Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Przekroczyłam próg biurowca, czując, jak poranna energia stopniowo napełnia mnie gotowością do pracy. Dzień zapowiadał się dość intensywnie, ale byłam gotowa na wyzwania, które przede mną stały.

W momencie, gdy weszłam do biura, zauważyłam, że wszyscy zaczęli gromadzić się wokół centralnej części, gdzie Nathaniel zwoływał małe zebranie.

Stał otoczony tłumem, jak zwykle z rękami w kieszeniach swoich spodni i z tą nieznośną pewnością siebie wypisaną na twarzy.

— Proszę wszystkich o uwagę! — zaczął, a ja szybko odnalazłam w tłumie Madison i dołączyłam do niej. — Zanim rozpoczniemy dzień, chciałbym przypomnieć, że po pracy odbędzie się firmowa impreza w dużej sali. Obecność jest obowiązkowa! — dodał z naciskiem, a ja wyraźnie poczułam, jak jego spojrzenie na moment zatrzymuje się na mnie.

Serce zaczęło bić mi szybciej. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Oczywiście, że musiał spojrzeć właśnie na mnie, jakby chciał mi coś tym zakomunikować.

Te jego zalotne gesty i spojrzenia były coraz bardziej oczywiste, a ja czułam się coraz bardziej niekomfortowo. Był moim szefem, więc nie mogłam sobie pozwolić na otwartą konfrontację. Z drugiej strony, jego ciągłe próby flirtu sprawiały, że każdy dzień w biurze stawał się coraz bardziej męczący.

Nachyliłam się do Madison:
— Całkowicie zapomniałam o tej imprezie — szepnęłam, czując, jak niepokój zaczyna mnie przytłaczać.

— Serio? — Madison zmarszczyła brwi. — To masz szczęście, że ja o tym pamiętałam — dodała konspiracyjnym szeptem i z lekkim uśmiechem.

Już chciałam zapytać co miała na myśli, ale gdy tylko ponownie schyliłam się w jej stronę, Madison dyskretnie machnęła głową w stronę naszego przełożonego, który właśnie rozpoczynał kolejną przemowę.

— Chciałem tylko powiedzieć, jak bardzo cieszę się z ostatnich sukcesów naszej firmy — kontynuował Nathaniel, tym razem bardziej oficjalnym tonem. — Każdy z was przyczynił się do tego, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy i chciałbym wam za to podziękować. Dzisiejsza impreza jest małą formą uznania za waszą ciężką pracę.

Kiedy skończył, wszyscy zaczęli się rozchodzić, wracając do swoich codziennych obowiązków. Ja i Madison usiadłyśmy przy naszych biurkach, choć wiedziałam, że nie zamierzamy tak po prostu zacząć pracy.

— Nie wiem, czy dam radę pójść na tę imprezę — powiedziałam cicho, przechylając się w stronę Madison. — On będzie tam... i na pewno znowu zacznie coś sugerować.

Madison popatrzyła na mnie ze współczuciem, ale jej oczy szybko rozbłysły figlarnym blaskiem. Bez słowa schyliła się pod swoje biurko i wyciągnęła z torebki dwie butelki wina.

Spojrzała na mnie z zadziornym uśmiechem.
— Słuchaj, mam plan. Po pracy idziemy do damskiej toalety, piętro wyżej i trochę się „odstresujemy" przed imprezą. Co ty na to? — W jej oczach błyszczała pewność siebie, która na chwilę odciągnęła moje myśli od problemu.

Mimo wszystko poczułam się lepiej. Może rzeczywiście ma to sens? Może odrobina alkoholu pomoże mi przetrwać ten wieczór bez większych problemów.

— W porządku — odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem. — Ale mam nadzieję, że wino zadziała wystarczająco szybko.

— Zaufaj mi — zaśmiała się Madison. — To będzie nasza tajna broń.

Patrzyłam na nią z wdzięcznością, wiedząc, że bez jej wsparcia nie miałabym odwagi stanąć twarzą w twarz z Nathanielem na tej imprezie.

Uśmiechnęłam się do niej i wróciłam do swojej pracy. Mimo że nie miałam ochoty na kolejne godziny pracy, perspektywa chwili relaksu przed imprezą sprawiała, że mogłam spojrzeć na cały dzień z większym optymizmem.

Nathaniel, choć był nieco natrętny, nie był największym wyzwaniem w moim życiu.
Ale dzięki wsparciu Madison, byłam pewna, że uda mi się przejść przez ten dzień.


Godziny ciągnęły się niemiłosiernie.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
Była 17:40.
Za dwadzieścia minut koniec pracy, a to oznaczało, że wszyscy ruszą do wielkiej sali na imprezę firmową.

W mojej głowie zaczęły pojawiać się wszystkie możliwe scenariusze — Nathaniel znowu będzie się do mnie przystawiał, będą te jego zalotne spojrzenia, ten nieprzyjemny uśmiech... Nie wiedziałam, jak dam radę to przetrwać.

Schyliłam się w kierunku biurka Madison i szeptem zapytałam:
— Co ty na to, żebyśmy zerwały się trochę wcześniej?

Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem.
W jej oczach zobaczyłam błysk aprobaty.

— Świetny pomysł — odpowiedziała konspiracyjnym tonem.

Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia i wstałyśmy od biurek, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Nathaniel akurat był w swoim gabinecie, co dawało nam idealną okazję.

Po cichu wymknęłyśmy się z biura, a kiedy tylko zamknęłyśmy drzwi za sobą, obie wybuchnęłyśmy śmiechem, jakbyśmy właśnie zrobiły coś niezwykle ryzykownego.

— Nieźle to rozegrałyśmy! — zachichotała Madison, gdy ruszyłyśmy w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro.

— Powiem ci, że nie mogłam już wytrzymać tam dłużej — odparłam, z ulgą czując, jak napięcie powoli opuszcza moje ciało. Schody były ciche, a nasze kroki odbijały się głuchym echem.

W końcu dotarłyśmy na piętro, gdzie znajdowała się jedna z najmniej uczęszczanych łazienek w biurowcu.

Weszłyśmy do środka, a Madison zamknęła za nami drzwi. Łazienka była pusta i cicha, co sprawiało, że poczułam się nieco bezpieczniej.

Madison szybko sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej dwie butelki wina. Podała mi jedną z nich z szerokim uśmiechem na twarzy.

— No to co? Zaczynamy? — zapytała z figlarnym błyskiem w oku.

Przyjęłam butelkę z lekkim uśmiechem, choć wciąż czułam się trochę nieswojo.

— Chyba nie mamy wyjścia — odpowiedziałam, odkręcając korek i biorąc pierwszy łyk. Ciepłe uczucie rozlało się po moim gardle, a napięcie w ramionach zaczęło ustępować.

— Za dzisiejszy wieczór — Madison uniosła swoją butelkę, jakbyśmy miały świętować jakiś sukces.

— I za przetrwanie Nathaniela — dodałam, stukając się z nią butelką.

Usiadłyśmy na zimnej, kafelkowej podłodze, opierając się plecami o ścianę. Butelka wina, którą trzymałam w dłoni, zdawała się być teraz moją najlepszą towarzyszką.

Czułam, jak ciepło alkoholu powoli rozchodzi się po moim ciele, a napięcie, które towarzyszyło mi przez cały dzień, zaczynało ustępować. Obok mnie Madison beztrosko piła swoje wino, z zamkniętymi oczami.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam ekran. Niezawodnie, jakby samoistnie, palce same zaczęły przewijać strony, a przed moimi oczami pojawił się nowy post zespół Four King's. Na jednym ze zdjęć widniał Luke. Przybliżyłam zdjęcie i zaczęłam mu się dokładnie wpatrywać, jakbym szukała najmniejszej rzeczy, która mogła zmienić się w jego wyglądzie, od naszego rozstania.

Ale Luke wyglądał tak samo dobrze jak zawsze, może nawet lepiej. Zawsze miał ten niedbały urok, którym przyciągał uwagę wszystkich wokół. Wpatrywałam się w zdjęcie dłużej niż powinnam, czując mieszankę tęsknoty i złości.

Madison, która z zamkniętymi oczami upiła kolejny łyk wina, otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie.

— Serio, Ana? Znowu to robisz? — zapytała z wyraźnym zaniepokojeniem w głosie.

Zerknęłam na nią z poczuciem winy, szybko blokując telefon. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale coś w Luke'u nie pozwalało mi w pełni o nim zapomnieć.

— Nie mogę się powstrzymać — westchnęłam. — On... wygląda tak dobrze. A poza tym, co jeśli...? — zaczęłam, ale nie mogłam dokończyć.

— Co jeśli co? — Madison odłożyła swoją butelkę na podłogę i przyjrzała mi się z uwagą. — Co jeśli wróci? Co jeśli nagle zda sobie sprawę, że ciebie kocha? Ana, przestań — powiedziała stanowczo, choć w jej głosie było więcej troski niż złości.

Upiłam duży łyk wina, czując, jak alkohol rozluźnia moje nerwy.

— Wiem, że masz rację. Tylko... to skomplikowane. On tak czy inaczej jest wszędzie. W mediach, w radiu, na billboardach. Nie mogę uciec od tego wszystkiego.

Madison spojrzała na mnie z wyrozumiałością.

— Wiesz, co o tym myślę. Facet miał swoją szansę i ją spieprzył. A ty? Masz tyle innych możliwości. Jesteś piękna, inteligentna, masz całą przyszłość przed sobą. A ty wciąż siedzisz i gapisz się na jego fotki w social mediach, zamiast iść do przodu.

— Łatwo ci mówić — mruknęłam. — Nie byłaś w związku z nim. Nie wiesz jak to jest.

— Może i nie — przyznała Madison, unosząc butelkę z powrotem do ust — ale wiem, co ci zrobił. I naprawdę zasługujesz na coś lepszego.

Zamyśliłam się na chwilę, a ciszę przerwało tylko ciche pluskanie wina w butelce, kiedy Madison upijała kolejny łyk.

— Może masz rację — odpowiedziałam w końcu. — Ale wiesz, jak to jest. Ciężko zapomnieć o kimś, kto był dla ciebie wszystkim.

Madison westchnęła, ale na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

— Wiem. Dlatego właśnie po to mamy wino. — Podniosła swoją butelkę do toastu — Aby zapomnieć.

Zaśmiałam się i stuknęłam swoją butelką o jej.

— Za zapomnienie o Luke'u Harrisonie — powiedziała, Madison a ja dołączyłam.

— I za to, że dzisiaj przetrwamy imprezę z Nathaniel'em — dodałam, wybuchając śmiechem.

Wino szybko rozluźniało atmosferę, a nasze rozmowy przeplatały się z kolejnymi toastami.

Mój telefon nagle się zapalił, sygnalizując nowe powiadomienie. Zerknęłam na wyświetlacz i serce podskoczyło mi do gardła — była już 18:05. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach, kiedy dotarło do mnie, że właśnie spóźniłyśmy się na początek imprezy.

— Cholera, Maddie! — szepnęłam, szturchając ją w bok. — Spóźniłyśmy się!

Madison gwałtownie odwróciła głowę w stronę zegarka na telefonie, a potem wzięła szybki łyk wina, jakby to miało w czymkolwiek pomóc.

— No to zerujemy! — rzuciła, a ja, wcale się nie zastanawiając, przyłożyłam butelkę do ust.

Obie w kilka sekund opróżniłyśmy wino do ostatniej kropli. Poczułam, jak ciecz przepływa przez moje gardło, ciepło rozlewając się po całym ciele.

Nie było czasu do stracenia.
Wrzuciłyśmy puste butelki do kosza na śmieci, starając się nie hałasować, choć chichotałyśmy przy tym jak dwie nastolatki.

Wyszłyśmy szybko z łazienki, krocząc pewnie w stronę schodów. Czas nas gonił, a my nie mogłyśmy sobie pozwolić na dodatkowe spojrzenia ze strony kolegów z pracy.

Schodząc po schodach, poczułam, że moje nogi robią się dziwnie lekkie, jakby miały problemy ze znalezieniem odpowiedniego rytmu. Alkohol zaczynał działać. Madison rzuciła mi spojrzenie, a ja wiedziałam, że ona też to czuje. Nie mówiłyśmy jednak nic, tylko przyspieszyłyśmy, starając się zachować jak największą powagę.

Gdy dotarłyśmy pod drzwi sali, odetchnęłam z ulgą. Ludzie dopiero zaczynali się zbierać. Na szczęście nie byłyśmy ostatnie.

Wymieniłyśmy szybkie, porozumiewawcze spojrzenia i weszłyśmy do środka, starając się jak najbardziej dyskretnie zająć miejsce w rogu sali. Tam wreszcie mogłam na moment usiąść, choć czułam, że nogi miałam jak z waty.

— Udało się — Madison szepnęła, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. — Jesteśmy całkiem niezłe, co?

— Powiedzmy, że nieźle to rozegrałyśmy — odpowiedziałam, starając się nie wybuchnąć śmiechem.

Siedziałyśmy przez chwilę, rozglądając się po sali, obie mocno podchmielone. Komentowałyśmy cicho różne detale wystroju, ludzi, którzy wchodzili, wszystko to przerywając co chwila chichotami, które trudno było powstrzymać. Alkohol sprawiał, że wszystko wydawało się mniej poważne i bardziej absurdalne.

Nagle moje spojrzenie przeleciało po sali i zatrzymało się na Nathanielu. Stał przy jednym wysokich stolików na środku sali, na którym rozłożone były przekąski i zimne napoje, a jego wzrok wbity był prosto we mnie.

Serce momentalnie zaczęło mi bić szybciej. Wyraz jego twarzy był niepokojąco podejrzliwy. Wiedziałam, że coś wyczuł.
Oczywiście, że wyczuł.
Wina w nas było już za dużo, żebyśmy mogły to ukryć.

Nerwowo poprawiłam się na krześle, próbując usiąść prosto i zapanować nad swoim zachowaniem. Wciągnęłam głęboko powietrze, próbując uspokoić puls, który walił mi w niespokojnym tempie.

Przez kilka sekund siedziałam sztywno, udając, że jestem zupełnie trzeźwa, choć czułam, że w głowie zaczyna mi się lekko kręcić.

— Maddie... Nathaniel się na nas gapi — szepnęłam, zerkając na nią z niepokojem.

— Serio? — Madison zaśmiała się cicho, ale szybko też wyprostowała się na krześle. — Nie martw się, nawet jeśli coś podejrzewa, nic nie powie. W końcu to jego impreza i nie może robić zamieszania.

Mimo jej słów poczułam, jak ogarnia mnie coraz większy niepokój.

Po chwili, na wyższym podeście ustawionym na końcu sali, który miał symbolizować małą scenę, pojawił się Nathaniel wraz z pozostałymi członkami zarządu.

Atmosfera w sali zaczęła się wyciszać, a rozmowy ucichły, gdy wszyscy zwrócili uwagę na to, co się dzieje. Jeden z mężczyzn, stojący obok Nathaniela, sięgnął po mikrofon i podniósł go do ust.

— Witam wszystkich serdecznie! — zaczął z uśmiechem. — Dziękujemy za przybycie na dzisiejszą imprezę. To dla nas wszystkich wyjątkowa okazja.

Ledwo skończył mówić, a Nathaniel wyciągnął rękę i zabawnym gestem odebrał mu mikrofon.
— Ja również chciałem podziękować za przybycie... choć w sumie to i tak nie mieliście wyboru! — zażartował, a sala zareagowała śmiechem, choć w jego głosie czuć było nutę ironii.

Jego wzrok na moment zatrzymał się na mnie, ale szybko wrócił do swojej profesjonalnej postawy – oddał mikrofon, a mężczyzna kontynuował, uśmiechając się z lekkim zakłopotaniem.

— Dziękujemy, Nathanielu — zaczął, a potem zwrócił się znowu do tłumu. — Drodzy pracownicy, chciałbym skorzystać z okazji, by pogratulować wam wszystkim udanego kwartału. Dzięki waszej ciężkiej pracy udało nam się osiągnąć wspaniałe wyniki finansowe, a firma zanotowała jeden z najwyższych zysków w swojej historii. Jesteśmy z was niesamowicie dumni.

Rozległy się oklaski, a ja czułam, jak atmosfera wokół mnie staje się coraz bardziej formalna.

— Ale to nie jedyny powód, dla którego się dzisiaj spotykamy — dodał, a w sali zapanowała cisza. — Mam ogromną przyjemność ogłosić, że do naszej agencji dołącza nowa, wielka firma — największa firma modelingowa w kraju Angel's Models.

W sali rozległy się ciche szepty, a ja sama zamarłam na moment. Największa firma modelingowa? To była ogromna wiadomość.

— Od tej chwili nasza agencja będzie odpowiedzialna za wizerunek tej firmy, a także pomożemy im w realizacji nadchodzących kampanii. To oznacza, że nadchodzi dla nas gorący okres — powiedział, a jego głos brzmiał z dumą. — Liczymy, że każdy z was dołoży wszelkich starań, aby ta współpraca przebiegała pomyślnie. To dla nas szansa, by wspólnie osiągnąć coś wielkiego.

Słyszałam oklaski wokół siebie, a moje myśli zaczęły wirować. To, co mówił, miało ogromne znaczenie. Taka współpraca mogła całkowicie odmienić firmę, ale też oznaczała więcej pracy, więcej stresu... i więcej czasu spędzonego w pobliżu Nathaniela.

Prezes zarządu uśmiechnął się szeroko, spoglądając na zebranych.

— Jeszcze raz dziękuję wszystkim za waszą ciężką pracę i wspaniałe wyniki. Mam nadzieję, że nadchodzący czas będzie dla nas równie owocny. A teraz, życzę wam wszystkim dobrej zabawy — powiedział, rozkładając ramiona. — Zasłużyliście na chwilę rozrywki po tak udanym okresie!

Na te słowa zapanowała w sali lekka wrzawa, a zza drzwi weszli kelnerzy, roznosząc na tacach kieliszki z szampanem.

Blask złocistego płynu połyskiwał w świetle, a ludzie zaczęli entuzjastycznie sięgać po napoje.

Madison niemal od razu chwyciła dwa kieliszki i podała mi jeden, śmiejąc się przy tym pod nosem.
— Proszę, Ano, trochę bąbelków na rozluźnienie — powiedziała, szturchając mnie ramieniem.

Spojrzałam na nią z lekkim niepokojem, czując, jak alkohol, który wcześniej wypiłam, już zaczął krążyć w moim krwiobiegu. Wzięłam kieliszek do ręki, ale nie upiłam łyka.

— Maddie, nie wiem, czy to dobry pomysł... Ja już czuję, że jestem pijana — powiedziałam, patrząc na bąbelki, które wesoło unosiły się w szampanie.

Madison przewróciła oczami, a potem z teatralnym westchnięciem zbliżyła się do mnie.

— Ana, no co ty! Tylko odrobinka. Pomyśl o tym jak o nagrodzie za przetrwanie całego dnia. — Uśmiechnęła się z przekąsem. — Poza tym, nie codziennie pijemy na koszt firmy.

Zaśmiałam się, nie mogąc powstrzymać lekkiego zawrotu głowy, który mi towarzyszył.

Madison zawsze miała talent do przekonywania mnie do takich rzeczy. Przymknęłam oko na jej propozycję i podniosłam kieliszek do ust, gdy nagle pojawił się przed nami Nathaniel.

— Nie za dużo już wam tego alkoholu? — zapytał z wyraźnym tonem dezaprobaty, a jego oczy wpatrywały się w nas intensywnie.

Madison gwałtownie się wyprostowała, wyraźnie speszona, a ja mogłam przysiąc, że jej ręka lekko zadrżała. Pomimo luźnej atmosfery, Nathaniel wciąż był naszym szefem, a jego spojrzenie było teraz jak ostrze.

— O nie, Nathanielu — powiedziałam, zanim zdążyłam się powstrzymać, czując, jak wino i szampan mieszają się w mojej głowie. — Mamy wszystko pod kontrolą. To przecież impreza, prawda? Możemy się trochę zrelaksować.

Madison spojrzała na mnie, wyraźnie zdziwiona, że tak odważnie weszłam w rozmowę z naszym szefem. Nathaniel uśmiechnął się, ale jego oczy pozostawały chłodne.

— Oczywiście, Anastasio. Zrelaksować się można, ale z umiarem — odpowiedział powoli, patrząc mi prosto w oczy. — Nie chciałbym, żebyś przesadziła.

— Przesadziła? — zapytałam, unosząc brew. — Czyli uważasz, że nie potrafię się kontrolować? — Ton mojego głosu był zbyt odważny, jak na kogoś, kto powinien unikać konfliktu z swoim szefem.

Czułam, jak alkohol dodaje mi fałszywej pewności siebie.

Nathaniel przyglądał mi się przez chwilę, jakby oceniając sytuację, a potem uśmiechnął się szerzej.

— Absolutnie nie to miałem na myśli, Anastasio. Po prostu chcę, żebyś jutro pamiętała, jak świetnie się dzisiaj bawiłaś.

Madison spoglądała na nas z wyraźnym napięciem, gotowa interweniować, gdyby sytuacja poszła za daleko. Czułam, jak moja irytacja na Nathaniela narasta, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odezwała się.

— No dobrze, może niepotrzebnie się uniosłyśmy. – Madison zerknęła na mnie porozumiewawczo. – Chodź, Ano, zobaczymy czy nas tam nie ma — wyjąkała i pociągnęła mnie delikatnie za ramię, starając się zakończyć tę sytuację, zanim stanie się bardziej niezręczna.

Nathaniel przyglądał mi się uważnie, gdy oddalałyśmy się od niego.

— Miłej zabawy, panie. — rzucił za nami. Jego słowa były uprzejme, ale czułam, że coś w jego spojrzeniu mówiło mi, że to nie był koniec tej rozmowy.

Oddaliłyśmy się od Nathaniela szybkim krokiem, a ja czułam, jak moje serce bije coraz szybciej.

Gdy tylko znalazłyśmy się w tłumie ludzi, który gwarantował nam trochę anonimowości, poczułam, jak napięcie opada.

Oparłam się o ścianę, upiłam spory łyk szampana i odetchnęłam głęboko. Madison rzuciła mi krótkie spojrzenie, jakby chciała się upewnić, że wszystko ze mną w porządku.

— No dobra, chyba za bardzo mu się postawiłam — mruknęłam, przymykając oczy.

— Trochę tak, ale szczerze? — Madison uśmiechnęła się szeroko. — Było to całkiem zabawne. Jego mina była bezcenna.

— Tak, ale to wciąż nasz szef — powiedziałam, patrząc w głąb tłumu, jakby Nathaniel mógł pojawić się znikąd.

— Szef, który cię podrywa, nie zapominaj — dodała Maddie, szturchając mnie łokciem. — Może właśnie dlatego tak bardzo chciał cię przytemperować. Nie może sobie pozwolić, żebyś była za bardzo... wolna.

— To absurdalne. Nie jestem nim zainteresowana i nigdy nie byłam — powiedziałam, kręcąc głową. — A teraz jeszcze ten tekst o kontroli. Mam wrażenie, że chce kontrolować każdy mój ruch, nawet tutaj, na imprezie.

Madison westchnęła, przyglądając się mi uważnie.

— Wiesz, Ana, musisz uważać. Nathaniel to facet, który lubi mieć wszystko pod kontrolą. Widzę to, jak patrzy na ciebie... i to mnie niepokoi. Może powinnaś z nim pogadać, postawić sprawę jasno.

— Nie sądzę, żeby to coś zmieniło — odpowiedziałam, nerwowo obracając kieliszek w dłoni. — Poza tym, czuję, że on nawet nie bierze mnie na serio. Dla niego to tylko gra.

Zanim Maddie zdążyła coś powiedzieć, tłum zaczął się poruszać, a muzyka przyciszyła się. Wszyscy przesuwali się w stronę parkietu, gdzie zaczynała się część rozrywkowa imprezy. Przechodziłyśmy przez grupy kolegów z pracy, którzy powoli rozluźniali się i coraz głośniej śmiali. Wokół krążyli kelnerzy z tacami pełnymi drinków, a ludzie zaczynali coraz swobodniej rozmawiać.

— Może po prostu zapomnij o nim na chwilę — powiedziała Madison, chwytając mnie za rękę i prowadząc w stronę kelnera, który krążył po sali. — Odetchnij, wypijmy jeszcze jeden kieliszek i bawmy się dobrze.

Przy mężczyźnie zebrała się już grupka pracowników, którzy najwyraźniej mieli ten sam pomysł. Rozmawiali swobodnie, śmiejąc się i komentując różne firmowe plotki. Czułam, jak lekkość szampana zaczyna ustępować miejsca zmęczeniu, ale nie chciałam psuć nastroju.

— Ale tylko jeden, Maddie — mruknęłam. — Potem znikam stąd, zanim coś jeszcze gorszego się wydarzy.

— Jasne, jasne — zaśmiała się, sięgając po dwa kieliszki z tacy, którą w ręku trzymał kelner.

Chwyciłam kieliszek od niej i zerknęłam przez ramię, upewniając się, że Nathaniel nie znajduje się w pobliżu. Na szczęście nie było go w zasięgu mojego wzroku.

Odetchnęłam, przytulając się do ciepłej atmosfery imprezy. Może faktycznie Madison miała rację. Może powinnam przestać się przejmować.

— Na udany kwartał i za... — Madison zawiesiła głos, unosząc kieliszek. — A zresztą już mniejsza z tym toastem. Po prostu się napijmy.

Zachichotałam, stukając się z nią szkłem. Wypiłyśmy zawartość kieliszków, a ja poczułam, jak napięcie powoli opuszcza moje ciało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro