22. FEDERICA
Niesamowicie się cieszę, że moje kochane czytelniczki, wchodzą, czytają, zostawiają komentarze, gwiazdki - to jest naprawdę bardzo miłe uczucie, mieć świadomość, że tworzy się dla kogoś. No kurczę pieczone, aż się wzruszyłam. Dziękuję kochane babeczki moje! ♥️
Ps
Boję się tego rozdziału. Serio...
Dajcie później znać, okej? 🙊
__________
Kolacja wydawała mi się miłym gestem i teraz już sama nie wiem czy dobrze postąpiłam. Przy tym facecie niestety nie posiadam intuicji - ona mnie zawodzi.
W sumie, żadna mi też nowość...
Blaise kolejny raz ucieka, a ja czuję dziwny zawód. Może jestem po prostu nachalna i wystraszyłam go?
Wracam do pokoju i przebieram się w koszulę nocną. Siadam na łóżku i rozczesuję włosy, pasmo po paśmie. Nagle zrywam się i kieruję w stronę kuchni - szkoda wina.
Siadam na blacie i nalewam sobie już trzecią, albo i czwartą lampkę. Czerwone, jagodowe winko, wchodzi idealnie.
Machając nogami i powoli sącząc alkohol, zastanawiam się nad tym wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu.
Sploty i pasma niekończących się dramatów...
Cała ja.
Mimo wcześniejszych uprzedzeń do tego miejsca, a nawet samego Blaise'a, teraz muszę przyznać, że ta cała wyprawa i wypadek ma swoje zalety - poznałam najdzielniejszego ojca na świecie i najsłodszego malucha pod słońcem. Kolejna zaleta to czas na przemyślenie kilku ważnych spraw i umiejętne ich przepracowanie, ponieważ w zgiełku miasta nie słychać ciszy, a cisza zmusza do refleksji.
- Myślałem, że poszłaś już spać. - Wzdrygam się słysząc jego głos, byłam pewna, że poszedł spać.
- Teraz to ja się zamyśliłam, przepraszam... - Podnoszę wzrok i posyłam mu lekki uśmiech.
- Byłem przekonany, że poszłaś do siebie. - W jego słowach wyczułam ulgę, że jednak jestem.
- Też myślałam, że od razu pójdziesz spać. - Unoszę kieliszek wina i wypijam resztę. - Zostało jeszcze troszeczkę, więc nie chciałam tego tutaj tak zostawić. Nie lubię niczego marnować. - Zeruję kieliszek i dodaję z grymasem: - Końcówka jest obrzydliwa.
Spoglądam na niego i szybko opuszczam głowę, ponieważ stresuje mnie jego obecność, a może bardziej jego swobodny strój. To drugie.
Kimkolwiek jesteś mamo Amber, masz rację, Blaise to ciacho.
Przebrał się w dresowe szare spodnie i białą koszulkę na ramiączkach, która odsłania jego dość umięśnione ciało, atramentowe malunki i blizny...
Mimowolnie przypominam sobie to, jak wczoraj Sigi wypytywał mnie o mój kolczyk w pępku i wspominał o tatuażach swojego ojca. W mig robię się czerwona, bo Siguś oczywiście wypaplał nawet to, że próbowałam wypytać się co nieco o jego ukochanego tatka. Pięknie wpuścił mnie na minę...
Sigi jest po prostu niemożliwie uroczy z tym swoim gadulstwem.
- Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. Rano byłem zestresowany i zły... - Blaise przygryza policzek i wbija wzrok w podłogę, bawiąc się palcami. Wygląda na zupełnie wykończonego dniem.
Chciałabym wypytać go o wszystko, co go trapi, ale wiem, że nie mam do tego prawa. Jeśli będzie chciał, sam mi powie.
- Wiesz, w sumie to cały dzień zastanawiałam się, co cię ugryzło. Wczoraj było przecież tak... miło. - Obserwuję go i dostrzegam na jego twarzy niemalże bolesne zmęczenie.
- Nieważne. - Wypuszcza przeciągle powietrze i patrzy na mnie z dziwnym napięciem, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał, a ja czuję jak oblewa mnie fala gorąca, gdy powoli zbliża się w moją stronę.
- Blaise... - szepcę, gdy stoi na przeciwko mnie i wpatruje się w moją twarz. - Chcesz porozmawiać? Czasami to pomaga... wiem, że się dobrze nie znamy, ale potrafię słuchać. - Posyłam mu ciepły uśmiech i odważam się spojrzeć w jego oczy. Są piękne, ma takie mądre spojrzenie.
Aż mi wstyd, że na początku aż tak źle go oceniłam.
Toczymy ze sobą jakąś dziwną wymianę spojrzeń, jakby słowa były tutaj zbędne. Nawet nie wiem kiedy, a ręka Blaise'a gładzi mój policzek.
- Dziękuję za kolację, to było naprawdę bardzo miłe... - Zauważam, że jego oczy błyszczą, aż coś ściska mnie za serce. - Dawno nikt u mnie nie gościł, w sensie, to ja powinienem o ciebie zadbać. Jesteś moim gościem, a ja...
Nagle wpija się w moje usta, aż zapiera mi dech. Nie byłam na to gotowa, ale podświadomie właśnie tego pragnęłam.
Blaise jest zdecydowany i tak cholernie władczy, że z moich ust ulatuje ciche westchnienie rozkoszy, gdy zachłannie je pieści.
Co on ze mną wyprawia?
Zarzucam ręce na jego szyję i gładzę ją palcami, pozwalając Blaiseowi na pieszczotę mojego języka. Gdy swoimi dłońmi tuli moje plecy, przechodzą mnie znajome, przyjemne dreszcze. Pragnę jak najdłużej trwać w tym cudownym stanie i szczerze, to dawno nie czułam się tak dobrze. To głupie, ale czuję się jakbym była w domu.
Blaise przejeżdża palcami po mojej szyi, a ja odlatuję i odchylam głowę, dając mu lepszy do siebie dostęp. Czuję, jakbym wirowała gdzieś w odległej galaktyce. Gdy muska ją ustami, zamieram. Jestem o krok od eksplozji. Blaise obsypuje mój dekolt wilgotnymi pocałunkami, a ja gładzę jego ogoloną głowę, czując pod palcami ostre, małe włoski.
- Wiem, że nie mam prawa... - Jego słowa sprowadzają mnie z powrotem na ziemię. To jak zderzenie czołowe z tirem. Mało przyjemne doświadczenie.
- Chyba nie rozumiem? - Obejmuję jego przystojną twarz i spoglądam w te piękne oczy, które są tak cholernie smutne.
Chyba się zakochałam...
Chyba na pewno.
- Z tego, co wiem... - Ciężko wzdycha i przymyka oczy, oblizując swoje pełne usta. - Jesteś mężatką. - Bardziej stwierdza niż pyta, a ja marszczę brwi, ponieważ nie mam pojęcia skąd mu to przyszło do głowy.
- Nie... - Przełykam ślinę i czuję się dziwnie zakłopotana.
- Nie?
- No nie, nie jestem mężatką... - W moim głosie można wyczuć nutkę irytacji. - Noszę obrączkę? - Macham mu ręką przed oczami, chcąc być bardziej wiarygodna. - Nie, nie noszę. Skąd taki pomysł...
Blaise opiera swoje czoło o moje i tuli mnie do siebie, wypuszczając z ulgą nagromadzone w płucach powietrze, po czym szepce mi do ucha:
- Nie chcę niczego komplikować, ale... - Na moment milknie, jakby nie był pewien czy brnąć w to dalej.
- Ale? - Przelotnie całuję go w usta i na szczęście tym razem Blaise nie ucieka, ale zagarnia mnie ramionami i pogłębia pocałunek.
Teraz już wiem, co to znaczy czuć motylki w brzuchu, bo wcześniej tylko myślałam, że wiem.
Zachłannie pragnę jego bliskości. Dotyku. Po prostu jego. I choćbym nie wiem jak przed tym uciekała, to moje ciało mnie demaskuje i stawia swoje żądania jasno.
- Nie wiem jak to nazwać, ale po prostu, chociaż próbuję to w sobie stłamsić, to jest silniejsze ode mnie... - Kończy, namiętnym pocałunkiem.
Pragnę tego faceta. Każda moja komórka domaga się, wręcz krzyczy, że chce jego dotyku. Muśnięcia palcami. Językiem.
Zwariowałam.
Blaise delikatnie gładzi moje plecy i całuje mnie tak cholernie namiętnie, że jeszcze chwila, a dojdę od samego pocałunku.
Zwinnym ruchem, łapiąc za moje pośladki, sadza mnie na blacie kuchennym, ani na moment nie przerywając całowania.
Gdy tuli mnie do siebie, czuję jego podniecenie i aż głośno przełykam ślinę. Blaise zaczyna pieścić moje usta z jeszcze większą zachłannością i czułością. Powoli opuszcza ramiączko mojej koszuli nocnej, a jego oczy skanują mój dekolt. Po chwili zawahania, obsypuje go wilgotnymi pocałunkami. Jest w tym wszystkim bardzo ostrożny, jakby bał się pójść na całość.
- Blaise, potrzebuję tego - szepcę mu do ucha, czule gładząc jego apetyczne ciało. - Ty też tego potrzebujesz. Daj nam szansę...
Po tych słowach wpija się w moje usta i jednocześnie rozchyla moje uda, tak, żeby mieć dostęp do mojej kobiecości. Patrząc w moje oczy, niepewnie przejeżdża palcem po wilgotnej łechtaczce i nie przerywając kontaktu wzrokowego, wkłada we mnie swoje smukłe palce.
Jestem podniecona jak nigdy przedtem, ale i przerażona tym, co będzie potem - nie chcę zostać odtrącona. Nie tym razem. Nie teraz.
Jęczę, gładząc jego mięśnie brzucha, czując jak mi błogo. Staram się zachować cicho, ale jego wprawny taniec palców jest dla mnie czymś, co odbiera mi rozum. Cała drżę, gdy robiąc to, patrzy mi w oczy i obserwuje moją reakcję na jego bliskość. Daje mi to, czego pragnę.
Nie jestem już dłużej w stanie utrzymać z nim kontaktu wzrokowego, ponieważ przeszywają mnie spazmy rozkoszy, aż odchylam głowę do tyłu. Zaciskam się na jego palcach, egoistycznie chcąc jeszcze więcej. Jestem rozpalona i powoli czuję jak zalewa mnie fala rozkoszy. Blaise pieści palcami moją łechtaczkę, doprowadzając mnie do szaleństwa, a twarz ma tak skupioną, jakby dostarczenie mi przyjemności, było specjalną misją.
Już dawno pogodziłam się z faktem, że mój mózg ma mnie w głębokim tunelu i po prostu nie kontroluję rozkoszy, która mną zawładnęła, a dodać tylko muszę, że już praktycznie zarastałam pajęczyną, bo seks solo się nie liczy. W ogóle nie może się równać z tym, co wyprawia ze mną Blaise.
Jestem głodna jego bliskości, chociaż jest obok i na moment łapią mnie wyrzuty sumienia, że nawet z tym nie walczyłam. Nie spróbowałam. Po prostu dałam się wziąć przez niebezpiecznie uroczego mechanika i wypinając swoje sterczące, nabrzmiałe od podniecenia, piersi bezwstydnie domagam się o więcej, co oczywiście zaraz zostaje spełnione.
Blaise nie jest już delikatny, mocnym uchwytem ściska moją pierś i odsłania je, żeby zachłannie je ssać i pieścić. Kiedy zasysa moje sutki, jęczę zadowolona i przyciągam go do siebie, oplatając jego biodra nogami.
- Jeszcze! - wymyka mi się w ekstazie tych doznań, porównywalnych z hajem.
Zachęcony przyspiesza pchnięcia, a ja poruszam się rżnięta w mistrzowskim tempie. Czuję jak krople potu zraszają całe moje ciało, a oddech staje się nierówny, coraz bardziej szaleńczy.
Blaise spogląda w moje oczy i na moment jakby odleciał, a ja wyginam się w łuk i trzęsę w miłosnych falach. Jestem o krok od wybuchu, gdy nagle przestaje mnie pobudzać i pieścić. Patrzę na niego z pretensją, gdy czuję, że wysuwa ze mnie swoje palce i po prostu odchodzi ode mnie, uderzając wściekle pięścią w ścianę.
- Kurwa! - prycha i chodzi nerwowo, a jego skroń drga i pulsuje. - Kurwa mać!
Wzdrydam się i nie wiem, co o tym myśleć. Jestem zaskoczona? Rozczarowana? Zła?
- Dlaczego mi to robisz? - wypalam wkurzona i zeskakuję z blatu, nerwowo poprawiając halkę.
Znowu ucieka! Tylko ja nie mam ochoty na zabawę w kotka i myszkę.
Blaise odwrócony jest teraz do mnie plecami, ale dostrzegam jak napina mięśnie, oparty rękami o parapet. Jest zły?
- Przepraszam, to nie ma sensu... - wypala, a mnie podnosi się ciśnienie. Ten opuszcza głowę i nerwowo oddycha, a ja czuję jak moje oczy robią się wilgotne.
- Co jest? - Podnoszę głos, wytrącona z równowagi. - W co ty ze mną grasz, huh?
Moje ciało drży, ale już nie z pożądania, a z furii. Staram się uspokoić, ale nie wiem czy dam radę wyjść z tego z twarzą i go po prostu nie zdzielę.
- Możesz mnie uderzyć w gębę, należy mi się.
Nosz kurwa, prorok?
Odwraca głowę w moją stronę i spogląda na mnie mocno zaciskając szczękę. Widzę w jego oczach pustkę, co mnie po prostu rozwala.
- Daruj sobie! - Odchodzę szybkim krokiem, gdy nagle czuję szarpnięcie za nadgarstek. Widzę już prawie na czerwono i jeszcze chwila, a chyba się po prostu rozpłaczę.
- Przepraszam cię, Federica... - Jego głos brzmi błagalnie, ale wyrywam rękę z ciasnego uścisku, czując się maksymalnie zażenowana.
Chce mi się płakać, bo jestem naiwną cipą! Naiwną kretynką! Głupią babą!
- Nie dotykaj mnie! - Podnoszę głos i tulę swoje ramiona, obejmując się ciasno. Wstyd mi, że pozwoliłam mu na taką bliskość. Niczego się nie nauczyłam...
- Proszę, daj mi wytłumaczyć, dobrze?
- Co chcesz tłumaczyć? - prycham i wciągam powietrze, jakbym za moment miała się udusić. - Tutaj nie ma czego tłumaczyć!
- Po prostu...
- To naprawdę nie ma sensu! - Rozjuszona, podnoszę głos i rzucam mu mordercze spojrzenie. Odchodzę szybkim krokiem, nie pozwalając mu dokończyć.
Gdy wpadam do pokoju, opadam na łóżko i po prostu zaczynam płakać jak mała dziewczynka. Nie mam pojęcia, co siedzi w jego głowie i nie wiem czy mam ochotę tego się dowiedzieć.
Nie mam już siły, gdy moje życie tak wrednie kopie mnie w tyłek, czując się maksymalnie beznadziejnie. Przed momentem Blaise wystrzelił mnie w kosmos, żeby tuż po euforycznym locie zaciągnąć ręczny hamulec i zmusić mnie do awaryjnego lądowania.
Ciche pukanie do drzwi, wyrywa mnie z otchłani rozczarowań. Nie odzywam się, ponieważ nie mam pojęcia jak się zachować. Szczerze? Biorę pod uwagę to uderzenie w gębę. I to tak, jak uczył mnie tego starszy brat.
- Idź pan w diabły! - bąkam pod nosem.
________________
Ufff... 🙄
Nie mam zielonego pojęcia jak mi poszło z tymi "hotscenami".
Pisanie o seksie jest jak rysowanie o muzyce... 🤦
Mam nadzieję, że nie było przypału, co? ❤️🤷❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro