Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Po pierwszym zachwycie bywania na balach i uroczystych królewskich przyjęciach, mój entuzjazm do takich imprez opadł, kiedy okazało się, że są one znacznie częstsze niż mi się wydawało oraz znacznie bardziej wyczerpujące i żmudne. Niektóre przyjęcia były wręcz nudne i czułam się na nich jak ładnie ubrana lalka, która ma się uśmiechać do gości u boku księcia. I tak też robiłam, a w te najgorsze imprezy przypomniałam sobie o kilku zerach podwyżki jaka ostatnio dostałam, zapewne za sprawą księcia za mój udział w uroczystości.

Akurat tego wieczoru byłam na jednej z tych nudniejszych i ciągnących się w nieskończoność przyjęciu. Miał to być wieczorek poezji, ale na podwyższeniu cały wieczór stała tylko jedna artystka, a jej poezję można było najlepiej określić jako słabą. Uśmiechałam się grzecznie do gości, zastawiając się, kiedy będę mogła się wymknąć niezauważona.

- Z twojej miny wniosku, że myślisz o występie tej artystki to samo co ja - powiedziała do mnie stojącą obok Eleonora, a słowa "artystka" wypowiedziała z lekkim sarkazmem.

Uśmiechnęłam się nieco pod nosem, ciesząc się, że nie tylko ja uważałam kunszt obecnej artystki za lekko denny.

- Ten wieczór jest nad wyraz dłużący - przyznałam.

Samo to przyjęcie mnie zaskoczyło, bo powiadomiono mnie o nim dopiero kilka godzin temu, jakby sama uroczystość została zorganizowana jakby na ostatnią chwilę, co by może tłumaczyło poziom naszej dzisiejszej artystki.

- Jeszcze rano nie wiedziałam, że dziś odbędzie się jakiekolwiek spotkanie towarzyskie - przyznałam popijając różowego drinka, którego dostałam od jednego z kelnerów. Normalnie starałam się nie pić na królewskich imprezach, ale stwierdziłam, że inaczej ten wieczór będzie trudny do przetrwania.

- Bo to dlatego, że nawet król tego nie wiedział - powiedziała Eleonora, popijać takiego samego drinka jak ja, ale z innym kolorem parasolki.

- Nie rozumiem - przyznałam lekko skonfisustowana całokształtem sytuacji.

- Dziś nastąpiły nowe zamieszki buntowników w mieście - przyznała z westchnieniem moja towarzyszka, jakby ten temat nie był zbyt przyjemny do omawiania.

- Zamieszki? - zamarłam z kieliszkiem drinka w połowie drogi do ust, odwracając się gwałtownie w jej stronę.

- Rebelianci znów podburzyli mieszkańców i ci wyszli na ulice protestować.

- Protestować? - powtarzam za nią jak głupia, ale byłam zbyt zszokowana by przyswajać nowe informacje, które mi serwowała. Sama nic nie słyszałam, byłam ostatnio tak zajęta prowadzeniem podwójnego życia jako pokojówka i dama dworu, że nie miałam czasu na słuchanie plotek w kuchni. Ale fakt, że rebelianci znów dają o sobie znać mnie niepokoił.

- Zgadza się droga damo. - Do naszej konwersacji włączał się lord Nathaniel, ten który jak wiedziałam romansował z księżniczką Violettą. Do tej pory byłam zszokowana, że ich sekret wciąż się nie wydał.

Patrzyłam to na Eleonore, to na lorda czując się zagubiona. Lord Nathaniel widząc moje zdezorientowanie, wytłumaczył mi sytuacje:

- Król podniósł podatki co oczywiście nie spodobało się większości mieszkańcom królestwa, co rebelianci postanowili wykorzystać i podburzyli tłum do protestu, który wyszedł dziś na ulice protestować. By arystokracja nie przyłączyła się do tego buntu, albo raczej żeby nie zaczęła się nim interesować, król urządził oto to spotkania dla odwrócenia ich uwagi. Sprytny patent, ale dość klasyczny.

- Ale dlaczego król podniósł podatki? Na co pójdą pieniądze z nowego podatku? - zapytałam dociekając sedna sprawy.

- A kto tam wie. W sumie co za różnica - skomentował obojętnie lord Nathaniel, jakby nie zainteresowany tą sprawą.

Domyślałam się, że dla arystokracji i takich osób jak Eleonora i lord podniesie podatków nie robiło im różnicy przy ogromnym majątkiem, który posiadali i bez wyrzutów sumienia trwonili. Ale moja rodzina od pewnego czasu była biedna i doskonale rozumiałam tych wszystkich biedniejszych mieszkańców, którzy walczyli o każdy grosz, a podniesienie podatków, nawet minimalne, może być nie lada problemem.

Zadumałam się nad tą sprawą i poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku na myśl, że król próbował to dodatkowo zatuszować przed arystokracją wydając przyjęcie, by nie odwrócili się od niego, wciąż popierając jego rządy. Bo czy jest coś wspanialszego niż kolejne zaproszenie na królewskie przyjęcie? Pewnie wielu się na to skusiło, patrząc na ilość obecnych gości na przyjęciu.

Lord Nathaniel zaprosił Eleonore do tańca, więc zostałam sama z moim drinkiem, a raczej kolejnym z nich. Starałam się pilność ilości jaką piję, bo po tym jak odstawiłam żenującą scenę przed parą królewską będąc podpita, to za wszelką cenę chciałam uniknąć podobnych sytuacji. Do dziś skręcało mnie w żołądku ze wstydu na wspomnienie tamtego wieczoru. Byłam wdzięczna, że Peter nie zganił mnie za tamto zachowanie, choć zapewne powinien.

- Widzę, że słabo się bawisz - usłyszałam przy swoim uchu szept i przeszedł mnie dreszcz, kiedy zorientowałam się, że ten szept należy do Petera.

- A ty bawisz się dobrze? - zapytałam upijając łyka drinka, walcząc z pokusą by spojrzeć na niego przez ramię.

- Nie bardzo, zatem myślę, że możemy się stąd urwać - jego głos łaskotał mnie w płatek ucha i zagryzłam wargę by nie zacząć się szczerzyć na jego propozycje.

- Myślisz, że nam wypada?

- Najpewniej nie, ale jeśli wymkniemy się szybko nikt nas nie zauważy.

Zaśmiałam się pod nosem na tok jego rozumowania. O dziwo, całkiem mi się podobał.

- Zatem niech będzie - dopiłam mojego drinka i poczułam jak lekko zaszumiało mi w głowie od zbyt dużej ilości alkoholu na raz. Od zawsze miałam słabą głowę do alkoholu i ostatnio boleśnie się o tym przekonywałam.

Książę złapała mnie za rękę i rozglądając się dyskretnie wokoło, patrząc czy nikt nas nie obserwuje, pociągnął mnie w stronę jednych z bocznych drzwi. Zaśmiałam się jak dziecko, kiedy uciekaliśmy się z przyjęcia. Pewnie nikt nie ośmieliłby się zganić księcia, ale i tak czułam dreszcz emocji na myśl co właśnie robimy. Książę zaprowadził mnie do szatni dla gości i wziął jedno z drogich futer, którejś z arystokratek i zarzucił mi na ramiona.

- Ale to nie moje futro - zauważyłam. - I gdzie idziemy, że musimy się ubrać? Jest już późno, to dobry pomysł? - powiedziałam, patrząc przez okno na ciemność nocy.

- Zobaczysz, że tak. O futro się nie martw, wrócimy i je oddamy - powiedział konspiracyjnie książę i pociągnął mnie w stronę bocznych drzwi pałacowych, prowadzących do zagajnika za zamkiem.

Wyszliśmy na dwór i kiedy zwiał wiatr, poczułam się wdzięczna za futro, które dał mi Peter. Ruszyliśmy ogrodowymi alejkami. Nie wiedziałam gdzie książę mnie prowadzi, podczas mojego pobytu w zamku, nie zapuszczałam się do zagajnika, ale pozwoliłam mu się prowadzić przez ciemność nocy w nieznane, idąc ostrożnie by nie skręcić sobie kostki w wysokich butach. Może i szpilki dodają kobiecie majestatu, ale to definitywnie narzędzie tortur.

Po jakimś czasie zeszliśmy z ścieżki, wchodząc na trawę, a Peter ciągnął mnie w stronę drzew.

- Zaczynam się martwić, że chcesz mnie zaciągnąć do lasu i mnie zabić. Jak nie chcesz bym dalej odgrywała damę dworu, to po prostu powiedz, nie musisz mnie zabijać - powiedziałam tylko pół żartem, patrząc pod nogi, bo istniało ryzyko, że sama się zabije na nierównym gruncie, zanim zrobi to książę. Z moją niezdarnością potrafiłabym potknąć się o głaz, przewrócić się i skręcić sobie kark. Nikt by się nie zdziwił takim rozwojem wypadków.

- Nie chcę się zabić - zaśmiał się książę, a w mojej klatce piersiowej rozeszło się ciepło na dźwięk jego śmiechu. - W zagajniku królewski leśnik ma chatkę i akurat wziął wolne, więc przez kilka dnia chatka stoi pusta, więc pomyślałem, że ci ją pokaże.

- Och, to urocze - powiedziałam, a na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, kiedy wyobraziłam sobie naszą dwójkę w uroczej leśnej chatce.

W końcu na horyzoncie pojawiał się ciemny kształt, który z czasem okazał się wspomnianą chatką. Westchnęłam z ulgą, kiedy dotarliśmy do jej drzwi, bo bolały mnie stopy i okazało się, że majestatyczne futro bardziej wygląda na ciepłe niż fizycznie grzało. Zapewne miało pełnić tylko funkcję ozdobną, a nie grzewczą.

Peter otworzył drzwi kluczami schowanymi pod doniczką, która stała obok drzwi i weszliśmy do środka.

Wnętrze spowijał mrok, ale po chwili książę zapalił lampkę gazową, więc chatkę rozświetliła przyjemna poświata, ujawniając jej wystrój. Pomieszczenie było niewielkie, centralnym punktem był ogromny kamienny kominek, do którego właśnie podchodził Peter, by w nim zapalić. Już po chwili chatkę ogrzewały i rozświetlały płomienie. Usiadłam na grubym futrze, chyba niedźwiedzim, przed ogniem i przyjrzałam się dokładnie wnętrzu. Była to typowa chatka leśnika, pełna futer, czaszek zwierząt, strzelb i prawie cała zbudowana z drewna. Mimo to miałam swój cudowny klimat, tak różnych od pełnego przepych zamku, że od razu polubiłam to miejsce.

Książę wziął ode mnie futro najpewniej jakieś hrabiny, które miałam na sobie, bo siedząc przy ogniu już go nie potrzebowałam. Wolałam dać się ogrzać płomieniom kominka. Peter jeszcze przez chwile krzątał się po wnętrzu chatki, po czym usiadł obok mnie z jakąś butelką.

- Pewnie nie jest to tak wykwintne jak królewski szampan, ale nic innego tutaj nie ma - powiedział, pokazując mi butelkę z alkoholem, jak podejrzewałam z jakimś bimbrem, która sądząc po kurzu na butelce, stała tu od jakiegoś czasu.

- Myślę, że się nada - stwierdziłam, biorąc od niego butelkę i upijając łyk. - Fujjjj jakie to gorzkie - skrzywiłam się, oddając butelkę rozbawionym księciu, który napił się bez min odrazy, które ja zrobiłam.

- Wypijesz więcej to przestanie tak palić - powiedział, a ja już czułam rozchodzące się w moim żołądku ciepło. Nie byliśmy już na balu, gdzie trzeba było zachować się przyzwoicie, więc nie widziałam przeciwwskazań do napicia się nieco większej ilości alkoholu.

Podawaliśmy sobie butelkę z rąk do rąk, a Peter opowiadał mi historie ze swojego dzieciństwa, kiedy był małym chłopcem i zakradał się do chatki leśnika, kiedy chciał uciec przed lekcjami etykiety. Leśnik nigdy go nie wydał, więc tak oto stali się kompanami i leśnik pozwala mu przebywać w jego chatce, kiedy zechce.

Nawet nie wiem w którym momencie odkryłam, że książę siedzi bliżej mnie niż siedział wcześniej, ale już lekko przymulona alkoholem stwierdziłam, że mi to nie przeszkadza, lecz wręcz przeciwnie, pragnęłam żeby przysunął się jeszcze bliżej. Zatem sama przysunęłam się odrobinę bliżej niego, bardziej odważna po bimbrze, który zaczynał brać mnie w swoje władanie.

- No i wtedy ja byłem schowany w szafie leśnika, a w progu chatki stał mój wkurzony ojciec, czyli król i domagał się od leśnika informacji gdzie jestem, a ten milczał jak zaklęty - książę właśnie opowiadał kolejną zabawną historyjkę z swojego dzieciństwa, a ja nie mogą wytrzymać z rozbawienia, zaśmiałam się głośno i szczerze.

Alkohol sprawiał, że pod wpływem gwałtownego wybuchu śmiechu, świat mi się nieco zakręcił i straciłam równowagę i zaczęłam się przerwać. Sapnęłam zaskoczona, kiedy świat lekko się przechylił, ale mój upadek, nie trwał długo, bo wylądowałam w ramionach księcia.

- Gdzie tak lecisz? Na mnie? - zapytał rozbawiony, łapiąc mnie w swoje objęcia i przyciągając bliżej siebie. - Muszę cię mocno trzymać byś znów mi gdzieś nie poleciała.

Poczułam jak ramiona księcia zaciskają się na moim ciele. Przez chwile spięłam się pod wpływem tego nieoczekiwanego dotyku, ale już po chwili mojego ciało się rozluźniła, lgnąc do jego ciała i kontaktu z nim. Ramiona księcia były masywne i mocne, jakby naprawdę nie zamierzał mnie już nigdy puścić i nie miałabym nic przeciwko zostać w tym uścisku na dłużej. Alkoholowe upojenie sprawiało, że wizja już nigdy nie opuszczania jego ramion wydawała się moim najlepszym życiowym pomysłem.

Miałam wrażenie, że moje ciało idealnie dopasowywane się do jego ciała, a jego dłonie zaczęły powoli kręcić kółeczka na moich biodrach, wciąż okrytych tonem materiału z sukni. Mimo, że nie dotykał bezpośrednio mojej skóry, poczułam jak ten niewinny dotyk rozbudza moje nerwy. Nie myślałam jasno i trzeźwo, ale zapragnęłam by mnie dotykał, by nie przestawał. Ginger chyba podpowiadał księciu podobne myśli, bo jego ręka zsunęła się delikatnie na moją kostkę, jeden z niewielu elementów mojego ciała, którego nie zasłaniały tony tiulu i halek z sukni.

Ogień rozpalił każdy mój nerw, kiedy poczułam dotyk jego palców na swoim ciele, kiedy zaczął delikatnie sunąc palcami po mojej kostce. Mogłabym przysiąc, że mój oddech nie znacznie przyspieszył, tak samo jak jego. Jego palce przesunęły się nieco wyżej, sunąć po mojej łydce, a ja byłam pewna, że moje serce zaraz eksploduje z emocji, a w moim podbrzuszu pojawiało się podejrzane ciepło. Wiedziałam, że jeśli nie przestanie mnie dotykać, to najpewniej stracę zmysły. Te delikatnie muśnięcia jego palców na mojej skórze sprawiły, że pragnęłam ich bardziej niż powietrza, które teraz opornie wtaczało się do moich płuc.

- Musimy wracać zanim ktoś zauważy naszą nieobecność - powiedział mi cicho do ucha książę, a mnie przeszedł kolejny dreszcz, kiedy poczułam na płatku ucha jego ciepły, przyspieszony oddech. Jego palce, wciąż dotykały mojej skóry, jakby jego słowa nie były zgodne z jego gestami. - Przebywanie tutaj bez przyzwoitki i tak jest małym skandalem.

- Od kiedy ty się przejmujesz przyzwoitkami? Do tej pory nie miałeś oporów nachodzić mnie na osobności - mój głos okazał się zaskakująco łamliwy i urywany.

- Od kiedy pragnę dbać o twoją reputację przykładnej damy dworu. No i o swoją też przy okazji. Co innego jak pokazujemy się razem na oficjalnych galach, a kiedy bywamy razem sami po kątach.

- Przestań gadać głupoty, oboje wiemy, że słabo nas ten temat obchodzi - odparłam, ale moje myśli wciąż były skupione na jego dłoni pod moją suknią na mojej łydce.

Książę się zaśmiał chrapliwie i widziałam, że tym przyznała mi racje.

- Zgodzę się z tobą, ale musimy bardziej uważać na nasze schadzki, nikt nie może nas przyłapać na czymś nieodpowiednim.

Najpewniej miła na myśli, że to co się właśnie działo w chatce na skórach przed ogniem nie było odpowiednie. Książę, przyszły król, nie powinien się z nikim w ten sposób spoufalać, a już zdecydowanie nie z pokojówką, która tylko udawała damę dworu.

Poczułam delikatne muśnięcie jego warg za moim uchem, na co westchnęłam z rozkoszy, ale po chwili zniknęły jego usta jak i jego dłonie, a on sam się odsunął. To sprawiło, że oprzytomniałam i zeszłam z powrotem na ziemię, a jednocześnie poczułam smutek i żal, że się odsunął, a przestrzeń obok mnie, która przed chwilą on zajmował, stała się pusta, jakby czegoś tam brakowało.

- Musimy iść - powtórzy podając mi futro nieznanej arystokratki, ale usłyszałam w jego głosie ten sam żal i smutek, które przepełniły również mnie.

Niechętnie skinęłam głową i przyjęłam rękę, którą mi podał, kiedy wstałam, bo poczułam jak świat mi zawirował pod wpływem ilości trunku, który wypiłam. Ubrałam na siebie futro, Peter zgasił w kominku i zamknęliśmy za sobą chatkę. Miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócimy, bo polubiłam to miejsce. Zaczęliśmy wracać do pałacu tą samą drogą, którą tu przyszliśmy.

- Choć, pokażę ci jeszcze coś zanim będzie musieli wróci - powiedział książę i po raz drugi tego wieczora, złapał mnie niespodziewanie z rękę i pociągnął w nieznanym mi kierunku.

Po chwili brodzenia w ciemności, kiedy to bardziej Peter przytrzymywał mnie w pionie, niż ja sama trzymałam pion, zobaczyłam, że drzewa zaczynają się przedrzeźniać i wyszliśmy na otwartą przestrzeń. Na środku owej polany było jezioro, tej nocy oświetlone światłem księżyca, który wisiał na bezchmurnym niebie. Patrzałam na wodę oczarowana, bo nie wiem czy to klimat tej nocy czy może bimber w mojej głowie, ale jezior wyglądało w moim oczach naprawdę fascynująco. Nieświadomie podeszłam bliżej brzegu.

- Uważaj - ostrzegł mnie Peter, ale puścił mnie bym mogła podejść przyjrzeć się tafli z bliska.

Spojrzałam w ciemną wodę, która odbiła światło księżyca. Wyglądała magicznie,. Nachyliłam się żeby stwierdzić czy będę w stanie zobaczyć jakieś ryby lub morskie stworzenia pod taflą wody. Zmarszczyłam zadowolona brwi, kiedy nic nie dostrzegłam, może w tym miejscu było za głęboko by zobaczyć dno lub cokolwiek innego.

Wtedy poczułam jak tracę równowagę w moich wysokich szpilkach od zbyt mocnego pochylania się do przodu, a ilość trunku jaką dziś wypiłam sprawia, że nie potrafię rozeznać się w przestrzeni i odzyskać równowagi.

- Melania! - słyszę zrozpaczony głos Petera, zanim pochłania mnie ciemna, lodowata woda, a ja wpadam do jeziora.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro