Rozdział 27
Nie wiedziałam jak przekonać Petera by zabrał mnie do sypialni swojego ojca, w taki sposób by nie wzbudzić w nim żadnych podejrzeń. Za to wiedziałam, że nie mogę czekać, aż najdzie mnie olśnienie i wymyślę jak tego dokonać, bo czas mnie gonił, a król miał niedługo wrócić do zamku. Wczorajsze przeszukanie gabinetu króla nic nie dało, a że jego wysokość miała wrócić już jutro, musiałam dzisiaj dostać się do jego sypialni. Postanowiłam zdać się na żywioł i los, licząc, że nadarzy się sytuacja, kiedy Peter zabierze mnie tam gdzie bym chciała. Nie uśmiechało mi się działać bez planu, ale lepsze było robienie cokolwiek niż całkowite nie próbowanie. Odkąd dostałam przypinkę z liściem dębu, nosiłam ja dumnie przypiętą do kołnierzyka ubrań.
Kiedy sprzątałam po popołudniu jego sypialnie, miałam szczęście, bo akurat on sam był w komnacie.
- Wiesz, że nie trzeba mi codziennie sprzątać? Kurz nie zbiera się w jeden dzień - powiedział, kiedy jak każdego dnia, przyszłam z ścierką do kurzu.
- Ochmistrzyni ma na ten temat całkowicie inne zdanie - odpowiedziałam, mimo że się z nim zgadzałam. - Mam takie odgórne zalecenie, których nie mogę zlekceważyć.
- I codziennie wycierasz czyste meble? - uniósł w zdziwieniu jedną brew.
- No mniej więcej - wzruszyłam ramionami, bo co miałam na to poradzić.
- Nie nudzi cię to?
- Owszem nudzi, ale zdecydowanie wolę wycierać twoje czyste meble niż myć schody czy okna. Przynajmniej wystarczyć udawać, że się je wyciera.
- Mam je specjalnie ubrudzić, by nie nudziło ci się ich wycieranie?- zapytał z psotnym uśmiechem.
- Ani mi się waż! - zagroziłam mu ścierką do kurzu, patrząc na niego oburzona jego słowami.
- Nie wolałabyś porobić coś innego, niż znowu wycierać czystych szafek? Nikomu nie powiem, że ich nie wytarłaś, wręcz przeciwnie, jeśli ktoś zapyta, powiem, ze nawet dwa razy je przetarłaś.
- Jeśli powiesz, ze dwa razu wycierałam meble, będzie to podejrzane - walczyłam ze śmiechem.
- Okej, to powiem, że wytrwałeś, je tylko jeden jedyny raz i ani razu więcej.
- Wiesz, że nadal ani odrobinę nie jesteś przekonujący? - skrzyżowałam ramiona na piersi, udając niezadowoloną, lecz wewnątrz parsknęłam śmiechem.
- To nie będę mówić nic, lepiej? - widziałam, że dla niego to też była niezła zabawa.
- Chyba najlepsza z opcji.
- Zatem zostaw tą ścierkę, mam lepsze rzeczy do roboty.
- Na przykład co?
- Nie chciałabyś może pozwiedzać zamku?
W pierwszym odruchu miałam powiedzieć, że nie, przecież pracowałam w nim od dłuższego czasu i byłam już w wielu zakamarkach pałacu, ale uświadomiłam sobie, że to mógłby być dobry sposób, by dostać się do sypialni króla.
- Chętnie, ale pod warunkiem, że zabierzesz mnie do miejsc, gdzie jako służąca nie wolno mi wejść - postawiłam warunek.
- Oczywiście - powiedział i podał mi ramię, po czym wyszliśmy z jego komnaty.
Najpierw skierował nas w stronę skarbca, który mieścił się w północnym skrzydle.
- Naprawdę mnie tam zabierzesz? - zapytałam, kiedy stanęliśmy przed strażnikami i książę polecił im otworzyć skarbiec.
- Tak, chciałaś zobaczyć miejsca, gdzie nie możesz sama wejść, a skarbiec jest jednym z nim i nie wmawiaj mi, że nigdy nie chciałaś tam wejść.
Oczywiście, że chciałam, kto by chciał, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek będę miała taką okazję. Skarbiec okazała się dużo większy niż się spodziewałam. Wszędzie wokoło leżały poukładane jeden na drugim sztabki złota, przez co miało się wrażenie, że nawet powietrze ma złota poświatę. Lecz oprócz nich było tu też wiele brylantów, klejnotów i cała masa cennej biżuterii.
- Niesamowite - powiedziałam rozglądając się wokoło i jednocześnie bojąc się czegokolwiek dotknąć w obie, że coś zepsuje lub uszkodzę.
- To dla pani wasza wysokość - powiedział żartobliwie Peter, udając, że daje mi wielki klejnot w darze jak dla królowej.
- Nie jestem królową - powiedział ze śmiechem, biorąc klejnot do ręki by go zobaczyć i podziwiałam zafascynowana jak odbija się w nim światło.
- Teraz już jesteś - powiedział wkładając mi na głowę jedną z tiar z skarbca. Na chwilę odebrało mi mowę.
- Jaka piękna - powiedziałam widząc swoje odbicie w trzymanym w dłoni klejnocie.
- Ty jesteś dużo piękniejsza - powiedział patrząc na mnie, na co uśmiechnęłam się onieśmielona, czując jak ten komplement rozpływa się po całym moim ciele.
- Dziękuję, ty też jesteś niczego sobie.
- Niczego sobie - prychnął udając oburzonego.
- No dobra, jesteś dużo lepszy niż niczego sobie - powiedziałam rozbawiona.
- To brzmi nieco lepiej, ale wciąż nie tak jak bym chciał - powiedział bawiąc się rubinami jakby były zwykłymi klockami.
Pokusa, by zabrać chociaż jeden z klejnotów, była ogromna. Za jeden z tych kamieni, mogłabym w końcu poprawić jakość mojego życia i mojej rodziny na wiele lat, w końcu nie żyliśmy byśmy w nędzy. Mimo to, zdusiłam w sobie chęć zabrania klejnotów. Peter mi ufał przyprowadzając mnie tutaj, nie chciałam go zawieść i rozczarować.
- To gdzie teraz? Jest jakieś miejsce w zamku, które chciałbyś odwiedzić? - zapytał, kiedy wyszliśmy ze skarbca.
Poczułam, że to jest okazja, na którą czekałam.
- Zawsze mnie ciekawiło jak wyglądają komnaty króla - powiedziałam, licząc, że nie będzie niczego podejrzewał i tłumiąc w sobie gorzkie uczucie zdrady.
- Zatem do komnat króla! - zarządził Peter i poprowadził mnie w tamtą stronę, nie wykazując żadnych podejrzeń.
- Wolno nam tak po prostu tam wejść? - zapytałam.
- Nie jestem pewien, pewnie nie do końca, ale nikt nie musi wiedzieć, że tam byliśmy - puścił do mnie oczko, na znak, że to będzie nasz sekrecik.
Przemierzyliśmy kilka korytarzy i znaleźliśmy się pod drzwiami do pokojów jego wysokości. Stojący na straży strażnik, spojrzał się na nas podejrzliwie, ale w końcu nas wpuścił, najwyraźniej uznając, że nie możemy narobić szkód. Tak paradoksalne było, że strażnicy wpuszczali mnie prawie w każdy zakamarek zamku, mnie, która pomagała rebeliantom. Spiskowałam tuż pod samym nosem króla. Najciemniej pod latarnią.
Apartamentu króla były takie jakbym mogła się spodziewać, w tym samym stylu co jego gabinet. Ciemne surowe meble, grube dywany i żadnych zbędnych ozdób, tylko cała masa samych książek i dokumentów. Wiedziałam, że króla też mieszkała w tych apartamentach, w końcu byłą żoną króla, ale nie było tego widać, bo wystroju wnętrza, zdradzały to tylko poszczególne elementy takie jak kwiaty czy drobiazgi królowej, które znajdowały się w apartamentach.
Nie miałam pojęcia, gdzie mógłby schować dokumenty. Gdzie będąc królem, schowałabym obciążające mnie dokumenty?
- Mogę się tu rozejrzeć? - zapytałam Petera, wodząc wzrokiem po salonie.
- Jasne, zwiedzaj do woli - powiedział rozsiadając w fotelu z jedną z pozycji książkowych ojca.
Obeszłam najpierw salon, dyskretnie zerkając we wszystkie zakamarki, tak by książę niczego nie podejrzewał. Jednak na regale nie było nic oprócz samych książek, a obrazy były przykręcone do ściany, więc nie dało się nic za nimi ukryć. W bawialni i łazience również nic nie znalazłam, choć po łazience nie miałam zbyt wiele oczekiwań, ale musiałam sprawdzić.
W końcu została mi tylko sypialnia. Czułam jak z nerwów szybko bije mi serce. Jeśli tam nic nie znajdę, to będzie to koniec. Zawiodę i nie pomogę rebeliantom, a co za tym idzie, fabryka powstanie i będzie produkować ogrom zanieczyszczeń. Proszę, nich dokumenty ram będą, bardzo proszę.
Nie znałam nic w komodzie i garderobie, nawet przejrzałam popiół z kominka i jego wnętrze ścianki. Wewnątrz komina poczułam kawałek papieru. Poczułam jak nadzieja zaczyna we mnie kiełkować. Uradowana wyciągnąłam go, ale kiedy go rozłożyłam, okazało się, że był to tylko skrawek jakiegoś paragonu, który widocznie ktoś dał do palenia do kominka. Miałam wrażenie, że powietrze uciekło ze mnie jak z przebitego balonika.
Spojrzałam w stronę łóżka. Było one jedynym miejscem jakiego jeszcze nie przeszukałam. Podniosłam narzutę i zerknęłam pod mebel, ale oprócz kilku obłoczków kurzu, nic tam nie było. Mimo to włożyłam rękę pod łóżko, by wymacać szczebelki z materaca. Nie wiem czy miało to jakikolwiek sens, ale nie zamierzałam się poddać i badałam każdy skrawek ramy łóżka po kolei.
Nagle poczułam pod palcami coś innego, niż szczebelki i materac. Jakieś złożone kartki. Starałam sobie nie robić nadziei, ale czułam jak serce zaczyna mi szybciej pracować z ekscytacji. Wyciągnęłam spod łóżka złożone kartki. Trzęsącymi się rękami rozłożyłam je.
Przez chwilę myślałam, że przestanę oddychać, a świat stanął w miejscu, by zaraz potem ruszyć z ogromną prędkością. Patrzyłam z niedowierzaniem na kartki, które trzymałam w rękach. To były one, dokumenty o zanieczyszczeniach, które będzie produkować fabryka szkła. A wraz z nimi zaświadczenie, że król nie zamierza podjąć się ich zlikwidowania.
Trzymając te dokumenty czułam się jakby wygrała na loterii. Udało się znałam je. Nie do końca wierzyłam, że mi się uda, byłam pewna, że król mimo wszystko je zniszczył, by ukryć dowody i tylko się łudziłam, że je znajdę. A jednak były, znalazłam je.
- Tu jesteś - powiedział Peter, wchodząc do sypialni.
W ostatnim momencie udało się schować dokumenty pod fartuszek służącej.
- Co robisz na ziemi? - zapytał zdezorientowany.
- Zgubiłam spinkę, ale już ją mam - powiedział wstając z podłogi i modląc się w duchu bym nie wyglądałam na podejrzaną.
- To dobrze. Pooglądałaś komnaty?
- Tak, ciekawe zobaczyć jak mieszka monarcha - powiedziałam, a ze stresu zaciskałam ręce za dokumentach schowanych pod fartuszkiem.
- To chodź, chcę ci pokazać sekretny ogród - powiedział, a ja upewniając się tysiąc razy, że dobrze schowałam dokumenty pod fartuszkiem, poszłam z anim i pozwoliłam mu się oprowadzić po ogrodzie, gdzie były najpiękniejsze kwiaty jakie w życiu widziałam i po raz pierwszy udało mi się zobaczyć prawdziwego kolibra. Jednak nie potrafiłam się cieszyć widokiem, kiedy w fartuszku cały czas ciążyły mi dokumenty.
~~.~~
Król wrócił do pałacu następnego dnia. Po zamku nie rozniosła się afera o zagubionych dokumentach, więc prawdopodobnie nie zauważył ich braku. Nawet jeśli, to nikt raczej nie powiążą by mnie z zagubionymi dokumentami, król nawet nie wiedział, że byłam w jego komnatach pod jego nieobecność. Mimo to czułam się podenerwowana, mając świadomość, że w swoimi pokoju za lustrem ukrywam tak znaczące dokumenty i w każdym momencie, ktoś mógłby je znaleźć. Uspokój się, nakazałem sobie, nikt ich nie znajdzie, nikt cię nie podejrzewa, nawet książę.
Myłam właśnie jedną z zamkowych podłóg w korytarzu, kiedy usłyszałam dobiegającą zza rogu rozmowę. Wiedziałam po głosie, że jednym z rozmówców był Peter, ale do chwili rozpoznałam po głowie, że rozmawia, z własnym ojcem, z królem. Mimo że nie powinnam podsłuchiwać, nie potrafiłam się oprzeć ciekawości.
- Widzę, że bardzo zbliżyłeś się do lady Melanii - powiedział król, a w jego głosie słychać było pretensje i niezadowolenie.
- Zgadza się ojcze. Lubię, ją nawet bardzo. Jest urocza, miła i uwielbiam z nią rozmawiać, mam wrażenie, że mnie rozumie - bronił mnie Peter, a przez jego słowa przemawiała czułość, co sprawiło, że poczułam ciepło na sercu i moje uczucia do niego stały się jeszcze odrobinę silniejsze.
- Nie sądzisz, że ta intryga trwa już zbyt długo, synu?
Świadomość, że relacje między mną, a księciem zaczęły się od układu bym udała damę dworu, po ty by odciągnąć uwagę poddanych od spraw nieprzychylnych koronie, czasem wracała do mnie, wbijając szpilkę w moje serce i siejąc wątpliwości. Po głowie krąży mi też myśli czy moja obecność na dworze i owo oczarowanie księcia moją osobą, nie miało też odciągnąć ludzi od przyglądania się sprawą rebeliantów. Jednak po tym co działo się między mną, a Petrem, nie wierzyłam, by robił to wszystko tylko na pokaz, wtedy chciałby widywano mnie z nim głównie publiczne, a te wszystkie prywatne momenty jakie ze sobą dzieliliśmy, mówiły całkowicie co innego.
- Myślałem ojcze, by porzucić całą tą sprawę z intrygą, naprawdę polubiłem lady Melanie i takie wykorzystywanie jej...
- Nie zapominaj synu, że najważniejsze są sprawy korony! - król przerwał synowi i było słychać, że był zły, na co mimowolnie się wzdrygnęłam, bo w końcu sprawa dotyczyła mnie samej.
- Wiem ojcze, ale co księżniczki Violetty...
Księżniczka Violetta? Co Violetta miała do tego wszystkiego? Czułam się zdezorientowana, jakbym co mi umknęło i czegoś nie rozumiała.
...księżniczki Violetty, nie jestem pewny, czy ona jest tym z kimś, z kim chciałbyś spędzić resztę życia. Nie darzę jej głębokim uczuciem.
Nie ma znaczenia czy ją kochasz czy nie! Jest księżniczką, zatem jest dla ciebie najlepszą partią oraz najlepszym wyborem dla naszego kraju i twoim obowiązkiem jest ją poślubić.
Nic nie rozumiałam. Co miała Violetta wspólnego z sprawą ze mną?
- Nasz plan się powiódł - mówił dalej król. - Odkąd zacząłeś się interesować Melanią i udzielać jej względów, księżniczka Violetta, dla której do tej pory byłeś obojętny, bo była przekonana, że ma cię w garści, zaczęła o ciebie zabiegać. W końcu poczuła się zagrożona i zaczęło jej zależeć na małżeństwie z tobą, które było w planie od samego początku. Melania była tutaj tylko środkiem do celu, łatwo uwierzyła, że ma być odwróceniem uwagi od skandalu, kiedy tak naprawdę miała być pionkiem, który wzbudzi zazdrość w księżniczce Violettcie. I zadziałało. Musiał to być ktoś z niższych sfer, na przykład przypadkowa pokojówka, bo wykorzystanie prawdziwej damy dwory, przyciągnęło by za duży skandal. Ale Melania nie jest nam już teraz potrzebna, była tylko marionetką, ładną dziewuszką z zdolnościami tanecznymi, która miała czym się popisać na parkiecie i pozachwycać dwór, a co najważniejsze pchnąć Violettę do małżeństwa z tobą. Wszystko się udało. Zazdrosna o Melanie Violetta wyraziła chęć ożenku z tobą, zatem pokojóweczka nie jest nam już potrzebna. Masz się od niej odciąć synu i więcej z nią nie pokazywać, to by źle wyglądało, skoro ożenisz się z Violettą...
Nie słyszałam co król mówił dalej, ani co książę mu odpowiedział. Tak naprawdę nawet nie chciałam słyszeć, wiedziałam, że nie zniosłabym ani słowa więcej. Czułam się moje serce pękło. Ona nawet się nie złamało, po prostu pękło, pozostawiając po sobie wielką ziejącą dziurę rozpaczy i goryczy. Nie wiedziałam czy czuję smutek rozczarowanie i ból jednocześnie, czy pożerająca mnie pusta jest tak ogromna, że nie czuję nic.
Łzy spływały mi po twarzy i osunęłam się przy ścianie po ziemi. Zostałam wykorzystana. Byłam tylko jednym z wielu pionków w wielkim planie korony, wykorzystana do potrzeb monarchii. Audrey od początku powtarzał, że nie wolno im ufać, że arystokracja nigdy nie gra fair i tylko wykonuję słabszych. Miała całkowitą rację, a ja jej nie wierzyłam, wręcz broniłam księcia. Jaka byłam głupia, tak strasznie głupia.
Peter mnie okłamał, nigdy nie chodziło o odwrócenie mną uwagi od skandalu, miałam wywołać zazdrość w zagranicznej księżniczce, która nie wyrażała chęci do ożenku, a z którą jak widać pragnął się książę ożenić. Ja sama nic nie znaczyłam, byłam tylko przypadkową osobą wybraną z tłumu na potrzeby sprawy, tak naprawdę wcale się nie liczyłam. To wszystko co nas łączyło było farsą, grą, teatrzykiem na potrzeby innych spraw.
Kiedy zaczęłam sobie przypominać poszczególne sytuacje, zauważyłam, że książę faktycznie nigdy nie unikał względów księżniczki Violetty, co by robił jakby interesował się mną, chwilami wręcz przeciwnie, cieszył się uwagą jaką dawała mu księżniczka.
Nic dla niego nie znaczyłam, nigdy nie chodziło o mnie, na moim miejscu mogłaby być każda inna dziewczyna, a książę zachowywałby się tak samo, okazywałby jest takie same względu i zainteresowanie. Nawet nie umiałam już nazywać go w myślach po imieniu.
Czułam jak moim ciałem wstrząsa niemy szloch. Czułam się zraniona i okłamana, a to co bolało najbardziej to to jak bardzo książę mnie wykorzystał i zdradził. Myślałam, że to co nas łączy jest czymś poważniejszym, że on czuję to samo co ja. Jak widać srogo się przeliczyłam i teraz będę płacić za swoje błędy. Miejsce gdzie kiedyś było serce przepełnione uczuciem do księcia, teraz ziało pustką, a szloch odbierał mi powietrze w płucach. Miałam uczucie, że świat usuwa mi się spod stóp, wszystko nagle traci sens i nie jest takie jak powinno być.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro