Rozdział 11
W nocy obudziłam się z krzykiem na ustach. Mój strach spotęgował się, kiedy nie rozpoznałam otaczającego mnie pokoju. Strach skuł mi krew w żyłach, a w głowie wciąż kotłował mi się koszmar z którego się wybudziłam. Nie potrafiłam uspokoić oddechu i cały czas brałam krótkie szybkie wdechy, próbując dostarczyć jakąkolwiek ilość tlenu do płuc.
Podskoczyłam gwałtownie ze strachu na pościeli, kiedy jedne z bocznych drzwi otwarły się z rozmachem. Zaczęłam po omacku szukać czegoś czym mogłabym się obronić przed intruzem, ale jeśli to był potwór z szafy lub seryjny morderca, to i tak nie miałam szans. Znając życie z moją niezdolnością, nawet jakbym miałą czym rzucić w intruza, to trafiłabym dwa metry od niego.
Uspokoiłam się nieco dopiero kiedy w drzwiach zobaczyłam Petera. Wszedł do mojej komnaty przez boczne drzwi, które wczoraj nie wiedziałam dokąd prowadzą.
- Wszystko w porządku? - zapytał i dopiero teraz zauważyłam, że najwyraźniej swoim krzykiem wyrwałam go ze snu, bo miałam na sobie luźne spodnie i przy dużą koszulkę do spania z odpiętymi górnymi guzikami, a jego włosy wyglądały jakby jakiś ptak uwił sobie w nich gniazdo. Mimo jego niechlujnego wyglądu, jego oczy były czujne i ewidentnie zaniepokojone. Jego postawa bojowa sugerował, że był gotowy wkroczyć do akcji w przypadku zagrożenia.
- Po prostu miałam zły sen - powiedziałam, a mój oddech wracał powoli do normy, kiedy zaczęłam sobie przypomnieć gdzie jestem i wydarzenia minionego wieczoru.
Peter widać było, że się nieco rozluźnił i zeszło z niego napięcie, kiedy usłyszał, że wszystko w porządku. Ale mimo tego nie poszedł sobie, tylko został ze mną.
- Myślałem, że coś ci się stało - wyznał, podchodząc do łóżka.
Poczułam ciepło na sercu na myśl, że się o mnie martwił. Byłam w lekkim szoku, że był u mnie w sypialni w środku nocy, bo myślał, że coś mi się dzieję. Nie potrafiłam tego nie docenić.
- Jak widać nic mi nie jest - próbowałam się do niego uśmiechnąć, ale wypadło to raczej blado i nie przekonywująco.
- Jakoś w to nie wierzę patrząc na to jak wyglądasz i jak niespokojna wciąż jesteś - powiedział siadając obok mnie na łóżku.
- Po prostu miałam zły sen. Możesz wracać do siebie - powiedziałam patrząc na drzwi, którymi tutaj wszedł. - Moment, czy twoja komnata przylega do mojej? - zapytałam, kiedy olśniło mnie odkąd prowadzą drzwi. Dopiero teraz zauważyłam, że Peter przybył nad wyraz szybko do mojej komnaty i nie mógłby usłyszeć moich krzyków jeśli nie spał by za ścianą.
- Tak - wydawał się tym lekko speszony. - Nie byłem pewny w jakich komnatach ulokowano gości z balu, ale wiedziałem, że w komnatach zarezerwowanych dla mojej przyszłej żony, pewno nikogo nie umieszczono. Wybacz jeśli poczułam się niekomfortowo z tym faktem.
- Nie, jest w porządku - wydukałam będąc w szoku. Umieścił mnie w komnatach tuż obok swoich, komnatach przeznaczonych dla przyszłej księżniczki. Księżniczki i tym samym jego żony! - Po prostu mnie to zaskoczyło.
- Na wszelki wypadek wolałem mieć się obok siebie, jakby planowała w nocy pijackie wyprawy po zamku - powiedział lekko rozbawiony i niepewnym jednoczenie, po czym przejechał ręką po już i tak potarganych włosach. Dlaczego popatrzyłam na jego włosy i dlaczego w moim wcią z lekko podbitym umyśle pojawiała się myśl, że chciłąm bym dotknąć jego włosów i zobaczyć czy są tak mięciutkie na jakie wyglądają?
Jego komentarz skutecznie rozluźnił atmosferę i wbrew w sobie zaśmiałam się.
- Dziękuję za troskę, ale nie planuje nocnych schadzek po pijaku - powiedziałam.
- Zatem powiesz mi teraz co ci się śniło? - zapytał ostrożnie.
Mimowolnie lekko spochmurniałam na te słowa. Wolałam gadać z nim na różne głupie tematy, bo nasze głupie rozmowy odciągały moje myśli od złych wspomnień.
- Złe widma przeszłości. Takie tam rzeczy o których człowiek woli nie pamiętać za dnia, ale wracają do niego w nocy - powiedziałam poprawiając poduszkę, by nie musieć na niego patrzeć, kiedy to mówiłam. Była to prawda, ale bardzo owinięta w bawełnę.
- Przykro mi to słyszeć - brzmiał szczerze, jakby naprawdę się o mnie troszczył. - Jakby co jestem za ścianą - zapewnił.
Byłam mu wdzięczna, że nie ciągnął tego nieprzyjemnego dla mnie tematu. Peter wstał i ruszył ku drzwiom do swojej komnaty.
- Zaczekaj - usłyszałam z swoich ust. Sama nie wiedziałam co mnie podkusiło by go zatrzymać. Dla spokoju ducha wolałam to zwalić na wciąż krążący w moich żyłach alkohol.
Peter zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię. W świetle jedynie jednej świecy, która paliła się na szafce nocnej, jego oczy błyszczały nienaturalnym blaskiem, co na moment sprawiło, że zapomniałam co chciałam powiedzieć.
- Zostaniesz ze mną aż zasnę? - wydusiłam w końcu z siebie. Myślałam, że moja prośba jest głupia oraz dziecinna i po prostu sobie pójdzie, ale ku mojemu zdziwieniu, wrócił z powrotem w stronę mojego łóżka.
- Jasne - powiedział, siadając na łóżku i okrywając mnie szczelnie kołdrą.
Uśmiechnęłam się do niego i zasnęłam z kojącą świadomość, że jest obok mnie. Tej nocy po raz pierwszy od dawno czułam się bezpiecznie i spałam spokojnie.
Kiedy obudziłam się rano, po Peterze nie było ani śladu, jakby nasza nocna rozmowa była tylko snem.
~~.~~
Nazajutrz po balu mój piękny sen o udaniu damy dworu się skończył. Wraz z uprzątnięciem sali balowej i wyjazdem ostatnich gości, znów stałam się tylko zwykłą pokojówką, którą zagoniono do męczącej pracy. Jedynym przypomnieniem, że to wszystko się wydarzyło był grad pytań jakim zasypywała mnie Audrey, która chciała znać każdy fragment przebiegu balu. Nie dziwiłam się jej, sama opowiadając jej o wydarzeniach z balu, czułam się jakbym znów tam była. Chociaż w wspomnieniach znów mogłam wspominać ten wieczór.
- Poznałaś króla i królową? - zachwycała się moja przyjaciółka, kiedy myłyśmy gary w kuchni, bo akurat dzisiaj pomoc kuchenna miała dzień wolny.
- Tak, poznałam, ale nie rozmawiałam z nimi długo - skrzywiłam się w duchu na wspomnienie mojej pijackiej rozmowy z koronowanymi głowami, którą najchętniej wymazałabym z pamięci. Miałam tylko nadzieję, że nie będę zmuszona nigdy więcej z nimi rozmawiać lub zostanę zapomniana w tłumie dworzan.
- I jacy oni są? - dopytała Audrey, a jej oczy aż świeciły z podekscytowania.
- Są bardzo... królewscy - nie wiedziałam jak inaczej mogłabym ich opisać. Jak Peter wydawał mi się prawdziwym człowiek z uczuciami, to para królewska wydawał mi się realistycznymi, dobrze zaprojektowanymi robotami, wypranymi z uczuć i ludzkich odruchów.
- Chciałabym też móc ich poznać - powiedziała rozmarzona Audrey.
Resztę dnia spędziłam na sprzątaniu pozostałości po balu i jednoczesnym odpowiadaniu Audrey na najróżniejsze, coraz głupsze pytania. Na przykład czy uważam, że arystokratki nie noszą majtek pod sukienkami, bo odznaczałyby się pod sukienki (noszą majtki, mają tyle materiału, że majtki nie prześwitują) lub czy moim zdaniem książę potajemnie wymyka się z zamku łowić ryby, bo jego buty często brudne są z błota i pachną rybami (nie, nie wymyka się, a jak już to na pewno nie na ryby, bo w okolicy nie ma jeziora z rybami). I tak w kółko.
Na szczęście z każdym kolejnym dniem liczba głupich pytań malała, aż w końcu Audrey chyba uznała, że wyczerpała temat i przestała wypytać o bal. Moje życie wróciło na swoje standardowe i nudne, lecz spokojne tory. Nie widziałam księcia od czasu balu, nawet nie wiedziałam czy jeszcze o mnie pamiętał. W końcu teraz już nic nas nie łączyło, nie potrzebował mnie do niczego. Zajmowałam się wycieraniem kurzy z posągów, noszeniem herbaty dam dworu, myciem podłóg, innym słowem cała masa roboty, która nie pozwalała na chwile wytchnienia. Jedynie wieczorami, tuż przed snem wracały do mnie wydarzenia z balu i kołatały mi się w głowie póki nie usnęłam.
I tak minęło kilkanaście dni na pracy i wspominaniu balu, kiedy niespodziewanie, kiedy myłam okna na korytarzu, usłyszałam znajomy głos.
- Szukałem cię.
Na chwilę serce zaczęło mi szybciej bić, jakby chciało zaznaczyć, że zna ten głos i że tęskniło za nim. Dopiero kiedy się opanowałam, obróciłam się w stronę tego głosu, który tak mnie wytrącił z równowagi.
Przed mną z swoimi słynnym uśmieszkiem stał książe i wpatrywał się we mnie uważnie.
- Po co mnie książę szukał? - zapytałam starając się poprawić niesforne kosmyki i choć trochę wygładzić pognieciony strój pokojówki. Bezskutecznie.
- Już ci chyba mówiłam, że masz nie mówić do mnie książę - zganił mnie zaczepnie.
- Wybacz wasza wysokość - powiedziała mu na złość i nie potrafiłam przy tym powstrzymać uśmiechu.
Peter roześmiał się. Wspominałam już, że lubię jego śmiech?
- Brakowało mi twoich bezczelnych odzywek. Wszyscy zawsze trzymają się etykiety i tylko z tobą rozmowy są ciekawe i prawdziwe - powiedział.
- Ależ ja jestem bardzo kulturalna jaśnie mój najwspanialszy książę - przedrzeźniałam go.
- Ten tytuł mi się podoba, możesz się tak do mnie częściej zwracać - powiedział ewidentnie kpiąc sobie z mojej próby zirytowania go. Mimo wszystko widziałam, że się uśmiecha i osiągnęłam swój cel.
- Po co mnie szukałeś? - wróciłam do początku naszej rozmowy.
- Historia z damą dworu, która zaszczyciła mnie swoimi towarzystwem i zwróciła na siebie uwagę niezapomnianym tańcem, dobrze się przyjęła. Teraz wszyscy mówią tylko o tajemniczej damie dworu, która oczarował księcia, a nie o wcześniejszym skandalu. Zatem dziękuję za to.
- To dobra wiadomość. Zatem mówisz, że cię oczarowałam? - zapytałam parodiując uwodzicielską pozę. Sądząc po błysku w jego oczach, chyba mi wyszła.
- Co jeśli powiem, że tak?
Jego oczy zabłysły, kiedy na mnie spojrzał, a ja mimo szczerych chęci odpowiednia czegoś równie błyskotliwego, nagle miałam pustkę w głowie.
- Jednak przyszedłem w jeszcze innej sprawie - zmienił temat Peter. - Ta historia tak dobrze się przyjęła przez arystokratów, że trafiła do prasy, a wraz z tym na usta większości poddanych.
- Oooo.... - byłam tym faktem zaskoczona, nie sądziłam, że będzie się o mnie mówić w całym królestwie, z powodu jednego balu. Nie wiedziałam czy powinno to połechtać moje ego, czy powinnam ubierać maskę wychodząc na miasto by być incognito.
- Tak więc, by zapewnić wiarygodność tej historii musimy ciągnąć ją dłużej, bo twoje nagłe zniknięcie z mojego otoczenia, wzburzy podejrzenia, a tego jak się domyślasz oboje wolelibyśmy uniknąć.
- Czyli jak dobrze rozumiem, potrzebujesz mnie by dalej ciągnąć tą szopką, by tym samym dalej odwracac dalej uwagę od skandalu, aż wszyscy o tym zapomną i jednocześnie wkupić się trochę w łaski poddanych moim kosztem?
- Coś w ten deseń. Okazuje się, że obiekt westchnień księcia przyciąga sporo uwagi. Ludzie uwielbiają takie miłosne historie.
- Zatem jestem już twoim obiektem westchnień? - zapytałam z wyższością, dobrze bawiąc się jego kosztem.
- Zgodzisz się to dalej ciągnąć jeśli powiem, że tak?
- Zgodzę się, ale pod warunkiem, że zabierzesz mnie do królewskiej palmiarni - postawiłam warunki. W końcu ja też chciałam coś mieć z tych naszych układów.
- Palmiarni? - Peter nie krył zdziwienia moją prośbą.
- Tak, wiele o niej słyszałam, ale jako służba nie mam tam wstępu, a bardzo bym chciała - powiedziałam szczerze, bo królewska palmiarania jest powszechnienie znana.
- Dobrze, da się załatwić, jako dama dworu, będziesz miała tam wstęp - zgodził się na moje warunki.
- Zatem zgoda, będę twoją damą dworu na wynajem.
- Dama dworu na wynajem? Tak to nazywasz? - zapytał rozbawiony.
- Dokładnie tak - powiedziałam z pewnym siebie uśmieszkiem. Gdzieś w głębi duszy cieszyłam się, że znów choćby na chwilę będę miała okazję stać się częścią dworu. Polubiłam bycie damą dworu.
- Jutro odbędzie się w ogrodzie piknik. Byłoby dobrze widziane jakbyś się tam pojawiła przy moim boku.
- Jutro?! I mówisz mi dopiero teraz?! - zapytałam oburzona.
- Twoja suknia na tą okazję jest już gotowa - powiedział uspokajająco.
- Czyli z góry zakładałeś, że się zgodzę? - założyłam ręce na ramionach i uniosłam brew z wyższością.
- Wolę być optymistą. No i liczyłem, że mojemu urokowi księcia nie da się oprzeć - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- O ty - trzepnęłam go ścierką do mycia okien, na co on parsknął śmiechem i przerodziło się to w małą wojenkę, bo on znalazł inną szmatę, której użył jako amunicji, więc skończyliśmy oboje mokrzy i cali z płynu do mycia okien.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro