Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Pokoje służby znajdowały się na najwyższych piętrach, nad nimi był już tylko strych. W pełni rozumiałam czemu właściciele nie chcieli mieszkać tak wysoko, wejście na samą górę bez zadyszki było nie lada wyczynem i jak dotąd nie udało mi się tego osiągnąć.

Kiedy wreszcie po wielu trudach dotarłam na górę schodów, zbyłam sama siebie za tak słabą kondycję, bo oddychałam teraz ciężko, sapiąc jak słoń i ledwie słaniałam się na nogach. Zastanawiałam się czy kiedykolwiek wejdę tutaj z samego dołu bez najmniejszego zmachania się. Szczerze w to wątpiłam.

Ruszyłam dalej o wiele węższym korytarzykiem niż te na dole, którymi chadzali sobie nasi bogaci pracodawcy. Te tutaj były wyłożone prostą wykładziną na podłodze, a ściany pomalowano na spokojny odcień zieleni, w których co kawałek znajdowały dębowe drzwi prowadzące do czyjegoś pokoiku. Tak naprawdę wszystko było ładne i zadbane, ale wiedząc w jakich luksusach się pławią tam na dole, różnica tych dwóch światów była kolosalna.

Mimo wszystko jednak każdy cal tego domostwa był dla mnie niesłychanie elegancki i dostojny, nawet te najwyższe piętra z pozoru przeciętne. Do tej pory całe życie mieszkałam na wsi, na rodzinnej farmie i nie raz nie wracałam nawet na noc do domu, sypiając w stodole na stogu siana. Wymiętoszone ubrania, włosy rozwiane przez wiatr i kręcenie się wśród zwierząt hodowlanych było dla mnie codziennością, więc teraz całe to majestatyczne domostwo było dla mnie całkiem innym światem, w którym nie zawsze się odnajdywałam. Nawet już teraz, kiedy byłam tu od jakiegoś czasu, nadal te oficjalne ubiory i szykowne wnętrza były dla mnie czymś nienaturalnym, bezosobowym. Czułam się jak zamknięta w szklanej kuli, w której wszystko miało wyglądać idealnie, jakby na pokaz. Brakowało mi moich znoszonych spodni, nie muszenia przejmowania się poplamioną bluzką i mieszkania w naszej drewnianej, rodzinnej chacie. Tutaj wszystko musiało być idealne. Zbyt idealne.

W końcu dotarłam do końca korytarza i zatrzymałam się przy drzwiach prowadzących do mojego pokoju. Z ulgą, że w końcu się tu dowlokłam i będę teraz mogła paść do łóżka, weszłam do środka. Pokój był naprawdę malutki. Stało tu tylko łóżko w kącie, stoliczek nocny obok, szafa i niewielka komódka. I to było tyle, ale w sumie czego mi było więcej potrzeba, skoro większość dnia zajmowałam się pracą? To i tak były warunki nad wyraz luksusowe w próbowaniu z tym jak mieszkałam na wsi.

Ściągnęłam z siebie swój strój pokojówki i odwiesiłam go na haczyki wiszące przy drzwiach, po czym ubrałam się w upragnioną koszulę nocną. Piżama zdecydowanie była moi ulubionym ubiorem, gdybym tylko mogła, chodziłabym w niej przez całą dobę. Potem złapałam za szczotkę, by rozczesać skołtunione po całym dniu pracy włosy. Zawsze z moją mamą się sprzeczałyśmy czy są one bardziej jasno rudę, czy podchodzą pod nietypowy odcień blondu i nigdy nie rozstrzygnęłyśmy tego sporu.

Swoją drogą ciekawe co u moich rodziców. Mieszkali na farmie w niedaleko w niewielkim miasteczku, a ja obiecałam im, że będę do nich regularnie pisać listy, ale jakoś nie miałam ostatnio na to czasu, ani głowy. Koniecznie będę musiała w najbliższych dniach pamiętać by się tym zająć. Dziś już nie miałam na to siły, jedyne o czym marzyłam to móc w końcu zasnąć i trochę odpocząć. Padłam do łóżka wykończona, lecz mimo ogromnego znaczenia, nie mogłam, zasnąć dręczona wspomnieniami o rodzicach.

Moje dzieciństwo było... No cóż, bardzo burzliwe. Już Elisa zadbała by właśnie takie było. Nie było to dzieciństwo jakie miewa większość osób. Zdecydowanie nie wszystko ułożyło się w nim tak jak powinno, ale nie chciałam teraz wracać do niego wspomnieniami, zbyt wiele razy wyrzucałam to z pamięci, by teraz się tym zamęczać. Może wszystko potoczyłoby się inaczej gdy nie Elisa...

Na jej wspomnienie coś ścisnęło mnie w żołądku. Swego czasu byłyśmy nierozłączne. Moja młodsza siostra zawsze była radosna i pełna życia, ale potem wszystko się zmieniło. Chciałam wyrzucić te wspomnienia z głowy, ale one nieprzyjemnie tłukły mi się pod czaszką. Nie chciałam o niej myśleć, nie chciałam wiedzieć gdzie ona teraz jest i co robi, jakie życie prowadzi, ale to wszystko samo pojawiało mi się w głowie, męcząc mnie rzeczami o których chciałabym zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. Niestety mój umysł był przeciwko mnie.

W końcu, choć nawet nie wiem w którym momencie, zasnęłam i resztę nocy spałam jak zabita, wolna od snów i koszmarów.

~~.~~

Niestety mój błogi sen nie trwał długo. Minęło zapewne dobre kilka godzin zanim zadzwonił mój budzik, ale miałam wrażenie, jakby to było tylko parę minut. Jęknęłam sfrustrowana w poduszkę, przeklinając na czym świat stoi. Szczerze nie znosiłam takich wczesnych pobudek. Słońce ledwie wstało, a ja już musiałam zabierać się do pracy. Koszmar. Z ociąganiem i niechętnie usiadłam na łóżku i wyłączyłam zegarowy budzik, który cały czas uparcie dzwonił. Bardzo chciałam znów zatopić się w pierzynie, ale wiedziałam, że jeśli bym to zrobiła, już był nie wstała i na bank spóźniłabym się do pracy, a ochmistrzyni by do reszty oszalała z tego powodu, a to było ostatnie czego chciałam.

Tak więc, mimo że bardzo tego nie chciałam, zwlokłam się w końcu z łóżka. Zaspana i zmęczona, machinalnie ubrałam się w strój pokojówki, spięłam włosy w standardowy kok i wciąż na wpół zaspana, przygotowałam się do pracy. Chwilę później, już nieco rozbudzona i w miarę przytomna, wyszłam z swojego pokoju. Ruszyłam korytarzem w stronę schodów, ale kiedy skręciłam za róg, przypadkowo zderzyłam się z jakąś dziewczyną.

- Patrz jak leziesz – powiedziała do mnie ostro, patrząc na mnie z podgarną, jakbym była jakimś insektem.

Od razu rozpoznałam z kim mam do czynienia. Tracy. Była to wysoka dziewczyna z ślicznymi rudymi włosami i oczami jak szmaragdy, które jednak zawsze posyłały zimne i chłodne spojrzenie. Trafiłyśmy tu w tym samym czasie, obie zatrudnione jako pokojówki. Jednak ona, w przeciwieństwie do Audrey, od pierwszego dnia mną gardziła, za moją niezdarność i nieudolność, co często utrudniało również jej pracę. Swoją niechęć do mojej osoby, dawał mi odczuć z każdym naszym spotkaniem. Szczerze mnie nie znosiła, zresztą z wzajemnością.

Teraz też patrzała na mnie z góry, zapewne uważając się za lepszą. Zawsze taka była. Nie pozostałam jej dłużna i spojrzałam na nią twardo, bo ani mi się śniło ją przepraszać, zważając na to, że to ona też po części na mnie wpadła. Tracy tylko przewróciła sfrustrowana oczami i wyminąwszy mnie, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem więcej, ruszyła dalej korytarzem. Westchnęłam ciężko, ale postanowiłam nie zawracać sobie nią głowy, więc przyspieszyłam kroku, by rzeczywiście się nie spóźnić się w końcu do pracy. Zabawny był fakt, że mieszkałam w tym samym budynku w którym pracowałam, a i tak potrafiłam się spóźnić.

Czym prędzej zbiegłam po schodach, nie bacząc na wszystko inne, przez co znów prawie się wywróciłam, ale w ostatniej chwili złapałam się poręczy, unikając wywrotki, która zapewne skończyła by się czymś poważniejszym niż kilka siniaków. Ostatnio upadków ze schodów mi już zdecydowanie wystarczyło.

Będąc już na odpowiednim piętrze, wypadłam niczym burza na korytarz. I zatrzymałam się raptownie. To nie był hol prowadzący do kuchni i zdecydowanie nie było to piętro o które mi chodziło. Znów coś pomyliłam, jak widać pośpiech łatwo wprowadza w błąd.

Przede mną ciągnął się długi i szeroki korytarz, zdecydowanie inny niż te przeznaczone dla służby. Był wyłożony miękką, niczym plusz wykładziną i stojąc na niej, miało się wrażenie, że ma się pod nogami chmurkę. Na ścianach wisiały wspaniałe gobeliny i cudne obrazy namalowane przez najwybitniejszych artystów, o których spotkaniu na żywo mogłam tylko pomarzyć. Na suficie wisiały piękne żyrandole, pełne białych kamieni szlachetnych, które obijały delikatne światło świec, prawie mnie tym oślepiając. Sam sufit był zdobiony niespotykanymi malunkami i freskami, tak szczegółowymi że aż zaczęłam się zastanawiać, czy ludzka ręka w ogóle jest w stanie takie coś namalować.

Bogactwo i przepych aż biły tutaj po oczach, ale nie było tu nic tandetnego lub przesadzonego. Wszystko zostało zaplanowane i zrobione tak, by idealnie się komponowało w całokształcie i zapierało dech w piersiach każdemu kto to ujrzy.

I wtedy dostrzegłam kobietę z mężczyzną u boku, oboje idących niespiesznie korytarzem. Kobieta wydawała się wręcz promieniować wewnętrznym blaskiem. Miała na sobie chyba najśliczniejsza suknie jaką w życiu widziałam, która sprawiała, że kobieta wydawała się jeszcze ładniejsza, a i bez tej sukienki była nad wyraz piękna. Wyglądała przy tym nad wyraz dworsko i szlachetnie. Uśmiechała się ciepło, a jej blond włosy opadały miękkimi falami na jej szczupłe ramiona.

Mężczyzna obok niej był równie elegancko i gustownie ubrany. Był wysoki i dobrze umięśniony, tak bardzo, że aż nasunęła mi się myśl, czy trenował, by osiągnąć taką sylwetkę. Miał też dość mocną opaleniznę, która wydawała się lekko zlewać z jego brązowymi, starannie uczesanymi włosami. Wyraz jego twarzy był spokojny i stanowczy. Budził on we mnie swoją postacią zarazem respekt jak i zaufanie.

Oto właśnie kawałek przede mną, korytarz przemierzał wspaniały król i piękna królowa. Czuli się tutaj jak w domu, bo to właśnie był ich dom. Wszystko co tutaj było, te całe kosztowności i bogactwa należały do nich, bo znajdowaliśmy się właśnie w królewskim pałacu, w samym sercu stolicy naszego kraju. I to właśnie dla nich pracowałam, tak samo jak każda inna osoba ze służby, która była tu tylko po to by służyć ich wysokościom. Pracowałam w prawdziwym zamku, gdzie znajdowali się autentyczni władcy. Jeszcze kilka lat temu, nigdy by mi do głowy nie przyszyło, że tak potoczy się moje życie. A to wszystko przez Elise...

Kiedy w końcu oderwałam wzrok od królewskiej pary, uświadomiłam sobie, że nie powinno mnie być w tym korytarzu. Byłam tylko poniższą pokojówką i nie miewałam kontaktu z rodziną królewską, ich obsługiwali tylko zaufani i wierni służący. Wycofałam się zatem ostrożnie z powrotem na klatkę schodową, by nie zostać zauważoną, co pewnie by skutkowała sporymi problemami, a tych miałam ostatnio aż ponadto. Zanim zeszłam na poziom na którym znajdowała się kuchnia, obejrzałam się po raz ostatni przez ramię na piękne apartamenty królewskie, które to właśnie się znajdowały na tym piętrze. Nie miałam jeszcze okazji by tu być i zapewne prędko nie będę miałam, bo zawsze zostawałam oddelegowywana do dalekich, zapomnianych przez świat zakątków zamku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro