Rozdział 12
Nie przyznałabym się do tego głośno, ale możliwość znów ubrania pięknej sukni i nawet jeśli tylko na jakiś czas, udawanie damy dworu i przebywanie w towarzystwie Petera sprawiało, że moje usta rozciągnęły się w uśmiech, a serce biło trochę szybciej.
Następny poranek był inny od reszty. Nie musiałam zrywać się bladym świtem, kiedy słońce ledwie wstało i od razu musieć zbierać się do pracy. Po raz pierwszy od dawna mogła wylegiwać się w łóżku tak długo aż miałam dość i w końcu wywlekłam się z łóżka. Dzisiejszego popołudnia miał się odbyć piknik na którym po raz kolejny miałam odstawić z księciem nasz teatrzyk, więc z racji tego, dostałam wolny poranek by się przygotować. Tak naprawdę wystarczyłaby mi godzina na przebranie się w suknie i zrobienie fryzury, ale nie zamierzałam narzekać na dodatkowy dzień wolny od pracy.
Tak więc przeznaczyłam ten dzień na wylegiwanie się w łóżku, co przyjęłam z błogą radością. Nie miałam takiego poranka odkąd zaczęłam pracować w zamku. Wykorzystałam też ten czas na nadrobienie pisania listów do rodziców. Tak dawno ich nie widziałam, że listy stały się nasza jedyną formą kontaktu. Tęskniłam za nimi i nie raz się zastanawiałam czy w dniu wolnym nie pojechać do rodzinnego miasta, ale bałam się wspomnień jakie przyniosła by ta wizyta, więc zawsze w ostatniej chwili zrezygnowałam.
Ale koniec końców o wyznaczonej przez Petera godzinie byłam gotowa na królewską uroczystość. Tego dnia przyszykowano dla mnie zieloną suknię bez rękawów z naszytymi malutkimi różowymi różami. Uważałam te róże za niesamowicie słodkie, już nie wspominając z jaką starannością były uszyte. Nie przydzielono mi dziś pokojówki do czesania włosów, co miało miejsce przed balem, więc pozwoliłam włosom po prostu zostać rozpuszczonym.
- Jak zawsze piękna i powalająca - przywitał mnie Peter, podając mi ramię byśmy razem wkroczyli do ogrodu na uroczystość.
- Jak zawsze prawiący komplementy by się przypodobać - nie pozostałam mu dłużna, ale przyjęłam jego ramię.
Weszliśmy do ogrodu, kiedy większość gości była już na miejscu, więc prawie wszyscy zwrócili uwagę na nasze wejście, bo jak podejrzewam, właśnie to było zamiarem księcia. Uśmiechałam się promienie, podtrzymując pozory zakochanej w księciu damy dworu. Wiedziałam, że znajdę się jutro na pierwszych stronach w magazynach plotkarskich. Moje pięć minut sławy, jak to mówią.
Nie zdążyłam się jeszcze dobrze rozejrzeć, kto znajduję się na balu, kiedy podszedł do nas jakiś młodzieniec, by się z nami przywitać.
- Miło mi widzieć waszą wysokość - ukłonił się przed księciem, po czym zwrócił się w moją stronę. - I ciebie milady. My się chyba jeszcze nie znamy, jestem lord Nathaniel - przedstawił się uroczyście i z grzecznością.
- Miło mi cię poznać - odpowiedziałam uprzejmie i przyjrzałam mu się uważnie, jakby go skądś kojarząc. Był szczupłym mężczyznom o dość mocno zarysowanej szczęce i nie długich kasztanowych włosach.
Olśniło mnie dopiero po chwili i próbowałem zrobić wszystko by nie dać tego po sobie odkryć. Lord Nathaniel był lordem, który tego wieczoru podczas balu obściskiwał się z księżniczką Violettą. teraz jak gdyby nigdy nic uśmiechał się do nas promienie, udając prawowitego i porządnego podanego, który nie obściskuje się po katach z samą księżniczką. Jakby ten fakt się wydał, byłby to ogromny skandal. Zaczęłam się zastanawiać ile tak naprawdę z dworzan ukrywa przed światem swoje brudne sekrety.
- Pozwolisz moja droga, że cię opuszczę, by przywitać się z moimi rodzicami - zwrócił się do mnie książę.
Nie wiedziałam czy po prostu chciał z nimi porozmawiać na osobności czy uchronić mnie od kolejnego spotkania z nimi, po tym jak skompromitowałam się na balu. Tak czy siak byłam wdzięczna, że nie muszę iść z nim.
- Oczywiście, idź. Ja poszukam mojej towarzyszki - powiedziałam mając na myśli Audrey, szczerze licząc, że jest na tej uroczystości.
Na szczęście już po chwili znalazłam Audrey stojącą nieopodal. Z ulgą i szczerą radością na myśl o spotkaniu z nią, ruszyłam w jej stronę. Kiedy stanąłem obok niej, nie zdążyłam się nawet przywitać, kiedy otoczyły nas inne damy dworu.
- Och to niesamowite, że nasz książę w końcu się zakochał - zaświergotała pierwsza, brunetka w niebieskiej z przesadną ilością koronki i tak długimi doczepianymi rzęsami, że byłam pewna, że lada moment one odpadną.
- Ale czy to nie dziwne, że odpychał tyle dziewcząt z dobrych partii, a teraz nagle znienacka uracza kogoś swoimi względami? - zapytała druga z nich, blondynka w pudrowo różowej sukni i włosami ułożonymi na wzór kremu z muffinki. Przyrzekam, inaczej nie dało się nazwać jej fryzury.
- Może w końcu przejrzał na oczy, że potrzebuje królowej i uległ odwiecznym namowom swoich rodziców o znalezienie sobie kogoś - zauważyła trzecia, rudowłosa, ubrana w ciemną zieleń, lecz była tak nieludzko chuda, że w myślach od razu nadałam jej pseudonim Panna Chudzina.
- Dla mnie to niezrozumiałe, że tak nagle zmienił zdanie, kiedy wcześniej odrzucał księżniczki, a teraz wiąże się z zwykłą damą dworu, która nie wiadomo skąd się pojawiał? - odezwała się Panna Babeczka.
- Nie bądź wredna - skarciła ją Panna Długorzęsa i przysięgłabym, że czułam wiatr, który powodowały jej długie rzęsy. - Przecież wszystko wskazuje na to, że to musi być prawdziwa miłość - rozmarzyła się.
- Najważniejsze, że zostanie przedłużona linia królewska - wtrąciła się Panna Chudzina.
- Mi i tak coś tu nie pasuje - Panna Babeczka patrzała na mnie uważnym i nieprzychylnym wzrokiem, jakby chciała mnie przeskanować wzrokiem, co wyglądało komicznie, zważając na to jak wyglądała. Chodząca muffinka, która próbuje wyglądać groźnie. Próbowałam się nie zaśmiać.
- Wybaczcie drogie panie - Eleonora trąciła się w rozmowę trzech dam, które rozmawiały ze sobą jakby wcale nas tu nie było. - Ale oddalimy się w stronę stołu z jedzeniem, gdyż obie dopadło nas pragnienie - i zanim damy dworu miały szansę zaprotestować, Eleonora odciągnęła mnie od nich.
- Dzięki - podziękowałam jej. - Nadawały jak nakręcone katarynki.
- Niestety nie są wyjątkiem. Większość wysoko postawionych dam ma tendencje do dużego gadania, bez większego sensu - powiedziała Audrey, tonem jakby i dla niej było to męczące.
Prawie jęknęłam w duchu, bo ta informacje mnie w ogóle nie ucieszyła. Jak widać arystokratki zlatują się jak pszczoły do miodu, kiedy wydarzy się jakaś sensacja. Tym razem to ja zostałam tą sensacją.
Przy stole z jedzeniem, którego oczywiście nie mogłam sobie odmówić, zwłaszcza jak ujrzałam makaroniki, spotkałam barona. Jęknęłam w duchu na jego widok, bo on był jednym z niewielu elementów bycia damą dworu, za która nie tęskniłam.
- Z tego co pamiętam, ta cała maskarada miała się skończyć po balu - zwrócił się do mnie nie kryjąc niezadowolenia w głosie, kiedy Eleonora znalazła się dalej od nas, nie mogąc nas usłyszeć.
- To był pomysł księcia, by ciągnąć to dłużej, bo uważa, że może to przynieść więcej korzyści - odpowiedziałam siląc się na spokój i opanowanie. Chciałam żeby miał mnie za poważną i rozsadną osobę.
- To, że on uważa, że będzie mu to na rękę, nie musi wcale być prawdą - burknął obrażony baron. - A ty nie powinnaś się była w ogóle w to wszystko pakować. Pokojówka na balu i na uroczystości królewskiej? To skandal.
Siłą woli się powstrzymałam by niczego mu nie odpowiedzieć, bo zdecydowanie nie byłoby to kulturalne i taktowne, a już na pewno nie zapewniłoby barona o mojej wysokiej inteligencji. Pozwoliłam mu zatem ponarzekać jeszcze przez chwilę, wcale go przy tym nie słuchając, po czym go przeprosiłam i z ulgą się od niego oddaliłam.
Poszukałam wzrokiem Petera i natrafiłam na niego jak stał przy swoich rodzicach. Jednak tuż obok niego, stała Violetta, jak na moje standardy zdecydowanie za blisko by uchodziło to za przyzwoite. Mimo, że przecież nie miałam do księcia żadnych praw, tylko udawaliśmy parę, nawet nią nie będąc, poczułam jak złość wypala mi dziurę w brzuchu na myśl, że Violetta się przystawia do Petera.
Jakby poczuła na sobie mój wzrok, odwróciła się w moim kierunku. Widzą, że się im przyglądam, z uśmieszkiem sadystycznego zadowolenia, położyła swoją rękę na ramieniu Petera. Nie wiedzieć czemu, miałam wrażenie, że ze złości zaraz mnie rozsadzi, widząc jej zaborczość wobec Petera. Sama nie wiedziałam co czuję, ale byłam pewna, że nie podoba mi się to co widzę. Czułam jakby coś miało we mnie eksplodować. I sama przed sobą bym tego nie przyznała, ale wiedziałam co to za uczucie.
Zazdrość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro