Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. FEDERICA / BLAISE

Gdybym nie zamknęła gęby, to na bank wypadłoby mi teraz nią serce, co tak wściekle łomocze w piersi.

Blaise również jest poddenerwowany i widzę jego złość w oczach, gdy ten facet patrzy na mnie, rozbierając mnie wzrokiem. Jego pięść ciasno się zaciska, aż bieleją mu knykcie, a oddech staje się coraz szybszy.

- Z dziwkami, to do hostelu, Shwank. - Rechocze wrednie policjant, którego chyba kojarzę ze szpitala. Pewności nie mam, bo dokładnie się nie przyjrzałam, opuszczając ze wstydu głowę.

Za moment wyjdę z ciała i stanę obok. Przysięgam!

Mam ochotę rzucić się na gnoja i paznokciami wydłubać mu oczy, ale zaciskam zęby i nie odzywam się, gotując w środku.

Naiwnie czekam na to, że jednak Blaise coś zrobi, chociaż się odezwie, stanie w mojej obronie, ale ten tylko wbija nieobecny wzrok w kierownicę i szczerka zębami, zaciskając ciasno szczękę.

- Blaise, nic nie powiesz? - pytam szeptem, zupełnie rozzłoszczona i morduję go wzrokiem, gdy ten tylko nerwowo ściska kierownicę i zerka na mnie z ukosa.

Nie wierzę! Po prostu nie mogę w to uwierzyć!

- Mandacik dla pana. Ciekawe, co by na to wszystko powiedziała moja, świętej pamięci, siostra. - Wyciąga bloczek papieru i skrobie coś, z paskudnym grymasem, gdy mi się przygląda. Kątem oka dostrzegam to jego spojrzenie i aż przechodzą mnie ciarki. - Seks w miejscu publicznym... to będzie dość fajna kwota, Blaise. - Kręci zdegustowany głową i wystawia świstek zapisanego bloczka. - Następnym razem, zaproś lepiej koleżankę do hotelu, albo w bardziej ustronne miejsce, niż główny przejazd. Starczyło wjechać głębiej w las... w sumie, to w jeden przynajmniej wjechałeś. - Salutuje z wrednym uśmiechem przyklejonym do tej parszywej mordy, aż mam ochotę mu walnąć, ale ostatkiem sił staram się trzymać. - Aha, pozdrów Sigusia, oczywiście będę na potańcówce, więc osobiście zapytam czy przekazałeś moje uściski. - Odchodzi, podle się śmiejąc, a ja aż się trzęsę ze złości.

Blaise wypuszcza powietrze i kilka razy wali pięścią w kierownicę, trafiając w klakson. Podskakuję przerażona, nie będąc gotowa na taki atak furii.

Blaise wyrzuca wściekle z ust przekleństwa i dyszy maksymalnie wkurzony. Po wiązance epitetów, przymyka oczy i odpala silnik, przecierając ręką przednią szybę. Wszystkie jego ruchy są nerwowe.

- Zapnij pasy, proszę - spogląda na mnie z gradową miną i wyjeżdża na drogę, dociskając gaz do dechy.

Patrzę na niego z miną, z której bez problemu można wyczytać chęć mordu i rzucam wściekle:

- Zapnij pasy?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Naprawdę, tylko tyle? - Przyznaję, że brzmię jakbym wpadła w szał.

Okej, po prostu w niego wpadłam i szybko nie wypadnę.

I tak oto słodka atmosfera, została zasmrodzona odorem tchórzostwa faceta, który myślałam, że jest moją ostoją i stała się zupełnie nie do wytrzymania - czar prysł i wszystko wskazuje na to, że bezpowrotnie.

- Nie teraz, dobrze? - syczy wkurzony i podgłaśnia radio. Robi tak za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawiają się kłopoty, więc pewnie i tym razem chce zagłuszyć wyrzuty sumienia.

- A kiedy? - Przekręcam potencjometr i ściszam gitarową muzykę. - Wiesz jak się poczułam? - Nerwowo poprawiając ubranie, cały czas ciasno zaciskam ręce na udach i dyszę wkurzona, wyczekując jakiegokolwiek wytłumaczenia.

Chociaż i tak jest już za późno...

Blaise wpatrzony jest w drogę, jakby zobaczył tam samego Boga, a ja mrożę go arktycznym spojrzeniem. Ten tylko łypie na mnie i milczy, wyprowadzając mnie jeszcze bardziej z równowagi.

- Super! Po prostu s u p e r! - bąkam rozwścieczona i chowam twarz w dłoniach.

Czuję jak pulsujący ból głowy, niemalże rozrywa mi czaszkę. Chce mi się płakać i rzygać z nerwów. Gdybym mogła, to wyskoczyłabym z tego cholernego auta i uciekła jak najdalej stąd, bo obecność Blaise'a dodatkowo mnie denerwuje.

Kiedy jesteśmy na miejscu, wychodzę i kieruję się prosto do domu. Nie obchodzi mnie zupełnie nic, a już na pewno nie właściciel gospody.

Chcę spakować swoje rzeczy i stąd wyjechać. Grzebię więc w kieszeni, szukając telefonu i wybieram jedyny numer, którego użytkownik jest w pobliżu.

- Federica, ochłoń, proszę... - Blaise patrzy na mnie błagalnie, gdy trzymam przy uchu smartphone'a, ale nie zamierzam go słuchać.

Nie tym razem.

Wtedy, kiedy miał się odezwać, milczał. Mam swoją odpowiedź.

- Hej Christian, jesteś jeszcze na tym wykładzie czy skończyłeś już szkolenie? - pytam, bo wiem, że zaraz po, miał jechać do swojej mamy, która dopiero co wróciła ze szpitala.

- Witaj, córko marnotrawna. Stało się coś? To pytanie retoryczne, of course.

- Możesz po mnie przyjechać? Później ci wszystko wytłumaczę. - Mój głos brzmi błagalnie.

- Właściwie, to jestem już w połowie drogi... gdzie jesteś? A co z twoim autem, nadal zwłoki?

- Miałam stłuczkę, Boris pewnie mówił. Auto jest niestety pogruchotane, a ja muszę wracać, tylko nie mam czym...

- Ale jesteś cała, tak? Boris był wściekły. Dogadaliście się?

- Tak, jestem cała. Boris załatwił wypłacenie siedemdziesięciu procent wartości samochodu, wziął winę na siebie, wiesz jakie on ma ubezpieczenie... Nie zgodziłam się.

- Czyli już wiem, dlaczego był taki wredny. Będę najszybciej jak tylko potrafię. Wyślij mi adres.

- Dziękuję... - ocieram zapłakane oczy i spoglądam na Blaise'a z wyrzutem i kontynuuję rozmowę: - Uważaj na siebie.

- Myślę, że pół godziny i jestem. Buźka!

Zauważam jak Blaise nerwowo chodzi w tę i z powrotem, wściekle tupiąc i zaciskając pięści, a ja rozłączam się i szybkim krokiem udaję się do jego domu.

- Wiem, że zachowałem się jak ciota. Federica, uwierz, że chciałem mu zajebać, ale...

Na te słowa, zawracam i rzucam zachrypniętym głosem, rytmicznie wbijając w jego klatkę swój wskazujący palec:

- Wypchaj się! Miałeś swój czas, żeby otworzyć gębę! - Unoszę się dumą, ale przecież mam swoją godność. - Teraz już za późno! Zakoduj to! Nikt, już nigdy więcej, nie zrobi ze mnie dziwki! Rozumiesz?!

- Wow... - Opiera ręce po bokach i odchyla głowę ku górze, a ja mam nieopisaną ochotę walnąć mu w gębę. Tak jak bardzo się w im zadurzyłam, tak bardzo go nie cierpię. - Czyli co? To koniec, tak? - pyta łamiącym się głosem i patrzy na mnie szklistymi oczami.

- Ty jednak głupi jesteś i to cholernie! - wypowiadam te słowa z wielką nienawiścią w głosie, że nie stanął w mojej obronie. - On nazwał mnie dziwką, a ty nic nie zrobiłeś! Nic! Kompletnie nic! - syczę już nie panując nad emocjami. Jedną ręką ocieram łzy i przedrzeźniam go: - Chciałem mu zajebać, ale nie zajebałem, bo, kurwa mać, w sumie to nie wiem dlaczego!

- A co niby miałem zrobić, huh?! Przywalić mu, tak? - Teraz to Blaise wybucha. - Rzucić się na funkcjonariusza policji, tak? Pójść siedzieć? Bo ja bym gnoja rozszarpał, nic by mnie nie powstrzymało! - zrównuje ze mną kroku, gdy wpadam do jego domu.

- Ale nie rozszarpałeś! Phi, nawet nie zaprzeczyłeś, chyba że sam masz mnie za taką, co? - Patrzę na niego z bólem wymalowanym na twarzy. - W sumie obciągnęłam ci i pieprzyliśmy się w aucie, więc może i miał rację, co? Jestem dziwką? No tak ty hojrak, ja dziwka! - rzucam wściekle, aż czuję jak zalewa mnie krew, a on tylko kręci głową i błaga mnie wzrokiem, żebym już lepiej nic więcej nie mówiła. Za późno dostrzegam, że Sigi z panią Aileen są w kuchni.

Dawno nie czułam się tak wkurwiona i zażenowana.

- Tatek...

- Nie teraz, Sigi! - Podnosi głos i bierze małego na ręce. Podaje go pani Aileen, a ta, tylko mierzy nas wzrokiem i zabiera Sigusia do salonu. - Nie, oczywiście, że nie! - Kontynuuje i łapie mnie za rękę, próbując do siebie przyciągnąć, ale wyrywam się, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. - Nie traktuję naszego zapomnienia, jako czegoś małoistotnego. To było piękne. Wyjątkowe. Federica jesteś dla mnie kimś ważnym - mówi niemalże szeptem.

- Ważnym? Ty chyba nie masz pojęcia o czym mówisz, człowieku! Twoje milczenie świadczyło zupełnie o czymś innym! I wiesz co? Wszystko spieprzyłeś! Wszystko! Nie mam ci już nic więcej do powiedzenia, Blaise. I tak, to koniec, bo o to przedtem pytałeś! - Odchodzę, nerwowo skopując z obolałych stóp buty, które są tak cholernie niewygodne.

- Federica, proszę cię... - Jego głos drży, ale nie dam się już owinąć wokół palca i zmanipulować tymi ckliwymi historiami.

Z nerwów solidnie podniosło mi się ciśnienie i zrobiło bardzo ciepło. Zatrzymuję się i biorę głęboki oddech, żeby się nie udusić i mówię rozżalona:

- Miałeś rację, Blaise, to jest zbyt skomplikowane i żałuję, że cię wcześniej nie posłuchałam, że trzeba było to już wcześniej skończyć. Ja wysiadam! - Unoszę ręce w geście poddania. - Przykro mi, że okazałeś się tchórzem! - Otwieram drzwi do pokoju i staję w progu, ostatni raz patrząc w jego oczy.

Zawiódł mnie...

Czuję, że serce za chwilę wyskoczy mi z piersi, co tak mocno tłucze, a nogi mi drżą.

- Wysłuchaj mnie, ale na spokojnie, dobrze?

- Daj mi, kurwa, spokój! Czego nie rozumiesz?! - krzyczę i zatrzaskuję mu przed nosem drzwi.

Nie pozwolę drugi raz zrobić z siebie dziwki, już raz to przerabiałam i już nigdy więcej.

Pospiesznie wrzucam swoje rzeczy do walizki i wybucham płaczem, czując, że ten romans kosztuje mnie zbyt wiele. I choć było nam tak dobrze, a w jego ramionach wszystko wydawało się takie proste, to nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie stanął w mojej obronie.

Boris też tego nie zrobił...

Potrzebuję oddechu. Potrzebuję stąd wyjechać. Najlepiej od razu.

Sięgam po telefon i dzwonię do Christiana upewnić się czy będzie. Biorę prysznic, zupełnie rozsypując się na kawałki. Łzy mieszają się z wodą z deszczownicy, ale oczy na bank pozostaną zaczerwienione.

Ubieram dopasowaną czerwoną bluzkę z koronkowym wykończeniem dekoltu, czarne obcisłe spodnie i biorę się za makijaż.

Starannie zakrywam ślady rozczarowania i zawodu sercowego w postaci zaczerwienionych i podkrążonych oczu. Niestety bez mocnego makijażu się nie obejdzie. Kilka razy muszę wachlować się ręką, żeby odgonić łzy, gdy przypominam sobie nasze chwile zapomnienia z Blaisem.

Szybko suszę włosy i zawijam na szczotkę. Wyglądam już znośnie i sprawiam pozory dawnej Federicy, tej sprzed spotkaniem Blaise'a - na pewną siebie kobietę, chociaż w środku jestem zupełnie roztrzaskaną, kruchą istotą.

Nie mam szczęścia do facetów...

Ze wszystkich mężczyzn na tym globie, jedynie mi żal Sigismunda. Wiem, że go zawiodę, ale to nieuniknione.

BLAISE

I tak kolejny raz sterczę jak miękka pała pod drzwiami gościnnej części domu. Gdybym mógł, to sam strzeliłbym sobie w łeb i nakopał w dupsko. Nie mogę uwierzyć, że wszystko tak bardzo się spieprzyło, a właściwie, to ja spieprzyłem.

Gdyby tylko wiedziała, kim był ten policjant...

- Tatek, a co to znaczy obciągać i dziwką? - Sigi pyta z łobuzerskim uśmiechem, a pani Aileen gromi mnie wzrokiem.

No, to się nazywa przyspieszona edukacja seksualna...

- Siguś, ale z ciebie brzydal, tak się nie mówi! - upomina go moja sąsiadka, a mój synek patrzy na mnie z nieodgadnioną minką i wypala:

- To ciocia jest brzydalem, to ona tak powiedziała: obciągać i dziwką.

- Skończ, do ciężkiej cholery, Sigi! - podnoszę głos, wytrącony z równowagi, co w mig uruchamia w moim synku tryb - "głośno płacz, jakby ktoś obdzierał cię ze skóry".

Niestety od razu czuję palące wyrzuty sumienia, że nakrzyczałem na niego, więc gdy chcę go przytulić, mały ucieka pod stół i głośno wyje, aż piszczy mi w uszach.

To jest emocjonalny terrorysta.

- Nienawidzę cię, brzydalu! Jesteś ohydnym gamoniem! Łobuziakiem! Fujarą ubabraną błotkiem! Karaluchem! Okropnym obrzydliwcem z dziurawymi zębami i wszami na pępku!

Muszę wziąć głęboki oddech, bo inaczej rozsadzi mi mózg. Sigi wymyśla na mnie różne wyzwiska, ale puszczam je mimouszu. Pani Aileen patrzy na mnie z dziwną miną zdradzającą chyba politowanie i dodaje:

- Na mnie chyba już czas, porozmawiajcie sobie na spokojnie z Sigismundem... i nie tylko z nim. - Przechodzi obok i pociera moje ramię. - Pamiętaj, Blaise, że tajemnice tylko komplikują życie, a ucieczka nie rozwiąże problemów. Nigdy.

Bezsilny opadam plecami o ścianę i chwilę pocieram skronie, czując jak przeraźliwy płacz Sigusia, wierci mi w mózgu dziury.

- Wstań. - Podchodzę do stolika i kucam, wyciągając do niego rękę. Sigi jest skulony cały zapłakany.

- Nie, brzydalu!

- Proszę ostatni raz, później po prostu wyciągnę cię siłą. Wychodzisz, Sigi, raz, raz! - Staram się już opanować, bo krzyk tylko pogorszy sprawę.

- Ugryzę cię! Nie zbliżaj się tatek! Drapsnę cię! Mam pazury! Kicia, bierz go! Bierz tego pleśniaka! - krzyczy i macha rękami, a ja powoli tracę już resztki cierpliwości.

Wywracam oczami i schylam się pod ten cholerny stolik i wyciągam go, biorąc na ręce. Sigismund oczywiście szarpie się i próbuję mi się wymknąć, nawet chce mnie ugryźć, zdziczały bandyta jeden.

- Spróbuj tylko! - karcę go, a Sigi w mig się uspokaja. - Dziękuję.

W milczeniu wchodzę z nim na piętro i kieruję się do jego pokoju. Wyciągam kuferek z klockami LEGO, a Sigi patrzy na mnie zdziwiony i pyta:

- Będziesz się bawić moimi klockami?

- Nie, ty się będziesz bawić, a ja muszę porozmawiać z Federicą, okej? - Zabieram z komody puste szklanki i opakowanie po zastrzykach.

- O tym obcią... - Zakrywa rączkami usta, gdy posyłam mu groźne spojrzenie. - O tym brzydalstwie, tak?

- Chodź tu tylko do tatusia. - Odkładam z powrotem naczynia i rozchylam ramiona, a Sigi wolnym, dość ostrożnym krokiem podchodzi do mnie i wreszcie wskakuje mi na szyję.

- Czego, brzydalu?

- Tatuś nie chciał krzyczeć...

- Ale krzyczał - przerywa mi, mądraliński, a ja cmokam go w policzek.

- Przepraszam, ale pokłóciłem się z Federicą i po prostu jak jakiś nieudolny saper na robicie, wywaliło mnie w powietrze.

- Z twoją dziewczyną się pokłóciłeś, tak?

- Sigi - wzdycham żałośnie, szukając słów - dorośli czasami podejmują pochopne decyzje.

- Skaczące?

- Co?

- No pochopne? Hop! Hop! - udaje podskoki na moich rękach, a ja tylko wywracam oczami i mimowolnie parskam śmiechem, po czym kontynuuję:

- Nie, pochopne, to takie nieprzemyślane, pod wpływem emocji, chwili, rozumiesz?

- Aha i co to ma znaczyć, Bączalu?

- To, że ciocia Federica i ja...

- No, co? - ponagla mnie.

- Po prostu potrzebujemy czasu.

- Żeby się bardziej zakochać, tak?

- Prawie, Sigi. To jest dużo bardziej skomplikowane, a ty jesteś jeszcze za malutki, żeby to wszystko zrozumieć.

- Aha. To idź do niej, a ja muszę tylko coś pilnie zbudować. Widziałeś może gdzieś taki klocek? - Bierze do ręki niebieski prostokąt i drapie się w główkę, po czym siada na dywanie i szuka swojej zguby.

- Ten? - Podaję mu przypadkowy klocek, a Siguś ze zmarszczonym czołem spogląda na mnie i wzdycha.

- Jesteś beznadziejnym klockowym, tatek, nie to co pani Aileen.

W razie czego, włączam nianię i szybko schodzę na parter domu. Przeglądam się w lustrze na holu i pocieram twarz, czując jak stres zjada mnie już od środka.

Stoję pod jej drzwiami i wreszcie zwijam dłoń w pięść i pukam do drzwi. Federica oczywiście milczy, więc kolejny raz w nie tłuczę i mówię dość głośno:

- Przepraszam.

Drzwi otwierają się z impetem, a moim oczom ukazuje się Federica. Jest dość mocno umalowana i przebrana. Wygląda tak jak pierwszego dnia, kiedy ją poznałem. Chcąc nie chcąc, przypominam sobie ten poniedziałkowy poranek i przepiękną kobietę, która już wtedy zalazła mi pod skórę.

Patrzę na nią i odchrząkuję, starając się wydobyć z siebie jakiś dźwięk, oprócz głośnego przełknięcia śliny.

- Tutaj proszę jest czek za wynajem pokoju i usługę podwózki do miasta i do warsztatu. - Podaje mi świstek papieru, a ja tylko szerzej otwieram oczy.

- Co to ma znaczyć?

- Nie wiem o co ci chodzi? Umówiliśmy się przecież.

- Nie chcę twoich pieniędzy...

- Nie mam czasu, zrób z tym, co chcesz, na mnie już czas. - Szarpie za walizkę i przepycha się obok mnie.

- Czyli wyjeżdżasz?

- Nie wiem, po co pytasz... - kręci głową i zapina futerko, po czym nachyla się do mnie i całuje mnie w policzek i mówi: - Trzymaj się.

Stoję jak kupa mięsa pozbawiona zdolności przemieszczania i wpatruję się w oddalającą się sylwetkę kobiety, która na moment sprawiła, że mój świat nabrał kolorów.

- Tatek! - Wołanie syna szybko wartościuje moje życie, więc tylko mocno zagryzając zęby zamykam drzwi i wbiegam po schodach na górę.

- Co jest?

- Widziałeś gdzieś może takiego chłopka? - Pokazuje mi figurkę LEGO, a ja siadam na podłodze i wypuszczam powietrze, czując jak ulatuje ze mnie życie.

_____________
Oj... 🙊
Troszeczkę sprawa się rypła. 🤦🤷😈
Oczywiście jestem ciekawa, co o tym wszystkim sądzicie.

Miłego weekendu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro