Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Luke

Obudziłem się o świcie, gdy złote światło poranka powoli wślizgiwało się przez okno, otulając pokój ciepłym blaskiem. Ana leżała obok mnie, wtulona, z twarzą zwróconą ku mojej piersi, jakby podświadomie szukała mojego ciepła.

Patrzyłem na nią, na jej spokojny oddech, na ledwie widoczny uśmiech na ustach i poczułem, jak wszystko we mnie mięknie. Każda cząstka mojego ciała, każda myśl w głowie powtarzała jedno – kocham ją.

Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś tak pięknego i niewinnego, jak jej śpiąca twarz w tym porannym świetle. To, co było między nami, nie mieściło się w zwykłych słowach. To uczucie było czymś, co przepełniało mnie całego, czymś, co sprawiało, że czułem się kompletny.

Chciałem zatrzymać czas, chciałem, żeby każda chwila wyglądała właśnie tak – żeby Ana zawsze była tak spokojna, tak bezpieczna, z dala od wszystkiego, co mogłoby ją zranić.

Patrząc na nią, przypomniałem sobie, kim byłem wcześniej – jak żyłem w chaosie, w wirze imprez, w świetle reflektorów, które wydawały mi się jedynym źródłem blasku. Muzyka, tłum, adrenalina... Kiedyś to było wszystkim, co znałem, a jednak nigdy nie dawało mi tego spokoju, który czułem teraz, leżąc obok niej.

Ana wprowadziła do mojego życia spokój i ciszę, których nigdy nie szukałem, ale bez których teraz nie mogłem żyć. To dzięki niej odkryłem, że prawdziwa siła, prawdziwa pełnia, to nie błysk fleszy ani aplauz tłumu. To moment, kiedy patrzę na nią i wiem, że mogę być po prostu sobą.

Czułem, że w tej miłości znalazłem coś, czego nie potrafiłem odnaleźć wcześniej – czystość, jakiej nigdy nie doświadczyłem i piękno miłości, które odrzucałem, sądząc, że to wszystko to tylko fikcja.

Ale ona była prawdziwa. Była przy mnie. A ja, choć nadal byłem tym samym człowiekiem, wiedziałem, że to, co nas połączyło, uczyniło mnie lepszym. To było uczucie tak potężne, że trudno było mi uwierzyć, że zasłużyłem na coś takiego.

Objąłem ją mocniej, chłonąc jej ciepło, jakbym chciał zatrzymać tę chwilę na zawsze. Jej obecność, jej dotyk, jej oddech – to wszystko było dla mnie jak najczystsze światło, coś, co rozświetlało każdy zakamarek mojego serca, coś, co zmieniało mnie w sposób, którego nie potrafiłem do końca zrozumieć.

Uświadomiłem sobie, że nie chciałem już niczego więcej. Chciałem budzić się obok niej każdego ranka, widzieć jej twarz spokojną, czuć jej ciepło przy moim boku, słyszeć jej śmiech i dzielić z nią każdy dzień, każdą sekundę.

Zmieniła mnie, ale ja wiedziałem, że ona również się zmieniła. Była teraz silniejsza, pewniejsza siebie, a świadomość, że mogłem być częścią tej przemiany, napawała mnie dumą.

Chciałem, żeby już zawsze była tak beztroska i szczęśliwa jak teraz, gdy spała w moich ramionach, świadoma tego, jak bardzo ją kocham.

Leżałem, patrząc na jej twarz w tym cichym, porannym świetle i czułem, że dla niej mógłbym zrobić wszystko. Cokolwiek by się działo, jakiekolwiek wyzwania miałyby stanąć na naszej drodze – wiedziałem, że walczyłbym dla niej, do ostatniego tchu.

Ana była miłością mojego życia, moją przyszłością i nie chciałem już spędzić ani dnia bez niej.

Wysunąłem ramię spod jej głowy powoli, prawie nie oddychając, byle nie zburzyć spokoju tej chwili. Ana spała, jej oddech był równy i głęboki, a delikatny uśmiech błąkał się na jej ustach, jakby śniła o czymś przyjemnym.

Zatrzymałem się, przez chwilę tylko patrząc na nią, próbując uchwycić ten obraz w swojej pamięci. Tak właśnie chciałem, by wyglądała moja przyszłość – z nią przy moim boku.

Wyszedłem z sypialni na palcach, odwracając się jeszcze raz, by rzucić ostatnie spojrzenie, jakby to miało mnie utwierdzić w decyzji, którą podjąłem. Wiedziałem, że to, co czułem, było nieodwracalne, głębokie i prawdziwe. Ana była wszystkim, czego pragnąłem, nawet jeśli wcześniej tego nie rozumiałem.

W łazience zapaliłem słabe światło, opłukałem twarz zimną wodą, próbując się obudzić i pozbyć resztek snu. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Widniało tam coś innego, coś, czego nigdy wcześniej w sobie nie widziałem – spokój, jakiego jeszcze nigdy nie czułem i pewność, która wykraczała poza słowa.

Wtedy po raz pierwszy, zobaczyłem to wyraźnie w swoich oczach: Chcę spędzić z nią resztę życia.

Ta myśl wypełniła mnie po brzegi, wlała w moje serce coś, co rozumiałem jako miłość w jej najczystszej formie. Czułem, że moje serce rozsadza potrzeba, by coś zrobić, by wyrazić to, co tkwiło we mnie jak ogień. Ale ja już wiedziałem, co muszę zrobić.

Wróciłem do salonu, wciągnąłem na siebie wczorajsze ubranie, a potem, niemal instynktownie, wyszedłem z pokoju.

Zjeżdżając windą, już wiedziałem, dokąd zmierzam. Moje działania były już ustalone, a serce biło szybciej, gdy wyobrażałem sobie to, co zamierzam zrobić. Czułem, że to musi być teraz, że ten moment czekał na mnie od dawna i że nic na świecie nie mogłoby mnie teraz zatrzymać.

Wyszedłem na zewnątrz, a chłodne, rześkie powietrze orzeźwiło mnie, jakby świat przywitał mnie nową rzeczywistością. Było jeszcze wcześnie rano, a ulice Los Angeles dopiero budziły się do życia.

Wsiadłem do taksówki, która stała zaparkowana przy hotelu, a w momencie, gdy wypowiedziałem kierowcy adres, poczułem, jak ogarnia mnie fala ciepła i pewności.

– Na Beverly Boulevard, proszę.

Przemierzając ulice, przyglądałem się otaczającemu mnie miastu, które teraz widziałem zupełnie inaczej. Jakby każde spojrzenie, każdy obraz, każda chwila nabierały nowego znaczenia.

Mijałem pary, które spacerowały po ulicach, trzymając się za ręce, jakby były w swoim własnym świecie, niewidocznym dla nikogo poza nimi.

Przez szybę dostrzegłem dwójkę ludzi na ławce w parku, ich dłonie splecione i twarze skierowane ku sobie w cichym, intymnym uśmiechu. To była miłość, coś czystego, co nagle dostrzegałem wszędzie.

Zastanawiałem się, jak wiele z tego wcześniej przegapiłem – nie widziałem tego, co teraz było tak oczywiste. Myślałem o swoim życiu, o wszystkich chwilach spędzonych na scenie, w świetle reflektorów, w wirze emocji, które wcześniej były moim jedynym tlenem. Wierzyłem, że to mi wystarcza, że to daje mi wszystko, czego potrzebowałem. Ale teraz to, co było naprawdę ważne, tkwiło w prostych momentach, w codzienności, która mogłaby być również nasza.

Kiedy taksówka stanęła na czerwonym świetle, mój wzrok przykuła starsza para, która przechodziła przez pasy. Trzymali się za ręce, idąc krok za krokiem, powoli, z ostrożnością, która mówiła o latach wspólnych doświadczeń i cierpliwości. Na ich twarzach widniał spokój i ciepło, które wypełniły moje serce wzruszeniem. Marzyłem o tym, by kiedyś to bylibyśmy my – ja i Ana, przechadzający się ulicami, wciąż razem, wciąż patrzący na siebie z taką samą miłością, jaką czuliśmy teraz. Chciałem, by za sześćdziesiąt lat nadal miała to spojrzenie, ten uśmiech, tę ufność, jaką miała, zasypiając przy mnie każdej nocy.

Kiedy taksówka ruszyła, a ja wyobrażałem sobie naszą przyszłość, wiedziałem, że decyzja, którą podjąłem, była słuszna. Czułem spokój, który rzadko mi towarzyszył, jakby serce wiedziało, że jestem na właściwej drodze.

W końcu taksówka zatrzymała się przed eleganckim budynkiem ze szkła i marmuru – „Tiffany & Co.". Gdy spojrzałem na ten szyld, poczułem przypływ emocji, który niemal mnie oszołomił.

Zapłaciłem kierowcy i wyszedłem z samochodu. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do środka budynku, gdzie światło przenikało przez ogromne okna, rozświetlając wnętrze pełne piękna i elegancji.

W powietrzu unosiła się nuta perfum, a wszędzie wokół mnie biżuteria błyszczała w szklanych witrynach, jakby każda ozdoba miała opowiedzieć swoją własną historię miłości i oddania.

Ekspedientka dostrzegła mnie od razu. Jej profesjonalny uśmiech pojawił się niemal odruchowo, a ja poczułem się nagle jak każdy inny mężczyzna, który przychodzi tutaj po coś znacznie więcej niż tylko biżuterię.

– Panie Harrison, w czym możemy pomóc? Zaledwie wczoraj mieliśmy dostawę wspaniałych męskich zegarków, może Pana to zainteresuje – powiedziała uprzejmie.

Uśmiechnąłem się lekko, czując, jak moje dłonie lekko drżą. Podrapałem się po głowie, zastanawiając się, jak to ująć.

– Właściwie... – zacząłem cicho. – Przyszedłem po pierścionek zaręczynowy.

Jej twarz zdradzała lekkie zaskoczenie, ale szybko się opanowała i zaprosiła mnie do lady, skąd wyciągnęła kolekcję pierścionków, które mieniły się, odbijając światło. Każdy z nich zdawał się wołać o uwagę, ale po chwili zrozumiałem, że żaden z tych pierścionków nie był tym, czego szukałem. Były piękne, ale zbyt ekstrawaganckie, jakby przeznaczone dla kogoś, kto uwielbiał przepych i nadmiar.

Ana była inna. Ona ceniła prostotę, piękno skryte w szczegółach, coś, co nie było krzykliwe, lecz miało klasę. Potrzebowałem czegoś, co odzwierciedlałoby jej duszę – pierścionka, który mówiłby o niej wszystko bez zbędnych ozdobników.

Ekspedientka przyglądała mi się przez chwilę, jakby próbując wyczytać moje myśli, po czym uśmiechnęła się z tajemniczym błyskiem w oku.

– Proszę chwilę zaczekać. Myślę, że mam coś, co może pana bardziej zainteresować.

Gdy odeszła na zaplecze, moje myśli krążyły wokół Any. To, co zamierzałem zrobić, było jednocześnie ekscytujące i przerażające.

Czy ona była na to gotowa?

Wiedziałem, że mnie kocha, ale co, jeśli uzna, że to za wcześnie? Co, jeśli moje serce wyrywało się naprzód, a jej potrzebowało jeszcze chwili?

Wróciła, trzymając w dłoni małe, aksamitne pudełeczko. Podała mi je, a ja przyjąłem je ostrożnie, jakby było czymś kruchym. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem je.

W środku, na poduszce, spoczywał delikatny pierścionek – prosty okrąg z niewielkim, oszlifowanym diamentem, który odbijał światło w sposób subtelny, nienarzucający się. Był piękny, a jednocześnie pełen klasy, jakby stworzony z myślą o kimś, kto nie potrzebuje ozdób, by lśnić.

Patrzyłem na niego, wiedząc, że jest idealny – symbol naszej przyszłości. To była cała nasza miłość zamknięta w tak prostym, ale wyjątkowym kształcie.

– Biorę go – powiedziałem cicho, ale zdecydowanie, czując, że to najwłaściwsza decyzja, jaką mogłem podjąć.

Gdy wyszedłem ze sklepu, z pierścionkiem ukrytym w kieszeni, moje serce biło szybciej, ale w tym rytmie było coś spokojnego.

W głębi duszy wiedziałem, że to jeszcze nie czas, że Ana potrzebowała tej decyzji podjętej bez pośpiechu.

Ale wiedziałem też, że niedługo nadejdzie chwila, kiedy będę gotów uklęknąć przed nią, otworzyć to małe pudełeczko i poprosić, by spędziła ze mną resztę życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro