Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. FEDERICA

Rano budzę się z potwornym bólem głowy i chociaż od lat dobrze wiem, jak kończą się zakrapiane wieczory, to kolejny raz jestem wielce zdziwiona tym faktem.

Pomroczność jasna...

Odruchowo przejeżdżam ręką po posłaniu, poszukując telefonu. Chcę sprawdzić, która jest godzina, bo słońce wrednie wdziera się do pokoju i świeci mi prosto w oczy, więc tylko przypuszczam, że dochodzi już południe.

Wzdycham żałośnie, gdy przypominam sobie, że zostawiłam go przecież w salonie. Za namową mojej szurniętej przyjaciółki, nagrywałyśmy jakieś głupie filmiki z filtrami i śmiałyśmy się jak nienormalne, oglądając efekt finalny.

Stare, a głupie.

- Możesz to robić ciszej? - pyta mnie ochrypniętym głosem Helen, a ja spoglądam na rozczochraną blond czuprynę i to z lekkim zdumieniem.

- Niby co?

- Oddychać? - odpowiada dość nieprzyjemnie.

Mimowolnie wywracam oczami i prycham, przypominając sobie ten mój głupi pomysł, żeby otworzyć whisky, które zalegało w moim barku chyba jeszcze od świąt Bożego Narodzenia. Helen oczywiście z entuzjazmem przyjęła propozycję degustacji trunku z piekła rodem i tak oto, nawalone jak kobyły, wylądowałyśmy razem w łóżku.

- Dochodzi już południe... - Ziewam i próbuję podciągnąć się na łokciach do siadu, ale uniesienie głowy, graniczy z cudem.

Człowiek jest jednak głupią istotą. Błędy, przynajmniej mnie i to w żadnym z przypadków, niczego nie uczą.

- I co w związku z tym? Jest przecież sobota...

- A no tak... Napiłabym się wody, ale nie chce mi się wstać.

- Też bym się napiła... - Przeciąga się i odwraca na drugi bok. Lena spogląda na mnie spod przymrużonych powiek. - To co, pójdziesz? Młodsza jesteś.

Manipulantką to ona jest świetną.

- O siedemnaście dni. - Przeciągam ciało i czuję jak mój język niemalże przykleił mi się już do podniebienia.

Sahara w porównaniu z suszą w mojej gębie to oaza. Serio.

- Ale to zawsze jakaś różnica, Ri. Idź, błagam, zrobię później gofry. - Trzepocze rzęsami i cmoka mnie w policzek.

Owinięta w kołdrę, wlokąc za sobą nogi, idę do tej cholernej kuchni. Co jak co, ale gofry spod ręki mojej przyjaciółki, to anielska chmurka dla podniebienia, więc tym mnie kupiła.

Przechodzę przez hol niczym mumia. Dzienne światło, wdziera się do kuchni i drażni moje oczy, a dźwięk który wydaje lodówka, zazwyczaj słyszalny tylko przez delfiny i nietoperze, dzisiaj wierci mi szkło w mózgu.

Sama już nie wiem co jest gorsze - złamane serce czy kac morderca.

Zabieram dwie butelki wody z lodówki i opakowanie aspiryny, bo coś mi się wydaje, że bez tego dzisiaj ani rusz.

Gdy wracam do sypialni, Helen siedzi owinięta w kokon z kołdry i patrzy na mnie z miną szczeniaczka ze schroniska i posyła mi całusa w powietrzu.

- Jesteś kochaną zołzą, wiesz?

- Wiem, wiem. Z bitą śmietaną i owocami poproszę. - Uśmiecham się i z powrotem ląduję w miękkiej kołderce.

Resztę soboty spędzamy w łóżku, oglądając na laptopie Netflixowe farmazony. Raczej nie jestem fanką seriali, ale chwila odmóżdżenia też się przyda - przynajmniej nie zastanawiam się, co by było gdyby...

Nie, nie odezwałam się do niego.
To on powinien mnie przeprosić...

***

Myślałam, że to ja jestem pomysłodawcą głupich akcji, ale pomyliłam się - Helen mnie przebiła. Po obejrzeniu kilku odcinków serialu i zjedzeniu trzech gofrów z nutellą i bananem, moja przyjaciółka jest strasznie nakręcona i trajkocze jak szalona. Naładowała już swoje baterie, a ja tylko obserwuję jej nagłą przemianę z zombie w tykającą blond bombę.

Skąd ona wzięła tę energię?

- Dźwigaj dupę, laska. Idziemy do klubu. - Szybko wstaje z podłogi, gdzie wygodnie uścielczyłyśmy się na poduchach i tanecznym krokiem udaje się w kierunku mojej garderoby.

- Co? - Wodzę za nią wzrokiem, gdy ta otwiera przesuwne drzwi z lustrem i przykłada do siebie jedną z najdroższych kiecek od Diora.

- Idziemy potańczyć! - Porusza biodrami i wkłada moje szpilki Loboutin'a. Przegląda się w lustrze i kiwa głową. - Od dwóch tygodni nigdzie nie byłam przez ten cholerny projekt i kampanię. To mnie wykończy. Wstawaj i ruszamy na podbój świata, duperlo! - Rzuca we mnie wieszakiem z małą czarną z wyciętymi plecami, ale w mig odwieszam ją na swoje miejsce.

Kosztowała ponad trzy tysiące dolarów...

- Weź, to kiecka na randkę ze śniadaniem w łóżku. Poza tym źle mi się kojarzy.

Dostałam ją od byłego narzeczonego na przeprosiny... jedne z wielu.

- A ta? - Marszczy czoło i czyta metkę. - Valentino Rossi, całkiem ci ładnie wyszła, panie kolego. Tę ubieraj i idziemy. Bordo jest seksi. - Puszcza mi oczko, a ja posyłam jej kwaśną minę.

- A ty, co w takim razie ubierasz, roszpunko? - Tak, to pytanie retoryczne. Doskonale wiem, na którą, już od dłuższego czasu, poluje.

- Mogę tę cekinową? Plis! Plis! Plis!

- Chryste... Ona ma dekolt aż po sam pępek, a cycki to z niej wypadają.

- Idealna! - Klepie mnie w tyłek. - Twoje może i wypadają, moje będą na swoim miejscu. - Łobuzersko porusza brwiami. - Ale cycków, to ci zazdroszczę, stara. Serio.

No tak, zapomniałam, że mniejszy biust jest stabilny...
Nie to co mój.

Uszykowane w moje najlepsze ciuchy, wyruszamy na wyprawę pod hasłem: "Żadnego marudzenia". To, że Lena nie będzie narzekać jest pewne, w moim przypadku - raczej mało prawdopodobne...

Chciałam zostać w domu,. nie mam ochoty na imprezowanie.

Jako że jest sobota, to i klub pęka w szwach, ale na szczęście mamy vipowskie wejściówki i możemy spokojnie pobawić się w strefie komfortu. Lena oczywiście strzela nam mini sesję zdjęciową, a ja tylko wywracam oczami, słysząc po raz dziesiąty jej: "Jeszcze raz, kurde. Za grubo wyszłam."

Zamówiłiyśmy sobie u naszego ulubionego barmana najlepsze drinki i przemierzając salę taneczną, obserwujemy bawiący się beztrosko tłum.

Wolałabym zakopać się w ciepłej kołderce, włączyć ckliwy romans, a później zjeść nieprzyzwoicie słodkie lody, które swoją światową karierę skończą dość szybko, poszerzając mój obwód bioder.

Helen wygląda bosko w mojej złotej cekinowej sukience z bardzo głębokim dekoltem. Jej długie blond włosy, sięgające za tyłek, falują w rytm jej seksownych bioder, a dokładnie wytuszowane rzęsy dodają jej tajemniczości. Wygląda obłędnie.

Ja zdecydowanie nie błyszczę tego wieczora i jakoś specjalnie też się nie stroiłam. Nie miałam ochoty i tylko pod naciskiem przyjaciółki założyłam tę bordową bandażową sukienkę z dekoltem w łódkę i mocniej podmalowałam oko. Włosy zostawiłam rozpuszczone, co zaczyna mnie już denerwować, jak nigdy.

- Patrz tego - wskazuje głową - zajebiste ciało i popatrz jak się porusza. Jest tutaj prawie co tydzień, a dzisiaj bez obstawy nachalnych dziewczyn. Będzie mój. - Pstryka w palce i upija łyk drinka. - Kolegę ma całkiem przystojnego. Mocna ósemka.

Spoglądam najpierw na wysokiego bruneta i tylko kiwam głową, aczkolwiek nie mój typ. Zbyt gogusiowaty, wypacykowany i umięśniony. Ten drugi zaś zbyt pewny siebie, taki macho. Mimo że staram się nie oceniać, niestety cały czas to robię, ale to silniejsze ode mnie.

- Może być. - Silę się, żeby odpowiedzieć, gdy Helen szturcha mnie ramieniem, a po chwili zauważam jak zalotnie uśmiecha się do swojej zwierzyny i jego kolegi. Ten drugi, aż czuję jak przejeżdża po mnie wzrokiem i krzywo się uśmiechając, oblizuje swoje usta. Szybko odwracam głowę i z grymasem spoglądam na przyjaciółkę.

- Nie, Lena, to miał być babski wieczór, nie mam ochoty na zabawę z jakimiś typkami... - Robię nadąsaną minę, ale to nie działa na moją przyjaciółkę. - Cholera, obiecałaś!

- Zamknij się, miało nie być marudzenia, a ty już zaczynasz, zołzo. - Wywraca oczami i odrzuca na plecy swoje boskie włosy.

Już wiem, co będzie dalej...

- Wkurzasz mnie! Nie mam ochoty poznawać przypadkowych ludzi i udawać, że jestem nimi wielce zainteresowana, skoro nie jestem! - Niemalże tupię nogą.

Ta dziewczyna mnie wykończy!

- A ja mam ochotę się wyszaleć! A ty zachowujesz się jak jakaś cholerna błogosławiona dziewica Maryja z Nazaretu, chociaż z charakteru to raczej Maria, ale Magdalena i to zanim się jeszcze nawróciła.

- Zabiję cię, przysięgam.

Ta jednak nic sobie z tego nie robi i pociąga mnie za rękę w kierunku dwóch mężczyzn. Jak gdyby nigdy nic, cmoka ich w policzek na przywitanie. Faceci nie kryją swojego zadowolenia, a ja wręcz przeciwnie.

Jestem mniej wylewna niż ta wariatka i po prostu na przywitanie rzucam "hej", bo Lena, to Lena, a ja, to ja.

Kilka sekund później, prowadzone przez nowych kolegów, zajmujemy jeden z ekskluzywnych boksów i rozmawiamy, to znaczy Helenie nie zamyka się buzia, a ja tylko kiwam głową, udając, że jestem zainteresowana rozmową, o sama nie wiem czym.

Moja przyjaciółka pochłonięta jest dyskusją z przystojnym brunetem i szczerzy się jak nienormalna, a ja czuję na sobie wzrok tego drugiego - szatyna. Całkiem miły gość, tylko wstyd przyznać, ale zupełnie nie pamiętam jego imienia. Po prostu ustalmy, że nie mogłam się skupić, słysząc te dudniące basy, a tak szczerze? Tu wpadło, tam wypadło.

Szatyn jest typowym przykładem faceta, który wie, że może mieć każdą kobietę w tym klubie.

Każdą oprócz mnie... ale tego chyba jeszcze jednak nie wie.

Może źle go oceniam, ale pewnością siebie to mógłby obdzielić cały klub.
A przynajmniej na takiego wygląda. Z tego, co zdążył już mi o sobie powiedzieć, dowiedziałam się, że jest właścicielem firmy ochroniarskiej.

Dobra, wiem, że znowu oceniam, ale gdy rzucam na niego okiem i zauważam markowe znaczki na ubraniach, Rolexa na nadgarstku, a i jego zapach, to na bank markowy produkt, tylko utwierdzam się w swoim przekonaniu, że to typowy podrywacz.

- Przybliż się do niej - instruuje nas Helen. - Zrobię wam zdjęcie, a później ty Fabian nam, okej?

Przynajmniej znam jego imię...

Ten cały Fabio, bo tak zwraca się do niego brunet, otacza mnie ramieniem i delikatnie tuli do siebie. Robię dobrą minę do złej gry i niechętnie uśmiecham się do zdjęcia.

Czy to możliwe, że za nim tęsknię?

Mężczyzna nachyla się do mnie, co jakoś dziwnie mnie krępuje, po czym delikatnie odgarnia moje włosy i szepce do ucha:

- Może masz ochotę trochę potańczyć, co? - Posyła mi, pewnie jego zdaniem, całkiem seksowny uśmiech, a ja z nadzieją spoglądam w stronę przyjaciółki, że wybawi mnie od zalotów szanownego kolegi, aczkolwiek ta pochłonięta flirtem, ma mnie w tyłku.

Cholera jasna.

- Yyy... nie lubię tej piosenki... - Mężczyzna tylko wywraca oczami i oparty plecami o kanapę, wypija całą zawartość swojej szklanki whisky, rozglądając się po klubie. Chyba jest załamany faktem, że zamiast ognistej laski, trafił na mnie.

Podziękuj mojej przyjaciółce.

Nie chcę jednak wyjść na kompletną zołzę, dlatego po chwili biorę głęboki oddech i rzucam ze sztucznym uśmiechem: - Albo wiesz, co? Dobra. Chodźmy, ta już się kończy. - Chwytam go za rękę i wyciągam na parkiet, za co częstuje mnie przydługim, zalotnym spojrzeniem.

Babski wypad...
Już nigdy więcej.
Przysięgam.

Tańczymy do wolnej piosenki, a jego ręce jak na razie spoczywają na moich lędźwiach. Na szczęście nie jest nachalnym chamem, obmacującym mnie po tyłku i wpychającym mi swój jęzor do gardła, co nie oszukujmy się, zdarza się dość często na tego typu imprezach.

Miejmy nadzieję, że nie zmienię o nim, jak na razie, dobrego zdania.

- Jesteś strasznie spięta, robię coś nie tak? - pyta mnie, szepcząc do ucha, a ja tylko przymykam oczy, czując jak moją szyję owiewa cytrynowa nuta jego perfum wymieszanych z miętówką.

Nie powiem, ale zdziwił mnie tym pytaniem.

- Po prostu... - Nawet nie wiem kiedy, a łzy stanęły mi w oczach.

- Rozluźnij się. - Mruga do mnie okiem i okręca wokół własnej osi, w rytm jakiejś dyskotekowej muzyki, a na moje usta wkrada się dość leniwy uśmiech.

Po kilku minutach tańczenia i muszę przyznać, że i odstresowania, udajemy się do baru. Fabio zamawia dla mnie kolorowego drinka, a dla siebie whisky z lodem. Chwilę rozmawiamy, wypijając swoje trunki, po czym na moment mnie przeprasza, gdy zauważa swoich znajomych.

Pewnie uciekł...
Nie dziwię się.

Zamawiam sobie kolejnego drina i gdzieś w połowie chyba już trzeciego, włącza mi się tryb "gaduła". Facet stojący obok mnie, oparty o bar i wbijający we mnie swoje ślepia, chyba mnie słucha, bo potrząsa głową i uśmiecha się do mnie.

- I wiesz, on ma uroczego synka. Siguś się nazywa. Kochany jest... - Zwierzam się kolesiowi, który chyba żałuje swojej głupiej decyzji, żeby jednak do mnie podbić.

- Aha. - Facet pewnie tylko udaje, że mnie słucha, ponieważ zauważam jak omiata wzrokiem moje ciało, skupiając całą swoją uwagę na ciasno opiętym materiałem, biuście. - Napijesz się jeszcze, aniołku? - pyta z nawet ładnym uśmiechem, choć nie tak czarującym jak ten Blaiseowy.

Wodzę wzrokiem po klubie i nigdzie nie zauważam szatyna, ani mojej przyjaciółki i jej bruneta.

- Nie. I ten Siguś jest ciężko chory, wiesz? Boże jakie to życie jest niesprawiedliwe...

- No... - mówi z wyczuwalną nostalgią w głosie, aż na moment odnoszę wrażenie, że on naprawdę mnie słucha. Dopiero gdy wodzę wzrokiem w tym samym kierunku co on, zauważam jak moja przyjaciółka i ten brunet, dobierają się do siebie na parkiecie.

Tańczą tak zmysłowo, że jeszcze moment, a kilku obserwujących ich erotyczne wywijasy, dojdzie.

- Dobra, szybka piłka - chcesz się pieprzyć? - Na te słowa niemalże krztuszę się śliną.

- Co? - Marszczę brwi, łudząc się, że się przesłyszałam.

Co za kretyn!

- Czy masz ochotę na szybki numerek? Bzykanie? - Mizia moje odsłonięte ramię. - Sprawimy sobie przyjemność, co? Jest tutaj fajna miejscówka.

- Jesteś normalny? - Wstaję z barowego krzesła i prawie skręcam sobie kostkę, wpadając w jego łapska.

- Przecież wiem, że tego chcesz! - Szarpie mnie za nadgarstek, a ja próbuję mu się wyrwać.

- Puszczaj mnie, świnio! - Ten mocnym uchwytem przyciąga mnie ku sobie i ściska za mój pośladek, wrednie sycząc:

- No co? Przyszedłem tutaj wyrwać laskę, a nie słuchać pierdolenia o jakimś typie z rakiem.

- Wal się! - rzucam wściekle i odpycham natrętnego typa, waląc go w policzek.

- Pojebało cię, laska? - rzuca wściekle i szarpie mnie za rękę.

Ni stąd pojawia się Fabio i wali tego obleśnego typa w gębę, a ja stoję jak kołek na trzęsących się jak galareta nogach.

- Koniec, kurwa, imprezy! - Dźwiga tego typa i poprawia uderzenie, po czym podbiega do mnie i pyta, widocznie poddenerwowany:

- Nic ci nie jest? - Czuję delikatne potrząsanie i zauważam jak ten cały Fabio patrzy na mnie nieco przerażony. - Wszystko w porządku? - powtarza, gdy milczę.

- Chcę do domu... - mówię cichym, płaczliwym głosem, a Fabian zagarnia mnie ramieniem i prowadzi do wyjścia.

Po drodze zabieram z szatni swoje futerko i obserwuję bawiący się tłum, szukając w nim Helen.

- Gdzie Lena? - pytam i staję na palcach, próbując ją dostrzec w tłumie podpitych imprezowiczów.

Na próżno.

- Porwała mojego przyjaciela. Wzięli taksówkę i tyle ich widziałem... - wywraca oczami i otwiera mi drzwi.

- Idiotka. Skończona kretynka! - Wkurzam się na przyjaciółkę, bo odstawiła niezły cyrk.

Wyciągam telefon i w nerwach ignoruję wszystkie powiadomienia, dzwonię do tej małpy. Odbiera niemalże natychmiast.

- Wiem, przepraszam. Fabian się tobą zajmie, my jedziemy do mnie. Udanej zabawy.

- Lena! - Na nic moje krzyki, ta pinda się po prostu rozłącza. - Kurwa mać...

Nowo poznany kolega mierzy mnie wzrokiem i pyta, wpatrując się w moją twarz:

- Odprowadzić cię?

- Dam sobie radę, ale dziękuję.

Szukam w telefonie numeru taksówki i klikam w powiadomienia, które przed momentem zignorowałam. Fabian cały czas mnie obserwuje, a ja przepraszam go i odsłuchuję wiadomość głosową:

"- Nie wiem, nie odbiera. Miał być o piątej... siedem godzin temu.
- Może są razem? Ona też nie odbiera.
- Zadzwoń jeszcze raz, może teraz odbierze?
- Dzwoniłem przecież. Kilkanaście razy.
- Kurde Will, nie rozłączyłeś się, to się nagry..."

Machnięciem ręki żegnam się z Fabianem i wsiadam do taksówki. Chłopak jest chyba co najmniej zdziwiony faktem, że po prostu mu odjechałam, gdy pewnie on liczył, że mam zamiar mu się odwdzięczyć za odstraszenie natręta.

Wykręcam numer telefonu rozmówcy, który nagrał mi się na sekretarkę, ponieważ wydawało mi się, że w tle słyszałam Sigusia i jego płacz. Wiem, że ten ktoś dzwonił kilka godzin temu, a teraz dochodzi już prawie pierwsza.

Trudno.

- Halo? - W słuchawce odzywa się dość niski męski głos. Lena określiłaby go jako "seksowny radiowiec", a jak dla mnie, to po prostu bulgocze do słuchawki.

- Przepraszam, ktoś dzwonił do mnie z tego numeru. Niechcący nagrał pan wiadomość głosową...

- Federica? - przerywam mi, co trochę mnie dziwi, ponieważ nie mam pojęcia z kim rozmawiam. Widać, że tylko ja.

- Tak?

- Dzięki Bogu oddzwaniasz. Jest może z tobą Blaise?

- Z kim mam przyjemność?

- Whiliam, starszy brat Blaise'a. W sensie przyrodni. Z nerwów się nie przedstawiłem. Przepraszam. Kontaktował się może z tobą Blaise? - Mężczyzna brzmi na przerażonego, co zaczyna mnie niepokoić.

- Nie... Stało się coś?

- Rano pojechał na egzamin i do teraz nie dał znaku życia. Jego telefon nie odpowiada. Dzwoniliśmy na uczelnię, podobno opuścił budynek po ogłoszeniu wyników, czyli około piątej. Odchodzimy od zmysłów, a Siguś cały czas płacze... zresztą chyba słyszysz.

Tak słyszę.

Łzy napływają mi do oczu, gdy pomyślę, że coś złego mogło stać się Blaiseowi...

_______________
Dwa tysiące wyświetleń! 😍😍😍
Dziękuję! 🤗😘💞

Wczoraj stuknęło mi dwa lata na Wattpadzie. 🎉

Tak na poważnie (mniej lub bardziej 🤷) zaczęłam pisać około rok temu, więc dopiero raczkuję, aczkolwiek mam nadzieję, że opowiadania nie są rakowe. 😀🤦

Dziękuję za każdą aktywność pod opowiadaniem! Kocham Was! ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro