Rozdział 4
Cene
Obudziłem się w gabinecie lekarskim.
Znowu straciłem przytomność...
Ostatnio zdarza się to co raz częściej, a wszystko przez moją anoreksję i nabyty wstręt do jedzenia.
Czułem się fatalnie. Wszystko mnie bolało. Brzuch boleśnie się kurczył oraz bezlitośnie domagał się jedzenia po dwóch dniach przerwy, natomiast głowa pulsowała, dając mi tym samym poczucie zatracenia się. Nie umiałem utrzymywać się na nogach przez kilka pierwszych minut, jednak gdy zawroty głowy minęły, ponowiłem próbę i udałem się do wyjścia. Przy drzwiach spotkałem jednak pielęgniarkę, która uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.
- Dobrze, że już odzyskałeś przytomność. Usiądź na łóżku i poczekaj. Za kilkanaście minut przyjdzie lekarz, który cię zbada.
O nie, koleżanko. Żadnych badań nie będzie. Nie mogę do tego dopuścić.
Nie zwracając uwagi na słowa kobiety, ruszyłem do wyjścia, gdzie poszedłem do szatni po moją torbę sportową i narty. Oczywiście blondynka próbowała mnie zatrzymać, jednak ja w odpowiedzi pokazałem jej jedynie środkowy palec i ruszyłem do wyjścia.
Na nikogo nie spojrzałem. Nie miałem odwagi spojrzeć komukolwiek w oczy po tym, jak zobaczyli mnie w takim stanie. Bolało mnie całe ciało. Nie miałem siły. Byłem słaby i wszyscy się o tym przekonali na własne oczy.
Aktualnie sytuacja wygląda tak, że mój stan zdrowia, zarówno fizycznego jak i psychicznego ulega stałemu pogarszaniu się, dlatego też będzie to mój ostatni sezon w karierze skoczka.
To dla mnie ekstremalnie trudna decyzja, ale myślę, że lepiej usunąć się w cień, niż upokorzyć się przez śmierć podczas skoku na jednym z konkursów Pucharu Świata, na oczach tysięcy ludzi oraz milionów widzów przed telewizorami.
Chociaż i tak zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie to dla nikogo wielka strata. W końcu jak można tęsknić za kimś, kto przez całe życie lub zdecydowanie większą jego część był dla ciebie jedynie kulą u nogi?
Nie zwracając uwagi na ból przeszywający całe moje ciało, zacząłem kierować się w stronę wyjścia. I tak zapewne jak dojdę do siebie, to Anže przekarze mi wszystko, co było mówione za zgrupowaniu.
Niestety jednak podbiegł do mnie Peter. Pfff... Teraz znowu zacznie się przedstawienie, ponieważ jesteśmy w miejscu publicznym. To nie tak, że go nienawidzę. Oczywiście, że dalej go szalenie kocham, ale... On po prostu za bardzo mnie zranił i nie dostrzega przy tym swojej winy. Dalej próbuje uciszyć moje zachowanie dla jego spokoju i nienagannego wizerunku.
- Cene, zaczekaj! Porozmawiajmy...
- Nie mamy o czym rozmawiać.
Wywarczałem przez zaciśnięte zęby.
Starałem się w ten sposób dać mu do zrozumienia, że nie chcę z nim rozmawiać, bo nie jestem na to psychicznie gotowy, ale jego nawet nie zniechęcił mój chamski ton.
On dalej do mnie mówił. Chociaż ból sprawiał, że nie mogłem się w pełni skupić na jego słowach, doskonale wiedziałem, że swoimi czułymi, wspierającymi słowami chce mnie nakłonić do rozmowy. I choć dał bym się pokroić o to, aby te słowa były prawdziwe, doskonale wiedziałem, że wcale takie nie były. To samo mówił mi lata temu i ostatecznie skończyło się na tym, że zostałem sam. Drugi raz nie popełnię tego błedu i nie nabiorę się na jego czułe słówka, które jako dzieciak łykałem jak pelikan.
Teraz, jedynym czego potrzebowałem była samotność, cisza i spokój, ale słowa starszego brata rozwścieczyły mnie na tyle, że nie umiałem się dłużej kontrolować i w niewybrednych słowem wyrzuciłem z ciebie pewną część tego, co latami ciążyło mi na sercu.
A potem uciekłem. Niczym ostatni tchórz dałem upust swoim emocjom na oczach całej kadry narodowej, po czym uciekłem, aby nie musieć na nikogo patrzyć. Aby nie widzieć szoku i bólu i niepokoju wymalowanych na ich twarzach. Aby nie słyszeć, jak mnie obgadują za plecami. Aby nie słuchać dłużej płaczu Domena spowodowanego moim wybuchem.
Jednak nie potrafiłem inaczej. Nie umiałem dłużej tłumić tego w sobie, gdy omal cała prawda nie wyszła na jaw. Najpierw wyszła by na jaw moja anoreksja, do której i tak się ostatecznie przyznałem, bo wiedziałem, że mi będą truć o to głowę, na każdym zjeździe, treningu oraz zawodach. Przy okazji wyszło by na jaw, że jestem na tyle słaby, że się samookaleczam. A potem by było drążenie tematu w nieskończoność i próbowanie wyciągnąć ze mnie informacji o tym "kto?", "jak?" i "dlaczego?". A później pieprzone maratony po psychologach i psychiatrach, interwencje policji, sprawy sądowe...
Prawda nie może wyjść na jaw, chociaż mam pełną świadomość tego, że prędzej czy później właśnie do tego dojdzie.
Jako miejsce mojej ucieczki wybrałem kryjówkę Anže. Może i wiele przez niego wycierpiałem, ale w chwilach takich jak ta, troskliwie i czule się mną opiekował, za co byłem mu ogromnie wdzięczny. Anže nie był potworem, za jakiego go ludzie uważają. On po prostu nie ma wyboru i musi udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jest. Sam bowiem w przypływie cierpienia i bezsilności, w stanie psychicznego złamania, wyznał mi brutalną prawdę. A ja muszę zrobić wszystko, aby nas oboje z tego wszystkiego wyciągnąć, jednocześnie nie ujawniając prawdy. W przeciwnym razie wszyscy mamy przejebane. Konflikty prawne oraz śmierć za wsypanie kuzyna Anže i jego kolegów, którzy są członkami mafii.
Wszedłem do z pozoru opuszczonego mieszkania, za pomocą zapasowych kluczy. Na miejscu rozebrałem się do bokserek. Musiałem pozbyć się ucisku ubrań ciążącego na moim brzuchu.
Następnie poszedłem do kuchni, gdzie nastawiłem wodę na kawę dla siebie oraz ewentualnie dla Laniška, gdyby tu się zjawił. W między czasie do zwykłej szklanki nalałem wody, za pomocą której połkąłem silną i szybko działającą tabletkę przeciwbólową. Teraz tylko czekać piętnaście minut, aż ból ustąpi.
Zajrzałem do lodówki, która była zapełniona i zdecydowałem się na zrobienie sobie dwóch kanapek z margaryną, chudą wędliną, serem żółtym oraz plasterkiem pomidora z dodatkiem białego pieprzu oraz ziół prowansalskich. Był to mój pierwszy posiłek od dwóch dni, który mimo wszystko jadłem powoli i ze łzami w oczach.
Byłem słaby. Żałosny. I zdawałem sobie z tego sprawę.
Gdy ból minął nieco szybciej, niż tabletka zaczęła działać, wyciągnąłem z torby paczkę papierosów, które wypalałem kolejno jeden po drugim. Wypaliłem chyba z pięć papierosów, gdy postanowiłem zapalić marihuanę.
Wbrew pozorom nie palę jej często. Jedynie wtedy, gdy naprawdę nie wytrzymuję nerwowo. Dlatego też po wypaleniu skręta, wypiłem kawę i położyłem się na łóżko i nim się obejrzałem, zasnąłem wyczerpany po dzisiejszym zdarzeniu.
Obudził mnie dżwięk otwieranych drzwi. Chwilę później do środka wszedł mój przyjaciel z czekoladami w dłoni. Chłopak wyraźnie zmartwiony usiadł przy mnie na podłodze i delikatnie chwycił moją dłoń.
- Nie powinieneś doprowadzać się do takiego stanu. Ani tym bardziej palić, gdy się źle czujesz.
Powiedział stanowczo, jednak w jego głosie słyszalna była troska.
- To już nie ma żadnego znaczenia.
Już i tak jestem na skraju. Sam doskonale o tym wiesz. Widzisz to na własne oczy.
Powiedziałem ze łzami w oczach, na co chłopak mocno mnie przytulił, jednak uważał na to, aby nie zrobić mi krzywdy.
- Cene, muszę ci coś powiedzieć. Musisz stąd uciec i uchronić się, póki masz na to szansę. Tych zjebów w tej chwili nie ma teraz w Słowenii i szybko nie wrócą, bo uciekli do Białorusi, bo się tam ukrywają przed policją. W piątek zostali złapani podczas jednej z akcji. Niestety ja też będę musiał wyjechać, bo mnie wydadzą. I ciebie też w to będą próbowali wmieszać, ale nie pozwolę na to. Zaufaj mi. Nie pozwolę cię wciągnąć w to gówno mojego kuzyna.
Na prawdę zależy mi na naszej przyjaźni.
- Nie rozmawiajmy o tym tutaj. Wiesz, że tu są...
- Już nie ma. Wszystkie kamery i podsłuchy wywaliłem.
- To dobrze. Teraz i tobie będzie łatwiej się z tego wyrwać...
- Niestety nie, Cene. To nie jest takie proste, jak bym chciał. Za dużo wiem, za dużo widziałem, za dużo słyszałem. Byłem na zbyt wielu chorych akcjach, do których byłem zmuszany latami, od kiedy matka kazała mi zamieszkać z Robertem, ponieważ dalej uważa, że jako idealny starszy kuzyn odpowiednio się mną opiekuje i pomoże mi stać się "porządnym człowiekiem". Ona nawet nie słucha mnie, gdy próbuję jej wyznać prawdę. Twierdzi, że po prostu jako młody szczyl pakuję się w kłopoty, bo zadaję się z nieodpowiednim towarzystwem i jak to ona mówi "próbuję zrzucić całą winę na Roberta tylko dlatego, bo go nienawidzę". Teraz przez tego "idealnego starszego kuzyna" mam zjebaną przyszłość i pójdę siedzieć za współudział i wiele innych pieprzonych paragrafów. Nawet nie pomaga fakt, że Peter jest policjantem i nawet, jeśli pomoże tobie, to ja jestem już skończony. Dlatego też cały czas proszę cię, abyś nie patrzył na mnie i uciekł od tego wszystkiego, póki nie jest jeszcze za późno.
- Nie, Anže. Nie wydam cię. Może sytuacja, w jakiej się znajdujemy jest chora, ale jesteś moim przyjacielem. Poza tym, ty sam nie jesteś potworem i nie robisz tego wszystiego z własnej woli - choć nie ukrywam, że na początku myślałem, że celowo to robiłeś i to jedynie twoja sprawka - a ty robiłeś to jedynie z przymusu, gdyż każdy sprzeciw może kosztować cię życiem. Wierzę, że jest jakiś sposób, aby wydostać nas oboje z tego wszystkiego.
- Cene, ale zrozum, że jakko członek mafii zmuszony będę jeszcze nie raz cię krzywdzić. A nie chcę tego. Nie chcę, abyś patrzył na naszą przyjaźń jako na wieczne cierpienie i katusze psychiczne i fizyczne, które już i tak u ciebie stworzyłem razem z tymi pojebami. Nikt nie patrzy na to, czy tego chcę czy nie. Nikt nie liczy się z moimi uczuciami. Wydano rozkaz, muszę wykonać. Zupełnie jak w wojsku. Nie potrafię dłużej patrzyć na to, w jakim stanie się przeze mnie znajdujesz. A sama myśl, w jaki sposób tutaj skończysz, mnie przeraża.
- Nie opuszczę cię. Znajdziemy coś, aby cię z tego wszystkiego uwolnić.
- Cholera jasna! Cene, zrozum, że dla mnie nie ma już ratunku! Przeze mnie nie żyje brat Bora! Chłopak popełnił samobójstwo dzień przed sprawą sądową. Odebrał sobie życie tylko po to, abym ja mógł dalej żyć i uniknąć kary, bo to on, jako główny świadek i pokrzywdzony, jako jedyny miał dowody przeciwko mnie! A on też poznał prawdę! Też się z nim przyjaźniłem i on też wiedział, że to wszystko było na rozkaz Roberta! On też próbował mnie z tego gówna wyciągnąć! Sam widzisz, że tak właśnie kończy się przyjaźń ze mną. Dlatego też boję się nawiązywać nowych znajomości. Doskonale wiem, w jaki sposób się one zakończą. Albo przeżyjesz i masz przyklejoną łatkę przestępcy do końca pieprzonego życia, albo kończysz przedwcześnie w trumnie. A wszyscy wiemy, że jesteś zbyt dobry, aby skończyć w ten sposób. Jernej też niczym sobie nie zasłużył na taki los...
Jeszcze raz powtarzam. Uciekaj, póki nie jest za późno. Inaczej będziesz żałował wszystkiego do końca życia tak, jak żałuję tego ja. Nie patrz na mnie, Cene! Chroń siebie!
Po tych słowach oboje usłyszeliśmy jakiś chałas. Anže przeklnął pod nosem podał mi ubrania i pomógł mi się ubierać. Kiedy upewnił się, że nikogo nie ma, pomógł mi uciec tylnym wyjściem, przez podziemię, a on sam dla niepozoru został w kryjówce, co sprawiło, że zacząłem się o niego bać. Nie chciałem, aby miał jeszcze większe kłopoty, niż te, z którymi już się boryka.
Musiałem jednak uciekać. Chociaż i tak nie zamierzałem zostawić Anže z tym wszystkim samego, nawet jeśli i ja miałbym przez to zapłacić życiem.
Peter
Tak, jak powiedział Bor, poszedłem za ścieżką, aż dotarłem do wyglądającego na opuszczony, dom. Podszedłem bliżej i zobaczyłem Cene, który rozebrany do bokserek skończył palić papierosa. A nastepnie zaczął palić skręta z marihuaną.
Byłem w szoku. Czyli Bor miał rację. Cene ćpa i pali papierosy.
Miałem ochotę wyrwać to świństwo z rąk i wygarnąć mu reprymendę roku, za niszczenie sobie zdrowia tym gównem, zwłaszcza gdy ledwo trzymał się na nogach, ale nie mogłem okazać swojej obecności. Zamiast tego patrzyłem, co się wydarzy dalej. Chłopak wypił kawę, co musiało oznaczać, że połknął szybko działającą tabletkę przeciwbólową, a następnie położył się i zasnął.
Nie zobaczyłem wiele, ale to było wystarczająco dużo, aby ukryć się gdzieś z tyłu mieszkania tak, aby w razie czego nikt mnie nie zobaczył, a następnie wyciągnąłem telefon i wysłałem wiadomość do Bora.
Do: Bor
Miałeś rację. Używki weszły w grę. Na razie tylko palił papierosy i marihuanę. Musiał być już w takim razie po leku przeciwbólowym.
Od: Bor
Co teraz robi?
Do: Bor
Śpi
Od: Bor
To zapewne oznacza, że nie spał kilka dni i jest przemęczony po zarówno dzisiejszej sytuacji, jak i tym wszystkim toczącym się latami. Daj mu się przespać, ale nie odchodź. Miej na niego oko, gdyby się coś złego działo.
Do: Bor
W porządku
I faktycznie czekałem. Po niecałej godzinie usłyszałem kroki oraz otwieranie drzwi, przez co spiąłem się. Nie wiele brakowało i został bym zauważony. Jak się okazało do domu wszedł Anže, który przykucnął obok Cene, chwycił jego dłoń w swoją i uspokajająco i spokojnie coś do niego mówił. Szkoda tylko, że nie mogłem usłyszeć ich rozmowy, bo mówili za cicho. Chłopak jednak w żadnym przypadku nie był agresywny wobec Cene. Wyglądał na naprawdę zaniepokojonego i przejętego jego stanem. Widziałem troskę w jego oczach. Czy to w takim razie oznaczało, że wszyscy się co do niego myliliśmy? A może tak jak mówi Bor, jest to jedynie forma jego manipulacji?
Starałem się wyczytać fragmenty rozmowy z ruchu ich warg, jednak nie do końca mi to wychodziło, gdyż musiałem się cały czas ukrywać, a co za tym idzie, moje pole widoku było mocno ograniczone. W pewnym momencie usłyszałem podniesiony ton głosu, który jednak nie był krzykiem. Słychać w nim jednak było tylko troskę, cierpienie i strach. Jednak głos ten nie należał do Cene, a do Laniška.
- Cholera jasna! Cene, zrozum, że dla mnie nie ma już ratunku! Przeze mnie nie żyje brat Bora! Chłopak popełnił samobójstwo dzień przed sprawą sądową. Odebrał sobie życie tylko po to, abym ja mógł dalej żyć i uniknąć kary, bo to on, jako główny świadek i pokrzywdzony, jako jedyny miał dowody przeciwko mnie! A on też poznał prawdę! Też się z nim przyjaźniłem i on też wiedział, że to wszystko było na rozkaz Roberta! On też próbował mnie z tego gówna wyciągnąć! Sam widzisz, że tak właśnie kończy się przyjaźń ze mną! Dlatego też boję się nawiązywać nowych znajomości. Doskonale wiem, w jaki sposób się one zakończą. Albo przeżyjesz i masz przyklejoną łatkę przestępcy do końca pieprzonego życia, albo kończysz przedwcześnie w trumnie. A wszyscy wiemy, że jesteś zbyt dobry, aby skończyć w ten sposób. Jernej też niczym sobie nie zasłużył na taki los...
Jeszcze raz powtarzam. Uciekaj, póki nie jest za późno. Inaczej będziesz żałował wszystkiego do końca życia tak, jak żałuję tego ja. Nie patrz na mnie, Cene! Chroń siebie!
Zatkało mnie. Czyli Anže wcale nie miał złych zamiarów, a jedynie był pionkiem w grze Roberta, zapewne jego kuzyna. Musiałem porozmawiać o wszystkim na spokojnie z Borem i zebrać odpowiednie dowody. Jeżeli Anže faktycznie działał pod przymusem i obawą przed utratą życia, być może udało by mi się go z tego wszystkiego uwolnić i oczyścić ze wszystkich zarzutów, aby chłopak nie miał jeszcze bardziej zniszczonego życia. Niestety nie będzie to łatwe i będę musiał wszystko dokładnie rozważyć, aby nie pogrążyć chłopaka. Wtedy całe jego życie będzie ostatecznie skreślone.
Na razie jednak wiedziałem, że będę musiał uważnie obserwować wszystko. Zarówno Cene, jak i Anže.
Pod wpływam zamyślenia się, potknąłem się o kamień, krórego nie zauważyłem i uderzyłem głową o szybę w kuchni, co spowodowało lekki huk, który zdradził moją obecność.
Cholera.
Szybko uciekłem z miejsca i popędziłem przed siebie, zanim ktokolwiek mnie zauważył.
Przy odrobinie szczęścia może pomyślą, że to tylko ptak uderzył skrzydłem w szybę, czy coś.
Bez względu jednak na to, co miało się wydarzyć, szybko wparowałem do samochodu Bora, po czym odjechaliśmy z piskiem opon.
_____________________________________
Kolejny rodział dodaję dzisiaj, bo mi głupio, że musieliście czekać prawie miesiąc na poprzedni.
A czy waszym zdaniem Anže jest szczery wobec Cene, czy to faktycznie tylko manipulacja?
Jestem bardzo ciekawa waszego zdania.
Kocham was 💖💋
Dedykacja dla:
zzzddd2
piotrisiostraannaa
Adwi16
skokara_forever03
Milky_Chocolatee
lvdb99
prevcelek
_Lanisek_To_Zaba_
panbanan_1983
War_Eternal
KobietaDomenaPrevca
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro