Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Kiedy postawiłam pierwszy krok na czerwonym dywanie, poczułam, jak świat wokół mnie zwalnia, jakby każdy detal tej chwili chciał się zapisać w mojej pamięci na zawsze.

Moja czarna, błyszcząca szpilka delikatnie dotknęła miękkiego materiału, a echo tego gestu zdawało się roznosić w powietrzu.

Czerwony dywan – symbol Hollywood, niemal mistyczny w swoim znaczeniu. To tutaj sny stawały się rzeczywistością, a marzenia zamieniały się w chwile pełne blasku, gotowe na wieczne zatrzymanie w obiektywach aparatów.

To właśnie na uwielbianym przez gwiazdy czerwonym dywanie, splatają się marzenia z rzeczywistością, a każdy krok na nim to hołd składany marzeniom, ambicjom, ale także upadkom i wzlotom. Jak krew, której kolor przypomina, jest świadkiem poświęceń, bólu i triumfów. Rozciąga się przed tobą niczym ścieżka ku nieśmiertelności, na której każdy ślad pozostaje na zawsze zapisany w historii. Ale pod jego blaskiem, tak pełnym splendoru, kryją się sekrety - złamane serca, niezaspokojone pragnienia i niespełnione obietnice. Czerwony dywan jest nie tylko drogą do sławy, ale także lustrem, które odbija każdą chwilę ludzkiej kruchości.

Kruchy, ale zarazem tak potężny. Czerwony dywan to delikatna iluzja, migocząca w świetle fleszy, która zdaje się wciągać w swój wir. Kruchy, bo choć wydaje się symbolem nieosiągalnej perfekcji, pod powierzchnią tętni nieustanną walką o przetrwanie, o uwagę, o miejsce w świecie, gdzie chwila nieuwagi może przekreślić wszystko. A jednak potężny – bo ci, którzy odważą się po nim stąpać, niosą na swoich barkach marzenia milionów. Każdy krok po nim to świadectwo odwagi, pragnienia, by wybić się ponad przeciętność. To chwila, w której blask gwiazd spoczywa na twoich ramionach, choć może to tylko moment, zanim zgaśnie.

Czerwony dywan przypomina o tym, jak cienka jest granica między chwilowym triumfem a niepamięcią, jak łatwo można wznieść się na szczyt, by równie szybko spaść w otchłań zapomnienia. A jednak, każdy, kto po nim kroczy, choćby na jedną chwilę, staje się częścią jego magii – tej wiecznej opowieści o dążeniu do nieśmiertelności, gdzie nawet kruche marzenia mogą przemienić się w coś ponadczasowego.

Wysiadłam z limuzyny i zrobiłam krok do przodu. Odważyłam się dziś po nim kroczyć, choć nie należałam do tego świata. Moje kroki były pewne, a jednak w środku czułam dziwną pustkę – jakbym była jedynie cieniem pośród tych, którzy od lat świecili tu swoim blaskiem.

Czerwony dywan ciągnął się przede mną, jakby chciał mnie przyciągnąć do świata, który zawsze wydawał mi się tak odległy, a teraz, choć był na wyciągnięcie ręki, wciąż był nieosiągalny.

Wiem, że to nie mój świat – nie jestem jedną z tych, którzy wychowali się w świetle reflektorów. Nie dorastałam w blasku fleszy, nie znam tej gry, nie wiem, jak udawać, że nie czuję się obca.

A jednak dziś, z każdym krokiem po nim, moje serce bije szybciej, jakby to była moja chwila, moje zwycięstwo nad wszystkim, co kiedykolwiek mnie zatrzymywało. Nie jestem jedną z nich, ale może to nie ma znaczenia. Może ten dywan przyjmie każdego, kto ma w sobie odwagę, by stawić czoła jego symbolice. Kto, choćby przez jeden wieczór, uwierzy, że zasługuje na to, by być częścią tego blasku, nawet jeśli ten blask jest ulotny jak sen.

To było jak chwila zawieszenia między dwiema rzeczywistościami – tą, w której żyję, i tą, do której chciałam kiedyś należeć.

Zanim jednak ruszyłam dalej, delikatnie poprawiłam suknię – jedwabną, w kolorze głębokiego granatu, która opływała moje ciało jak miękka, aksamitna fala. Była skrojona z myślą o tej chwili – prosta, ale zarazem pełna elegancji, podkreślająca każdy ruch, każdą moją sylwetkę. Jej materiał lśnił w blasku reflektorów, a ja czułam, że to nie tylko suknia – to coś, co nadawało mi siłę i odwagę, jakby była pancerzem na ten wieczór.

Flesze zaczęły błyskać wokół mnie, niemal natychmiast, gdy ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Każdy ruch, każde spojrzenie paparazzi odbijało się w morzu świateł, migotających jak gwiazdy na nocnym niebie.

Byłam tam, w środku tego całego zamieszania, a jednocześnie czułam się jak w środku własnej bańki, oddzielona od tego hałasu, który zawsze wydawał mi się tak odległy i nieosiągalny. Paparazzi krzyczeli do mnie, prosząc o pozowanie, a ja poczułam, jak uśmiech formuje się na mojej twarzy, jakby był naturalną reakcją na ten cały chaos. Być może wcale nie wiedzieli kim jestem, ale pewnie z góry założyli, że skoro się tutaj pojawiłam to muszę być kimś ważnym. A dzisiaj właśnie kimś takim się czułam.

To dziwne uczucie – bycie w centrum uwagi, wiedząc, że nie jestem ani gwiazdą, ani wielką osobistością tego świata. A jednak, krocząc po czerwonym dywanie, czułam na sobie spojrzenia innych, jakby dzisiejszy wieczór należał do mnie tak samo jak do tych, którzy od lat błyszczą na ekranach kin czy scenach muzycznych.

Szłam pewnie, krok za krokiem, z każdym oddechem nabierając więcej odwagi. Ten dywan, ten blask, te flesze – teraz należały do mnie, choćby na jeden moment. I czułam się z tym cholernie dobrze.

Przed wejściem do budynku dywan rozciągał się na wszystkie strony, jak gdyby zapraszając każdego w swoją wyjątkową, magiczną przestrzeń. Po jednej stronie, wzdłuż białej ścianki z logo zespołu, stali członkowie Four King's. Ich twarze były idealnie oświetlone, a aparaty wydawały się nieustannie szukać najlepszego ujęcia. Luke stał pośrodku – promienny, w idealnie dopasowanym, czarnym garniturze, który podkreślał jego nieskazitelną sylwetkę. Wyglądał tak, jakby urodził się po to, by być w centrum uwagi.

Jego uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy tylko mnie zobaczył. To nie był ten szeroki, promienny uśmiech, który dawał światu – to było coś subtelnego, intymnego, tylko dla mnie. W jego oczach zobaczyłam coś więcej niż tylko zachwyt – była tam duma, czułość i coś głębszego, co sprawiało, że poczułam, jak moje serce przyspiesza. Dzisiaj byłam częścią jego świata, a on był dumny, że mogłam być tu z nim.

Chwilę później Luke wrócił do pozowania, a jego uwagę ponownie przykuły flesze i tłum fotografów. A ja ruszyłam dalej, w stronę wejścia. Mimo że z początku towarzyszyło mi lekkie poczucie zagubienia, teraz czułam coś zupełnie innego. Pewność. Pewność, że tutaj jest moje miejsce. Może nie jako gwiazdy Hollywood, ale jako kogoś, kto również zasługuje na bycie w centrum tego świata, na bycie przy Luke'u.

Kiedy wkroczyłam do wnętrza budynku, powietrze zmieniło się – było cieplejsze, ale wypełnione delikatnym zapachem perfum i elegancką muzyką w tle. Zatrzymałam się na chwilę, pozwalając, by atmosfera mnie wypełniła.

Wnętrze było oszałamiające – eleganckie, pełne nowoczesnych elementów i luksusu, które jednocześnie wypełniały przestrzeń w sposób subtelny, nie przytłaczający. Marmurowe podłogi lśniły pod moimi stopami, a metalowe dekoracje odbijały światło w taki sposób, że wszystko zdawało się lśnić, jakby ten wieczór był osadzony w samym sercu hollywoodzkiego glamour.

Spojrzałam wokół i dostrzegłam tłumy ludzi, krążących po przestronnych salach. Każdy, kto coś znaczył w show-biznesie, był tutaj.

Gdziekolwiek nie spojrzałam, widziałam znajome twarze – piosenkarzy, których głosy znałam od lat, aktorów, których filmy budziły emocje na całym świecie, prezenterów, którzy przez lata wydawali się być stałym elementem codziennego życia, większości Amerykanów, a teraz stali tu, w jednym miejscu.

Byłam otoczona przez ludzi, których dotychczas oglądałam z dystansu, a teraz stałam pośród nich.

Nagle to wszystko przestało być dla mnie obce. Ta scena, ten tłum, ten blask – poczułam, że jestem częścią tego wszystkiego. I to uczucie przyniosło mi coś więcej niż satysfakcję. Czułam dumę. Bo to wszystko, cały ten wieczór, był nie tylko celebracją sukcesu zespołu, ale i mojego. Wiedziałam, że ten sukces jest również mój i mojej agencji, która włożyła dużo pracy w to dzisiejsze wydarzenie.

Przeszłam przez tłum, obserwując otoczenie, i poczułam, że coś się zmieniło. Zamiast lęku i niepewności, poczułam, jak pewność siebie napełnia moje serce. Każdy krok, który stawiałam, był potwierdzeniem tego, że mogę tu być, że jestem częścią tego świata. Wszyscy ci ludzie, których kiedyś podziwiałam, teraz byli moimi współuczestnikami tej wielkiej gry zwanej show-biznesem. I choć jeszcze niedawno wydawało mi się, że nie pasuję do tego świata, dzisiaj czułam, że jestem jego integralną częścią.

Spojrzałam na swoją suknię, na otaczający mnie tłum i na eleganckie wnętrze wokół mnie i uśmiechnęłam się do siebie. Może to była tylko jedna noc, ale czułam, że ta noc zmieni wszystko.

Rozejrzałam się po sali i nagle zobaczyłam Maddie stojącą przy barze. Wyglądała... inaczej. Złota sukienka idealnie układała się na jej sylwetce, podkreślając  jej sylwetkę. Wyglądała jakby była żywą częścią wystroju tej oszałamiającej imprezy. Maddie, którą znałam – zawsze w wygodnych ubraniach, najczęściej dżinsach i swobodnych koszulach – teraz wyglądała jak prawdziwa gwiazda Hollywood. Czułam lekkie rozbawienie, widząc ją w takim wydaniu, ale też coś na kształt dumy.

Maddie pochylała się nad barmanem i zamawiała właśnie drinka, a ja, uśmiechając się do siebie, postanowiłam ją zaskoczyć. Podeszłam bliżej, stając obok niej przy barze.

– Niech będzie dwa razy to samo – powiedziałam do barmana.

Maddie odwróciła się, zaskoczona, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, jej twarz natychmiast rozpromieniła się szerokim uśmiechem. Jej oczy błyszczały, a uśmiech, który pojawił się na jej ustach, był szczery i ciepły, tak jak zawsze.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, rzuciła mi się na szyję, mocno mnie obejmując. Maddie zawsze miała w sobie tę energię, która potrafiła rozjaśnić każde pomieszczenie. Ciepło jej uścisku było znajome, jak coś, co potrafiło uspokoić moje nerwy nawet w tym najbardziej szalonym świecie.

– Ana! – wykrzyknęła z radością, przyciągając mnie jeszcze bliżej, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.

Odsunęła się, łapiąc mnie za dłonie, jakby chciała upewnić się, że to naprawdę ja. Jej spojrzenie powędrowało od góry do dołu, jakby skanowała każdy szczegół mojego wyglądu, a jej uśmiech tylko się powiększył.

– Wyglądasz absolutnie przepięknie! – powiedziała z zachwytem, wciąż trzymając moje dłonie. – Ta sukienka, makijaż... Och, Ana, wyglądasz jak prawdziwa gwiazda!

Poczułam, jak moje policzki robią się lekko różowe od jej komplementów. Były szczere, jak zawsze, a ja poczułam coś na kształt dumy, że to, co przygotowaliśmy, przyniosło taki efekt.

– Ty też wyglądasz niesamowicie, Maddie – odpowiedziałam, przyglądając się jej złotej sukience, która lśniła w blasku świateł. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek cię zobaczę w takim eleganckim wydaniu. Złoto? To totalna nowość!

Maddie zaśmiała się, odgarniając kosmyk włosów, który opadł jej na ramiona.

– Wiem, wiem. Czuję się jak ktoś zupełnie inny – odpowiedziała, jej ton przepełniony było rozbawieniem. – Ale skoro już jestem tutaj, muszę wyglądać jak należy, prawda? Przecież nie przyszłabym tu w zwykłych jeansach, chociaż szczerze miałam na to ochotę.

Zaśmiałam się razem z nią, a barman w tym czasie postawił przed nami dwa drinki. Uniosłyśmy swoje szklanki, a dźwięk szkła zderzającego się w przyjacielskim toaście zabrzmiał cicho w tle. Wypiłyśmy po łyku, a chłodny smak koktajlu idealnie orzeźwił moje zmysły.

Ruszyłyśmy w stronę wysokiego stolika bankietowego, gdzie mogłyśmy na chwilę się zatrzymać i odłożyć drinki. Maddie po raz kolejny rozejrzała się po sali, a jej oczy pełne były podziwu do tego, co nas otaczało.

– Całe to wydarzenie wygląda niesamowicie – powiedziała z zachwytem, jej głos brzmiał nieco ciszej, jakby próbowała złapać oddech od całego splendoru, który nas otaczał. – Ana, naprawdę się spisałaś.

Poczułam, jak ciepło rozlewa się we mnie, choć wiedziałam, że to nie tylko moja zasługa. Cały zespół ciężko pracował nad tą imprezą, nad każdym szczegółem, ale Maddie zawsze miała w zwyczaju dawać mi więcej zasług, niż się należało.

– Nie tylko ja nad tym pracowałam – odparłam, starając się przybrać skromny ton, choć w głębi serca byłam dumna z tego, jak wszystko się udało. – Cały zespół dał z siebie wszystko.

Maddie roześmiała się cicho, kręcąc głową.

– Nathaniel padnie z wrażenia, gdy to zobaczy – odpowiedziała pewnie.

Rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem kogoś konkretnego.

– A  w ogóle widziałaś już go? – zapytałam.

Maddie pokręciła przecząco głową.

– Nie, jeszcze nie – odpowiedziała, patrząc na mnie z zaciekawieniem. – Ale pewnie pojawi się za chwilę.

Złapałam się na tym, że zbyt często zerkałam w stronę wejścia, jakbym czekała na pojawienie się kogoś innego. Musiałam się pilnować, bo Maddie, choć wesoła i roztrzepana, miała świetną intuicję. Nie mogła się dowiedzieć o mnie i Luke'u. Jeszcze nie teraz.

– To dobrze, przynajmniej będziemy mieć chwilę na oddech, zanim się pojawi – zażartowałam, próbując rozluźnić atmosferę. – A jak ci się podoba impreza?

Maddie wzruszyła ramionami, popijając drinka, a w jej oczach dostrzegłam prawdziwy zachwyt.

– Szczerze? Myślałam, że będę się czuła bardziej wyobcowana w takim miejscu. Ale ten wieczór jest... magiczny, Ana. Naprawdę stworzyliście coś niezwykłego.

Poprawiłam szklankę w dłoni, a potem, patrząc na Maddie, postanowiłam zmienić temat.

– A jak się mają sprawy między tobą a Jake'em? – zapytałam.

Maddie, która wzięła akurat kolejny łyk drinka, niemal się zakrztusiła. Jej oczy rozszerzyły się, a potem roześmiała się, jakby nie spodziewała się tego pytania. Odsunęła szklankę od ust i spojrzała na mnie z lekkim, zadziornym uśmiechem.

– A ty od kiedy jesteś taka ciekawska, co? – zażartowała, ale widziałam, że temat sprawił, że lekko się spięła.

– Od zawsze – odpowiedziałam z uśmiechem, nie dając się zbić z tropu. – No więc jak wam się układa?

Maddie spojrzała na mnie uważnie, jakby próbowała ocenić, czy to pytanie jest tylko zwykłą ciekawością, czy może kryje się za nim coś więcej.

– Dobra, dobra – zaczęła, kręcąc lekko głową, jakby sama nie do końca wierzyła w to, co zaraz powie. – Myślę, że... chyba oficjalnie zostaliśmy parą.

Spojrzałam na nią zaskoczona, choć starałam się nie okazywać tego zbyt gwałtownie. Jake i Maddie jako para? Nie spodziewałam się tego, zwłaszcza że oboje byli znani z unikania poważnych związków, jak ognia.

– Naprawdę? – zapytałam, próbując utrzymać ton głosu neutralny. – Myślałam, że nie chcesz wchodzić w nic poważnego.

Maddie wzruszyła ramionami, jakby i dla niej to była nieoczekiwana sytuacja.

– Wiem, wiem. Ani ja, ani Jake nigdy nie byliśmy typami na długie, poważne związki – przyznała, obracając szklankę w dłoniach. – A jednak, to się stało tak nagle. Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, aż w końcu... no cóż, coś się zmieniło.

W jej głosie słychać było zaskoczenie, ale także coś na kształt zadowolenia, jakby ta nowa relacja była dla niej miłą niespodzianką.

– Szczerze? Nie spodziewałam się tego ani po tobie ani po Jake'u. Ale jestem pozytywnie zaskoczona.

Maddie zaśmiała się, jej śmiech był krótki, ale szczery.

– Sama jestem w szoku – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. – Zawsze myślałam, że Jake to typ faceta, który cieszy się, gdy jest wolny jak ptak. Ale z jakiegoś powodu... to działa. Zanim się zorientowałam, zaczęliśmy coś, czego ani ja, ani on nie planowaliśmy.

Jej słowa brzmiały spokojnie, ale widziałam, że była podekscytowana. Może nie chciała tego w pełni przyznać, ale byłam pewna, że zaczynało jej na nim naprawdę zależeć.

– Więc to oficjalne? – zapytałam, próbując wyciągnąć więcej szczegółów. – Jesteście... parą?

Maddie pokiwała głową, jakby wciąż nie do końca wierzyła w to, co się stało.

– Myślę, że tak – przyznała w końcu. – Nie było żadnego wielkiego momentu, żadnych deklaracji. Ale teraz, kiedy o tym myślę, to... tak, jesteśmy razem. I wiesz co? Nie spodziewałam się tego po sobie, ale... to mi się podoba.

Słysząc te słowa, uśmiechnęłam się szeroko. Widziałam, że Maddie, choć zawsze była osobą, która unikała zobowiązań, teraz wyglądała na szczęśliwą, choć pewnie by się do tego nie przyznała wprost.

– Cieszę się – powiedziałam szczerze. – Jake to dobry facet, chociaż nigdy bym nie pomyślała, że wy dwoje... no wiesz.

Maddie przewróciła oczami, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy.

– Nie mów tego za głośno – zażartowała. – Jeszcze ktoś pomyśli, że się zmieniam w jakąś romantyczkę.

Roześmiałyśmy się obie, a ja nie mogłam powstrzymać tego ciepłego uczucia, które wypełniło moją klatkę piersiową. Maddie, zawsze nieprzewidywalna, wreszcie pozwoliła sobie na coś, co było dla niej nowe i nieznane. Może w końcu znalazła kogoś, kto ją zrozumiał tak, jak ona tego potrzebowała.

– A tak właściwie – zaczęła, uśmiechając się lekko, choć jej ton był bardziej poważny – jak ty się czujesz? No wiesz... Cały czas przebywasz w towarzystwie Luke'a,

To pytanie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba, mimo że wiedziałam, że w końcu musi paść. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a moje serce zaczyna przyspieszać. Uniosłam drinka do ust, żeby zyskać chwilę, ale wiedziałam, że nie mogę uniknąć odpowiedzi. Maddie patrzyła na mnie z zainteresowaniem, ale i z troską, a ja czułam, że muszę coś powiedzieć, chociaż każda możliwa odpowiedź wydawała się kłamstwem.

Wzięłam głęboki oddech, czując, jak moje palce zaciskają się mocniej na szklance. Jak miałam jej powiedzieć, że tak naprawdę znowu jesteśmy razem? Że od kilku tygodni ukrywam przed nią coś, co powinno być powiedziane już dawno? Przecież Maddie była moją najlepszą przyjaciółką, a ja kłamałam jej w twarz.

– To... skomplikowane – powiedziałam, starając się, by mój głos zabrzmiał pewnie, choć w środku czułam się jak ktoś, kto zaraz zostanie przyłapany na gorącym uczynku. – Wiesz, to nie jest łatwe, ale jakoś daję sobie radę.

Maddie uniosła brew, a jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej przenikliwe. Znała mnie zbyt dobrze, żeby nie wyczuć, że coś jest nie tak.

– Serio? – zapytała powoli, jakby chciała dać mi szansę, bym powiedziała więcej. – Ana, nie musisz udawać, że wszystko jest w porządku. Wiem, że to musi być dla ciebie trudne, zwłaszcza że... no wiesz, to Luke.

Jej słowa były jak ostrze, które wbijało się coraz głębiej. Zaczęłam się czuć coraz bardziej nieswojo. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, powiedzieć coś, zanim zacznie dociekać jeszcze bardziej, ale czułam, jak moje myśli wirują bez kontroli. Kłamstwa, które powtarzałam sobie, nagle wydawały się kruszyć, a ja nie miałam pojęcia, jak to naprawić.

– Maddie... – zaczęłam, czując, jak mój głos lekko się załamuje. – Muszę ci coś powiedzieć... – urwałam, niepewna, jak kontynuować.

Spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale w jej oczach pojawiło się coś jeszcze – podejrzenie, że coś ukrywam.

– Co się stało? – zapytała cicho.

Zerknęłam na nią, czując, że nie mogę dłużej tego ukrywać, ale jednocześnie czułam ciężar całej tej sytuacji. Jak miałam jej powiedzieć, że tak naprawdę jesteśmy razem? Że nie tylko pracujemy razem, ale że wróciliśmy do siebie?

– Maddie, ja... – zająknęłam się, szukając słów, które mogłyby to wyjaśnić. – Prawda jest taka, że... wróciliśmy do siebie.

Jej oczy rozszerzyły się z szoku. Na moment wydawało się, że nie wie, co powiedzieć. Stałyśmy tam, w tłumie elegancko ubranych ludzi, a ja czułam, że cały świat zatrzymał się na tej jednej chwili.

– Co? – wydusiła w końcu, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. – Dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?

Nie mogłam uniknąć tego pytania. Ukrywałam to przed nią, bo bałam się jej reakcji, ale teraz... nie miałam wyjścia.

– Nie wiedziałam, jak ci to powiedzieć – przyznałam cicho. – To wszystko było takie skomplikowane, a ja... po prostu nie byłam gotowa.

Maddie przez chwilę milczała, patrząc na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja czułam, jak napięcie w powietrzu rośnie. Każda sekunda ciszy wydawała się rozciągać w nieskończoność, a ja byłam gotowa na to, że w końcu wybuchnie. Ale zamiast tego, zobaczyłam, jak jej twarz zaczyna mięknąć, choć wciąż była wyraźnie zaskoczona.

– Ana... – zaczęła, jej głos był cichy, ale wypełniony emocjami. – Nie mogę uwierzyć, że ukrywałaś to przede mną.

– Przepraszam – odpowiedziałam, czując, jak fala poczucia winy zaczyna mnie przytłaczać. – To nie tak, że nie chciałam ci powiedzieć. Po prostu... wszystko stało się tak nagle, i ja... nie byłam pewna, jak na to zareagujesz.

Maddie wzięła głęboki oddech, odwracając na chwilę wzrok, jakby próbowała zebrać myśli. Jej dłonie, które wcześniej pewnie trzymały drinka, teraz drżały lekko, co wyraźnie pokazywało, jak bardzo ta informacja ją zaskoczyła.

– Ana, przecież ja jestem twoją najlepszą przyjaciółką – powiedziała cicho, a jej głos zdradzał zarówno rozczarowanie, jak i troskę. – Zawsze mogłaś na mnie liczyć, nawet w najgorszych chwilach. Dlaczego myślałaś, że ja... tego nie zrozumiem?

Zacisnęłam palce na krawędzi szklanki, czując, jak w gardle formuje się supeł. Wiedziałam, że Maddie ma rację, i właśnie to sprawiało, że to wszystko było tak trudne. Miałam jej powiedzieć wcześniej, ale bałam się jej reakcji. Nie byłam pewna, czy zrozumie, dlaczego wróciłam do Luke'a, zwłaszcza po tym, jak wszystko się rozpadło.

– To nie tak, że nie ufałam ci – zaczęłam, szukając odpowiednich słów. – Po prostu... to było zbyt świeże. I ja sama nie wiedziałam, co z tym zrobić. Wszystko między mną a Luke'iem stało się tak szybko, i... nie byłam pewna, jak na to spojrzysz. Zwłaszcza że byłaś dość... krytyczna wobec niego, na początku.

Maddie spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłam, że zaczyna rozumieć. Widziałam, jak walczy z myślami, starając się poukładać wszystko w głowie.

– Tak, byłam krytyczna – przyznała po chwili, odstawiając drinka na stolik. – Ale to dlatego, że cię kocham i chciałam, żebyś była szczęśliwa. Widziałam, jak bardzo bolało cię to, co się wtedy wydarzyło i bałam się, że wracając do niego, znowu się sparzysz.

Jej słowa były jak uderzenie, ale wiedziałam, że mówi to z troski. Maddie zawsze była tą, która chroniła mnie, nawet kiedy sama o tym nie wiedziałam.

– Wiem, Maddie. Wiem, co o nim myślisz i rozumiem twoje obawy – powiedziałam, starając się mówić spokojnie. – Ale Luke... On naprawdę walczył o to, żebyśmy byli razem.

Maddie wzięła głęboki oddech, patrząc na mnie uważnie, jakby chciała wyczytać prawdę z mojej twarzy. Jej spojrzenie było pełne mieszanki emocji – troski, niepewności, ale i nadziei, że może rzeczywiście się myliła co do Luke'a.

– Naprawdę? – zapytała cicho, jej głos był łagodny, ale niepewny. – Jesteś pewna, że tym razem jest inaczej?

Pokiwałam głową, czując, że to moment, by powiedzieć wszystko.

– Tak, Maddie. Jest inaczej. Wiem, że trudno to zrozumieć, ale czuję, że teraz mamy szansę na coś prawdziwego.

Maddie przez chwilę milczała, a potem westchnęła cicho, patrząc w dal, jakby próbowała przetrawić wszystko, co usłyszała. Po chwili jej twarz złagodniała, a ona odwróciła się z powrotem do mnie.

– No cóż... jeśli to naprawdę cię uszczęśliwia, to ja... będę cię wspierać – powiedziała, jej głos ciepły, choć wciąż ostrożny. – Ale obiecaj mi jedno, Ana. Jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli choćby przez chwilę poczujesz się nieszczęśliwa, powiesz mi o tym.

Poczułam, jak moje oczy zaszkliły się od emocji. Maddie zawsze była dla mnie skałą, nawet w najtrudniejszych momentach. A teraz, mimo swojej niepewności wobec Luke'a, okazywała mi wsparcie, którego się nie spodziewałam.

– Obiecuję – wyszeptałam, ściskając jej dłonie. – Zawsze będę szczera.

Maddie uśmiechnęła się lekko, a jej uścisk na moich dłoniach był ciepły i pełen zrozumienia. Może nie była przekonana co do Luke'a, ale wiedziałam, że zrobi wszystko, by wspierać mnie, cokolwiek by się nie wydarzyło.

– No dobrze, Ana – powiedziała, zmieniając ton na bardziej wesoły. – To teraz, kiedy wyznania sekretów mamy już za nami, możemy wreszcie się zabawić?

Uśmiechnęłam się i uniosłam drinka w geście toastu. Stuknęłyśmy się kieliszkami i wypiłyśmy drinka do samego dna.

Zerknęłam w stronę wejścia i zobaczyłam, że cały zespół Four King's właśnie wchodzi do sali. Jake szedł na przodzie, uśmiechając się szeroko, pewny siebie, jakby ta impreza należała do niego. Miał w sobie tę lekkość, którą zawsze podziwiałam – jakby świat wokół niego tańczył w rytmie, który sam dyktował. Jego spojrzenie od razu skierowało się w stronę Maddie, która odwzajemniła uśmiech. Mogłam wręcz poczuć energię między nimi – coś nowego, coś, co jeszcze niedawno byłoby dla niej nie do pomyślenia. Jake i Maddie... nigdy bym nie pomyślała, że to zadziała, a jednak ich spojrzenia mówiły wszystko.

Zaraz za nim szedł Luke. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, mój oddech na moment zamarł. Jego uśmiech był delikatniejszy, bardziej subtelny, niemal ukryty. I tylko ja mogłam go odczytać. To była ta magia, którą mieliśmy tylko dla siebie. Tylko na chwilę, bo zaraz potem wrócił do swojej roli, tej, którą wszyscy znali – gwiazdy, lidera zespołu, człowieka, którego wszyscy chcieli mieć na zdjęciach. Ale w tej krótkiej wymianie spojrzeń było coś więcej – obietnica, że ten wieczór, mimo całego zamieszania, jest nasz.

Obiecaliśmy dać sobie jeszcze trochę czasu, zanim pozwolimy światu dowiedzieć się o nas. To była nasza tajemnica.

A jednak teraz, kiedy Maddie już wiedziała, poczułam dziwną ulgę. Ciężko było ukrywać to przed nią.

Zespół rozproszył się po sali, rozmawiając z gośćmi, rozdając uśmiechy, a ja poczułam, jak napięcie ze mnie opada. Byłam gotowa na wieczór pełen sukcesu, na celebrację pracy, którą włożyłam w tę imprezę, ale także na to, co miało się wydarzyć między nami – mną i Luke'iem, dziś wieczorem, kiedy w końcu wrócimy do hotelu i będziemy mogli, należycie poświętować nasz wspólny sukces.

Wibrowanie w torebce przywróciło mnie do rzeczywistości. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam wiadomość od Luke'a: „Przyjdź na górę. Drzwi na końcu korytarza."

Uśmiechnęłam się, czując, jak serce mi przyspiesza i nachyliłam się do Maddie.

– Muszę iść – szepnęłam, próbując ukryć ekscytację.

Maddie spojrzała na mnie tym swoim porozumiewawczym uśmiechem, którego nie dało się przeoczyć. Wiedziałam, że zrozumiała od razu, o co chodzi. Jej oczy błyszczały w sposób, który zdradzał, że wie gdzie chciałam teraz być.

Tylko skinęłam głową, a Maddie przewróciła oczami, ale na jej twarzy wciąż błądził uśmiech.

– Idź, idź – powiedziała z udawaną powagą, machając ręką.

Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów. Wspinając się na górę, czułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a w głowie przewijały się różne myśli. Co Luke wymyślił tym razem?

W korytarzu panowała cisza, która kontrastowała z gwarem dobiegającym z dołu. Z każdym krokiem moje podniecenie rosło.

Kiedy dotarłam na miejsce, drzwi na końcu korytarza były lekko uchylone. Weszłam do środka i od razu uderzyła mnie elegancja wnętrza – była to męska toaleta, ale nie taka zwyczajna, jaką można by sobie wyobrazić. Marmur lśnił pod delikatnym, chłodnym światłem, a ciemne, eleganckie barwy nadawały miejscu wyjątkowego klimatu. Była tutaj cisza, przerywana jedynie delikatnym echem dźwięków dobiegających z sali poniżej.

Luke stał przy umywalkach, jego postać była oświetlona w sposób, który podkreślał każdy detal jego sylwetki. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy rozbłysły intensywnym blaskiem. Nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek, podszedł do mnie szybkim krokiem i objął mnie w talii, przyciągając mocno do siebie. Nim zdążyłam zareagować, poczułam jego usta na swoich – pocałunek był intensywny, pełen emocji, które ledwo mieściły się w tej jednej chwili.

– Odkąd zobaczyłem cię na tym czerwonym dywanie – powiedział cicho między pocałunkami – miałem ochotę to zrobić.

Jego słowa były ciepłym szeptem przy moich ustach, ale poczułam, jak cała ta intensywność momentu mnie przytłacza.

Odsunęłam się lekko, próbując złapać oddech, jednocześnie czując, jak moje serce wali mi w piersi.

– Luke... – zaczęłam niepewnie, patrząc mu w oczy. – Jesteś pewien, że nikt nas tutaj nie znajdzie?

Uśmiechnął się lekko, jego oczy błyszczały z rozbawieniem, jakby przewidział to pytanie.

– To toaleta tylko dla organizatorów imprezy – powiedział, trzymając mnie pewnie w talii. – Goście mają swoją na dole. Jesteśmy tu sami, uwierz mi.

Jego pewność siebie mnie uspokoiła, a zarazem rozbudziła w moich żyłach coś więcej. Gdy chwycił moje dłonie, przyciągnął mnie bliżej, nie dając mi żadnej szansy na opór. Jego palce mocno ścisnęły moje, a potem gwałtownym ruchem obrócił mnie i delikatnie popchnął, aż poczułam zimną powierzchnię ściany za sobą. Jego ciało natychmiast znalazło się przy moim, a ciepło, które biło od niego, kontrastowało z chłodem marmuru za moimi plecami.

Przycisnął mnie mocniej, a nasze usta ponownie się spotkały – tym razem intensywniej, bardziej zachłannie. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, przemykając po moich biodrach, ramionach, aż w końcu zsunęły się niżej i lekko uniosły materiał mojej sukienki, odkrywając skrawek mojej skóry. Czułam, jak świat wokół nas przestaje istnieć – byliśmy tylko my, nasze oddechy, ciche szepty i dźwięki pocałunków.

Zamknęłam oczy, oddając się chwili, czując, jak jego dotyk i jego bliskość stają się wszystkim, czego potrzebowałam w tym momencie.

Luke mnie całował, jego ręce obejmowały moje ciało, a ja przylgnęłam mocniej do zimnej, marmurowej ściany, jakbym sama chciała zatrzymać mnie w tej chwili na zawsze.

Nasze oddechy były coraz bardziej niespokojne, jakby świat wokół nas przestał istnieć.

Nagle, w ciszy przerywanej jedynie dźwiękami pocałunków, usłyszałam cichy dźwięk otwierającej się kabiny. Zamarłam.

Drzwi kabiny uchyliły się szerzej, a zza nich wyszedł... Nathaniel.

Całe moje ciało zesztywniało. Odepchnęłam Luke'a tak gwałtownie, że niemal stracił równowagę. Nerwowo poprawiłam sukienkę, czując, jak moje ręce drżą. Ale wiedziałam, że to na nic – Nathaniel widział wszystko. Jego spojrzenie było pełne wściekłości, ale ten jego szyderczy uśmiech, pełen satysfakcji, mówił mi więcej niż słowa. Wszystko słyszał, a nasz sekret wyszedł na jaw.

– No, no, no... – zaczął Nathaniel, krzyżując ręce na piersi. – Mała, słodka i niewinna Anastasia i sam Luke Harrison.

Próbowałam coś powiedzieć, cokolwiek, ale moje gardło zacisnęło się ze strachu. Nie mogłam zebrać myśli. Jakie słowa mogłyby mnie uratować w tej sytuacji?

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, do łazienki wbiegł Jake, niemal wyważając drzwi.

– Luke, musisz natychmiast iść za mną – powiedział, łapiąc oddech. – Musisz być na dole, teraz.

Luke spojrzał na Jake'a, a potem przeniósł wzrok na mnie i na Nathaniela. Czułam, jak jego uścisk na mojej dłoni staje się mocniejszy, jakby nie chciał mnie zostawić samej.

– Ana, chodź – powiedział cicho, patrząc na mnie z troską. Wiedział, co się właśnie stało i widział, że jestem przerażona.

– Idź – wyszeptałam, próbując opanować drżenie w głosie. – Wszystko w porządku.

Luke przez chwilę nie ruszał się z miejsca. Jego wzrok nie opuszczał Nathaniela, a w jego oczach widziałam wściekłość, gotowość do konfrontacji. Ale Jake złapał go za ramię.

– Luke, chodź – ponaglił go.

Luke ostatecznie puścił moją dłoń, choć niechętnie. Przy wyjściu jeszcze raz spojrzał na mnie, upewniając się, że dam radę. Wyszedł, a ja zostałam sama z Nathaniellem.

– Romans z klientem? – Nathaniel przerwał ciszę, a jego głos był lodowaty, ale jednocześnie pełen triumfu. – Jesteś zwolniona, Anastasio. Romans z klientem to złamanie regulaminu naszej agencji. Jutro możesz przyjść po swoje wypowiedzenie. Podpiszę je jeszcze dziś i to z wielką radością.

Te słowa uderzyły mnie jak cios. Mój żołądek zacisnął się boleśnie, jakbym właśnie dostała kopniaka.

Nathaniel dopiął swego – wiedziałam, że tylko czekał na moment, by się mnie pozbyć.

Mój umysł pracował na pełnych obrotach, próbując znaleźć wyjście, jakieś rozwiązanie. Nie mogłam pozwolić, by wszystko się tak skończyło.

– Proszę... – zaczęłam, czując, jak głos mi drży. – Daj mi chociaż dokończyć ten projekt. Został jeszcze tylko koncert na stadionie. To będzie ogromne wydarzenie, Nathaniel, wiesz o tym. Pozwól mi dokończyć to zlecenie.

Nathaniel przyglądał mi się z wyraźną satysfakcją, jak drapieżnik obserwujący swoją ofiarę.

– Decyzja została podjęta, Anastasio – odpowiedział chłodno, krzyżując ponownie ręce na piersi. – Nie ma już o czym dyskutować.

Zacisnęłam dłonie w pięści, wiedząc, że nie ma sensu dalej walczyć. Zawsze wiedziałam, że nadejdzie ten moment. Nathaniel szukał powodu, by się mnie pozbyć, a ja podałam mu go na tacy.

Nie mogłam powiedzieć nic więcej. Nathaniel nie zamierzał zmienić zdania, więc nie było sensu dalej dyskutować.

Opuściłam głowę, starając się ukryć łzy, które zaczęły zbierać się pod moimi powiekami i odwróciłam się, by wyjść z toalety.

Każdy krok był ciężki, jakby podłoga ciągnęła mnie w dół, a powietrze w korytarzu stało się nagle ciężkie i duszne.

Zbiegłam po schodach, ledwo czując swoje nogi. Mój umysł był zamglony, chaotyczny. Wszystko we mnie krzyczało, by uciec, by jak najszybciej chociaż wyjść na świeże powietrze.

Gdy zbliżałam się do drzwi wyjściowych, gotowa złapać głęboki oddech na zewnątrz, nagle zatrzymałam się w pół kroku.

Przez drzwi wejściowe właśnie weszła Sophie, uśmiechając się z triumfem.

Mój żołądek momentalnie ścisnął się w ciasny węzeł. Nienawidziłam tej kobiety. Była manipulantką, wykorzystywała każdego, kogo spotkała, dla własnych korzyści. A teraz, ku mojemu największemu przerażeniu, trzymała pod ramię... Williama.

To nie mogło być prawdziwe. To musiał być jakiś chory koszmar, z którego nie mogłam się obudzić.

William. Mój były narzeczony, człowiek, który zniszczył mnie na tak wiele sposobów, teraz stał przede mną, z zadowoleniem malującym się na twarzy.

Moje ciało zamarło, jakby świat wokół mnie się zatrzymał. Patrzyłam na niego, a wspomnienia wracały – bolesne, przerażające, duszące. To, co mi zrobił... wszystko wróciło do mnie z siłą, której nie byłam w stanie powstrzymać.

Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy, a serce zaczyna bić coraz szybciej, jakby próbowało wyrwać się z mojej piersi.

William spojrzał na mnie, a na jego twarzy pojawił się wyraz czystej satysfakcji. Wiedział, że jego obecność mnie zniszczy, że sprawi, że wszystkie rany, które z takim trudem próbowałam zaleczyć, otworzą się na nowo.

Sophie, uśmiechając się szeroko, ścisnęła jego ramię, jakby to była ich własna, chora gra.

– Cześć, Ana – powiedziała z kpiną w głosie, patrząc na mnie, jakby czekała, aż w końcu się złamię.

Nie mogłam złapać oddechu. Wszystko w moim świecie, który z takim trudem próbowałam zbudować, zaczynało się sypać.

William zrobił krok w moją stronę, a Sophie puściła jego ramię, odsuwając się na bok z triumfalnym uśmiechem, który sprawił, że poczułam, jak żołądek zaciska mi się jeszcze bardziej.

Zatrzymałam się w miejscu, sparaliżowana, jakbym była uwięziona w jakimś koszmarze, z którego nie mogłam się obudzić. Moje serce biło tak szybko, że czułam, jak pulsuje mi w skroniach.

William podszedł bliżej, a jego oczy, które kiedyś znałam tak dobrze, były pełne czegoś, czego nie potrafiłam od razu odczytać. Moje ciało krzyczało, żeby uciekać, ale nogi nie chciały mnie słuchać.

– Ano... – zaczął, a jego głos był miękki i niemal błagalny.

Ale zanim zdążył powiedzieć więcej, wściekłość we mnie wybuchła. Wszystko, co trzymałam w sobie przez te miesiące, wylało się jak lawa. Pchnęłam go z całej siły, odpychając go ode mnie, a moje ręce drżały z emocji.

– Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknęłam, a moje słowa odbijały się echem od ścian. – Co ty tutaj robisz, William?! Co masz mi takiego do powiedzenia, po tym wszystkim, co zrobiłeś?!

William odsunął się o krok i uniósł ręce w obronnym geście. Był spokojny, za spokojny, jakby naprawdę wierzył, że to, co zrobił, da się wytłumaczyć.

Na szczęście, wokół nas nie było nikogo. Wszyscy goście zebrali się w drugim pomieszczeniu, co dało nam moment prywatności, choć wydawało się, że cała ta rozmowa była jeszcze bardziej intensywna przez ciszę, która nas otaczała.

Sophie tylko się uśmiechała, obserwując tę scenę z boku, jak widz w teatrze, a ja ledwo mogłam powstrzymać chęć, by jej coś powiedzieć, ale William paraliżował mnie swoją obecnością.

Zamiast odpowiedzieć natychmiast, spuścił wzrok, jakby był faktycznie skruszony.

– Przyszedłem, żeby porozmawiać – powiedział cicho, jakby chciał, żeby te słowa mnie uspokoiły. – Przyszedłem cię przeprosić, Ann. Naprawdę. Zmieniłem się. Przemyślałem wszystko przez te miesiące. Zrozumiałem, jak bardzo cię skrzywdziłem i wiem, że nie zasługuję na drugą szansę, ale musisz wiedzieć, że ja... ja cię potrzebuję.

Te słowa sprawiły, że cała wściekłość, którą tłumiłam przez miesiące, wybuchła we mnie na nowo. Poczułam, jak moje ciało zaczyna drżeć, a krew gotować się we mnie od gniewu.

– Zmieniłeś się?! – krzyknęłam, ledwo powstrzymując łzy, które napływały mi do oczu. – William, ty zniszczyłeś moje życie! A teraz wracasz tutaj i mówisz, że się zmieniłeś? Że mnie potrzebujesz? Jak śmiesz!

– Wiem, że cię skrzywdziłem – powiedział, a jego głos był miękki, niemal błagalny. – Wiem, że nie jestem godny, żeby tu być, ale przemyślałem wszystko. Nie mogę bez ciebie żyć, Anastasio. Chce wszystko naprawić.

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jak mógł to mówić? Jak mógł myśleć, że wszystko, co zrobił, mogło zostać wymazane?

– Naprawić?! – warknęłam, czując, jak moje ciało zaczyna drżeć od emocji. – Nie da się tego naprawić, William! Manipulowałeś mną, kontrolowałeś każdy aspekt mojego życia! Sprawiłeś, że czułam się nic niewarta! A teraz myślisz, że jedno „przepraszam" to wszystko zmieni? Że ot tak wrócę do ciebie?

– Ana, proszę, daj mi szansę – kontynuował, jego głos stawał się coraz bardziej błagalny. – Nie mogę bez ciebie żyć.

W tej chwili poczułam, że całe moje ciało się buntuje, serce wali jak szalone, a umysł krzyczy: „Uciekaj!"

– Nie możesz żyć beze mnie? – zaśmiałam się gorzko, niemal histerycznie. – Ja nauczyłam się żyć bez ciebie. I to była najlepsza decyzja, jaką kiedykolwiek podjęłam.

Czułam, jak serce wali mi w piersi, a moje ręce drżały z wściekłości. William stał przede mną z błagalnym spojrzeniem, ale nie mogłam już dłużej z nim rozmawiać. Każda chwila spędzona w jego obecności przypominała mi o bólu, który przeszedł przez moje życie jak huragan, niszcząc wszystko, co było dla mnie ważne.

Odwróciłam się od niego gwałtownie, ignorując jego desperackie próby dalszego tłumaczenia. To nie miało sensu. Nigdy nie będę w stanie wybaczyć mu tego, co mi zrobił.

Gdy się odwróciłam, moje spojrzenie natychmiast padło na Sophie, która wciąż stała z boku, przyglądając się całej scenie. Jej usta rozciągnęły się w szyderczym uśmiechu, a jej oczy błyszczały satysfakcją. Wiedziałam, że to ona za tym stoi. Jakimś cudem dowiedziała się o Williamie i ściągnęła go tutaj, tylko po to, żeby mnie upokorzyć. Żeby mnie zniszczyć.

Nie mogłam tego tak zostawić.

Podbiegłam do niej, a wściekłość we mnie wrzała jak lawa. Sophie nawet nie drgnęła, widząc, że się zbliżam. Wciąż miała ten sam, zadowolony uśmiech, który jeszcze bardziej mnie rozwścieczył.

– Ty! – krzyknęłam, a mój głos odbijał się echem po pustym korytarzu. – Zrobiłaś to specjalnie, prawda?! Ściągnęłaś go tutaj, bo wiedziałaś, co to dla mnie znaczy! Wiedziałaś, co mi zrobił i postanowiłaś wykorzystać to, żeby mnie zranić!

Sophie spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami, jakby była zdziwiona moim wybuchem, choć wiedziałam, że czekała na tę chwilę. Oparła ręce na biodrach, a jej szyderczy uśmiech ani na moment nie zniknął z twarzy.

– Nie wiem, o czym mówisz, Ano – powiedziała chłodno, a jej głos był pełen fałszywej niewinności. – Przecież nie zmusiłam Williama, żeby tu przyszedł. Sam chciał się z tobą spotkać. A ja tylko dałam mu szansę.

Jej słowa były jak kolejne ciosy. Wiedziałam, że mówi to specjalnie, że chce mnie jeszcze bardziej zranić. Ale nie mogłam pozwolić, żeby przejęła nade mną kontrolę. Była manipulatorką, a ja nie mogłam jej się poddać.

– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! – krzyknęłam, czując, jak moje ciało zaczyna drżeć od gniewu. – Ściągnęłaś go tutaj, bo chcesz się mnie pozbyć. Od początku mnie nie lubiłaś. To wszystko jest częścią twojego planu, prawda? Zawsze chciałaś mnie zniszczyć!

Sophie zaśmiała się cicho, ale w jej śmiechu nie było ani odrobiny ciepła. Był to zimny, wyrachowany śmiech, który świadczył o tym, jak bardzo cieszyło ją moje cierpienie.

– Zniszczyć cię? – zapytała, jej ton przesycony kpiną. – Kochana, nie muszę cię niszczyć. Ty sama robisz to znakomicie. Romans z Luke'em, ukrywanie tego przed wszystkimi... To tylko kwestia czasu, aż sama sobie zrujnujesz życie. Ja tylko trochę przyspieszyłam ten proces.

Czułam, jak moje ręce zaciskają się w pięści, ale wiedziałam, że nie mogę dać się sprowokować. Sophie była podstępna, ale ja nie zamierzałam jej pozwolić na zniszczenie mnie i Luke, i tego co było między nami.

– Nienawidziłaś mnie od samego początku – powiedziałam zimno, próbując opanować drżenie w moim głosie. – A teraz, kiedy mam coś, czego ty nigdy nie będziesz miała, postanowiłaś zrobić wszystko, żeby mnie z tego świata wyrzucić. Ale wiesz co, Sophie? Zawsze byłam od ciebie lepsza.

Sophie podeszła bliżej, a jej uśmiech stawał się coraz bardziej triumfalny.

– Och, Ana – powiedziała z fałszywą litością w głosie. – Jesteś taka naiwna. Myślisz, że możesz się utrzymać w tym świecie, że Luke cię uratuje, ale to wszystko się rozpadnie. Twój związek, twoja kariera, wszystko. I wiesz co? Będę przy tobie, żeby patrzeć na twój koniec z ogromną satysfakcją.

Patrzyłam na nią, a moje serce waliło jak nigdy wcześniej, w środku czułam narastającą furię, ale wiedziałam, że nie mogę tego kontynuować. Sophie była przebiegła a ja nie mogłam pozwolić, by przejęła kontrolę nad moimi emocjami.

Odwróciłam się od niej, czując, jak moje ciało drży z wściekłości i ruszyłam w stronę wyjścia. Musiałam jak najszybciej opuścić to miejsce, zanim zrobiłabym coś, czego bym żałowała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro