𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟏𝟎
W mediach jest piosenka "When I was your man", która myślę, że pasuje do tego rozdziału :))
_________________________________________
Maj 1940
Maj jest taki piękny, prawda?
Zawsze lubiłam ten miesiąc. Wydawał mi się być taki magiczny. I wcale nie dlatego, że urodziłam się w maju! Szczerze mówiąc, od kilku lat nie lubię dnia moich urodzin. W końcu, z każdym rokiem jestem starsza. A kobiety chciałyby być wiecznie młode i piękne.
Więc dlaczego?
Bo wszędzie jest tak pięknie, zielono. Kwitną kwiaty, które ja po prostu uwielbiam. Zwłaszcza te polne. Zawsze gościły w moim pokoju. Kiedy tylko rozkwitały, ja wybierałam się na łąkę i zrywałam je, aby potem móc wstawić je do wazonu. I tak co roku.
A teraz tak nie robiłam. Może wydoroślałam i wyrosłam z tego. Chyba, że to przez wojnę, nie mam czasu na przyozdabianie mieszkania. Właśnie, od niedawna mieszkam już sama. Tak jest zdecydowanie o wiele wygodniej, niż z mieszkanie z kimś.
Chociaż dzisiaj była wyjątkowa okazja. I mimo, że ostatnie urodziny obchodziłam w 1938, te osiemnaste, to z racji, że dzisiaj zmieniam kod na dwójkę z przodu, postanowiłam zaprosić najbliższe mojemu sercu osoby. Czytaj Tadeusza, Janka, Paulinę... i Alka.
Nie mogłam tak po prostu go przekreślić. To po prostu nierealne. Chociażby ze względu na naszych wspólnych przyjaciół. Poza tym, nie mogę o nim zapomnieć. Mam za dużo wspomnień z nim związanych. A teraz jesteśmy przyjaciółmi. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Od rana dzisiaj jestem w biegu. Wstałam prawie, że o dziesiątej. Przypomniało mi się, że przecież muszę czymś nakarmić moich gości. A żeby to uczynić muszę zrobić zakupy. Ubrałam się szybko, narazie w szarą koszulę i spódnicę. Na później wyjęłam białą, koronkową sukienkę.
Na śniadanie zjadłam kanapkę z marmoladą. Była strasznie słodka, aż chyba za bardzo. Wojna totalnie obrzydziła mi ten smak. Tak samo jak wiele innych. Niedługo zacznie mi to wszystko wychodzić uszami. I pomyśleć, że kiedyś mi to nie przeszkadzało!
Zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy, typu pieniądze, dokumenty, i tak dalej, po czym wyszłam z domu. Na dworzu przywitało mnie ciepłe powietrze. Powiedziałabym nawet, że bardzo. Było tak przyjemnie, że pożałowałam, że założyłam kurtkę. Nauczona własną głupotą, szybko wróciłam do mieszkania i zostawiłam zbędny element garderoby.
Bo wiecie, gdybym tego nie zrobiła, po powrocie do domu mogłoby się okazać, że wróciłam ze wszystkim, oprócz kurtki, która podczas zakupów zwisałaby sobie z mojego ramienia.
Jakoś za bardzo nie uśmiechało mi się bieganie po mieście. Całe szczęście ktoś mądry wymyślił kiedyś tramwaj, dlatego z chęcią skorzystałam z teg cudownego wynalazku. Wsiadłam do niego. Stanęłam przy barierce, centralnie przy wejściu i mocno się jej chwyciłam. Po chwili tramwaj ruszył, a ja poleciałam do przodu. Na szczęście nie przewróciłam się. Kolejny genialny wynalazek - barierki!
Za to Niemcy w swoim przedziale Nur für Deutsche siedzieli niczym królowie na swych tronach. Uważali się właśnie za takich królów całego świata. Myśleli, że wszystko im wolno, a za ich czyny nie spotka ich w przyszłości żadna kara.
Nic bardziej mylnego.
Kiedy już będzie po wojnie wszystko się zmieni. Nie będzie już tak jak było kiedyś. Świat nie zapomni i nie wybaczy Hitlerowi tego terroru. On i wszyscy jego zwolennicy skończą z kulą pod ścianą, wisząc na szubienicy albo z odciętą głową. Czyli tak, jak powinni skończyć już dawno, ale nikt do tej pory się nie odważył. Albo odważył i jak dotąd nigdy jeszcze nie wyszło.
Znowu poleciałam do przodu. Tylko tym razem kiedy tramwaj równie gwałtownie zahamował. Był to już mój przystanek, dlatego szybko wyskoczyłam z "pokładu", po czym skierowałam się w stronę sklepu.
Weszłam do budynku i od razu przywitał mnie przyjemny chłód. Odetchnęłam z ulgą, czując te rześkie powietrze. Było mi już tak ciepło, że myślałam, że się rozpuszczę. Ale, znowu, na szczęście ktoś mądry wymyślił klimatyzację, którą właściciele sklepu postanowili zamontować!
Ustawiłam się w kolejce. Mimo, że nie była długa, to trochę się nastałam. Powodem tego była starsza pani, która nie mogła się zdecydować ile kilo ziemniaków ma kupić. Naprawdę myślałam, że dostanę białej gorączki!
Na szczęście kupiłam, co miałam kupić i wyszłam z tego sklepu. Było gorąco i duszno. W skrócie - istna tragedia! No nic. Widocznie tak ma być i muszę się z tym pogodzić.
Na nieszczęście jeszcze musiałam się przewrócić. Jeszcze nie spotkałam bardziej niezdarnej osoby na świecie. Zdarłam sobie całe kolana. Ciekawe jak ja teraz będę wyglądać na własnych urodzinach!
-Och, na litość boską! - zdenerwowałam się lekko.
-Może panience pomogę? - zapytał jakiś nieznajomy głos.
Przynajmniej tak mi się wydawało.
Przed oczami mignęło mi wspomnienie z dnia, w którym poznałam Alka. Też się wtedy przewróciłam i on też mi wtedy pomógł.
-Nie trzeba, pora... - urwałam, widząc kto zaoferował mi pomoc - Adam! - zawołałam.
-Łucja, ile to lat minęło! - uśmiechnął się - pamiętam jak ostatni raz się widzieliśmy. To było przed naszą przeprowadzką na wieś. Byłyście z Paulą takie malutkie!
-Przestań, miałyśmy już piętnaście lat! - zaśmiałam się.
-Pragnę ci przypomnieć, iż jestem dużo starszy od was, więc dla mnie siedziałyście jeszcze w pieluchach.
-Gdzie byłeś? Kiedy wróciłeś? Paulina i twoi rodzice już wiedzą?
-Byłem we Francji, wróciłem niedawno. Jeszcze nie wiedzą, ale dzisiaj chcę ich odwiedzić.
-Na pewno się ucieszą! Adam, przepraszam cię bardzo, muszę już iść, ale przyjdź do mnie jutro o 15, mam urodziny. Będą moi znajomi i twoja siostra.
-Chętnie. Tylko mam prośbę. Mógłbym przyjść z przyjacielem? Przyjechał ze mną z Paryża, chciałbym, abyście go poznali.
-Jasne! Im nas więcej, tym lepiej! Do zobaczenia - pożegnałam się i poszłam w stronę mojej kamienicy.
Nowy znajomy? Może być ciekawie. Trochę się sobie dziwię, że zaprosiłam do własnego domu gościa, którego nawet nie znam. Przecież może być szpiclem! Ale patrząc na to z drugiej strony ufam Adamowi. Jakby nie patrzeć to brat mojej przyjaciółki.
Zakupy zrobione, przynajmniej tyle dobrego. Teraz jeszcze posprzątać mieszkanie. Wolałabym przejść się teraz nad Wisłę albo spotkać się z resztą, ale samo się nie posprząta. A gości też nie przyjmę do brudnego domu. Nie wypada tak.
Tak więc poukładałam produkty, które wcześniej kupiłam i wzięłam się za ogarnianie tego chlewu. Ostatnio jakoś nie było okazji do wysprzątania tego wszystkiego. Co ja mówię, nigdy nie mam okazji! Bo albo coś robię, albo jestem zmęczona, albo jeszcze coś innego. Zawsze znajdzie się jakaś wymówka, po prostu zawsze. Ale nie dzisiaj. Tym razem tu ma tak lśnić, że będzie można się przeglądać w tych meblach i podłodze jak w lustrze!
***
-Nareszcie! - zawołałam ucieszona tym, że wreszcie skończyłam tą katorgę.
Teraz jedyne co mi pozostało to o- otworzyć drzwi. Tak, miałam powiedzieć odpocząć, ale dzwonek mnie wyprzedził. Niechętnie poszłam w stronę korytarza. Otworzyłam, a w progu zobaczyłam całą ferajnę. No dobra prawie całą. Nie było jego. Nie muszę chyba wyjaśniać o kogo chodzi, prawda?
-Wejdźcie, proszę - powiedziałam i gestem ręki ponagliłam ich, aby weszli do środka - co was do mnie sprowadza? - zapytałam
-Tak po prostu przyszliśmy - uśmiechnął się Tadeusz.
-Idealne wyczucie czasu, dopiero skończyłam sprzątać.
-Widzisz, zawsze jesteśmy w samą porę! - zaśmiał się Janek.
Cała trójka usiadła na sofie w salonie, a ja poszłam zrobić herbatę. Próbowaliśmy się jakoś porozumieć na odległość, ale wychodziło nam to jakoś nie za dobrze. Kiedy do nich przyszłam było o niebo lepiej!
-Jak się czujesz? - zapytała Paulina - widziałaś się z Alkiem?
-Nie widzieliśmy się od miesiąca. Właściwie to od dnia, w którym zerwaliśmy. Czasem mam wrażenie, że specjalnie się unikamy, chociaż postanowiliśmy, że będziemy przyjaciółmi - wyjaśniłam.
-Ciężko ci jest, prawda? - ponownie zapytała dziewczyna.
-Ja... Nie chyba... To znaczy, tęsknie za nim. Ale Aleksy ma rację. Nie pasujemy do siebie i tyle.
-Oczywiście, że pasujecie! Jesteście dla siebie stworzeni! Co jak co, ale ja nie wyobrażam sobie zobaczyć ciebie z innym chłopakiem i Alka z inną dziewczyną! To po prostu nierealne. Mam ci to przeliterować? Dobrze, N - I - E - R - E - A - L -N -E! - powiedział Janek - jutro się spotkacie i wszystko sobie jeszcze raz wyjaśnicie. Jak będzie trzeba to was nawet zamkniemy razem w pokoju, choćbyście się mieli tam pozabijać. Prawda?
-To jest bardzo dobry pomysł! - zgodziła się Paulina.
-Uważam, że nie ma co na siłę ich ze sobą z powrotem swatać. Zdecydowali tak, a nie inaczej i to ich decyzja.
-Przynajmniej jeden mądry w tym towarzystwie - szepnęłam.
***
Ah, jak cudownie byłoby znowu być dzieckiem... A tymczasem mam już równo dwadzieścia lat, jest wojna i zdążyłam spojrzeć w oczy śmierci. Mam wokół siebie mam przyjaciół i... tylko przyjaciół. Nie mam już przecież chłopaka. Ale co z tego skoro w każdej chwili mogę ich stracić? Może nawet nie zdążyłabym się pożegnać. Codziennie wychodzimy przecież z domu, codziennie są łapanki i codziennie to oni mogą zostać złapani w tej łapance.
A jak byliśmy dziećmi było inaczej. Naszym jedynym zmartwieniem była zła ocena ze sprawdzianu i to jak mama zareaguje, a największym bólem - zdarte kolano. Mogliśmy się bawić, nie martwiąc się przy tym czy my i nasze rodziny dożyją następnego dnia.
To już nie wróci, nigdy. Nasz los jest z góry przesądzony. Taka Boża wola i trzeba się z tym pogodzić. Pytanie tylko jak?
***
-Serwus, wchodźcie - zaprosiłam moich gości do środka.
Pierwsza weszła Paulina, jak to kobieta. Wyglądała pięknie. Jej długie włosy były rozpuszczone, pofalowane i elegancko ułożone. Na sobie miała lawendową sukienkę w stokrotki i czarne buciki na lekkim obcasie.
-No to tak, słońce - zaczęła - życzę ci, abyś zawsze była uśmiechnięta tak jak wtedy w grudniu - uśmiechnęła się cwanie - oczywiście zdrówka, szczęścia, przeżyj to piekło - powiedziała i podeszła bliżej mnie - życzę ci jeszcze, żebyście z Alkiem szybko do siebie wrócili, bo ja na twój ślub z innym gościem nie przychodzę, więc jak chcesz, żebym wtedy z tobą była, to musisz wyjść za obecnego tutaj Alka - szepnęła mi do ucha.
-Dziękuje bardzo, kochana, ale tego ostatniego życzenia chyba nie da się spełnić - odpowiedziałam.
Następny Tadeusz, równie elegancko ubrany. Koszula, szelki, i tak dalej. No powiem Wam tak - Francja elegancja!
-Oj Lucy, dwadzieścia lat już. Czuje się teraz przy tobie jak takie dziecko - zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Takie z ciebie dziecko, jak ze mnie aktorka!
-Ale ty jesteś cudowną aktorką! Szczerze to powinnaś się zastanowić nad tym zawodem, bardzo chętnie chodziłbym na twoje spektakle! Ale do rzeczy, bo się panowie za mną rozsierdzić raczą. Standardowo zdrowia, szczęścia, żebyś doczekała końca wojny i nie będę ci życzył tego co Paulina, bo uważam, że to wasza sprawa, ale powiem ci, że nie wyobrażam sobie ciebie bez Alka, a Alka bez ciebie.
-Dziękuje Tadziu, to bardzo miłe, ale naprawdę do siebie nie pasujemy. A co do tej aktorki - wezmę sobie to do serca - zaśmiałam się.
Potem byli Janek i Adam. I wreszcie Aleksy. Dziwnie mi nazywać go przyjacielem. Przed związkiem byliśmy znajomymi, więc tak naprawdę nie byliśmy nigdy przyjaciółmi. Chyba. Tak mi się wydaje.
-Lu, wiem jak jest między nami. Nie jest może najlepiej, ale zawsze mogło być gorzej. Jesteś naprawdę cudowną kobietą. Życzę ci jak najlepiej, znajdź dla siebie mężczyznę, który będzie idealny. I przeżyj wojnę. Zrób to dla mnie.
-Dziękuje. Aluś, ja cię nadal kocham. To nie ma najmniejszego sensu, ale kocham cię. A czasem kiedy się kogoś szczerze kocha, trzeba pozwolić mu odejść, więc bądź szczęśliwy. Na pewno znajdziesz dziewczynę, z którą będziesz szczęśliwszy, niż kiedy byłeś ze mną - powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
Był ostatnią osobą, co mnie trochę zdziwiło, bo miał być jeszcze przyjaciel Adama. No cóż, może się spóźni. Albo w ogóle nie przyjdzie. Pożyjemy, zobaczymy.
***
Minęło jakoś pół godziny, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Trochę się przestraszyłam, że to może być gestapo. Trauma i te sprawy, rozumiecie?
No ale tak czy siak, poszłam otworzyć. Jakby co to są ze mną przyjaciele. Chociaż w takiej sytuacji dużo by to nie dało, a na dodatek sami skończyliby na Szucha.
-Przepraszam panienkę za spóźnienie. Szukałem idealnych kwiatów po całym mieście - powiedział zdyszany chłopak. Jego ciemne spojrzenie zetknęło się z moim niebieskim. Te oczy były takie piękne... Nie sposób oderwać od nich wzroku.
-Och, nie trzeba było, ale dziękuje bardzo. Lucy, to znaczy Łucja - uśmiechnęłam się.
-Jestem Alek - przedstawił się i również się uśmiechnął. Zupełnie nie zatrybiłam, że ma na imię tak samo, jak Alek. Te oczy i ten uśmiech jakby mnie zahipnotyzowały - właściwie to Aleksander, ale wolę Alek. Ewentualnie Olek.
-Jasne, proszę przechodź.
Ktoś tu się zakochał.
Proszę? Wcale, że nie! Nie teraz! Jeszcze sobie pomyślą, że to miało coś wspólnego z końcem mojego poprzedniego związku, a przecież tak nie jest.
Włączyłam muzykę, ale zanim jeszcze zaczęliśmy tańczyć i się bawić, to przyniosłam ciasto. Oczywiście dostało mi się, że nie pomyślałam o świeczkach, ale co tam!
-I jak ty masz teraz pomyśleć życzenie? Włącz czasem myślenie, laska! - zaśmiała się Paulina.
-Oj dobra, nie marudź. Jakoś przeżyjesz! - również się zaśmiałam. Poza tym, co to za marzenie, skoro każdy teraz o tym marzy? Ale nie rozmawiajmy o wojnie! Przyniosę wino.
-Pomogę ci z kieliszkami - zaproponowała ciemnowłosa.
Tak też poszłyśmy do kuchni, ja wyjęłam z szafki dwie butelki alkoholu, a dziewczyna wzięła siedem sztuk szkła. Zupełnie nie mam pojęcia jak ona zrobiła to na raz!
-Ktoś się chyba zauroczył! - powiedziała nagle.
Co nagle to po diable...
Cicho siedź i nie psuj mi dnia, głupia podświadomości.
-Nie rozumiem o czym ty do mnie mówisz. Wcale się nie...
-Tak, tak, a ja jestem królowa angielska. Mam ci przypomnieć jak to było z Aleksym? Nie, nie ja wcale go nie kocham. To tylko mój znajomy - próbowała naśladować mój głos.
-Aktorka z ciebie taka, jak z koziej dupy trąba - zaśmiałam się.
-Ale czyż nie było tak? Kto ma ci uświadomić, że się zakochałaś, jak nie ja? Ale pamiętaj co ci mówiłam. Jak ci się oświadczy, to mnie o obecność nie proś!
-Idź zobacz czy cię któryś do tańca nie prosi!
***
Byliśmy już po kilku kieliszkach, więc procenty powoli zaczęły dawać o sobie znać. Każda z nas była już po co najmniej jednym tańcu z każdym z chłopaków. Nie no, co ja będę kłamać. Z Alkiem nie tańczyłam. Znaczy z Aleksym. Ale to dlatego, że chyba nam jakoś tak niezręcznie było...
-Mogę prosić? - zapytał Alek... Aleksander. Tak, Aleksander, nie Aleksy. Boże, Łucja co się z tobą dzieje?
-Oczywiście - uśmiechnęłam się.
Muzyka grała, słońce zachodziło, a my spędzaliśmy miło czas w najlepszym towarzystwie. No bo cóż może być lepszego niż tacy przyjaciele? Jak dla mnie - nic.
-Świetnie tańczysz - pochwaliłam chłopaka.
-Dziękuje za komplement. Panienka też tańczy niczego sobie - uśmiechnął się.
Niepewnie przysunęłam moją twarz bliżej.
Jeszcze bliżej.
Aż w końcu tak blisko, że stykaliśmy się czołami.
Czas przestał płynąć na te jedną chwilę, w której nasze usta połączyły się ze sobą. Nie był to nieśmiały pocałunek. Był taki namiętny. Ale podobał mi się.
Oj ktoś komuś zakręcił w główce mocno. I to bardzo...
Kiedy się od siebie odsunęliśmy, spojrzałam na twarze reszty gości. Byli niemało zdziwieni. Paulina to w ogóle wyglądała, jakby chciała mnie zamordować.
Dziewczyno, ty chyba nie wiesz co robisz...
Jak to co robię? A nie widać?
Półtorej godziny temu mówiłaś Alkowi, że nadal go kochasz. A teraz co? Całujesz się z innym? Poważna ty jesteś?
Ja... To moje życie. Nie jesteśmy już razem, mam prawo być w związku z kimś innym. Aleksy też. Zasługuje na to, żeby być szczęśliwym. A poza tym, przecież nic się takiego nie stało!
Oj stało się, stało...
Zobaczyłam, że Alek gdzieś idzie, więc wzrokiem podążyłam za nim. Okazało się, że już wychodzi, dlatego przeprosiłam Alka, tego drugiego, na chwilkę i poprosiłam Paulinę na słówko.
-Gdzie poszedł Aleksy? - zapytałam.
-Myślałam, że nie zauważyłaś, że wyszedł, bo byłaś zajęta swoim nowym chłopakiem - zakpiła.
-Co? Alek nie jest moim nowym chłopakiem. I oczywiście, że zauważyłam, więc?
-Powiedział, że zapomniał, że miał pomóc w czymś mamie. Poprosił, abym przeprosiła, że tak nagle wyszedł.
Tak, tak, już ja wiem, jak on musi pomóc.
Trzeba było pomyśleć zanim pocałowałaś gościa, którego znasz ledwo półtorej godziny.
-Och, rozumiem... Chodźmy do reszty - odpowiedziałam.
Kilka dni później...
Znowu, z resztą jak zwykle, byłam spóźniona. I oczywiście zaliczyłam glebę. T y p o w e.
-Oj, przepraszam bardzo! Nie chciałam na pana wpaść! - powiedziałam, wstając z ziemi - O, to ty. Cześć - uśmiechnęłam się blado.
-Serwus - odpowiedział Aleksy.
-Dlaczego tak wcześnie ostatnio wyszedłeś? Później nawet nie dawałeś znaku życia...
-Paulina ci nie mówiła? Pomagałem mamie, a potem.. tak jakoś wyszło.
-Coś się stało? Może mogę ci jakoś pomóc?
-Nie, dam sobie radę. Zajmij się, tym jak mu tam, Alkiem... Mam nadzieję, że kupuje ci kwiaty, że trzyma cię za rękę, że poświęca ci swój cały czas, że zabiera cię na tańce..., że robi wszystkie rzeczy, które ja powinienem robić, kiedy byłem twoim chłopakiem...
-Mhm... - mruknęłam - przepraszam, muszę już iść.
-Moje kochanie teraz tańczy, lecz z innym mężczyzną... - powiedział szeptem, chyba myśląc, że tego nie usłyszałam i odszedł.
Moje kochanie... widzisz on cię nadal kocha! A ty idziesz do innego!
Nie pasujemy do siebie i kropka. Poza tym o uczuciu do kogoś nie da się ot tak zapomnieć! To jest nierealne. Zawsze będą jakieś wspomnienia, które będą przypomniały o kimś. Nie inaczej jest w naszym przypadku. Poza tym, nadal są Tadeusz, Janek i Paulina. Przyjaźnimy się z nimi, więc chcąc nie chcąc, będziemy się widywali ze względu na nich.
Stałam jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, wpatrując się w pustą już przestrzeń, którą stopniowo zapełniali przechodnie.
Potem pobiegłam szybko do umówionej kawiarni, gdzie miałam spotkać się z Alkiem. Znaczy Olkiem.
-Przepraszam cię bardzo za spóźnienie! Miałam dosyć nieprzyjemne spotkanie z... ziemią! Tak, z ziemią. Jestem trochę niezdarna - wytłumaczyłam się.
-Nic się nie stało - odpowiedział chłopak, miło się uśmiechając - Łucja, może nie znamy się za długo, ale kiedy cię zobaczyłem pierwszy raz...
Serce mi jakoś mocniej zabiło.
-Spodobałaś mi się - dodał - och, to nawet za mało powiedziane. Zakochałem się w tobie.
Zarumieniłam się, więc standardowo chciałam zakryć moje różowe policzki włosami.
-Nie kryj tych rumieńców, ślicznie wyglądasz - powiedział.
Ślicznie wyglądasz z rumieńcem na twarzy, nie kryj tego.
Znajome słowa, czyż nie?
Czy on musi być do niego tak podobny? Nie dość, że mają podobne imiona, to jeszcze mówią tak samo!
-Ja... - zająknęłam się.
Boże, od kiedy ja się jąkam?
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo chłopak mnie pocałował. Zaskoczyło mnie to, ale odwzajemniłam go.
-Ja ciebie chyba też.. - uśmiechnęłam się delikatnie.
I takim oto sposobem zostaliśmy parą. Wcześnie, to prawda, ale po co czekać, skoro zarówno on, jak i ja, jesteśmy pewni?
A znasz znaczenie słowa "chyba"?
Powiedziałaś "ja ciebie CHYBA też".
No już dobra, cicho siedź i nie psuj mi chwili.
Oby tym razem to była prawdziwa miłość. Taka, której nic nie złamie. Nawet wojna. Nawet śmierć. Tym razem to na pewno jest prawdziwa miłość...
Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz...
_________________________________________
Dobry wieczór!
Jak tam? Kto już wrócił do szkoły? Ja wracam dopiero po egzaminach.
A co do rozdziału...
Mam nadzieję, że nie będziecie mnie bić za drugiego Alka XDDDDD 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
Ja się przyznam, że nawet lubię tą postać, ale oczywiście nikt nie zastąpi tego prawdziwego Alka!!! To tak dla jasności hahahaha.
Bajooooo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro