Rozdział 32
Piątek zaczął się jak każdy inny dzień, ale nie dało się nie wyczuć w powietrzu pewnego napięcia. Jakby cały świat wstrzymywał oddech, czekając na coś wielkiego.
Dzień premiery płyty miał być momentem kulminacyjnym dla Luke'a i jego zespołu, ale również dla mnie... był to też mój dzień.
Miałam wrażenie, że byłam częścią czegoś większego niż tylko pracy nad projektem. To uczucie nie opuszczało mnie od czasu kiedy zwiastun teledysku ujrzał światło dzienne i wywołał burzę emocji wśród fanów.
Tydzień temu, w czwartkowe popołudnie, świat po raz pierwszy zobaczył zwiastun teledysku. Zwiastun, który stworzyłam z ujęć kręconych własną ręką, łącząc w nim najpiękniejsze i najbardziej poruszające chwile z planu.
Krótkie spojrzenia, momenty ukryte między scenami, subtelne gesty. Choć zwiastun był tylko przedsmakiem tego, co miało nadejść, reakcje przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Fani byli zachwyceni, pisali, że czują magię, która przenikała każdą sekundę i że nie mogą doczekać się całego teledysku.
Ale prawdziwa magia wydarzyła się w piątek, kiedy teledysk w pełni ujrzał światło dzienne. Luke, zainspirowany naszą historią, napisał scenariusz do tego utworu i włożył w to całe swoje serce, które ludzie w końcu mogli zobaczyć na ekranie.
Każda scena, każde ujęcie zdawało się opowiadać nasze wspólne chwile, choć na ekranie obok niego była inna kobieta. Chemia między Luke'iem a modelką była tak naturalna, tak prawdziwa, że gdy na nią patrzyłam, miałam wrażenie, jakbym oglądała nas. Jakby wszystkie te ukradkowe spojrzenia, delikatne muśnięcia dłoni i ciche szepty, które kiedyś należały do nas, teraz żyły w tym teledysku.
Fani byli w zachwycie, pisali o emocjach, które w nich wywołały te sceny – szczególnie te nocne ujęcia na plaży, gdzie chłopcy, rozbawieni i beztroscy, zanurzali się w chłodnej wodzie pod osłoną gwiazd. Ale to romantyczne momenty między Luke'em a modelką poruszały ich serca najbardziej.
Teledysk w pełni oddał to, co kiedyś mieliśmy – naszą namiętność, wzajemne zrozumienie, to nieuchwytne coś, co trudno opisać, ale łatwo poczuć.
Siedząc w ciszy i przeglądając komentarze, poczułam, jak narasta we mnie mieszanka emocji – duma, tęsknota, może odrobina żalu. Wiedziałam, że brałam udział w czymś pięknym, choć sama stworzyłam jedynie zwiastun.
Jednak to, co naprawdę było kluczowe, to fakt, że w każdej sekundzie tego teledysku czułam nas..
Ludzie pisali, jak tekst piosenki trafiał w ich najskrytsze emocje, otwierając przed nimi drzwi do ich własnych wspomnień, do bólu i tęsknoty. Pokochali prawie tak samo jak ja piosenkę i teledysk do niej.
I wcale im się nie dziwiłam.
"Daisy" nie była zwykłym komercyjnym singlem, jakich wiele przewija się w radiowych playlistach. Była czymś więcej – intymnym wyznaniem, które nie potrzebowało wielkich gestów, by poruszyć.
Każdy wers, każde słowo wydawało się przepojone emocjami tak głębokimi, że zdawały się płynąć prosto z ran, które wciąż się nie zagoiły. Każde słowo w tej piosence, wydawało się napisane krwią, bólem i cierpieniem, ale także miłością i nadzieją. To było jak krzyk, nie cichy szept, lecz bolesne wołanie kogoś, kto jednocześnie cierpi i kocha.
Wersy pulsowały ciężarem bólu i tęsknoty, jakby zostały napisane w najciemniejszych godzinach nocy, gdy serce pęka, ale wciąż nie potrafi się poddać. Każde zdanie niosło w sobie ślad cierpienia, jakby Luke przelał na papier całą swoją gorycz straty, całą walkę, by zrozumieć, dlaczego miłość może być tak trudna, a jednocześnie tak piękna. Ale pod tym wszystkim było też coś więcej – nadzieja, niemal niewidoczna, jak delikatne światło na horyzoncie, które nie pozwalało zgasnąć.
"Daisy" była nie tylko opowieścią o przeszłości, była również listem do przyszłości – do tego, co jeszcze mogło nadejść. A ja w każdej nucie, w każdym wersecie czułam naszą historię.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam ten utwór, łzy napłynęły mi do oczu, zanim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje. Melodia przenikała mnie głęboko, wibrując w sercu, jakby każda nuta była stworzona po to, by znaleźć tam swoje miejsce i pozostać na zawsze. Każdy dźwięk zdawał się oddychać bólem, który niósł w sobie, ale jednocześnie pulsował nadzieją – tak delikatną i kruchą, że trudno było ją uchwycić, a jednak nie sposób jej zignorować.
To nie była tylko piosenka. To było coś więcej – opowieść spleciona z cierpienia i miłości, której każdy słuchacz mógł dotknąć, choć nie do końca zrozumieć. Ale ja rozumiałam to aż za dobrze.
A dziś miała wyjść cała płyta zespołu. Kolekcja utworów, które Luke i chłopcy tworzyli przez ostatnie miesiące, zamknięta w jednym albumie.
Było w tym coś przejmującego, jakby ten dzień miał oznaczać coś więcej niż tylko premierę ich dzieła. To był moment, w którym cały świat miał poznać ich najskrytsze myśli i emocje, a każdy wers był jak odłamek ich serc.
Czułam, że to dla fanów będzie nie tylko podróż przez dźwięki, ale także najintymniejsza podróż przez nasze wspomnienia, uczucia, wszystko, co kiedyś było tylko między nami.
I chociaż Luke nigdy nie powiedział tego wprost, wiedziałam, że wiele z tych piosenek niesie ze sobą echo naszej historii.
Wytwórnia organizowała z tej okazji przyjęcie w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w Los Angeles. To miało być wydarzenie, o którym wszyscy będą mówić – pełne blichtru, migających fleszy i tłumu dziennikarzy, gotowych wychwycić każdą emocję, każde spojrzenie. Wiedziałam, że ta noc będzie wyjątkowa, że będzie świętem nie tylko dla zespołu, ale też dla całej branży. Ale zamiast ekscytacji, czułam w sobie dziwny, nieokreślony niepokój.
Może to było przeczucie, a może świadomość, że w tej atmosferze sztucznego blasku coś we mnie wciąż nie pozwalało na pełne świętowanie. Ta noc miała być ich – Luke'a, chłopaków, wszystkich, którzy pracowali nad tą płytą. A ja... Czułam, że będę stała w cieniu tej chwili.
A może ogarniał mnie niepokój, tylko dlatego, że zdałam sobie sprawę, że nie mam odpowiedniej sukienki na takie wydarzenie.
A może ogarniał mnie niepokój tylko dlatego, że nagle uświadomiłam sobie coś zupełnie banalnego – nadal nie miałam odpowiedniej sukienki na tak wielkie wydarzenie.
W świecie pełnym fleszy i błysku, gdzie każdy szczegół ma znaczenie, nie mogłam pojawić się w czymś zwyczajnym. Wszyscy będą przyglądać się, komentować, a ja nie mogłam pozwolić sobie na to, by czuć się nie na miejscu. Nie w tak ważnym dniu.
Może to była tylko wymówka, by odwrócić uwagę od głębszych emocji, ale teraz myśl o braku idealnej kreacji przytłaczała mnie równie mocno, co te wszystkie niewypowiedziane uczucia, które buzowały pod powierzchnią.
Wczoraj w pośpiechu, niemal mimochodem, wspomniałam o tym Luke'owi, choć spodziewałam się, że dla niego to będzie drobnostka. On tylko uśmiechnął się swoim charakterystycznym, pewnym siebie uśmiechem i rzucił: „Nie martw się, coś wymyślimy." Jakby to było takie proste. Jakby wszystko można było rozwiązać jednym uśmiechem, jednym gestem. A może dla niego rzeczywiście było? Dla mnie jednak myśl o tej sukience nadal tkwiła gdzieś z tyłu głowy, nie dając spokoju.
Mieliśmy spotkać się w hotelu przed imprezą, a w mojej głowie kołatała się jedna myśl – może Luke już znalazł rozwiązanie mojego problemu z sukienką. Jego pewny siebie uśmiech, którym odpowiedział na moje wczorajsze wątpliwości, nie dawał mi spokoju. „Nie martw się, coś wymyślimy," powiedział z taką beztroską, jakby dla niego to był najmniejszy problem na świecie. I nagle zaczęłam podejrzewać, że może Luke, już załatwił wszystko po cichu. Może zorganizował dla mnie suknię – idealną na dzisiejszy wieczór, elegancką i olśniewającą, coś, w czym poczuję się jak część tego wielkiego, lśniącego świata, do którego on należał.
To byłoby do niego podobne – działać w cieniu i zaskoczyć mnie w ostatniej chwili.
Miejsce, w którym mieliśmy się spotkać, było równie imponujące jak miejsce imprezy. Luke wynajął luksusowy pokój w jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli w mieście, a ja wiedziałam, że to nie była przypadkowa decyzja.
Po całym szumie związanym z premierą, po błysku fleszy, tłumie ludzi, mediach i głośnych rozmowach, planowaliśmy schronić się w tym pokoju, tylko we dwoje.
W miejscu, które na jeden wieczór, stałoby się naszą małą oazą.
Miałam nadzieję, że po tym intensywnym wieczorze znajdziemy tam spokój – chwilę, w której zrzucimy z siebie wszystkie maski i będziemy mogli świętować tylko my, bez presji i spojrzeń innych.
Ta myśl była jak cichy szept w tle, który towarzyszył mi przez cały dzień – świadomość, że cokolwiek się wydarzy, na koniec tej nocy będziemy mieli tylko siebie.
Sam pomysł na taką intymną ucieczkę dodawał mi energii. Jednak fakt, że Luke miał tajemniczy plan na moją sukienkę, sprawiał, że byłam nie tylko podekscytowana, ale i trochę zaintrygowana.
Co on mógł przygotować?
Zegar wskazywał już prawie dziesiątą, kiedy zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Słońce, które świeciło za oknem, odbijało się od szyb, rzucając ciepłe, złote światło na ściany mojego pokoju.
Spakowałam lekką torbę, wrzucając do niej kilka rzeczy na zmianę – tak na wszelki wypadek, choć miałam wrażenie, że dzisiaj nic nie przebiegnie zgodnie z planem.
Kiedy zamknęłam drzwi za sobą i wyszłam na ulicę, Los Angeles lśniło. Miasto tętniło życiem, jakby każdy czuł, że ten dzień będzie wyjątkowy, pełen emocji i nieoczekiwanych chwil.
Słońce, jasne i intensywne, rozlewało się po ulicach, podkreślając błysk szklanych wieżowców i ożywiając zieleń drzew, które rzucały długie cienie na chodniki.
Przechodnie mijali mnie pośpiesznie, zapatrzeni w swoje myśli, zatopieni w codzienności, ale dla mnie każda chwila tego dnia zdawała się nasycona czymś więcej. Może to była świadomość tego, co mnie czekało – spotkanie z Luke'iem, moment, który od kilku dni krążył w mojej głowie.
Kiedy dotarłam do hotelu, jego imponująca fasada lśniła w porannym świetle. Wielkie kolumny, marmurowe schody, a przede wszystkim delikatny zapach świeżych kwiatów, który unosił się w powietrzu, sprawiały, że czułam, jakbym wkraczała do innego świata. Wewnątrz hotelu panował chłodny spokój, kontrastujący z gorączkowym pulsem miasta. Każdy element – od perfekcyjnie wypolerowanych marmurowych podłóg po luksusowe żyrandole – emanujął elegancją i wyrafinowaniem, które zawsze nieco mnie onieśmielały.
Podchodząc do recepcji, poczułam delikatne napięcie. Może to przez to, co Luke przygotował, a może przez świadomość tego, jak wyjątkowy był ten dzień.
– Pokój na nazwisko Harrison? – zapytałam, próbując brzmieć pewnie, choć w środku czułam, jak moje serce zaczyna przyspieszać.
Recepcjonistka uśmiechnęła się z pełną gracją.
– Tak, oczywiście. Ostatnie piętro, apartament numer 1201 – odpowiedziała, wręczając mi kartę do pokoju.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę windy. W jej wnętrzu czułam, jak rosnąca ekscytacja miesza się z lekkim niepokojem.
To przecież tylko Luke – powtarzałam sobie w myślach. Ten sam Luke, z którym spędziłam niezliczone wieczory, śmiejąc się do rozpuku i dzieląc się najskrytszymi myślami.
A jednak coś się zmieniło. Nasza relacja, choć znajoma, nabrała nowej, świeżej energii, której brakowało mi przez ostatnie miesiące. Może to dlatego moje serce biło teraz szybciej, a dłonie delikatnie się pociły, jakbym szła na pierwszą randkę, nie mogąc przewidzieć, co się wydarzy.
Kiedy drzwi windy otworzyły się na ostatnim piętrze, poczułam, jak napięcie we mnie narasta.
Przede mną rozciągał się korytarz wyłożony grubym, miękkim dywanem, a jego cisza zdawała się niemal namacalna.
Gdy dotarłam do drzwi apartamentu, przyłożyłam kartę do czytnika, a serce zabiło mi mocniej. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast.
Luke już na mnie czekał. Stał w progu, ubrany w ciemną koszulę, która idealnie podkreślała jego sylwetkę. Jego twarz oświetlało poranne słońce, a w oczach dostrzegłam coś tajemniczego, nieuchwytnego, jakby przygotował dla mnie niespodziankę, której jeszcze nie byłam w stanie pojąć.
– Spóźniłaś się – rzucił z uśmiechem, a jego głos brzmiał lekko, ale miał w sobie coś więcej, coś, co sprawiało, że dreszcz przebiegł mi po plecach. Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, przyciągnął mnie do siebie, oplatając ramieniem moją talię.
Jego pocałunek był nagły i intensywny. W jednej chwili zapomniałam o wszystkim – o niepokoju, o sukience, nawet o premierze, która miała być najważniejszym wydarzeniem tego dnia. Liczył się tylko ten moment.
Jego usta były ciepłe, pełne emocji, które nie musiały być wypowiedziane. W jego objęciach czułam się bezpieczna, jakby cały świat poza nami przestał istnieć.
Kiedy w końcu oderwał się ode mnie, w jego oczach wciąż widziałam to samo ciepło, tę samą intensywność, która sprawiała, że moje serce biło mocniej.
– Chodź, muszę ci coś pokazać – powiedział, chwytając mnie za rękę. Jego palce były ciepłe, a jego dotyk pewny, jakby już wiedział, że to, co przygotował, zaskoczy mnie bardziej, niż mogłam przypuszczać. Prowadził mnie w głąb apartamentu, a każdy krok wzbudzał we mnie rosnącą ciekawość.
Kiedy tylko weszłam w głąb apartamentu, poczułam, jak ciepłe, poranne światło wita mnie swoim blaskiem. Przenikało przez panoramiczne okna, zalewając wnętrze złocistą poświatą.
Pokój był przestronny, z wysokimi sufitami i eleganckimi, nowoczesnymi meblami. W kącie, tuż przy oknie, stał wygodny fotel obity miękkim materiałem, a na niskim stoliku spoczywała wazon z kwiatami – delikatnymi, białymi różami, które wydawały się ożywać w świetle dnia. Cała scena miała w sobie coś bajkowego, niemal nierzeczywistego.
Ale to, co przyciągnęło moją uwagę, to wieszak stojący przy ogromnym oknie. Wisiały na nim suknie – nie jedna, nie dwie, ale kilkanaście. Każda z nich była perfekcyjna, jak dzieło sztuki – jedwab, koronka, satyna, wszystkie lśniące w porannym słońcu, jakby były zaczarowane. Wyglądały, jakby miały własną duszę, jakby każda z nich miała opowiedzieć swoją unikalną historię.
Przystanęłam w pół kroku, z szeroko otwartymi oczami, próbując przetrawić to, co widzę. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dla mnie.
– Co to jest? – zapytałam, a mój głos ledwo drżał. Nie potrafiłam oderwać wzroku od sukienek, jakbym bała się, że jeśli spojrzę gdzie indziej, wszystko zniknie. A ja nie chciałam budzić się z tego snu.
Luke stał oparty o framugę drzwi, był tak pewny, tak spokojny, że czułam, jak i ja stopniowo zaczynam się uspokajać. Zawsze miał w sobie coś, co potrafiło rozwiać mój niepokój i sprawić, że świat wokół zwalniał.
– To dla ciebie – powiedział, a jego głos był ciepły, ale z nutą figlarności. Podszedł bliżej, a światło oświetliło jego twarz, uwydatniając błysk w jego oczach. – Wiedziałem, że będziesz się martwić o sukienkę na dzisiejszy wieczór, więc postanowiłem coś z tym zrobić. Są z najnowszej kolekcji mojego ulubionego projektanta. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś dla siebie.
Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na niego z niedowierzaniem. On zawsze wiedział, czego mi potrzeba, zanim ja sama to zrozumiałam. Zawsze wyprzedzał moje myśli o krok, a jego pewność siebie w takich momentach potrafiła zbić mnie z tropu. Jednak tym razem ten gest był tak niezwykły, tak poruszający, że przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. To nie była tylko kwestia sukienek – to, co zrobił, pokazało, że myślał o mnie, że zależało mu na tym, bym czuła się wyjątkowo, nie tylko w jego oczach, ale też w oczach innych.
– Luke... – zaczęłam, ale przerwałam, bo słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego podeszłam bliżej do wieszaka, a palce automatycznie powędrowały do jedwabnego materiału najbliższej sukienki. Była lekka, miękka, jak delikatna mgła opadająca na moją dłoń. – Jak mam teraz wybrać tylko jedną? – zapytałam cicho, przesuwając dłonią po kolejnych kreacjach, które zdawały się piękniejsze od poprzednich.
Luke podszedł bliżej, jego ciepła obecność wypełniła przestrzeń. Zawsze, gdy był obok, świat wokół mnie wydawał się mniej chaotyczny, bardziej klarowny. Delikatnie położył dłoń na moim ramieniu, a jego dotyk był czuły, ale zarazem pewny, jakby chciał mi przypomnieć, że jestem tu bezpieczna, że wszystko jest pod kontrolą.
– Wybierz tę, w której poczujesz się najbardziej sobą – powiedział, jego głos miękko rezonował w przestrzeni. – Chcę, żebyś dziś wieczorem lśniła. Nie dla mnie, ani dla innych, ale dla siebie.
Jego słowa uderzyły mnie głębiej, niż mogłabym przypuszczać. Spojrzałam na niego, widząc w jego oczach coś więcej niż tylko czułość. Tam było zrozumienie. Luke zawsze wiedział, co jest dla mnie ważne – nie wygląd, nie prestiż, ale to uczucie bycia pewną siebie, autentyczną, nawet w tym świecie pełnym pozorów i świateł reflektorów. Ten gest – cała ta staranność w doborze sukienek – była jego sposobem na to, bym poczuła się wyjątkowa.
Przeglądałam suknie, dotykając materiałów, wyobrażając sobie, jak każda z nich wygląda na mnie. Czułam, że każda z tych kreacji mogłaby opowiedzieć inną historię – historię pewności siebie, zmysłowości, elegancji. W końcu moje palce zatrzymały się na jednej sukience. Była z miękkiego, połyskującego jedwabiu w odcieniu ciepłego beżu, zdobiona delikatną, misterną koronką na ramionach i dekolcie. Suknia była elegancka, a jednocześnie subtelnie zmysłowa. Czułam, że to jest ta jedyna.
Kiedy przymierzyłam ją i spojrzałam w lustro, miałam wrażenie, że całe pomieszczenie zamarło. Suknia idealnie opływała moją sylwetkę, a jej delikatny połysk sprawiał, że wyglądała jak żyjący organizm – zmieniająca się w zależności od tego, jak poruszałam się w niej. Stałam przed lustrem, a słońce oświetlało mnie od tyłu, tworząc wokół mnie aureolę złocistego blasku.
Luke stał kilka kroków za mną, patrząc na mnie z czymś, co trudno było opisać. W jego oczach była duma, ale i coś więcej – zachwyt, jakby nie tylko sukienka była piękna, ale cała ta chwila, cała ta wspólna historia. Wiedziałam, że widzi mnie nie tylko w tej chwili, ale też przez pryzmat tego, co było między nami, co wciąż trwało, mimo wszystkich przeszkód.
– Wyglądasz... niesamowicie – powiedział w końcu, a jego głos był cichy, pełen emocji, które znałam tylko ja. – Ta suknia jest dokładnie taka jak ty: elegancka, piękna, ale pełna siły, której inni nie zawsze dostrzegają.
Zakręciłam się lekko, obserwując, jak materiał miękko faluje wokół mnie. Czułam się jak ktoś, kto mógłby stanąć naprzeciw całego świata i czuć się pewnie, gotowa na wszystko.
– Dziękuję – szepnęłam, odwracając się do niego, a nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. W tej ciszy było więcej niż w jakimkolwiek wyznaniu. Widziałam, jak jego troska i miłość przewijają się w każdym geście, w każdym dotyku. Czułam się kochana, w sposób, który nie wymagał wielkich słów, ale działań, które mówiły więcej niż cokolwiek innego.
Luke przyciągnął mnie delikatnie, jego ramiona obejmowały mnie z taką czułością, jakby bał się, że mogę zniknąć. Jego dotyk był jak ciepła melodia, delikatnie unosząca mnie w górę, jakby każda sekunda tej chwili była skradziona czasowi. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, czas zdawał się zwolnić, a cisza wokół nas wypełniła się czymś nieuchwytnym, czymś, co nie potrzebowało słów.
Jego oczy – pełne głębokiej, nieopisanej troski – mówiły więcej, niż mogłoby wyrazić jakiekolwiek wyznanie. W tej chwili, w tej subtelnej wymianie spojrzeń, czułam, że wszystko, co najważniejsze, było już wypowiedziane między nami, choć żadne z nas nie otworzyło ust. To była miłość, cicha, ale wszechogarniająca, obecna w każdym jego dotyku, w każdym drżeniu jego dłoni na mojej skórze.
Jego palce, sunące delikatnie wzdłuż moich pleców, były jak ślad po niewidzialnym pożegnaniu, jakby każda chwila mogła być ostatnią. A jednak w tym dotyku czułam coś więcej – obietnicę, że nigdy nie pozwoli mi odejść. To, co było między nami, nie musiało być wypowiedziane. Czułam to w każdej cichej chwili, w każdym wspólnym oddechu, w tym, jak jego usta przybliżyły się, by musnąć moją skórę, jakby chciał zatrzymać ten moment na zawsze.
Wiedziałam, że w tej ciszy istniała cała prawda – o tym, kim byliśmy, co dla siebie znaczyliśmy. Nie musiał mówić, bo ja już to czułam. W każdym geście, w każdym spojrzeniu, w każdej sekundzie tej chwili byłam jego – tak, jak on był mój.
– Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza – wyszeptał, a jego głos był tak cichy, jakby bał się, że głośniejsze słowa mogłyby zniszczyć ten moment. – Dziś jest twój dzień, Ano. Jesteś sercem tego wszystkiego. Bez ciebie ta płyta nigdy by nie powstała.
Te słowa wniknęły głęboko w moje serce, wypełniając je ciepłem i zrozumieniem. Czułam, że to, co mówił, było więcej niż prawdą – było wyznaniem, które wybrzmiewało w ciszy między nami. To, co stworzyliśmy, nie było tylko projektem, tylko serią utworów czy filmowych scen. To było nasze wspólne dzieło, nasza historia, uchwycona w dźwiękach i obrazach. Każdy wers, każde ujęcie oddawało coś więcej niż słowa – oddawało nas.
W jego oczach widziałam odbicie tego, co trzymaliśmy skryte przed światem – naszą miłość, która choć ukryta, była najprawdziwsza. To, co mieliśmy, było delikatne, a jednocześnie silne, jak nici, które splatały nasze życia w jedno. Te uczucia, które przesiąkały każdy dźwięk tej płyty, były jak echo nas samych, naszej relacji.
Czułam, jak między nami przepływa coś niewidzialnego, cichego, ale mocnego. Ta płyta, te słowa, te dźwięki – to była nasza dusza, wspomnienia i przyszłość splecione w jedno. Każda nuta, każdy takt niósł ze sobą naszą prawdę, tę, którą znaliśmy tylko my.
Spojrzałam w jego oczy i wiedziałam, że nasza miłość była jak ten moment – piękna, pełna niewypowiedzianych słów, a jednocześnie realna, jak ciepło jego dłoni na mojej skórze. Czułam, że to, co stworzyliśmy, nie zniknie. To było w nas, to było naszą esencją – tym, kim byliśmy dla siebie nawzajem, nie tylko dzisiaj, ale zawsze.
To, co stworzyliśmy razem, nie było tylko projektem. Było czymś więcej. Było odbiciem nas samych, naszej relacji, naszych uczuć, które, choć ukryte przed światem, były realne i prawdziwe.
– Wiem – odpowiedziałam cicho, a w moim głosie zabrzmiała czułość, którą czułam każdą komórką swojego ciała. – Ale to również twój dzień, Luke. I chcę, żebyś wiedział, że jestem z ciebie dumna. Z tego, co osiągnąłeś, ale przede wszystkim z tego, kim jesteś.
Luke przyciągnął mnie bliżej, mocniej, jakby chciał, by ten moment trwał wiecznie. Nasze czoła zetknęły się delikatnie, a jego oddech otulał moją skórę, ciepły, kojący, jak bezpieczna przystań wśród burzliwego morza. W tej jednej chwili, w tym dotyku, wiedziałam, że z nim mogę stawić czoła wszystkiemu. To był moment ciszy, w którym słowa nie miały znaczenia, bo liczyła się tylko ta bliskość, nasza obecność, która mówiła więcej niż jakiekolwiek wyznania.
Czułam jego ciepło, to jak jego ciało pulsowało przy moim, jakby jego energia przenikała mnie, wypełniając każdy zakątek mojego serca. Jego obecność była jak oparcie, którego potrzebowałam – jak fundament, na którym mogłam budować nasze życie, naszą przyszłość.
– Gotowa na wieczór? – zapytał po chwili, powoli się odsuwając, choć jego ręce wciąż delikatnie obejmowały moją talię. Jego głos był miękki, jakby obawiał się, że przerywa coś cennego.
Spojrzałam w jego oczy, a uśmiech sam zagościł na moich ustach. Cała niepewność, wszystkie obawy, które towarzyszyły mi przez ostatnie dni, zniknęły. Byłam pewna. Pewna jego, nas i tego, co miało się wydarzyć.
– Prawie gotowa – powiedziałam z uśmiechem, poprawiając delikatnie materiał sukni, który miękko opadał na moją skórę. – Ale najważniejszy element mam już z głowy.
Zerknęłam w lustro, ale nie widziałam tylko siebie – widziałam nas. Naszą wspólną podróż, wszystkie chwile, które nas doprowadziły do tego momentu. Ta wielka premiera, na którą wszyscy czekali, nie była tylko kulminacją tygodni pracy. Była przypomnieniem, jak bardzo zależało mi na Luke'u, na nas, i na tym, co razem stworzyliśmy. Była symbolem wszystkiego, co zbudowaliśmy – nie tylko w muzyce, ale i w naszym życiu.
Luke wziął mnie za rękę, jego dłoń była ciepła, pewna. Nasze palce splotły się, jakby zawsze były stworzone, by być razem. Wciąż ukrywaliśmy nasz związek przed światem, ale w tej chwili nie liczyło się nic więcej niż my. Byliśmy w tej bańce, w naszym własnym świecie, gdzie wszystko miało sens, a przyszłość rysowała się przed nami w najpiękniejszych barwach.
I choć wieczór miał być pełen blasku fleszy i uwagi innych, wiedziałam, że najważniejsza część tego dnia już się wydarzyła – byłam tutaj, z nim, gotowa na wszystko, co miało nadejść.
Odsunęłam się od Luke'a, patrząc na niego z lekkim zdziwieniem. Coś w jego wyglądzie przykuło moją uwagę. Był ubrany elegancko, choć wciąż nonszalancko, jak tylko on potrafił. Czarne, idealnie skrojone spodnie i elegancka, ale luźno zapięta czarna koszula z podwiniętymi rękawami, które odsłaniały jego silne przedramiona, nadawały mu wygląd, który przyciągał spojrzenia. Wyglądał, jakby był gotowy na wieczorne wyjście, choć impreza miała zacząć się dopiero za kilka godzin.
– Dlaczego jesteś już tak elegancko ubrany? – zapytałam, marszcząc brwi z lekkim uśmiechem. Był jeszcze poranek, a on już wyglądał jakby za chwilę miał wyjść imprezę.
Luke uśmiechnął się, przyciągnął mnie bliżej, po czym oparł swoje czoło o moje.
– Za godzinę muszę być w studiu telewizyjnym – powiedział, a jego głos brzmiał spokojnie. – Gramy jeden z utworów na żywo.
Moje serce zabiło mocniej, a uśmiech wykwitł na mojej twarzy. To było dla niego takie naturalne – ot, zwyczajna wzmianka o występie na żywo, ale dla mnie było to coś więcej.
– Naprawdę? – zapytałam z ekscytacją, moje oczy rozbłysły, a serce zaczęło bić jeszcze szybciej. – Jaki utwór gracie?
Luke spojrzał na mnie z uśmiechem, a jego oczy błyszczały w porannym świetle. Przez chwilę trzymał mnie w niepewności, jakby chciał, żebym zgadywała, ale w końcu odpowiedział.
– „Hotel Girl" – powiedział, a ja natychmiast zamarłam. Patrzyłam na niego zaskoczona, bo ten tytuł nic mi nie mówił. Przecież słuchałam płyty setki razy, znałam każdy utwór, każdą nutę.
– „Hotel Girl"? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Przecież takiej piosenki nie było na płycie, którą mi podarowałeś.
Luke zaśmiał się cicho, a jego głos wypełnił pokój jak delikatna melodia. Ten jego uśmiech, pełen tajemnicy, wciąż był na jego twarzy, jakby bawiło go to, że zdołał mnie zaskoczyć.
– To, co ci dałem, to nie była cała płyta – powiedział miękko, a jego oczy wciąż trzymały mnie w napięciu. – Brakuje na niej kilku utworów.
Mój umysł zaczął szybko pracować. „Hotel Girl" – ten tytuł mówił mi więcej, niż chciałam przyznać. Przecież my poznaliśmy się w hotelu. To był początek naszej historii, naszej cichej, nieuchwytnej relacji, która rozwijała się z dala od blasku reflektorów.
Czyżby więc opowiadała ona o naszym pierwszym spotkaniu?
– O czym jest ta piosenka? – zapytałam, choć w duchu już znałam odpowiedź. Tytuł mówił mi już wiele, ale chciałam to usłyszeć z jego ust.
Luke uśmiechnął się szerzej, a jego oczy zabłysły, jakby czekał na to pytanie. Pochylił się ku mnie, jego usta zbliżyły się do mojego ucha, a jego oddech musnął moją skórę. W tej chwili wszystko wokół zniknęło – był tylko on, jego ciepło i ten szept, który przeszył moje serce.
– O tobie – szepnął, a jego głos był jak czuła melodia, którą mogłam poczuć każdym nerwem.
Na te słowa poczułam, jakby świat na moment przestał się obracać. To jedno zdanie wypełniło mnie od stóp do głów. Wiedziałam, co to oznaczało. „Hotel Girl" – piosenka napisana o mnie. Nasza historia, zapisana w nutach, zaklęta w słowach, które tylko on potrafił wypowiedzieć.
Patrzyłam na niego, starając się przyswoić wagę tego, co właśnie mi wyznał. Spojrzałam mu głęboko w oczy, a on patrzył na mnie z czułością, jakby chciał, żebym wiedziała, że nasze pierwsze spotkanie teraz miało swój głos i swoją melodię.
– Luke... – szepnęłam, ale żadne inne słowa nie przyszły mi do głowy.
Luke przyciągnął mnie do siebie, obejmując mnie mocno, jakby chciał, by ten moment nigdy się nie skończył. Czułam jego ciepło, jego serce bijące równym rytmem tuż przy moim.
Wiedziałam, że z nim mogę przetrwać wszystko, bo to, co było między nami, było prawdziwe.
A teraz świat miał usłyszeć o początku naszej historii.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro