. Wiesz, że zamierza objąć stanowisko komendanta? Już złożył wniosek.

- Nie wiem, o czym mówisz, a Lydia jest ładna i tyle. - Wzruszam ramionami, udając obojętnego, a w środku czuję jak pali mnie pożądanie.

- O tym, że jestem twoim bratem i trochę cię znam, młody? Ty się zakochałeś.

- Przyrodnim, tak przypominam tylko. Dobra, zejdź ze mnie, bo nie mam pojęcia, o czym mówisz.

- Shwank! - Na dźwięk własnego nazwiska, odwracam szybko głowę, a gdy zauważam wychylonego z czarnego SUV'a Cordiana, kolejny raz rzucam wiązankę pod nosem.

Zerkam na zegarek i wywracam oczami, czując jakbym lufę przyłożoną miał już do skroni.

Dziesiąta.

- Dalej się z nimi zadajesz? - Dancan spogląda na mnie spode łba i upija porządny łyk piwa, wiercąc we mnie swoim przenikliwym spojrzeniem dziury.

- Muszę lecieć. - Wstaję i nerwowo otrzepuję spodnie, po czym spoglądam na najpiękniejszą dziewczynę i tylko kręcę głową, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie mam u niej żadnych szans.

Wpakowałem się w niezłe bagno...

________________
Kolejne migawki z życia naszego mechanika.

Brak spójności i chronologii nie jest przypadkowy.

Miłego dnia! ❤️

Mój najlepszy wynik w #życie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro