Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Kiedy przekroczyłam próg kuchni, jak zawsze uderzyła we mnie fala ciepła pochodząca od pieców, gwar prowadzony rozmów i kuchennej krzątaniny. Dopchałam się do stolika przy którym już siedziała Audrey i zajęłam miejsce obok niej, czekając na swoją porcję śniadania, którą już po chwili otrzymałam. Podziękowałam kucharce i zabrałam się do jedzenia owsianki, która była dzisiaj na śniadanie.

- Ktoś tu widzę nie spał dziś najlepiej – powiedziała wesołym tonem Audrey, która była pełna energii nawet o tak wczesnej godzinie, niczym ranny ptaszek. Jak ona to robiła?

- Jak zawsze zresztą. Odkąd tu pracuję nie wyspałam się ani razu – mruknęłam, starając się nie zasnąć nad miską z owsianką.

- Nie dość, że się nie wysypiasz, to jeszcze się ciągle spóźniasz – pokręciła niezadowolona głową, lecz wiedziałam, że nie mówi tego poważnie, tylko się ze mną droczy, jak zawsze zresztą. - A można by pomyśleć, że się spóźniasz, bo postanawiasz zostać chwile dłużej w łóżku, więc powinnaś być choć trochę wypoczęta. A tu proszę, wyglądasz jakbyś przeżyła apokalipsy i ledwo wyszła z tego żywa.

- A ty za to wydajesz się całkowicie wypoczęta i pełna energii do pracy. Jakim cudem ci się to udaje?

- Naprawdę nam odpowiadać na to pytanie? - zapytała z znaczącym uśmieszkiem, na co ja jęknęłam zdegustowana.

- Kto ty razem padł ofiarą twoich polowań? - zapytałam.

Audrey była naprawdę ładna oraz uwodzicielska i nie miała oporów przed korzystaniem z tego dla własnej korzyści. Do tego była pewna siebie i jeśli coś sobie postanowiła, niestrudzenie dążyła do celu, co stanowiło chwilami dość niebezpieczną mieszankę.

- Mówiąc szczerze, nie takie były moje plany na wczorajszy wieczór, ale kiedy wracałam do swojego pokoju i zobaczyłam przystojnego bruneta stojącego na warcie przy schodach, to aż nie mogłam się powstrzymać.

- Flirtowałaś z nim podczas jego warty? Przecież mógł mieć przez to ogromne kłopoty! – powiedziałam lekko oburzona, bo zaniedbywanie i lekceważenie swoich obowiązków było surowo karane.

- Och daj spokój – Aurelia zbyła moje obawy. - Nie byłam, aż taka lekkomyślna by rzucić się na niego podczas jego zmiany. Zamieniłam z nim wtedy tylko kilka słów, mówiąc dokładnie to co było trzeba, by zarzucić na niego moje sieci i zrobić mu nadzieje na więcej, a potem poczekałam do końca jego warty, by pokazać mu gdzie znajdziemy odosobniony kąt. Nie trzeba było go zbytnio przekonywać – powiedziała z przebiegłym uśmieszkiem.

- Któremuś w końcu złamiesz serce – zauważyłam trzeźwo.

- Wszystkim moim kochankom mówię wprost, że nie piszę się na nic poważnego, tylko na przygodę na jedną noc. Stałe związki to nie dla mnie, zdecydowanie ciekawsze i bardziej ekscytujące jest móc sobie codziennie wybierać nowego przystojniaka z którą spędzę noc. Ma to swój urok - powiedziała z psotnym błyskiem w oku.

Westchnęłam na jej słowa. Audrey nie miała żadnych oporów przed podrywaniem młodych kawalerów, a oni nie potrafili się jej oprzeć. Taka kolej rzeczy była już chyba na stałe wpisana w historię świata. Ja zdecydowanie nie byłam taka roztropna w tych sprawach.

- Może też powinnaś się kiedyś zbawić – powiedziała do mnie, kończąc swoją owsiankę.

Prychnęłam oburzona i jednocześnie rozbawiona, kręcąc głową.

- Nie, podziękuję. To nie moje klimaty, wierz mi.

- Nie wiesz co tracisz – powiedziała obojętnie wzruszając ramionami, a ja nie komentując już tego, dokończyłam swoje śniadanie.

- Przyszły do mnie dzisiaj rano listy od moich braci, pisali w nich, że za mną tęsknią – powiedziała Audrey, odnosząc swoją miskę do zmywalni, a ja ruszyłam za nią.

- Przecież mieszkają tutaj w stolicy, raptem parenaście minut drogi od zamku, więc możesz się z nimi spotykać w wolne dni – zauważyłam.

- Tak, masz racje, ale jak już tylko dostaje wolny dzień, nie marzę już o niczym innym, jak o wylegiwaniu się w łóżku oraz obżeraniu się ciastami i nie potrafię znaleźć w sobie siły na wyprawę do miasta, a tym samym na odwiedzanie braci.

Audrey miała dwóch młodszych braci, który byli w nią wpatrzeni jak w obrazek i ubóstwiali ją ponad wszystko. Byli zrozpaczeni, kiedy Audrey postanowiła w końcu opuścić rodzinne gniazdo i znalazła sobie pracę poza domem.

- Musisz ich w końcu odwiedzić, bo będzie im smutno – powiedziałam.

- Wiem, wiem, w kolejny wolny dzień spotkam się z nimi – obiecała. - A co tam u twojej siostry? - zagadnęła.

Skrzywiłam się na te pytanie, lecz Audrey na szczęście tego nie wiedziała. Opowiadałam jej kiedyś, że mam siostrę, lecz nigdy nie wdawałam się w szczegóły i tym razem też nie chciałam. Mówienie o niej i o tym co zrobiła, bywało bolesne.

- Sama nie wiem, pewnie jakoś leci – odparłam obojętnie i szybko zmieniłam temat. - Wiesz jakie dziś nam przydzieli zadania? - zapytałam, kiedy opuszczałyśmy kuchnie.

- Ja mam stawić się u krawcowej by pomóc jej w wykończeniu sukien, a ty z tego co mi się zdaje zostałaś przydzielona do mycia podłóg w sali balowej.

- Czemu ty zawsze masz fajniejsze zadania niż ja? - jęknęłam niezadowolona, na co Audrey zaśmiała się lekko.

- Los bywa wredny. To do zobaczenia – pożegnała się ze mną kiedy dostałyśmy do rozwidlenia korytarza i poszła w swoją stronę.

Ja za to z marną miną, ruszyłam do schowka na miotły, by wyposażyć się w mopa do mycia podłóg. Oczywiście znając moje szczęście, udało mi się trafić do składzika dopiero za trzecim razem, bo dwa razy pomyliłam drzwi, raz lądując w pustym salonie, a za drugim razem w korytarzyku prowadzącym do stajni. Kiedy w końcu znalazłam schowek, wydałam triumfalny okrzyk. Zapaliłam wiekową już żarówkę pod sufitem, która po chwili zalała niewielkie pomieszczanie żółtym światłem.

Weszłam do środka i trochę niezdarnie lawirując między półkami, ruszyłam w stronę mopa, który oczywiście musiał stać na samym końcu, pod przeciwległą ścianą. Kiedy już go miałam w ręce, nagle żarówka zaczęła migotać, po czym zgasła całkowicie.

- No bez jej – zaklęłam sfrustrowana pod nosem, bo otoczyła mnie smolista czerń i nie widziałam totalnie nic, nie ważne jak bardzo wytężyłam wzrok.

Zdając się na intuicję i pamiętając w mniej więcej jakim miejscu znajdowały się drzwi, ruszyłam pomału w ich kierunku. Ale moja niezdarność stwierdziła, że to wspaniały moment, by dać o sobie znać, więc nie przeszłam nawet trzech kroków, na coś nie wpadając. Najpierw potknęłam się o jakieś wiadro, które równie dobrze mogło by być nawet świętym Graalem, bo było tak ciemno, że nawet jakby go miała przed nosem, bym go nie rozpoznała. Potykając się wpadłam na regał, który zakołysał się niebezpiecznie i połowa stojących na nim środków czystości z hukiem runęła mi na głowę, zasypując mnie gradem detergentów. Zasłoniłam głowę rękami, ale i tak poczułam jak coś nieprzyjemnie uderzyło mnie w czoło. No pięknie, obym nie miała po tym guza. Idąc dalej, wpadłam na starannie ułożony przez kogoś stos wiader, które teraz z hukiem rozsypały się po całej podłodze.

Kiedy w końcu po wielu trudach dotarłam do drzwi, poczułam niemałą ulgę. Kiedy jednak odwróciłam się przez ramię, zobaczyłam dość sporych rozmiarów pobojowisko, które stworzyłam. Skrzywiłam się, ale doszłam do wniosku, że sprzątanie to później, kiedy żarówka znów będzie działać lub jak znajdę gdzieś jakąś latarkę, bo sprzątając po ciemku, narobię więcej bałaganu niż jest w tej chwili. Wzięłam mopa, którego zdobycie tyle mnie kosztowało, wiadro, płyn do podłóg i ruszyłam w stronę sali balowej. Podłogi przecież same się nie umyją.

Kiedy weszłam do sali, aż sapnęłam z wrażenia. Była przeogromna. Chyba nigdy nie byłam w tak olbrzymim pomieszczeniu, które do tego byłoby tak misternie i bogato urządzone. Ozdobne filary, złote wykończenia i płaskorzeźby naprawdę robimy wrażenie i już rozumiałam, że nie bez powodu była to królewska sala balowa. Kiedy spojrzałam na parkiet, który był tak dobrze wypolerowany, że aż można się było w im przeglądać, jęknęłam zdruzgotana. Przecież umycie tej podłogi zajmie mi calutki dzień! No ale co mogłam poradzić, no nic, czas się brać do roboty. Zapowiadał się pracowity dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro