Rozdział 22
Otacza mnie cisza, w jeziorze jest nad wyraz spokojnie i nic nie słychać. Nie widzę pod wodą światła księżyca, otacza mnie złowroga ciemność. Czuję jak moja suknia i futro nasiąka wodą i ciągną mnie w dół jeziora, a ja młócę nogami próbując płynąć ku górze, ale już nie wiem gdzie jest góra, zresztą ogromny materiału sukni, krępują każdy mój ruch. Czuje jak lodowata woda atakuje moją skórę jak tysiące igieł zadających mi ból. Płuca mi płoną z zimna i braku tlenu, domagają się powietrzna, którego tak rozpaczliwie pragnę, ale go nie mam.
Czuję jak zaczynam przegrywać walkę z jeziorem, jak moje ciało zaczyna się poddawać mimo moich walk, jak bezwładnie zaczyna opadać na dno jeziora.
Wtedy wodę burzy gwałtowny ruch, a moje bezwładne, zmarznięte ciało, chwytają dwie silne dłonie i czuję jak mój gorset i moja suknia są rozrywane. Uwolniona masy ciągnącego mnie w dół materiału sukni, czuje się lekka i nie tonę tak gwałtownie. Te dwie ręce, chwytają mnie mocno oraz pewnie i ciągną ku górze, ku powierzchni, ku powietrzu, ku ratunku. Wtedy nagle wyłaniamy się na lądzie, a ja zaczynam gwałtownie kaszleć, próbując zaczerpnąć tchu i pluję wodą. Moje charczenie w końcu zamienia się w miarowy, urywany oddech.
- Nic ci nie jest? - słyszę zatroskany głos księcia i patrzę w jego kierunku.
I zamieram. Książę nie licząc bielizny jest nagi. Przed wskoczeniem do jeziora musiał ściągać swoje ubrania by i jego nieb pociągnęły w dół tak jak moje suknia mnie. Moja suknia. Nie mam na sobie już mojej sukni, została rozdarta w jeziorze i tam została. Patrzę na siebie w popłochu. Na szczęściu ostała się ma mnie moja halka, ale mokra przylegała do skóry tak bardzo, że nie zostawiała wyobraźni pola do manewru. Czuje jak moje policzki pokrywa mi rumieniec wstydu.
Zmuszam się jednocześnie by nie spoglądać na Petera, by nie przyglądać się jego nagiemu ciału, które widziałam przez tą chwilę, ale w moim umyśle już wyrył się obraz mięśni jego nóg, jego dobrze umięśnionego brzucha i silnych rąk, a nawet oczami wyobraźni widzę ten pasek włosów biegnący ku jego bieliźnie, która jego jedyna się na nim ostała.
Nie trwało długo zanim Peter ubrał się z powrotem w swoje ubrania, przestając wystawiać moją silną wolę na próbę, ale został tylko koszuli, nie ubierając marynarki, z którą teraz podszedł ostrożnie do mnie.
- Ubierz ją na siebie - powiedział z troską, podając mi ową marynarkę odwracając wzrok w drugą stronę, by nie patrzeć na moje prawie nagie ciało. Byłam mu wdzięczna za tą odrobinę prywatności
Ubrałam na siebie marynarkę, która okazała się tak długa, że sięgała mi do kolan i otuliłam się nią ciasno, więc zasłoniła mnie całą.
- Teraz to już nie zwrócimy hrabinie jej futra - oznajmiał Peter siląc się na żart, patrząc na futro, które szło na dno jeziora, ale żadnego z nas ten żart nie rozbawiał. - Naprawdę musimy wrócić już do zamku.
Ruszyliśmy mokrzy i zmarznięci przez zagajnik w stronę pałacu. Kiedy udało nam się niepostrzeżenie dostać do zamku bocznymi drzwiami, zostawiliśmy za sobą mokre ślady na marmurowej podłodze. Miałam nadzieję, że służba nie będzie się rano zbyt długo zastanawiać nad ich pochodzeniem.
- Tędy nie idzie się do mojego pokoju - zauważyłam, kiedy książę prowadził mnie w stronę królewskiego skrzydła.
- Zamierzasz przemoczona do suchej nitki, bez sukni i w męskiej marynarce wracać do swojej kwatery, która jest na ostatnim piętrze? Na pewno uda ci się to zrobić niepostrzeżenie oraz bez wzbudzenia plotek i sensacji - powiedział kpiąco, ignorując moje protesty.
Naburmuszyłam się odrobinę, ale końcowo pozwoliłam mu zaprowadzić się dokąd uznał za słuszne. Przemierzaliśmy ostrożnie korytarze zamku, licząc, że na nikogo się nie napotkamy. Była już późna godzina, więc na nasze szczęście, w zamku było pusto. Skręcaliśmy właśnie za kolejny róg, mogła się w duchu, żeby nikogo tam nie było, kiedy za zakrętu wpadła na nas jakaś postać. Osoba, którą nas o mało nie staranowała, wydała z siebie zduszony, zaskoczony okrzyk, a mnie książę w ostatnim momencie złapał, bym nie wylądowała jak długa na podłodze.
Podniosłam wzrok, kiedy serce biło mi jak oszalałe, by zobaczyć, kto został świadkiem naszej nieciekawie i dwuznacznie wyglądającej przygody. Przed nami, wytrząsając oczy i łapiąc się za głowę stała ochmistrzyni. Dokładnie ta sama ochmistrzyni, która tak bardzo mnie nie cierpiała.
- No wszystkich bogów, co tu się dzieje?! - zawołała spanikowana ochmistrzyni mierząc na oboje rozbieganym wzrokiem, jakby sama nie wiedziała na którą część żałosnego obrazka jaki przedstawiliśmy, patrzeć.
- To nie tak jak wygląda... - zaczął nieporadnie książę, ale nawet w moich uszach nie brzmiał przekonująco.
- Co za różnica jak to było, ważne jest to jak to wygląda! - wybuchła ochmistrzyni i widziałam, że jest wściekła. - Jesteś księciem na litość boską - zwróciła się do Petera. - Nie możesz zadawać się po nocy z prawie nagimi panami, jak to wpłynie na twoją reputację? Cały kraj na ciebie patrzy! Masz być przykładem, nikt nie weźmie na poważnie księcia, który romansuje z kim popadnie - Peter jakby skupił się pod jej słowami. - A ty - spojrzała oskarżycielsko na mnie i najpewniej jakby umiała zabijać wzrokiem, już bym nie żyła. - A ty też powinnaś mieć na uwadze swoją reputację. Żaden szanujący się kawaler nie będzie chciał za żonę panny, która nie jest już panną. Nikt nie zechce używanego towaru. Za księcia zawsze będzie chciała wyjść jakaś arystokratka , jest w końcu księciem. Ale ty? Ty będziesz skończona w kręgach arystokracji jeśli zostaniesz przyłapana na takim skandalu.
Skurczyłam się pod natłokiem jej słów, ale miała rację. Zapomniałam, że nie jestem już tylko zwykłą pokojówką na której poczynania nikt nie zwraca uwagi i może robić co zechce. Teraz coraz bardziej przenikałam w świat arystokracji, może ta farsa wyda się na tyle prawdziwa, że zostanę w tym świecie na stałe, a to oznaczało, że muszę zacząć stosować się do panujących w nim reguł.
- Zejdźcie mi natychmiast z oczu i żeby to się nigdy nie powtórzyło! - byłam pewne, że jeśli ochmistrzyni miała by teraz przy sobie swoją nieodłączną szmatę, którą często dostawałam po głowie, strofowała by nią nas oboje.
Przemknęliśmy korytarzem najszybciej jak się dało, by zniknąć z oczu ochmistrzyni zanim zmieni zdanie i jednak czymś nas uderzy. Na nasze szczęście ochmistrzyni była jedyną osobą, którą spotkaliśmy tej nocy. Resztę drogi udało nam się pokonać będąc niezauważonym przez innych. Książę otworzył drzwi komnaty i wciągnął nas oboje do jej środka.
W pomieszczeniu było ciemno, więc widziałam tylko zarysy mebli, nie potrafiąc dostrzec nic więcej, ale i tak rozpoznałam gdzie się znajdujemy.
- Ale to twoja komnata - zauważyłam mało odkrywczo.
- Zgadza się, stwierdziłem, że w obecnej sytuacji będzie to najlepsze rozwiązanie by nikt nas nie zobaczył. Nikt do mnie nie zagląda bez uprzedzenia - Peter zapalił jedną ze świec, oświetlając pomieszczenie.
- Nie powinno mnie tu być - wydukałam, a ostre słowa ochmistrzyni wciąż dzwoniły mi w głowie.
- Tej nocy stało się dużo rzeczy, których nie powinno, myślę, że jedna więcej niewiele zmieni - to mówiąc podszedł do swojej szafy i wrócił do mnie z suchymi ubraniami. - Twój widok w mojej marynarce, kiedy niewiele więcej poza nią masz na sobie, jest rozczulający, ale lepiej byś ubrała się w końcu w coś suchego.
Poczułam jak płoną mi policzki na jego słowa, więc unikając jego wzroku, wzięłam od niego ubrania i ruszyłam w stronę łazienki by się przebrać. Zanim weszłam do łazienki, zerknęłam jeszcze na niego przez ramię i zobaczyłam, że on również mi się przygląda, a w jego oczach widziałam żar, najpewniej spowodowany myślami o tym jak wyglądałam pod jego marynarką. Przez chwilę pomyślałam co by się stało jakby ściągnęła teraz marynarkę i pozwoliła mu się zobaczyć w mojej prześwitującej halce, ale szybko odgoniłam od sobie tą myśl i zniknęłam w łazience.
Poczułam ulgę, kiedy wytarłam się mięciutkim ręcznikiem i ubrałam suche ubrania. Miałam na sobie zdecydowanie za duży na mnie dres księcia, w którym tonęłam. Jednak jakimś cudem stwierdziłam, że jest to jedno z najprzyjemniejszych ubrań jakie ostatnio miałam na sobie i czuję się w nim nad wyraz dobrze i to wcale nie dlatego, że materiał przesiąkł zapachem księcia.
Kiedy wróciłam do komnaty, książę też był ubrany już w suche ubrania i ścielił łóżko do spania.
- Możesz dzisiaj zostać na noc tutaj - powiedział, a ja zastanawiałam się czy powiedział to dlatego, że chciał bym została czy z myślą bym nie szwendała się w nocy po zamku w męskim ubraniu. A może z obu tych powodów?
Przystałam na jego propozycję, bo nie chciałam teraz wracać do swojej klitki, gdzie zostałabym sama i zmarznięta. Może były to egoistyczne pobudki dla których zostałam, ale jak książę powiedział, jednak nieodpowiednia decyzja więcej tej nocy nie wiele zmieni. Zatem postanowiłam zostać.
Kiedy położyłam się na łóżku, poczułam jak tonę w materacu między poduszkami, czując się jakbym leżała na chmurce. Już wiedziałam, że tej nocy zasnę od razu. Książę pozostał dżentelmen i mimo, że leżeliśmy w jednym łóżku, położył się na jego drugim końcu, nie dotykając mnie. Etykieta zakazywała byśmy spali razem choćby w jednym pomieszczeniu, dlatego książę dał mi chociaż przynajmniej namiastkę dystansu, leżąc z zachowaniem ode mnie odległości.
W nocy znów nawiedziły mnie koszmary i mimo wygodnego łóżka i tony pierzyn i poduszek, zaczęłam się rzucać przez sen, dręczona złymi snami. Wtedy poczułam jak silne ramię otacza mnie w tali i przyciąga do muskularnego ciała, zamykając w objęciach. To sprawiło, że poczułam się bezpiecznie, rozluźniając się, a koszmary odeszły.
~~.~~
W kolejnych nocach jednak sen nie nadchodził tak łatwo jak wtedy w komnatach księcia. Długo leżałam w łóżku rzucając się z boku na bok, nie potrafię zasnąć. W mojej głowie cały czas tłukły się słowa Violetty o fabryce szkła i nie dawało mi to spokoju. Nurtowało mnie co sugerowały jej słowa. Dlaczego uważała, że fabryka szkła nie powstanie? Odkąd dowiedziałam się o szkodliwych wpływach działa fabryki też byłam przeciwko niej, ale o co chodziło Violecie? Co ona wiedziała? Nie potrafiłam zostawić w spokoju sprawy fabryki szkła, nie dawała mi ona spokoju.
W końcu wiedziałam, że już nie zasnę. Ubrałam szlafrok oraz pantofle i wyjrzałam ostrożnie z pokoju. Było już późno, większość zamku spała, dlatego na korytarzu było pusto, tylko kilka świec w lampach co kilka metrów blado oświetlając korytarz. Wyszłam po cichu z pokoju i ruszyłam ku schodom, starając się chodzić bezgłośnie i być niezauważoną. Parę pięter niżej i kilka korytarzy dalej, stanęłam przed drzwiami komnaty, która mnie interesowała.
Zapukałam cicho do drzwi, mają nadzieję, że jeszcze nie śpi. Odczekałam kilka chwil i kiedy już myślałam, że będę musiała wrócić do swojego pokoju, usłyszałam ciche kroki. Po chwili dotarł do mnie dźwięk przekręcanego zamka i drzwi się lekko uchyliły.
- Co ty tu robisz? - syknęła na mnie niezadowolona Violetta.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziałam patrząc na nią poważnie.
- I naprawdę wybrałaś sobie na to środek nocy? - Violetta była widocznie rozdrażniona i cudem było, że jeszcze nie zamknęła mi drzwi przed nosem.
- Tak - odpowiedziałam. - Jeśli nie masz nic przeciwko - dodałam szybko po chwili, by jednak brzmieć na uprzejmą.
Patrzyła na mnie przez chwilę ewidentnie się wąchając czy jednak nie kazać mi spadać, ale w końcu otworzyła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka. Jej komnata była duża i przestronna z wielkimi oknami wychodzącymi na ogród. W pomieszczeniu paliło się tylko kilka świec rzucając pomarańczowy blask i cienie na białe zdobione meble i olbrzymie nad wyraz wysokie łóżko z baldachimem.
Violetta stanęła przede mną krzyżując ramiona na piersi i otulając się ciaśniej satynowym szlafrokiem, który miała na sobie.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytała opryskliwie, nie ukrywając swojej niechęci do mnie. Nawet jakby na co dzień mnie lubiła, to mało kto byłby zachwycony niespodziewaną wizytą w środku nocy.
- Dlaczego uważasz, że budowana fabryki szkła nie dojdzie do skutku? - wypaliłam od razu bez zbędnych wstępów.
Violetta roześmiała się śmiechem, który słabo się miał do wesołości.
- Naprawdę myślisz, że ci powiem coś takiego, byś poleciała od razu z tym do księcia i nakablowała co wiesz? - w jej głosie było słychać pogardę.
- Książę raczej nie będzie chciał więcej ze mną rozmawiać na temat fabryki szkła. Nie jestem za jej budową i wiem, że ty też nie, ale nie wiem dlaczego uważasz, że ona nie zostanie zbudowana.
- Dlaczego jesteś przeciwna jej zbudowaniu? - ten aspekt ewidentnie zainteresował Violettę.
- Bo wiem, że będzie produkować olbrzymie ilości zanieczyszczeń, które nie będą likwidowane, tylko odprowadzane do rzek.
- Skąd to wiesz? - patrzała na mnie ze zmarszczonymi brwiami, najwyraźniej nad czymś intensywnie myśląc.
Wahałam się przez chwilę ile mogę jej powiedzieć, czując się przyłapana. Nie lubiłyśmy, nawet wręcz rywalizowałyśmy o serce księcia, ale jeśli ja nie podzielę się z nią żadnymi informacjami, ona zapewne nie będzie chciała mi nic powiedzieć.
- Przypadkiem podsłuchałam jak król rozmawiał o tym z doradcą - powiedziałam w końcu, pomijając fakt, że byłam wtedy w gabinecie króla i rozmowa była ściśle tajna. - A ty co o niej wiesz?
- Wiem, że rebeliantom szczególnie zależy na niedopuszczeniu do jej budowy dokładnie z tych samych powodów co powiedziałaś. Jakimś cudem ta pilnie strzeżona informacja, która mogłaby mocno oczernić króla, przedostała się do rebeliantów, którzy próbują zapobiec budowie.
- Jak ta informacja do nich dotarła? - zbyt wiele myśli na raz kotłowała mi się w głowie. Rebelianci i fabryka szkła?
- Prawdopodobnie mają w zamku szpiega, co w sumie jest dość logicznym i skutecznym posunięciem - odpowiedziała lekceważąco, jakby to było oczywiste i normalne.
- I ty też jesteś rebeliantem, że jesteś przeciwko budowy fabryki?
Violetta znów się zaśmiała.
- Nie, nie jestem rebeliantem i radziła bym ci nawet tak nie sugerować, bo każda aluzja, że ktoś jest przeciwko władzy może być fatalna w skutkach, a ja nie potrzebuję problemów przez kogoś takiego jak ty. Mi po prostu zaniechanie budowy fabryki szkła jest na rękę, patrząc na fakt, że lord Nathaniel jest wytwórcą szkła i skapitulował by przez fabrykę, więc po prostu się cieszę, że rebelianci próbują niedospuścić do jej powstania.
Pokiwałam powoli ze zrozumieniem głowa, próbując poukładać sobie to wszystko. Czyli rebelianci wiedzieli, że fabryka będzie produkować zanieczyszczenia, których król nie planuje zlikwidować, dlatego ostatnio zamieszek jest dużo więcej, rebelianci są coraz bardziej widoczni, bo chcą nie doprowadzić do powstania fabryki.
Nie bardzo wiedziałam jak to się stało, że jeszcze kilka godzin temu czułam niepokój i strach na myśl o rebeliantach, a teraz w sumie popierałam to co robili.
- Dzięki Violetto, spokojnej nocy powiedziałam i odwróciłam się do wyjścia. Dziewczyna milczała nie mówić niż więcej.
Już miałam wyjść z jej pokoju, kiedy jeszcze jedna rzecz nasunęła mi się na myśl.
- Violetto dlaczego w ogóle nie śpisz o takiej godzinie? - zapytałam odwracając się z powrotem w jej stronę.
Violetta uśmiechnęła się tajemniczo pod nosem.
- Czekam na lorda Nathaniela - powiedziała, a jej ton nagle stał się z ostrego nad wyraz miły.
Bez zbędnych pytań ruszyłam w stronę swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro