Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. BLAISE

Kompletnie nie wiem, jak nazwać to cholerne uczucie zupełnego otępienia, które rozrywa mi żyły, napędzając nicością, aż po szwy moich blizn.

A co jeśli dalej nic już nie ma?

Nic nie czuć, to chyba jedno z najciekawszych i najbardziej przerażających doznań.

I niby masz tę pieprzoną świadomość skończoności, a jednocześnie zdajesz sobie sprawę z tego, że nic, kurwa, cię nie dotyczy i nie rusza - jesteś poza tym wszystkim, co spędzało ci sen z powiek, napędzało do działania, martwiło...

***

- Wiesz może czy dziekanat jest jeszcze czynny?

Gdy tuż nad moim uchem rozbrzmiewa melodyjny kobiecy głos, niemalże w zwolnionym tempie unoszę głowę znad laptopa i spoglądam na prześliczną blondynkę.

Muszę przyznać, że z wrażenia aż zaniemówiłem.

Mimowolnie lustruję ją dość ciekawskim spojrzeniem i tylko głośno przełykam ślinę na widok dużych niebieskich oczu, które jakby śmieją się do mnie i pełnych, wykrojonych w serce, ust.

Czuję, jakbym zapomniał języka w gębie, a przecież zawsze mam tyle do powiedzenia.

- Jaki kierunek? - Odchrząkuję i próbuję brzmieć jak facet, a nie ciota.

Jaki przypał.

- Architektura krajobrazu.

- Ambitnie. - Na te słowa blondynka uśmiecha się tak zniewalająco, że aż zasycha mi w gardle.

Chryste, co za uśmiech.

- Mhm, na początku denerwowały mnie te słowa, ale teraz przyjmuję, że to komplement. A ty, co studiujesz? - Spogląda na mnie i obejmuje się ramionami. Jest drobna, ale wszystko co u kobiet mnie kręci, ma na swoim miejscu.

Zdzielam się mentalnie w pysk, bo zachowuję się jak zdziczały samiec.

- Automatyka przemysłowa z robotyką i informatyką.

- Wow. Podziwiam. Który rok?

- Drugi.

- W sumie to teraz nie mam pojęcia gdzie powinnam pójść. - Zerka na mapkę uczelni i wzdycha. - Trochę to zamieszali.

Sklapuję laptopa i wrzucam go do plecaka, po czym spoglądam na nią i posyłam jej swój najlepszy uśmiech:

- W sumie to mogę cię zaprowadzić do tego dziekanatu... znajduje się w drugim segmencie. Mapka jest nieaktualna od chyba trzech lat. - Mierzwię włosy, nieco skrępowany.

- Byłabym wdzięczna. - Posyła mi słodki uśmiech, a ja czuję jak moje ciało oblewa fala gorąca. - Lydia jestem. - Podaje mi rękę i uśmiecha się szeroko, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

- Blaise. - Nerwowo przygryzam dolną wargę i spoglądam w te cudne oczy.

To chyba anioł...

Prowadzę ją nieco dłuższą drogą, chcąc zyskać kilka minut i po cichu liczę na to, że nigdy się o tym nie dowie. O moim podstępie.

Idziemy i rozmawiamy o wszystkim i niczym, ale muszę przyznać, że jest bardzo miło. Dziewczyna jest gadułą i ma świetne poczucie humoru. Poza tym hipnotyzuje mnie swoim czarującym uśmiechem.

- Lydia!

Na dźwięk nieco niezadowolonego męskiego głosu, obydwoje szybko odwracamy głowę. Blondynka uśmiecha się gorzko i wywraca oczami, a ja widząc tego typa, klnę w myślach. Na szczęście mam zarzucony kaptur, więc wątpię, że mnie rozpoznał.

Pan, jego mać, glina...

- To mój brat. Idę! Już idę - rzuca w jego kierunku i macha do mnie na pożegnanie, dodając: - Przyjdź nad jezioro, wieczorem jest fajna impreza. - Uśmiecha się i zakładając kosmyk blond włosów za ucho, odwraca się i zmierza ku drzwiom dziekanatu.

Resztę dnia nie mogę przestać o niej myśleć. Tylko dlaczego ona musi być jego siostrą...

***
- Później się nie dało? - Wzdrygam się, gdy na wejściu do domu słyszę głos matki.

Siedzi na werandzie okryta kocem i lustruje mnie wkurzona, wypalając we mnie dziury. Jej mina nie zwiastuje nic dobrego, więc tylko odchylam głowę ku górze i przeciągle wypuszczam powietrze.

Mam przejebane...

- Chcesz, żebym dostał zawału? - Skopuję buty i jak najszybciej chcę uciec do środka, żeby uniknąć konfrontacji.

Gdy wchodzę do domu, matka rusza za mną i zerka jeszcze przez okno, po czym dodaje rozdrażniona:

- Co się z tobą dzieje, Blaise? Mamy gości, miałeś ich odebrać z dworca! Do wszystkiego jestem sama! Ogarnij się, chłopaku!

- Nic? Uczyłem się z...

- Cordianem? W sobotę? - przerywa mi, gdy zerka przez szybę we frontowych drzwiach. - Od kiedy z Cordiana taki pilny uczeń, co? I od kiedy się kolegujecie?

Nie kolegujemy... ale to zbyt skomplikowane.

Wzrok mamy jest bardzo wymowny - mam przesrane do kwadratu.

- Dobra, idę do pokoju - bąkam pod nosem i oddycham z ulgą, gdy bez gderania pokonuję hol i wpadam do pokoju, sięgając od razu pod łóżko.

- Kurwa mać...

Niestety słysząc sugestywne odchrząknięcie mamy zerkam za siebie. Ręce trzyma za plecami, więc tylko głośno przełykam ślinę.

No to przypał.

- Tego szukasz? - Przygląda mi się badawczo, skanując moją twarz. - Skąd to masz? - Unosi znajomą mi torbę i dynda nią wkurzona.

Kurwa... jestem w dupie.
Wiedziałem, że to nie jest dobry schowek, ale spieszyłem się.

- To? - Mój mózg pracuje na najwyższych obrotach, żeby wcisnąć jej jakiś szajs, w który uwierzy i da mi święty spokój. - Cordian musiał zapomnieć. Ma poprawkę i ostatnio uczyliśmy się do późna...

- Nie kłam mi w żywe oczy! Pod twoim łóżkiem się uczyliście? Czego? Składania mebli?

Niestety, pudło. Nie kupiła tego.
Myśl idioto. Myśl!

- Nie wiem, o co ci chodzi, mamuś?

- Dobrze wiesz, mamuś. - Przedrzeźnia mnie. - Był tutaj Archibald, ten policjant z miasta... pytał o ciebie. Coś ty przeskrobał? - Widzę jej ogromne zmartwienie i chciałbym o wszystkim jej powiedzieć, ale nie mogę.

Wybacz mi...

- Co mu powiedziałaś?

- A co miałam mu powiedzieć? - pyta podejrzliwie.

- Mamo, proszę cię, przestań. O co pytał? Był i co?

- Co się z tobą dzieje, synek? Wracasz nad ranem albo wcale. Całymi dniami siedzisz w warsztacie. Coś czuję, że nie mówisz mi o wszystkim...

- Nic. Wszystko gra.

Ta i buczy...

- Pytał czy naprawisz mu samochód... Skąd Cordian ma tyle pieniędzy i dlaczego ty masz je w swoim pokoju, co? Dlaczego skłamałeś?

Nie drąż, kobieto...

- Prosił, żebym przechował, bo... zarezerwował sobie brykę i... - Kurwa, nie umiem kłamać.

- I?

- No i tyle. - Wzruszam ramionami udając, że to mnie nie rusza.

Jak gdyby nigdy nic, podchodzę do komody i wyciągam z niej czystą koszulkę do spania i dresowe spodnie.

- Blaise popatrz na mnie.

- Mamo, wszystko jest w porządku, naprawdę. Ian boi się, że w akademiku kasa szybko się ulotni. Tyle. Wiesz jak jest... - Unikam z nią kontaktu wzrokowego, bo nie wiem czy po prostu wszystkiego bym od razu nie wypaplał.

- Po prostu się martwię... - Chowa moją twarz w dłoniach i spogląda mi w oczy, a ja czuję jak serce dudni mi w uszach. - Obiecuj, że jakby coś się działo, to mi powiesz...

- Nic się nie dzieje... - przerywam jej i całuję ją w czoło. - A teraz wybacz, mamuś, muszę do toalety.

Nic, oprócz tego, że zostałem wmanewrowany w kurewskie gówno i, że grożą mi śmiercią...

- Pamiętasz, że w środę jest msza?

- Msza?

- Czwarta rocznica śmierci Bena. Nie pamiętasz? Mówię na tyle wcześnie, żebyś niczego nie planował. Po mszy mamy rodzinny obiad na ranczo.

- Pamiętam, przecież pamiętam. - Mierzy mnie i kręci głową. - No dobra, zapomniałem... Nie pamiętałem.
Ale już pamiętam.

________________
Oczywiście jestem ciekawa jak odbieracie te rozdziały ukazujące przeszłość? Czy się podobają? Nieco wyjaśniły?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro