Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Mimo że rozum racjolonalnie mi mówił, że przecież jeszcze chwile temu sama się wahałam, czy ta cała maskarada nie jest głupim pomysłem, to teraz serce się rwała do księcia na jego propozycje. Przecież nic złego nie może się stać, jeśli się zgodzę, prawda? Koniec końców mimo wszystko się zgodziłam, mając świadomość, że to wszystko nie może się dobrze zakończyć.

Karoca w drodze powrotnej z królem do pałacu, zawiozła nas do niewielkiej kawiarenki, na obrzeżach miasta, do której pokierował woźnice książę. Było tu znacznie mniej ludzi niż koło urzędu, przez co wydawało się spokojniej, poddani też nie zwracali na nas tak dużej uwagi na księcia.

W kawiarni usiedliśmy na tyłach lokalu, przy stoliku wciśniętym w wnękę wielkiego okna, z dala od otoczenia. Podobało mi się, że dzięki temu mieliśmy tutaj poczucie prywatności, a zarazem piękny widok na rozciągający się za oknem ogród. Przez dłuższą chwile przyglądałam się bujnym roślinom i kolorowym kwiatom, skąpanych w promieniach słońca, podziwiając piękny widok.

- Tu jest pięknie - powiedziałam sadowiąc się na białym fikuśnym krześle, idealnie dopasowanym do stolika, na którym stał bukiet świeżych kwiatów. Moja siostra uwielbiała świeże kwiaty. Jak tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, od razu ją przepędziłam, nie zamierzając poświęcać mojej siostrze kolejnych myśli. - Ta kawiarenka ma niesamowity klimat - powiedziałam mając na myśli kwiecisty styl wpadający w boho, w którym była wystrojona knajpa.

- To jedno z moich ulubionych miejsc, kiedy próbuję uciec od pałacowego gwaru - powiedział książę, siadając naprzeciwko mnie. - Tu jest tak cicho i spokojnie, a w dodatku mam układy z obsługą, że nie rozpowiadają gazetom o mojej obecności tu, więc nie muszę się spodziewać tłum gapiów.

- Wziąłeś mnie w swoje ulubione miejsce? - zapytałam i poczułam jak zrobiło mi się cieplej na sercu, że podzielił się ze mną czymś takim.

- Jedno z ulubionych - podkreślił. - Ale pragnę ci pokazać również wszystkie inne.

- Póki twoim ulubionym miejsce nie będzie balon w powietrzu, chętnie wszystkie je zobaczę - zażartowałam.

- Masz lęk wysokości?

- Ogromny, więc wybij sobie z głowy wysłanie mnie rakietą w kosmos.

- Ojej, zepsułaś wszystkie moje potajemne plany. Zamierzałem w twoje urodziny w ramach prezentu potajemnie wpakować cię w rakietę i wysłać na Marsa. Nie chciałbyś poznać marsjanin? Może to rodzaj nowej inteligencji? - Peter próbował zachować powagę, udając, że mówi to poważnie, ale kąciki jego ust drgały w rozbawieniu.

- Jeśli ich inteligencja dorównuje twojej, to podziękuję. Ty nie bardzo masz się czym popisać - powiedziałam w żartach by mu dogryźć, nawet jeśli tak nie myślałam.

- Zraniłaś moje serce - teatralnym gestem złapała się za klatkę piersiową, jakby go postrzelono.

Chwilę później dostaliśmy zamówioną wcześniej kawę z sernikiem i musiałam przyznać, że to była jedna z najlepszych kaw i ciastek jakie kiedykolwiek jadłam. Urok tej kawiarni i całej sytuacji był cudowny, dawno nie czułam się tak dobrze i spokojnie. Jednak pewne myśl, nie dawała mi spokoju i wiedziałam, że zaraz przyjdzie mi zepsuć tą niezwykłą chwilę.

- Peter, możemy porozmawiać? - zapytałam niepewnie, nie wiedząc jak zacząć to co chciałbym powiedzieć.

- Cały czas rozmawiamy - zauważył lekkim tonem, najwyraźniej nie wyczuwając napięcie w moim głosie.

- Co wiesz o fabryce szkła? - zapytałam i spięłam się mimowolnie, w napięciu oczekując na odpowiedź.

- Tak naprawdę to niewiele, ojciec nie dopuszcza mnie zbyt blisko do wszelkich formalności, wiem tylko o ogółach. A co? Interesuje cię coś szczególnego o niej?

- W sumie to tak, czy ta fabryka nie wpłynie źle na mieszkańców? Nie będzie produkować, no nie wiem, na przykład zanieczyszczeń? - Badałam ostrożnie brunt, by się dowiedzieć ile Peter wie o fabryce szkła, nie chcąc na razie zdradzać, że podsłuchałam rozmowę króla z doradcą.

- Nie, oczywiście, że nie. Król nie dopuścić by do czegoś takiego, jestem tego pewny - powiedział lekkim tonem, który tak bardzo kontrastował z moim napięciem i zdenerwowaniem.

- Ale mówiłeś, że niewiele wiesz o fabryce, więc nie masz pewności, czy nie będzie produkować szkodliwych zanieczyszczeń....

- O co chodzi Melanio? - Peter w końcu spoważniał, jakby zrozumiał, że sprawa jest nieco poważniejsza niż na początku mu się wydawało.

- Bo tak się złożyło, że ostatnio, przez przypadek usłyszałam urywek rozmowy króla z doradcą o zanieczyszczeniach z fabryki szkła, o tym, że ich niwelacja będzie zbyt kosztowna, więc król postanowił tym nie zajmować się i wpuścić zanieczyszczenia po prostu do rzek - wykręcałam sobie z nerwów palce kiedy to mówiłam.

- O czym ty w ogóle mówisz? - Peter patrzył na mnie zdezorientowany, jakby nie potrafił w to uwierzyć. - Jestem pewny, że mój ojciec w życiu by do czegoś takiego nie dopuścił, że byłby skąpy i żałował pieniędzy na zniwelowanie zanieczyszczeń, które mogłyby zaszkodzić jego poddanym - mówił pewnym siebie tonem, niezachwianie wierząc w swojego ojca, co w pełni rozumiałam. Zaatakowałam jego rodzica, mówiąc o nim coś dla Petera irracjonalnego, sama zareagowałam bym podobnie, wyparciem tego.

- Ja wiem, jak to brzmi i w ogóle... - próbowałam się tłumaczyć, ale czułam się bardzo niepewnie i nie potrafiłam na niego spojrzeć uciekając wzrokiem - ....ale przysięgam, że słyszałam to na własne uszy. - Musiałam mu o tym powiedzieć, musiał wiedzieć.

 - To jest niemożliwe by mój ojciec coś takiego powiedział. Nie chcę mi się w to wierzyć - pokręcił przecząco głową, jakby chciał wyrzuć z głowy te myśli. Rozeznam się w tej sytuacji, ale jestem pewien, że to tylko jakieś nieporozumienie, nic więcej.

Peter jawnie bił się z myślami, nie wiedząc czy mi wierzyć czy wierzyć w swojego ojca. Postawiłam go przez trudnym dylematem i było mi przykro z tego powodu, że książę musiał się o tym dowiedzieć, ale czułam, że robię słusznie. To jasne, że Peter bezgranicznie ufał swojemu ojcu, ale ja słyszałam co słyszałam i jeśli książę nie będzie w stanie przejrzeć na oczy w sprawię swojego ojca, będę musiała szukać innego sposobu by kogoś o tym powiadomić, by udaremniać powstanie fabryki,

- Myślę, że powinniśmy już wracać - powiedział po jakimś czasie Peter, a zgodziłam się z nim, więc opuściliśmy kawiarnie i wróciliśmy do zamku podstawioną karetą.

W pałacu wyczerpana weszłam do kuchni. Nie wiedziałam czy bardziej jestem zmęczona fizycznie po tym poranku czy psychicznie. Jednak tak czy inaczej, miałam totalnie dość. Zmierzałam w stronę jednego ze stołków, przy stole kuchennym, kiedy poczułam, że tracę równowagę. W ostatniej chwili udało mi się złapać krawędzi stołu, by się nie wywrócić Zdezorientowana tym co się stało, spojrzałam za siebie. Tracy podśmiewała się pod nosem i zrozumiałam, że to ona musiała podstawić mi nogę, bym się wywróciła. Tracy była jedna z tych pokojówek, które uważały, że mój awans jest niezasłużony i postanowiły dać mi to mocno do odczucia. Zresztą Tracy zawsze byłą przeciwko mnie, więc fakt, że po moim awansie nie znosi mnie jeszcze bardziej nie zaskoczył mnie. Posłałam jej tylko groźne spojrzenie, bo na nic więcej nie miałam siły, a słowa potyczka i tak nic by nie zdziałała. W duchu liczyłam, że w końcu im się znudzi i odpuszczą, nawet jest to były tylko naiwne życzenia.

Moje życie w zamku bywało ostatnio coraz dziwniejsze. Rankiem udawałam dame dworu i jeździłam z księciem do miasta na podwieczorki, a południami stawałam się zwykła pokojówką. Co mogło pójść nie tak? Odpowiedź była prosta. Wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro