Rozdział 5
Pov. Czkawka
Z każdym moim powolnym ruchem spowodowanym otwieraniem tajemniczej koperty z listem, zbierało się coraz to więcej gapiów dookoła nas, aż w końcu prawie cały plac się zapełnił. Stworzony przez nich półokrąg polegał na tym, że za nami była mała szczelina, w której nikt nie stał, a po naszej lewej, prawej i na wprost była niemalże cała osada. Ja wiem, że list do mnie to coś całkowicie nowego, no ale żeby aż tak? Spojrzałem dyskretnie na Pyskacza, który z wielkim zaciekawieniem patrzył na moje poczynania. Chociaż on jeden nie patrzy na mnie z pogardą i jakby zazdrością, jak ten cały już tłum dookoła nas. Nie rozumiem o co tym ludziom chodzi. Gdy od otwarcia koperty dzielił mnie już tylko mały ruch nadgarstka, to z impetem do środka tego koła wszedł on, wódz tej wyspy i mój ojciec, który nagle wykazał jakiekolwiek zainteresowanie moją osobą. No może nie moją osobą, ale tym co się wokół niej dzieje.
-Co to u diaska za zbiorowisko, co?! -ryknął, najwidoczniej czymś zdenerwowany.
W sumie jakby się tak zastanowić, to stoję tu i otwieram głupią kopertę od dziesięciu minut, a ci ludzie gapią się cały czas na to zamiast wykonywać swoje codzienne obowiązki. Może właśnie to go zdenerwowało, bo mój ojciec bardzo nie lubi, gdy coś idzie nie po jego myśli.
-Wodzu! -krzyknął radośnie Wiadro. -Czkawka dostał jakiś list!
Jakoś nigdy nie lubiłem tego wysokiego blondyna z wiadrem na głowie, mimo że nigdy nic złego mi nie zrobił, ani nie powiedział. No mi nie.. ale często gadał z innymi wikingomagami o tym, jak to fenomenalnie się przewróciłem i to przeważnie przy moim ojcu, przez co Stoik uważa, że szkodzę jego reputacji i jestem ogromną ofermą losu.
-Że co? -zdziwił się rudowłosy i jakby natychmiast uspokoił. -Od kogo?
-Nie wiadomo, nikt oprócz osoby, do której jest zaadresowany nie może go otworzyć. -wyjaśnił na szybko kowal. -No dalej Czkawka, bo mnie ciekawość zżera.
Z wahaniem oderwałem już całkowicie górną część koperty, która po chwili sama uniosła się w powietrze. Wyleciało z niej duże, białe i zaczarowane pióro, które w powietrzu zaczęło pisać zielone litery.
-"Wysoka Komisja Magii wyspy Avalon oraz szanowna dyrekcja Szkoły Magii ma zaszczyt poinformować szanownego Pana Czkawkę Haddocka o możliwości zapisania się do tej szkoły i pobierania nauki od najwyższych Czarodziei i Magów." -czytał na głos Gbur, który był najbliżej mnie. -"Mapa do naszej szkoły znajduje się na odwrocie kartki, która znajduje się w kopercie. Liczymy na Pana pojawienie się do końca tego miesiąca, w innym przypadku straci Pan szansę na dostanie się do szkoły. Pozdrawiam, Herma Groweland."
Cisza, to jedyne co nastąpiło po przeczytaniu przez kowala na głos tych słów, które po chwili same zniknęły. Najwidoczniej każdy był w szoku i to niemałym, no bo przecież kto normalny miałby szansę na dostanie się do tak prestiżowej szkoły magi! Nikt z naszej wyspy nie miał takiej okazji, a są tu całkiem potężni magowie, którzy władają więcej niż jednym żywiołem. Nikt, oprócz mnie. Spojrzałem zawstydzony tą sytuacją na Pyskacza, który wręcz zaczął promienieć z radości.
-Ja się nie nadaję.. -szepnąłem do niego najciszej jak umiałem.
Chyba tego nawet nie usłyszał, bo nic nie odpowiedział, więc stałem tam jak kołek i starałem się na nikogo nie patrzeć, co mi niestety nie wychodziło. Kątem oka widziałem, jak co po niektórzy wikingomagowie robili się czerwoni ze złości i zaciskali pięści. Nie dziwię im się, kto normalny zaprasza do szkoły osobę, u której od trzech lat nie ujawniła się magia? Osobę, która najprawdopodobniej jest niemagiczna? Totalną porażkę życiową? No właśnie, nikt. To musi być jakieś ogromne nieporozumienie.
-Że co?! -krzyknął zły Sączysmark. -Przecież ty nawet nie umiesz nad niczym władać!
Mówiąc to wykonał gwałtowny ruch ręką, a średniej wielkości pochodnia, która stała jakieś trzy metru od nas i dawała światło wieczorami, zaczęła się mocniej palić. Smark podniósł rękę do góry, a płomienie posłusznie również się uniosły wyżej i zaczęły tworzyć przeróżne wzory.
-No właśnie! -dołączyły się ojciec Sączysmarka, Sączyślin. -Nie zasługujesz na taką szansę!
Na placu zrobiło się ogromne zamieszanie. Ludzie zaczęli żywo gestykulować, mówić, wręcz krzyczeć do siebie. Każdy był niezadowolony z takiego obrotu sprawy i każdy chciał to wyrazić. Spojrzałem smutnym wzrokiem po tych ludziach, zastanawiając się, kim trzeba być, aby zazdrościć mi chociaż małej, dobrej wiadomości. Całe życie spotyka mnie zniewaga, cierpienie i ból, a oni nic z tym nie robią, nawet przykładają do tego swoją rękę. A teraz, gdy los się do mnie uśmiecha, oni chcą mi to odebrać.
-Cisza! -ryknął wódz, a tłum w jednej chwili się uspokoił. -Dosyć tego.
Spojrzał groźnym wzrokiem na każdego zebranego tutaj.
-Również nie jestem zadowolony z obrotu sytuacji. -miło mi to słyszeć "tatku". -Przecież osoba niemagiczna nie może dostać listu, a więc to musiała być jakaś pomyłka.
Mimo że sam doszedłem do takiego wniosku, to i tak po tych słowach zrobiło mi się okropnie przykro. W końcu nie posiadanie żadnego wsparcia, nawet ze strony biologicznego ojca jest bardzo smutne. Minęło czternaście lat, a ja nadal się do tego nie przyzwyczaiłem.
-Wyślijmy kogoś innego na jego miejsce! -padł pomysł od kogoś w czarnych włosach.
Mieszkańcy głośnym i równoczesnym krzykiem poparli ten pomysł.
-No właśnie! -poparła go kobiet obok. -Nie możemy zmarnować takiej szansy.
Co rusz padały różne imiona dzieci z naszej wyspy oraz paru młodych dorosłych, których to można by było posłać do szkoły. Spojrzałem dyskretnie za siebie, upewniając się, czy aby na pewno ta luka w tłumie nadal jest. Delikatnie uśmiechnąłem się, gdy tylko zobaczyłem, że jest, a nawet się powiększyła. Dzięki temu będę mógł szybko i sprawnie zniknąć skąd.
-Nie. -powiedział spokojnie Stoik. -Nie możemy..
-Dlaczego?! -krzyknął niezadowolony tym Sączyślin, tym samym przerywając mojemu ojcu.
-Bo zaproszenia są imienne, a oni jakimś magicznym cudem wiedzą, jak dany kandydat powinien wyglądać. -dokończył nadal spokojnym tonem, oj coś czuję, że w domu mi się oberwie. -Gdybyś mi nie przerwał, to dowiedziałbyś się, że kiedyś na jednym z zebrań była o tym mowa.
Nie słuchałem ich już, nie chciałem. Wizja ponownego uderzenia o ścianę i ogromnego bólu pchnęła mnie do działania. Szybko zgarnąłem powoli opadające pióro oraz kopertę i dyskretnie zacząłem się wycofywać. Na moje szczęście nikt tego nie zauważył i po chwili mogłem spokojnie ruszyć biegiem w stronę lasu. Nie obchodzi mnie to, że robi się ciemno i tak nikt się nie przejmie tym, ze nie wróciłem na noc do domu, a może nawet uniknę mojej strasznej wizji. Błyskawicznie i z ogromną uwagą przy tym omijałem kolejne drzewa, aż w końcu bez problemowo dotarłem na Krucze Urwisko. Bez wahania zszedłem na dół i zacząłem wśród nadchodzących ciemności szukać czarnego smoka. Nie było łatwo, ale w końcu udało mi się go zauważyć tuż pod średniej wielkości drzewem.
-Szczerbatek. -powiedziałem do niego cicho, sprawdzając czy może już śpi.
Nie zauważyłem żadnego ruchu, ale poczułem jak uderza we mnie delikatny podmuch powietrza. Kurdę, chyba będę musiał jednak postawić tu jakieś pochodnie, bo gdy nie ma pełni, to nic tu nie widać.
-Szczerbatek? -zapytałem niepewnie.
W odpowiedzi dostałem znajomy pomruk i pod dłonią poczułem chłodne łuski Nocnej Furii.
-Nawet nie wiesz ile się wydarzyło tego wieczoru. Dos.. -chciałem wszystko opowiedzieć przyjacielowi, ale ten przerwał mi swoim łagodnym warkotem.
Delikatnym ruchem skrzydła zaczął pchać mnie na przód, najprawdopodobniej tam, gdzie leżał zanim przyszedłem. Po przejściu dosłownie paru kroków smok położył się na o dziwo ciepłej trawie i skrzydłem nakazał mi zrobić to samo. Położyłem się obok niego, a ten objął mnie opiekuńczo swoimi łapami i nakrył skrzydłem. Zrobiło mi się bardzo miło i ciepło na serduszku.
-No dobrze, to porozmawiamy jutro. -powiedziałem z uśmiechem. -Dobranoc Szczerbuś.
Odpowiedział mi ponownie cichym mruknięciem, a po chwili słyszałem już tylko jego miarowy i spokojny oddech. Szczęśliwy, że w końcu komuś naprawdę na mnie zależy i nie boi się tego pokazać, zasnąłem wtulony w przyjaciela.. a może już nawet brata.
***
Oto kolejny rozdział xD Chyba po raz pierwszy pisany na ostatnią chwilę XD
Co do rozdziału, to jak myślicie, Czkawka poleci lub popłynie na wyspę Avalon? Sam czy w czyimś towarzystwie? No i czy Stoik mu na to pozwoli?
Odpowiedzi na te pytania znajdą się najprawdopodobniej w rozdziale za tydzień ;p
A tak z innej beczki, jeśli ktoś czyta opowiadanie "Wszystko i nic", to chciałabym przypomnieć, że rozdział, a raczej rozdziały (obiecany maraton, będzie sześć rozdziałów- trzy w sobotę i trzy w niedzielę) pojawią się już w tą sobotę tj. 18.05 o godzinie 12.00.
A my widzimy się za tydzień w kolejnym rozdziale,
Pozdrawiam i do poniedziałku<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro