Rozdział 5
Z ciężkim krokiem wkroczyłam do biura, starając się, by nikt nie zauważył, jak bardzo jestem na kacu. Moja głowa pulsowała w rytm każdego kroku, a żołądek odmawiał współpracy.
Chciałam, żeby ten dzień po prostu się skończył.
W dodatku czułam się źle nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Wczorajsza noc była katastrofą.
Zastanawiałam się, jak moje odepchnięcie Nathaniela może wpłynąć na moją przyszłość tutaj.
Czy zniszczyłam swoją karierę, zanim zdążyła się rozwinąć?
Z trudem podniosłam wzrok, gdy weszłam do biura. Od razu dostrzegłam, że biurko Madison było puste. Pewnie jeszcze nie dotarła. Może też potrzebowała więcej czasu, żeby dojść do siebie po wczorajszej imprezie.
Próbując wyrzucić z głowy wspomnienia ostatniej nocy, usiadłam przy swoim biurku i uruchomiłam komputer. Skupienie się na pracy wydawało się najlepszą ucieczką od chaosu, który buzował w mojej głowie.
Ledwo zdążyłam się wciągnąć w obowiązki, kiedy drzwi od gabinetu Nathaniela otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Zamarłam, widząc, jak wyłania się z nich i kieruje wzrok na mnie.
— Evans, do mojego gabinetu, teraz — powiedział stanowczo, nie zważając na to, że wszyscy w biurze to słyszeli.
Poczułam, jak mój żołądek ściska się z nerwów, a dłonie zaczynają lekko drżeć. Wszyscy patrzyli, gdy wstałam i niepewnym krokiem skierowałam się do jego gabinetu.
W myślach już widziałam scenariusze, jak mnie zwalnia, jak wczorajszy incydent zniszczył wszystko.
Moje najgorsze obawy, wydawały się teraz niezwykle realne. W środku pokoju dostrzegłam Samanthę Smith, dyrektor generalną. To było jeszcze gorsze, niż się spodziewałam. I teraz byłam pewna, że to mój ostatni dzień w tym biurze.
— Usiądź, Anastasio — powiedziała chłodno Samantha, wskazując na krzesło naprzeciwko niej.
Serce waliło mi jak młot, a myśli kłębiły się w mojej głowie.
Co zrobiłam, że aż sama Samantha Smith tu siedzi?
— Nathaniel polecił cię do wykonania pewnego ważnego zadania — odezwała się Samantha, przerywając ciszę. Spojrzałam na nią zdziwiona. To nie był koniec? — W przyszły weekend odbędzie się pokaz mody w San Diego. Nasza agencja nawiązała współpracę z jedną z największych firm modelingowych w kraju. Chcemy, żebyś pojechała tam i zwerbowała kilka młodych modelek do naszego portfolio. Jako przedstawicielka młodego pokolenia, masz im pokazać, dlaczego warto współpracować z naszą agencją.
Nie wierzyłam w to, co słyszałam.
Nathaniel mnie polecił? Po tym wszystkim?
A może to było jeszcze przed wczorajszą nocą?
Spodziewałam się, że zaraz usłyszę, że mam się spakować i odejść, a tymczasem proponowano mi ważne zadanie. Moje myśli wirowały jeszcze bardziej, gdy Samantha wyjaśniała szczegóły.
— Będę tam sama? — zapytałam nieśmiało, zastanawiając się, czy mogłabym zabrać ze sobą Madison. Potrzebowałam kogoś, kto będzie dla mnie wsparciem w tej sytuacji.
— Możesz wziąć kogoś z agencji, jeśli uważasz, że to pomoże w realizacji tego zlecenia — odpowiedziała Samantha z lekkim uśmiechem. — Liczę na ciebie, Anastasio. Mam nadzieję, że Nathaniel nie pomylił się co do twoich umiejętności.
Samantha wstała i wyszła, zostawiając mnie samą z Nathanieliem. Kiedy drzwi się zamknęły, poczułam, jak jego wzrok prześlizguje się po mnie, jakby chciał sprawdzić, co się dzieje w mojej głowie.
Oparł się dłonią o swoje biurko, pochylając się w moją stronę.
— Posłuchaj, Anastasio — zaczął cicho, ale jego ton był ostrzejszy niż wcześniej. — Jeśli nie zrobisz tego dobrze, nie masz po co wracać. Twoja praca tutaj będzie skończona. Rozumiemy się?
Jego słowa były jak lodowaty prysznic. To nie była zwykła groźba – to była zemsta za to, co wydarzyło się wczoraj. Wiedziałam, że Nathaniel nie zamierza mi tego odpuścić.
Moje serce znowu przyspieszyło, tym razem ze strachu.
— Rozumiem — wyszeptałam, starając się, by mój głos nie zadrżał.
Nathaniel patrzył na mnie jeszcze chwilę, jakby chciał upewnić się, że dobrze zrozumiałam jego słowa, po czym wyprostował się i ruszył w stronę swojego fotela, jakby rozmowa była zakończona.
Wstałam i niemal wybiegłam z jego gabinetu, próbując uspokoić roztrzęsione nerwy.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za mną, odetchnęłam głęboko. Wiedziałam, że to zadanie to kara, a nie szansa. Nathaniel chciał mnie złamać, ale nie mogłam mu dać tej satysfakcji. Bałam się jednak, że jego groźby są realne i że naprawdę może mnie zwolnić, jeśli nie dam z siebie wszystkiego, ale ja miałam zamiar wypełnić to zadanie jak najlepiej.
Nagle poczułam, jak ściany biura zdają się na mnie napierać. Powietrze było ciężkie, a moje myśli wciąż krążyły wokół jego groźby. „Nie masz po co wracać." Te słowa odbijały się echem w mojej głowie, a serce wciąż biło zbyt szybko. Próbowałam uspokoić oddech, ale czułam, jak strach ściska mnie za gardło.
Wróciłam do swojego biurka, ale nie mogłam skupić się na pracy. Wpatrywałam się w ekran komputera, ale litery zlewały mi się przed oczami.
Gdzie była Madison?
Czułam, że jej obecność mogłaby mnie teraz jakoś uspokoić, ale jej biurko wciąż było puste.
Przejechałam dłonią po twarzy, próbując zebrać się do kupy, ale wspomnienia wczorajszej nocy ciągle wracały. Byłam pewna, że Nathaniel zamierzał się zemścić i choć dostałam tę delegację, to raczej była pułapka niż prawdziwa szansa.
Zerknęłam na zegarek.
Do końca dnia zostało jeszcze kilka godzin, a ja miałam wrażenie, że czas stoi w miejscu.
— Muszę wyjść, przewietrzyć głowę — pomyślałam.
Ruszyłam do kuchni, żeby wziąć wodę.
W drodze minęłam kilka osób, które rzucały mi dziwne spojrzenia, jakby wyczuwali, że coś jest nie tak.
Kiedy w końcu dotarłam do kuchni, nalałam sobie szklankę wody i oparłam się o blat, starając się opanować nerwy.
— Nathaniel chce mnie zniszczyć – powtarzałam te słowa w myślach.
Próbowałam wyobrazić sobie ten wyjazd do San Diego. Byłam przerażona, ale jednocześnie czułam, że nie mam wyboru. Zrobienie tego zadania wydawało się jedynym sposobem, by utrzymać swoją pracę.
Ale co, jeśli nie dam rady? Jeśli popełnię jakiś błąd, albo coś pójdzie nie tak?
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi. Madison. W końcu się zjawiła. Weszła do kuchni z uśmiechem, jakby wczorajsza noc nie była kompletną katastrofą.
Zbliżyła się do mnie i uniosła brew, widząc mój wyraz twarzy.
— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha — rzuciła, nalewając sobie kawy.
— Nathaniel — zaczęłam, ale głos mi zadrżał. — Wezwał mnie przed chwilą do swojego gabinetu. Dostałam delegację do San Diego. A ty jedziesz ze mną.
Madison spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale i z lekkim uśmiechem. Zanim zdążyła coś powiedzieć, dodałam cicho:
— To nie jest żadna nagroda, Madi. To kara. Nathaniel groził mi, że jeśli zawalę, mogę się pożegnać z pracą.
Madison postawiła swoją kawę na blacie i odsunęła ją na bok, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Groził ci? Za co? — spytała z oburzeniem.
Spojrzałam na nią z ciężkim westchnieniem, wiedząc, że muszę się podzielić swoimi obawami.
— Za wczoraj. Wczoraj po imprezie próbował mnie pocałować, a ja go odepchnęłam. Wydaje mi się, że teraz mści się za to.
Madison otworzyła szeroko oczy, ale zanim mogła zareagować, drzwi kuchni otworzyły się ponownie i do środka weszło kilka osób z biura.
Uciszyłyśmy się, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Ostatnie, czego chciałam, to żeby wszyscy dowiedzieli się o tym, co działo się wczorajszego wieczoru.
— Porozmawiamy o tym później — szepnęła Madison, a ja skinęłam głową, czując, jak ciężar tego wszystkiego zaczyna mnie przytłaczać.
Wróciłyśmy do swoich biurek, ale stres związany z tym, co usłyszałam w gabinecie Nathaniela, nie pozwalał mi skupić się na pracy. Wciąż czułam na sobie jego wzrok, choć siedział w swoim biurze, za zamkniętymi drzwiami.
Wiedziałam, że obserwuje mnie i czeka na każdy mój błąd.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro