Epilog
- Moja królowo - poczułam jak czułe ramiona Petera otaczają mnie w tali i przyciągają do znajomego torsu, a usta wyznaczają linie pocałunków na mojej szyi.
- Dalej nie potrafię się przyzwyczaić do tego tytułu - wyznałam poddając się rozkoszy i zatapiając w jego czułościach i jego objęciach.
Peter odwrócił mnie w swoją stronę, patrząc na mnie roziskrzonymi oczami pełnymi miłości. Uśmiech sam wkradał się na moje usta, a serce zaczynało szybciej bić i wyrywać się w jego stronę. Miałam wrażenie, że każdego dnia zakochuję się w nim coraz bardziej i mimo, że od nasze ślubu minęło już dość dużo czasu i dość sporo od koronacji, która miała miejsce jakiś czas później, nie wyobrażałam sobie bym miała kiedykolwiek przestać go kochać i żyć bez niego. Czułam się od niego uzależniona, ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Czułam się szczęśliwa, po prostu niesamowicie szczęśliwa i spokojna. W końcu wszystko się ułożyło, mogliśmy być razem, a to mi wystarczało, nie pragnęłam niczego więcej.
- Jesteś wspaniałą królową, poddani cię kochają, a twoje rządy są dobre sprawiedliwe - powiedział Peter, dając mi całusa w czółko.
- To dlatego, że mam obok siebie tak wspaniałego króla - odpowiedziałam, ściskając jego dłonie w wyrazie miłości.
- Mam wrażenie, że mojemu ojcu na dobre wyszło odsunięcie go od władzy - powiedział zamyślony Peter.
Odkąd to my przejęliśmy koronę i władzę w królestwie, ojciec Petera stracił swoje wpływy i panowanie, więc wyjechał z zamku do letniej rezydencji razem z swoją żoną, byłą królową. Brak władzy sprawił, że stał się spokojniejszym człowiekiem i zaczęła poświęcać więcej uwagi swojej żonie. Tak więc żyli spokojnie z dala od zamku, co jakiś czas tylko wpadając na krótkie wizyty. Jak cieszyłam się z odwiedzin byłej królowej, z którą faktycznie nawiązałam dobre relacje i pijałyśmy razem herbatę z zamkowymi ploteczkami, tak obecność byłego króla, wciąż powodowała we mnie dyskomfort i niepewność, mimo że to ja teraz byłam królową. Na szczęście nie bywał w zamku dość często.
- Nie jemu jedynemu - powiedziałam mając na myśli księżniczkę Violettę.
Po tym jak została odrzucona przez księcia i jej szanse na zostanie królową legły w gruzach, w końcu przestała gonić za władzą i bogactwem. Doszły mnie słuchy, że postanowiła wyjść za Lorda Nathaniela, za tego samego, z którym cały czas miała potajemnie romans. Jak widać okazał się kimś więcej niż tylko dobrą zabawą i przygodą. Cieszyłam się, że jej także udało się znaleźć nieco szczęścia.
- Jak się mają twoi rodzice? - zapytał mnie Peter.
Odkąd zostałam żoną księcia, a potem królową, moja rodzina znów się wzbogaciła i zdobyła wysoki status w społeczeństwie. Kupili sobie nową kamienice w stolicy, blisko zamku i często ich widywałam, spotykaliśmy się na wspólne podwieczorki, jeździliśmy razem na wycieczki po państwie i byli obecni na każdej królewskiej uroczystości. Bez problemu odnaleźli się w arystokrackiej społeczności, w końcu już kiedyś do niej należeli, więc przyszło im to naturalnie. Bardzo polubili Petera, co do tego nie miałam wątpliwości, że tak będzie.
A moja siostra... Kiedy zostałam żoną Petra, po cichu i niezauważalnie spakowała swoje rzeczy i zniknęła z zamku. W końcu chyba zarozumiała, że nic tutaj nie ugra i postanowiła się zmyć. Byłam pewna że patrząc, że dzięki mojemu ślubowi i koronacji, jej status również znacznie się podniósł i dał jej nowe pole do popisu, zapewne bez problemu sobie poradziła.
- Moja rodzina nigdy nie miała się lepiej. Wydaję mi się, że wszyscy jesteśmy szczęśliwi - powiedziałam, bo naprawdę tak uważałam.
- Szczęśliwa królowa, to szczęśliwy kraj.
Faktycznie w kraju, odkąd przejęliśmy rządy, zaczęło się dziać dużo lepiej. Rebelia prawie całkowicie zniknęła. Dzięki moim powiązaniom z rebeliantami, udało nam się z nimi porozmawiać w cywilizowany sposób i omówić wiele ważnych dla społeczeństwa spraw, o których korona do tej pory nie zdawała sobie sprawy z ich wagi. W wielu kwestiach doszliśmy do ugody i porozumienia odnośnie zmian. Tak więc rebelianci prawie zupełnie przestali się pojawiać, a w królestwie dzięki nam doszło do wielu dobrych zmian. Miałam świadomość, że jeszcze dużo rzeczy trzeba naprawić w naszym królestwie, ale z każdym dniem powoli szliśmy do przodu, zmieniając kawałek po kawałku, kraj na lepsze.
Dalej miewałam sporadyczny kontakt z Jackiem. Udało mu się wyremontować swój Bar pod śledziem i zrobić z niego całkiem przyjazne i poczciwe miejsce. Biznes zaczął się kręcić , a bar utrzymywać sam na siebie. Dotychczasowe spotkania rebeliantów zamieniły się w wieczory tematyczne i imprezy w barze.
Rozległo się pukanie do naszej komnaty. Wciąż nie do końca wierzyłam, że królewska komnata Petra jest naszą komnatą, a położone obok nich pokoje, w których spałam kiedyś pijana po balu, kiedy Peter mnie uratował, należą teraz do mnie. Nadal nie dowierzałam w to wszystko, że naprawdę byłam żoną Petra i prawdziwą królową. Miałam wrażenie, że to piękny sen z którego zaraz się obudzę i okaże się, że to Violetta wyszła za Petera, a ja wciąż mieszkam w mieszkaniu Jacka. Ale każdego ranka budzę się u boku Petra, w naszym królewskim łóżku i serce pęka mi z radości, że naprawdę nam się udało.
- Można wejść - zawołał Petra, a do komnaty weszła Audrey.
Audrey została mianowana damą dworu, już nie robiła za pokojówkę, obie wiodłyśmy teraz nowe, lepsze życie. Audrey i Eleonora zostały przy moim boku w pałacu, obie były moimi damami dworu i były mi bliskimi przyjaciółkami, z których zdaniem się liczyłam. Byłam szczęśliwa w ich towarzystwie, sprawiały że życie w pałacu jako królowa nie było aż tak straszne.
- Nie chcę przeszkadzać waszym wysokością, ale królewskie obowiązki czekają - powiedziała Audrey, kłaniając się.
- Audrey! Ileż mam prosić byś mówiła mi po imieniu i się nie kłaniała, wciąż jesteśmy przyjaciółkami - oburzyłam się.
- Widzisz, ja cały czas czułem się tak samo jak ty teraz - powiedział do mnie rozbawiony Peter.
Westchnęłam ciężko, ale tak naprawdę miałam się ochotę roześmiać z radości. To wszystko było tak dziwne, a razem tak wspaniałe i idealne.
- Nie chcę poganiać, ale obowiązki wzywają - pomagała Audrey.
- Choć moja królowo, królestwo czeka aż się nim zajmiemy - powiedział Peter.
- Idę mój królu - odpowiedziałam.
- Nie króluj mi tu, obiecałaś, że jak cię poślubię, będziesz mi w końcu mówić po imieniu - oburzył się Peter.
- Zatem choć mój Peterze. Królestwo nas wzywa.
Mimo tego, że moje życie nie było bajką, spotkałam w nim swojego księcia.
Koniec
A może dopiero początek?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro