Rozdział 7
Zastygłam w miejscu. Nic nie rozumiałam. Miałam wrażenie, że nogi wrosły mi w ziemię i nie potrafiłam się ruszyć. Świat wydawał się zwolnić, a słowa wypowiadane przez innych były jakieś takie przytłumione. Mnie szukał? To jakiś kolejny żart z jego strony? Co tu się, do cholery, w ogóle działo? Różne pytania tłukły mi się w głowię, walcząc o to bym to na nich skupiła swoją uwagę, lecz ja nic z tego nie rozumiałam. Czemu mnie szukała? Czemu akurat mnie? Ktoś znów sobie robi ze mnie jakieś nieśmieszne żarty czy jak? Ten dzień był zdecydowanie zbyt dziwny.
Inne pokojówki wokół mnie już nawet nie starały się być cicho, kiedy ze sobą rozmawiały i wszystkie przyglądały mi się ze zdziwieniem i pewną konsternacją, którą można było odnaleźć też na mojej twarzy. Ochmistrzyni widocznie zbladła, lecz jednocześnie nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa i tylko przyglądała się osłupiała temu co się przed nią działo. Audrey za to patrzała na mnie z szczęką, która opadła jej chyba do samej ziemi, choć jednocześnie w jej oczach widziałam ekscytacje i podekscytowanie. Ona jedyna dobrze się tutaj bawiła.
Tymczasem Peter nadal spoglądał na mnie spokojnie, z uśmieszkiem czającym się w kąciku jego ust, niewzruszony, jakby czekał na moją reakcję i to co zrobię. Był obojętny na panujące wszędzie wokół poruszenie, spokój wręcz emanował z jego pewnej siebie postawy ciała. W końcu był księciem, a pozycja jaką zajmował w królestwie aż od niego biła. Jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Teraz wydawało się to tak oczywiste, kiedy przypomniałam sobie jak pewnie siebie zawsze się zachowywał i jak rozkazywał Tracy.
Lecz nie mogłam tak stać i gapić się na niego w nieskończoność, licząc, że zaraz wybudzę się z tego dziwnego snu lub zapadnę się pod ziemię, musiałam coś zrobić. Wzięłam głęboki wdech, by się opanować i uspokoić rozszalałe serce, po czym zmusiłam ciało by było mi posłuszne. Zrobiłam kilka kroków do przodu, by wystąpić przed szereg innych pokojówek i stanąć naprzeciwko księcia. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, a ja spojrzałam w te jego pewne siebie oczy. Cholera, naprawdę miał ładne oczy. Skup się Melania, jego oczy nie są teraz twoim największym zmartwieniem.
- Mamy baronie to po co przyszliśmy, możemy już iść – Peter zwrócił się do starszego mężczyzny.
Dokąd oni chcą mnie zabrać? Sądząc po minie Petera, chyba nie zrobiłam nic złego, bo nie uśmiechały by się tak wesoło, jakby czekały mnie jakieś nieciekawe konsekwencje, prawda? Prawda?!
Baron niezadowolony tylko mruknął coś pod nosem, po czym wyszedł z pomieszczenia, a książę poszedł za nim. Z braku lepszy perspektyw, po chwili wahania, w końcu ruszyłam ich śladem, doganiając ich w korytarzu. Zanim zamknęły się za mną drzwi do pokoju, gdzie odbywało się spotkanie, słyszałam rozemocjonowane głosy pokojówek i ochmistrzynie, która bezskutecznie próbowała je uciszyć. Potem drzwi się zamknęły, a na korytarzu zapanowała cisza, zostaliśmy tylko w trójkę.
- Wasza wysokość – od razu skłoniłam się gwałtownie, w trochę przesadnie głębokim ukłonie. Nie miałam odwagi spojrzeć Peterowi w twarz, więc wpatrywałam się tylko w jego buty. Może uda, że nie pamięta braku mojej etykiety?
Lecz wtedy niespodziewanie usłyszałam śmiech Petera, który mnie wysoce zadziwił i wydawał się nie na miejscu. Już naprawdę nie miałam pojęcia co się dzieję.
- Melanio, nie kłaniaj mi się. Jak dotąd tego nie robiłaś - powiedział rozbawiony,.
Czułam jak policzki palą mi rumieńcem. Niepewnie z powrotem się wyprostowałam, lecz wciąż nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czułam się źle z samą sobą za te wszystkie wpadki z jego udziałem.
- Wybacz mi, wasza wysokość, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jesteś księciem – wydusiłam z siebie w końcu, mając świadomość jak banalnie i obciachowo musiało to zabrzmieć.
Słyszałam jak baron z oburzenia głęboko wciągnął powietrze, ale wystarczyło jedno ostrzegawcze spojrzenie księcia, by nie odważył się nic powiedzieć. Peter wrócił spojrzeniem do mnie, a ja w końcu zmusiłam się by spojrzeć mu w oczy i zobaczyłam, że uraczył mnie szerokim i szczerze rozbawionym uśmiechem.
- Cóż, to by co nieco wyjaśniało. Choć mimo wszystko powinnaś wiedzieć takie rzeczy, skoro pracujesz w moim zamku – rzekł książę. - Ale dobrze się złożyło, że tak się stało, bo jakbyś się zachowała tak jak nakazuje etykieta, nigdy bym cię nie poznał, nie od tej strony prawdziwej ciebie.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nadal nie rozumiałam o co w tym wszystkich chodzi i zaczynało mnie to niepokoić. Nie chciał mnie zbesztać za moje nieokrzesane zachowanie, to już udało mi się ustalić, więc po co mnie szukał? Do czego byłam mu potrzebna? Czemu akurat ja, zwykła pokojówka?
- A więc to ona? - baron zmierzył mnie ostrym spojrzeniem, w którym nie było ani krztyny ciepła. On chyba tak samo jak ochmistrzyni, nie polubił mnie od pierwszego momentu,.
- Tak – Peter nie wydawał się ani odrobinę zrażony nie wesołym humorem starszego mężczyzny. - To właśnie o niej ci opowiadałem, baronie.
Książę komuś o mnie opowiadał? Gorzej już chyba nie będzie. Totalnie nie wiedziałam co to tym myśleć. Z następnymi słowami Peter zwrócił się do mnie:
- Na pewno słyszałaś o zbliżającym się balu, prawda?
Pokiwałam głową w odpowiedzi. Bal? Co do tego wszystkiego miał jeszcze bal?! O bogowie, czułam się jak na ostrej jeździe na rollercoasterze i o zgrozo, jeszcze chwila, a naprawdę się porzygam. O co w tym wszystkim chodzi?! Bardzo proszę, niech mi ktoś w końcu to wyjaśni.
- No więc przybędzie wiele ważnych osobistości z całego kraju jak i za granicy – ciągnął książę, niezrażony moją konsternacją. - Zatem ważne jest bym ja, jako książę, dobrze wypadł. Królewscy doradcy uważają, że by to osiągnąć ,ważne jest bym miał na balu odpowiednią partnerkę, która będzie umiała wyśmienicie tańczyć, czym pozyskać sympatię innych gości, która przeleje się i na mnie. Wiesz, taki efekt oddziaływania. No i tu pojawiła się kwestia, kto ma zostać moją partnerką. Zgłosiło się wiele dam dworu, ale żadna mnie nie oczarowała i nie umiała tańczyć na zadowalającym poziomie. Po prostu ani jedna z nich wydawała się nie być tą odpowiednią. I wtedy objawiłaś mi się ty, jak jakiś znak od bogów, kiedy wpadłem na ciebie w sali balowej i okazało się, że potrafisz niesamowicie tańczyć. Mówię ci baronie – zwrócił się do mężczyzny – ona będzie dla mnie idealną partnerką na bal, poczekaj tylko, aż zobaczysz jak tańczy. Do tego jest piękna i ma w sobie ten urok, którym oczaruje innych, na czym nam zależy.
Słowa księcia po raz kolejny tego dnia mnie całkowicie szokowały. Po prostu mnie zatkało, więc tylko patrzałam na niego, jakby był jednym z bogów, który nagle zstąpił na ziemię. Nie potrafiłam wydusić z siebie choćby najmniejszego słowa. Mi się to wszystko tylko śni czy książę rzeczywiście właśnie powiedział, że chce bym była jego partnerką na czas balu? Niech ktoś mnie przytrzyma bo będę mdleć. Naprawdę się czułam jakbym miala zaraz zemdleć z wrażenia i nierealności tej sytuacji,
- Ja nie rozumiem – wydusiłam z siebie - wasza wysokość – dodałam po chwili pospiesznie, przypominając sobie z kim mam do czynienia.
- To dość proste, Melaniu. Okazałaś się najlepszą tancerką w całym zamku, do tego jesteś śliczna i urocza, a właśnie takiej partnerki mi trzeba, by zrobić dobre wrażenie na ważnych osobistościach, które będą na balu - książę zachowywał się jakby ten szalony pomysł wydawał się najgenialniejszym pomysłem tej dekady.
- Ale ja jestem tylko zwykłą pokojówką – zauważałam, co wydawało mi się dość istotną kwestią. Może i byłam najlepszą tancerką jaka w tym momencie przebywała w pałacu, ale książę nie mógł przecież iść na bal z jakąś tam pokojówką, nie ważne jak dobrą tancerką i jak jego zdaniem urokliwa by ona nie była.
- Och, to tylko szczegół. Żaden z gości nie musi mieć o tym pojęcia. Nikt nie zna naszej służby, więc nikt się nie dowie – zauważył przebiegle książę i mrugnął do mnie porozumiewawczo. - Na jeden wieczór przeobrazimy cię w damę dworu z prawdziwego zdarzenia i nikt nawet się nie zorientuje, że na co dzień jesteś pokojówką. Na tym polega najbardziej ekscytującą część tego planu,
- Nie popieram tego pomysłu – mruknął ponownie pod nosem baron. Miał minę jakby uważał, że książę oszalał, choć w sumia ja sama zastanawiałam się nad tym samym.
- Na szczęście ostateczna decyzja nie należy do ciebie, baronie – zwrócił się do niego zimno książę, najwyraźniej mając już dość marudzenia starszego mężczyzny. - Zaraz się przekonasz, że mam rację. Idziemy – zarządził i ruszył przed siebie korytarzem.
Baron nie mogąc zrobić nic innego, ruszył za nim. A dalej stałam osłupiała na środku korytarza nie wierząc w to co się tutaj właśnie wydarzyło. Potrząsnęłam gwałtownie głową by wróciło mi racjonalne myślenie. Dalej będąc niczym w amoku, rzuciłam się biegiem, by dogonić oddalającego się księcia i barona. Byłam pewna, że to wszystko sen, ale wciąż się z niego nie budziłam, co kazało mi myśleć, że to faktycznie prawda.
Nie wiedziałam gdzie szliśmy, ale po kilku zakrętach w różne korytarze, zaczęłam się domyślać, a moje przypuszczenia się potwierdziły, kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami do sali balowej. Książę wszedł do środka pierwszy, a my z baronem tuż za nim. Sala balowa wyglądała dokładnie tak samo jak ostatnio, kiedy tu byłam z tą różnicą, że tym razem paliło się tutaj o wiele więcej świec, bo za oknami zapadał już mrok. Dopiero po chwili dostrzegłam w rogu sali kilku muzyków z instrumentami.
Książę odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął tym swoim cudownym uśmiechem. Nadal będąc lekko spięta, mimowolnie odwzajemniłam jego uśmiech.
- Po co tutaj przyszliśmy? - odważyłam się zapytać, kątem oka wciąż spoglądając na muzyków, którzy zaciekawieni przyglądali się naszej trójce. Pewnie musieliśmy stanowić ciekawy widok.
- Żeby pokazać baronowi, że potrafisz tańczyć i tym samym przekonać go do wdrożenia w życie naszego planu, z tobą na balu w roli głównej – wytłumaczył, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem choć nic nie rozumiałam. To wszystko wciąż wydawało się nierealne. Może książę jest już znudzony zamkowym życiem i potrzebuje rozrywki, dlatego to wszystko uratował?
Baron stanął niedaleko nas i nie spuszczał ze mnie swojego uważnego wzroku. Czułam jak pod jego oceniającym spojrzeniem cała się spinam.
- Muzyka! - zawołał książę do instrumentalistów i już po chwili po sali balowej rozniósł się dźwięk delikatnej melodii.
Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam na Petera by zobaczyć, co oczekuje, że zrobię. On podszedł do mnie i ukłonił mi się, więc zrobiłam to samo, a kiedy wyciągnął do mnie rękę, ujęłam ją. Potem książę przysunął mnie do siebie i ustawił w pozycji wyjściowej do tańca.
- Nie stresuj się tak – powiedział, kiedy zobaczył jak jestem spięta. - Po prostu daj się ponieść muzyce, tak samo jak ostatnio, kiedy tu byliśmy. Na pewno wypadniesz świetnie, ja w to nie wątpię i ty też w to nie wątp.
Trochę przerażało mnie jak bardzo mi ufał i jak bardzo na mnie polegał, bo bałam się, że go zawiodę, zniszczę podkłady wiary i zaufania jakie we mnie pokładał. Ale miał racje, wystarczyło, że po prostu zacznę tańczyć, a melodia już sama poprowadzi mnie dalej, zawsze tak było. A więc biorąc głęboki wdech, zrobiłam pierwszy krok, a książę zrobił to samo, pozwalając prowadzić się w tym tańcu. Potem następny krok i kolejny, tak, że już po chwili, nawet nie myślałam nad tym co robię, bo moje ciało zaczęło tańczyć instynktownie, bez mojego udziału.
Dlatego tak bardzo uwielbiałam tańczyć. Mogłam wyłączyć umysł i po prostu poruszać się w takt melodii, dając się ponieść, bo moje ciało samo wiedziało co robić. Tak było i tym razem. Już po chwili całkowicie zapomniałam gdzie się znajduję, że baron śledził uważnie każdy mój ruch, że muzycy patrzyli za mnie zainteresowani, że tańczyłam z samym księciem i że miałam wziąć udział w królewskim balu pod przykrywką. Teraz liczyło się tylko to, że zewsząd otaczała mnie muzyka, to że zawładnęła moim ciałem i przeniosła do całkiem innej krainy, gdzie jedyne znaczenie miała tylko muzyka i sam taniec, który był moim żywiołem, moim powołaniem.
Kiedy robiłam kolejny obrót, po którym znów wróciłam w obcięcia Petera, spojrzałam w jego roziskrzone oczy, które patrzyły na mnie z fascynacją i szczerym zainteresowaniem moją osobą. Po jakiś czasie zaczęłam się odprężać i z mojego ciała zaczęło ulatywać napięcie, aż w końcu odzyskałam spokój i nawet zaczęła się uśmiechać do Petera, bo ten taniec sprawiał mi szczerą przyjemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro