Rozdział 20
Spotkałam się z Peterem przed salą bankietową. Już z daleka go wypatrzyłam, wyróżniał się na tle innych gości, ubrany w idealnie skrojony garnitur, ale jego włosy zostały lekko potargane, jakby nie chciał poddać się szczotce. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się do mnie i ukłonił, choć to przecież ja powinnam się przed nim kłaniać, bo w końcu to on był księciem. Odwzajemniłam się ukłonem i kiedy na niego spojrzałam, poczułam jak moje serce ma ochotę wyrwać się na wolność i paść u jego stóp.
- Myliłem się co do tego, że będziesz ładnie wyglądać w tej sukience - powiedział, a jego oczy skanowały każdy kawałek mojego ciała, przez co miałam wrażenie, że lada moment spłonę rumieńcem.
- Nie wyglądam ładnie? - zapytałam zbita z tropu jego słowami.
- Nie, nie wyglądasz ładnie. Wyglądasz pięknie.
Tym razem naprawdę moje policzki zrobiły się czerwone od rumieńców.
- Dziękuję, ty też wyglądasz niczego sobie - wydukałam.
- Niczego sobie? Tylko tyle? - droczył się ze mną, podpuszczając mnie.
- Widzę, że twoja samoocena ma się jak najlepiej, więc nie potrzebujesz bym słodziła ci komplementami - odgryzłam się, odzyskując rezonans.
- Może moje ego ma się dobrze, ale to nie znaczy, że nie potrzebuję twoich pochlebstw, bo owszem potrzebuję - złośliwy błysk w jego oczach mnie rozczulał.
- Zatem masz piękny lewy płatek ucha - powiedziałam uśmiechając się do niego cwaniacko.
- Lewy płatek ucha? - zapytał zbity z tropu.
- Chciałeś komplement i oto jest twój komplement. Czy możesz wejść już na salę? Następcy tronu nie wypada się spóźnić - wiedziałam, że tą gierkę słowna wygrałam, więc nie potrafiłam powstrzymać dumnego z siebie uśmieszku.
Peter potrzebował chwili by się otrząsnąć, ale po chwili podał mi ramię, które przyjęłam i razem weszliśmy do sali bankietowej, czym wyciągnęliśmy kilka ciekawskich spojrzeń. Gości było niewiele, była to zamknięta uroczystość, tylko dla wybranych, więc poczułam się zaszczycona, że się tu znalazłam. Sala jak zawsze była udekorowana w najmniejszych szczegółach i oświetlona blaskiem świec, a wszyscy goście w eleganckich i wystawnych strojach. Gdzieś w tle grał kwartet smyczkowy.
Oczywiście w progu, wchodząc na salę, musiałam się potknać o własną suknie, któa siegała mi do ziemi i najpewniej wywróciłam bym się plackiem przed tymi wszystkimi ludźmi, gdyby Peter w ostatnim momencie mnie nie złapał.
- Dziękuję - powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się do gości, by zamaskować swoją niezdarną wpadkę.
Wśród tłumu gości dostrzegłam burzę blond włosów, które musiały należeć do Elisy. Skrzywiłam się w duchu. Wciąż nie powiedziałam Peterowi o moich stosunkach z siostrą, więc zapewne i ona dostała zaproszenie na bankiet. Kiedy książę prowadził mnie w stronę swoich rodziców by ich powitać, uświadomiłam go o moich złych stosunkach z siostrą. Peter był zaskoczony, czemu mu się nie dziwiłam i szczerze przepraszał za zaproszenie jej do zamku, bo nie miał nic złego na celu, chciał mi tylko sprawić niespodziankę, przynajmniej w tej kwestii Elisa mówiła prawdę. Nie potrafiłam się na niego gniewać. Miał dobre intencje, a to że wyszło jak wyszło, nie było jego winą.
W momencie, kiedy go zapewniłam, że nie mam mu niczego za złe, doszliśmy do jego rodziców.
- Ojcze, matko - powiedział Peter, kłaniając się, a ja poszłam w jego ślady.
Nie potrafiłam patrzeć na króla, zwłaszcza po naszej kłótni z Peterem, której on był powodem. Bałam się króla, tego jak potrafi być okrutny i tego, że magicznym sposobem odkryje, że podsłuchałam wtedy tamtą rozmowę, która nie powinna trafić do niczyich uszu.
- Widzę, że wciąż zadajesz się synu z lady Melanią - powiedział król, choć słowo "lady" było powiedziane z nieukrytą pogardą. Czułam na sobie jego palące spojrzenie.
- Tak ojcze, lady Melania nadal mi towarzyszy i lubię jej towarzystwo, prasa i poddani też ją lubią, tylko o tym ostatnio mówi się w kraju - dla króla byłam nikim i Peter próbował przekonać swojego ojca, że muszę być u jego boku by podsycać informacje na swój temat, by właśnie o tym mówiono, a nie na inne nieprzychylne dla rodziny królewskiej tematy.
- Pamiętaj tylko, żeby jej towarzystwo nie weszło ci za bardzo w nawyk, nie zapominaj, że musisz znaleźć odpowiednią kandydatkę na swoją żonę i królową. To twój obowiązek jako książę tego królestwa.
Mimo, że wiedziałam, że nie powinnam nic sobie robić ze słów króla, zabolały. W jasny sposób wyraził opinię na temat mojej nieużytości i nie nadawania się do roli królowej, tak jakby mi na tym w jakimkolwiek stopniu zależało, by ubiegać się o koronę.
- Pamiętam ojcze, jeszcze mam czas na ożenek - widziałam jak Peter zaciska mocniej szczęki i zmuszając się do uśmiechu, chcąc nie chcąc, nie mogąc się sprzeciwić woli ojca.
Królowa nie powiedziała ani słowo, tylko przeszywała nas oboje wzrokiem. Nie wiedziałam jaka ona jest, nie licząc tego co mówiły prasy, nigdy z nią nie rozmawiałam i nie potrafiłam określić czy jest taka sama jak król czy jest też jego przeciwieństwem.
Znów się kłaniając, oddaliliśmy się od pary królewskiej. Jednak ledwo odeszliśmy parę kroków, obok nas pojawiła się Violetta.
- Witaj książę - ukłoniła się przesadnie nisko, a szeroki i chyba nie do końca szczery uśmiech zdobił jej twarz. - Miło cię znów widzieć, stęskniłam się za tobą - powiedziała jak dla mnie przesłodzonym głosem, po czym zbliżyła się do Petera, całując go w policzek. Spojrzałam na to zszokowana.
- Witaj Violetto, ciebie również miło widzieć - Peter uśmiechnął się do niej.
Czy to był wymuszony uprzejmy uśmiech czy on naprawdę się cieszył z jej obecności?! Matko, chyba zaczynałam wpadać w paranoje zazdrości o niego, mimo że sama nie miałam do niego żadnych praw. Najwyraźniej moje poczucie zazdrości nic sobie z tego nie robiło.
- Zapraszam wszystkich do stołu! - w sali rozbrzmiał głos króla.
Wszyscy goście ruszyli w stronę długiego, nakrytego stołu, który ciągnął się przez całą długość sali. Peter usiadł przy swoich rodzicach, Elisa na całe szczęście siedziała na drugim końcu stołu, więc nie byłam zmuszona przebywać w jej towarzystwie, ale mi ku mojemu wewnętrznemu ubolewaniu, mi przypadło miejsce obok Violetty. zmusiłam swoja chęć rzucenia się na nią i porywania jej z głowy wszystkich włosów i uśmiechnęłam się przyjaźnie. Przynajmniej miałam nadzieję, że mój uśmiech wyglądał na przyjazny, a nie w style "najchętniej bym się udusiła, ale mi nie wolno".
Kelnerzy postawili przed każdym z gości wykwintną potrawę. Tak wykwintną, że nawet nie za bardzo wiedziałam co znajduję się na moim talerzu, równie dobrze mógłby to być pięknie podany kamyk z bluszczem z ogrodu i nawet bym się nie zorientowała.
- To wołowina smażona na maśle migdałowym, otoczona miodem lipowym z dodatkiem kiełków ciecierzycy i tymianku, przyozdobiona bratkiem - wyjaśniła cicho Violetta, nie odrywając wzroku od swojego talerza. - Ale przecież taka pospolita pokojówka jak ty nie może tego wiedzieć.
Mimo, że mówiła cicho, bo jej słowa miał trafić tylko do mnie, bałam się, że ktoś może nad posłuchać, pomimo panującego gwaru rozmów. Violetta niewzruszenie zjadła swoją porcję.
- A właśnie, bratek nie jest jadalny, nie rób siary i go nie zjedz jak owca z pastwiska, nawet jeśli z nią się bardziej utożsamiasz niż z arystokracją - drwienie sobie ze mnie, sprawiało jej dużo radości patrząc na jej zadziorny uśmiech na twarzy.
- Co u lorda Nathaniela? - to była moja jedyna odpowiedź na jej zaczepki. Nie lubiłam się wdawać w szkodliwe dyskusję, za to przechodziłam od razu do ataku.
Uśmiech Violetty w końcu przygasł i przerwała jedzenie swojego posiłku, odwracając się w moją stronę. Zauważyłam, że momentalnie stała się lekko spięta.
- Nie zapominaj się pokojóweczko, nie wyjawię nikomu, że jesteś tylko pokojówką podszywającą się pod damę dworu, jeśli ty nie wyjawisz nikomu mojego romansu z lordem Nathanielem - zagroziła mi, głos był śmiertelnie poważny, a jej wzrok mógłby mnie zabić na miejscu. Jak dobrze, że nie miała śmiertelnego wzroku, bo nie chciałam umierać na królewskim bankiecie. Po dłuższym namyślę, na razie wcale nie chciałam umierać.
- Będę o tym pamiętać, jeśli ty też o tym nie zapomnisz. Obie możemy sobie nawzajem zaszkodzić - mój głos również był zimny i opanowany.
Violetta nie powiedziała już nic więcej, tylko przyglądała mi się uważnym wzrokiem, po czym wróciła do posiłku. Ja tymczasem spojrzałam na swój talerz i przeraziła mnie liczba widelców i widelczyków, noży i nożyków, które miałam do wyboru. Skąd miałam wiedzieć, którymi zjeść posiłek? Po co komu w ogóle więcej niż jeden widelec i nóż? Podniosłam jeden z nich, ale wysunął mi się z ręki i z głośnym stukotem spadał na marmurową posadzkę, robiąc dużo hałasu. Wiele ciekawskich głów odwróciło się w moją stronę, a ja starałam się ukryć swoje zażenowanie i niezdarność.
- W sumie czegoś nie rozumiem - powiedziałam do Violetty po chwili namysłu, głównie po to by nie musieć się brać się jeszcze za posiłek i głowić się jakich sztućców użyć. Jednak tym razem nie kierowała już mną złość i chęć do gryzienia jej, tylko prawdziwe zainteresowanie. - Dlaczego romansujesz z lordem i jednocześnie próbujesz zdobyć względy księcia? Po co ci zdobycie dwóch mężczyzn na raz?
Violetta zaśmiała się na moje pytanie.
- Och widać, że jesteś nie z tego świata i nic nie rozumiesz. Księcia pragnę zdobyć, bo jest księciem, to oczywiste. Jest najlepsza partią w królestwie i dzięki niemu mogłabym zostać królową, miałaby władzę, bogactwo i chwałę. A lord jest tylko rozrywką, umileniem sobie czasu do momentu kiedy uda mi się w końcu zdobyć księcia.
Jej tok rozumowania był szalony, ale chyba wiedziałam o co jej chodzi, mimo że nie potrafiłam zrozumieć takiego postępowania.
- Ale lord nie zauważa, że zabiegasz o względy księcia? - zapytałam. Sama nie wiedziałam dlaczego w ogóle mnie to interesuje, ale byłam ciekawska. Zresztą kto nie lubi małej królewskiej dramy.
- Lord jest zbyt zaślepiony moim urokiem - powiedziała będąc przekonaną o swojej wspaniałości. - Parę ładnych słówek i czułych gestów i jest przekonany, że pragnę tylko niego. Wiesz ile człowiek nie widzi, kiedy nie chce czegoś dostrzec? Lord pragnie nie wiedzieć, że zabiegam o księcia, więc tego nie widzi. Dla mnie układ idealny. Zresztą lord Nathaniel jest wytwórcą szkła, jego usługi są bardzo pożądane, więc jest bogaty i obdarowuje mnie wieloma prezentami.
- Ale jego usługi nie będą zbyt długo potrzebne, po tym jak powstanie fabryka szła - zauważyłam.
- Powstanie albo nie powstanie - powiedział machinalnie Violetta nie zwracając już większej uwagi na mnie, tylko skupiając się na posiłku.
- Co masz na myśli? - zapytałam zainteresowana, wyczuwając, że chodzi o coś więcej.
Violetta zamarła i spięła się, kiedy dotarło do niej to co powiedziała. Ona coś wiedziała o fabryce szkła.
- Musisz zadawać tylko bezsensownych pytań? - zapytała agresywnie. - Zajęłabyś się swoją potrawą zanim ostygnie - wskazała ruchem głowy na moją nietkniętą porcje.
Do końca posiłku Violetta już na mnie nie spojrzała ani nie odezwała się ani słowem, co nie było normalnym dla niej zachowaniem. Przez przypadek powiedziała za dużo, ujawniając coś czego nie powinna, ale nie wiedziałam jeszcze co. Jeszcze.
Przez resztę posiłku już z nikim nie rozmawiałam, wprawdzie jakiś podejrzany baron z naprzeciwka próbował mnie zagadywać, ale udawałam, że jestem niesamowicie zafascynowaną swoim daniem. Ukradkiem zerkałam też na księcia, który rozmawiałam ze swoimi rodzicami, choć usilnie próbowałam sobie powtarzać, że wcale mnie nie interesuje jak przystojnie się dziś prezentuje.
Po posiłku podeszła do mnie Eleonora. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, musiałam przyznać, że dawno się z nią nie widziałam i nieco się stęskniłam.
- Lady Melanio - przywitała się z jak zawsze pogodnym i spokojnym wyrazem twarzy, jednocześnie będąc przykładem zachowania etykiety.
- Lady Eleonoro, miło cię znów widzieć - odpowiedziałam. Jej towarzystwo sprawiło, że człowiek momentalnie czuł się spokojniejszy.
- Ciebie również. Ostatnio wszystkie gazety mówię tylko o tobie i o księciu, zajmujecie same pierwsze strony.
Czyli plan Peter działa w najlepsze, wszystkie oczy były skierowane na tajemniczą posiadaczkę książęcego serca, czyli mnie.
- Tak się składa, że nie miałam nawet okazji sama na nie spojrzeć - przyznałam, bo w tym chaosie tego wszystkiego co się ostatnio wydarzyło, nie nadarzyła się okazja bym miała jedną z tych gazet w ręce.
- Może to i dobrze, że nie czytasz wszystkiego co o tobie piszą, dziennikarze kochają bezpodstawnie dogryzać ludziom. Prasa uwielbia temat ciebie i księcia, stwarzacie naprawdę niestworzone spekulacje i historie. W jednej z gazet przeczytałam, że prawdopodobnie jesteś zaginioną księżniczką sąsiedniego państwa, więc pewnie aranżujecie małżeństwo dla sojuszu, a w innej zapewne jesteś opłaconą zabójczynią, której celem jest zamordowanie księcia.
- Zapewniam cię, że żadna z tych rzeczy nie jest prawdą - zaśmiałam się na fantazje reporterów.
Ponad ramieniem Eleonory, dostrzegałam przemierzającą salę Elise, która przystanęła przy boku księcia. Nawet z tej odległości widziałam jak zatrzepotała rzęsami i zaserwowała księciu swój wyuczony, uwodzący uśmieszek. Czułam jak się we mnie kotłuję, że moja rodzona siostra ostrzy sobie zęby na księcia i próbuje go uwieść, mając świadomość, że ja też coś do niego czuję. Nie wiem jeszcze co czuję, ale coś na pewno. Moja siostra zbyt głośno i sztucznie śmiała się z tego co powiedział Peter, a jej komplementy były zbyt naciągane. Ale Elisa nie byłą by sobą, jakby darowała sobie próbę zalecania się o względy księcia.
Na szczęście Eleonora przykuła z powrotem moją uwagę na siebie.
- Jednak macie ostatnio dużą konkurencję o to kto będzie na pierwszych stronach gazet - powiedziała Eleonora. - Sprawa z rebeliantami ostatnio ma coraz większy rozgłos i to czasem artykuł o nich ląduję na pierwszej stronie, a nie wy.
- Rebelianci? - zapytałam wytrącona z równowagi. - Nic o nich nie słyszałam.
- Do tej pory wszystkie informacje były skutecznie wyciszone, ale ostatnio o to coraz ciężej, wymyka się to nieco spod kontroli. Ale nie ma co się tym przejmować. Zawsze istnieje jakaś opozycja, jacyś ludzie, którym nie podoba się obecna władza i pragnęli by ją zmienić, a najlepiej to rządzić samymi. Nie martw się tym,
Mimo, że Eleonora wydawała się mieć spokojne i lakoniczne podejście do sprawy rebeliantów, to ja mimo wszystko poczułam pewien niepokój. Zdawałam sobie sprawę, że nie wszyscy poddani są zadowoleni z rządów króla, ja sama zaczynałam wątpić w jego dobre intencje, ale nie miałam pojęcia, że sprawy zabrnęły aż tak daleko. Zaczęłam się też zastanawiać czy księciu rzeczywiście chodziło o odwrócenie mną wagi poddanych o swojej owej wpadki kiedyś na balu, czy może tak naprawdę pragnął przekierować uwagę o rebeliantach na moją osobę.
Niedługo po tym jak Eleonora odeszła ode mnie by porozmawiać z lordem Nathanielem, podszedł do mnie książę.
- Jak się bawisz moja droga? - zapytał podając mi kieliszek szampana, którego przyjęłam z podziękowaniem.
- Całkiem dobrze - odpowiedziałam nadciągającą nieco fakt, patrząc na to, że bankiet spędziłam głównie na sprzeczce z Violettą i dowiadywaniu się o rebeliantach. Nie miałam jednak odwagi zapytać o to jak rzeczywiście wygląda sprawa z rebeliantami, nie chciałam doprowadzić do kolejnego spięcia między nami, czym mogłoby się skończyć poruszenie tego drażliwego tematu. - Choć nadal nie potrafię w pełni się przystosować do dworskiego życia, to wszystko wciąż jest dla mnie nowe i chwilami onieśmielające - przyznaję.
- Rozumiem cię. Jeśli cię to pocieszy, jestem księciem od kilkunastu lat, a wciąż czasami czuję się tym wszystkim przytłoczony.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Naprawdę? - spytałam, bo Peter zawsze wyglądał, jakby doskonale odnajdywał się w roli księcia.
- Tak, ciągłe oczekiwania względem mnie jako następcy tronu, wieczne spojrzenia na mnie ze strony całego dworu jak i królestwa, bezustanne przestrzeganie etykiety i zachwycanie się jak na księcia przystało, to wszystko potrafi przerosnąć - powiedział, a ja po raz pierwszy zobaczyłam co się kryją za fasadą idealnego księcia.
- Nie miałam o tym pojęcia, musi ci być ciężko musząc sprostać oczekiwaniom wszystkich.
- Czasami tak jest, ale już się do tego przyzwyczaiłem. Kiedy człowiek zaakceptuje to czego i tak nie da się zmienić, łatwiej jest się z tym pogodzić i sobie z tym radzić - jego wzrok był rozmazany i patrzył gdzieś w dal, ale na żaden konkretny punkt.
- Podziwiam cię za to - powiedziałam, bo naprawdę tak myślałam. Do tej pory nie zastanawiałam się, jak trudna musi być rola księcia.
- Nie wiem czy jest co podziwiać - westchnął ciężko.
- Ja uważam, że jest. To że mimo wszystko starasz się każdego dnia spełniać te olbrzymie oczekiwania i że się nie poddajesz, że próbujesz być wzorowym księciem.
- Dziękuje Melanio, czasem chyba każdy musi usłyszeć coś podobnego - uśmiechnął się do mnie. Pod wpływem jego uśmiechu moje serce przypomniało o sobie i zaczęło szybciej bić. Odwzajemniłam uśmiech, choć moje policzki prawdopodobnie dorównały w tym momencie kolorem moim włosom.
Nie zostałam potem zbyt długo na bankiecie. Pokręciłam się trochę między dworzanami, opróżniłam mój kieliszek szampana i porwałam ze stołu parę pysznie wyglądających babeczek, po czym ulotniłam się z przyjęcia, czując że już wyczerpałem dzisiejszy limit królewskich uroczystości i udawania damy dworu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro