𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟑𝟐
W małżeństwie Łucji i Alka powoli zaczynało się układać. On był z tego powodu szczęśliwy, ale ona już mniej. Miała mniej czasu, aby spotykać się z Jaśkiem. Nie znaczyło to jednak, że wcale się nie spotykali. Przedstawiła go nawet mężowi, Zośce, Rudemu, Paulinie. Polubili go, zwłaszcza, że będąc przy nich nie okazywał, co tak naprawdę czuje do Łucji.
—Serwus – Łucja uśmiechnęła się do Alka, kiedy wróciła do domu ze spaceru z przyjaciółką. Im też zaczynało się układać. Obie zrozumiały swoje błędy i dalej były dla siebie jak siostry.
—Hej, Łucja. Wiesz, tak ostatnio myślałem o tym, co powiedziałaś jakiś czas temu o dziecku i...
—Alek, przepraszam cię na chwilę, dobrze? Zaraz przyjdę... – przerwała mu i poszła do łazienki.
Tam spojrzała w lustro. W tych oczach coś zgasło, coś się zmieniło. Zniknęła ta iskierka. Te szczęście, które jeszcze dwa miesiące temu miała w sobie. Nic już jej tak naprawdę nie cieszyło. Serce paliło ją od zazdrości, która w niej kiełkowała. Kłamstwa wypalały jej duszę, niegdyś niezdolną do takich kłamstw. Ale zdrady nie potrafiła żałować.
—Minie ten sen i będzie okej... – szepnęła.
Wróciła do salonu i wpiła się w usta męża. On wziął ją na ręce i przeniósł do sypialni. Położył ją na łóżku, kiedy ona zdejmowała swoją sukienkę.
***
Siedząc na balkonie w samej halce, pomimo że była końcówka października, nie było jej zimno. Między palcami trzymała powoli wypadającego się papierosa.
—Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
Stojący w progu Alek, podszedł bliżej, zabrał papierosa i nakrył ją kocem.
—Nie palisz papierosów? – zapytał retorycznie. – Co jest trudne?
—Nie wiem, może życie? – odpowiedziała odwracając się. – Oddaj mi to, proszę – powiedziała wyciągając rękę.
—Nie. Chciałaś być lekarzem, a nie wiesz, że to zabija?
—Nie praw mi morałów, bardzo cię proszę. Jestem dorosła, wiem co dla mnie dobre, a co nie.
—Chyba właśnie niekoniecznie. Chodź do środka, bo się przeziębisz. Wyszłaś tu prawie naga.
—Prawie czyni wielką różnicę.
—Nie bądź wredna. Martwię się o ciebie. Mogłabyś to zrozumieć.
Musiał ją zaciągnąć siłą do mieszkania, ponieważ upierała się, że chce zostać na dworze i pomyśleć. Nie podobało jej się, że robi coś, czego ona nie chce. Natychmiast pomyślała, że Jasiek taki nie jest i gdyby to on tu był, powiedziałby z nią nawet, aby dotrzymać jej towarzystwa. Brakowało jej go.
***
—Zaprośmy Paulinę i chłopaków – zaproponowała Łucja.
—Dobry pomysł, kochanie – powiedział całując ją w czoło.
—I... Wszystkiego najlepszego, mężu! Kocham cię, bardzo! – uśmiechnęła się, po czym pocałowała już o rok starszego młodego mężczyznę. – Ale musisz mi wybaczyć, bo nie mam nic dla ciebie...
—Dziękuję. Najlepszym prezentem jesteś ty. Tylko ty mi wystarczysz. Zadzwonię do nich.
—Ja to zrobię! – wyprzedziła go.
W pierwszej kolejności zadzwoniła do Pauliny. Poprosiła, aby ta przyszła z Michałem. Wrócili do siebie po narodzinach ich córki.
—Nie. Dowie się później. Do zobaczenia! – powiedziała.
Westchnęła ciężko, a następnie wybrała numer najlepszego przyjaciela. Zgodził się, aby przyjść. I zaproponował, że to on poinformuje Rudego. Łucja zgodziła się na takie rozwiązanie.
—Jasiek... – pomyślała.
Nie lubiła widywać się z nim przy wszystkich. Wolała mieć go tylko dla siebie.
—Nie będzie cię? Oh, no dobrze... Przekażę. Zobaczymy się innym razem. I... Pamiętaj, że cię kocham – ostatnie słowa dopowiedziała w myślach. – Nic takiego, cześć.
Poszła do kuchni, aby poinformować Alka, że będą wszyscy, oprócz Jaśka. Dla niej było to nawet lepiej – nie będzie musiała udawać, że jest tylko kolegą, kiedy tak naprawdę był kimś więcej.
—Kto się czegoś dowie później? – zapytał zaciekawiony.
—A, to nic takiego. Będą na szesnastą. Zrobię może coś do jedzenia. Nie wypada przyjmować gości tak bez żadnego jedzenia – uśmiechnęła się.
_____________________________________________
Witajcie!
rozdziały są ostatnio codziennie (prawie), ale to chyba dobrze. oby zostało tak na dłużej.
ah, wiecie co... kocham łucję i jaśka razem, naprawdę.
pa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro