Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46

WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Pov. Czkawka

 Jeden krok w tył i w końcu nastała niezmierzona ciemność. Niby wiem, że to tylko chwilowe, ale i tak wzbudza ona we mnie naprawdę nieprzyjemne odczucia, a do tego przywołuje niechciane wspomnienia. Zestresowany wziąłem szybko głęboki wdech i będąc już za zamkniętym portalem, błyskawicznie złapałem Stoika za rękę. Nie mogę pozwolić mu się oddalić.. ani w ogóle ruszyć, bo obecnie znajdujemy się w czarnej pustce, która dopiero z upływem kilku sekund ukształtuje się w Mroczny Wymiar, jednakże aktualnie każdy nieprzemyślany ruch może spowodować naszą natychmiastową śmierć. Tak, nawet wejście do tego wymiaru jest dla zwykłego człowieka bardzo niebezpieczne.. w końcu nie ma się co dziwić, zostało ono przystosowane dla demonów, które non stop unoszą się w powietrzu. Po chwili moim ciałem zawładnęło bardzo nieprzyjemne, choć nad wyraz znajome uczucie chłodu i niewyjaśnionego strachu, dzięki któremu wiedziałem, że zaczyna się przeistaczanie ciemności w coś bardziej widzialnego dla ludzkiego oka. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ciemność, która jak dotąd nas otaczała zaczęła nabierać szerszej gamy barw, dzięki czemu byliśmy w stanie w ogóle cokolwiek zobaczyć. Wśród czarnej pustki zaczęły po kolei pojawiać się wszelakie odcienie czerwieni, żółci, zgniłej zieleni oraz fioletu, a wszystko to było przysłonione szarą i nieprzyjemnie gęstą mgłą. W końcu nasze stopy w pełni stanęły na ukształtowanej już, zgniłozielonej ziemi Mrocznego Wymiaru, a nasze oczy mogły już bez żadnych przeszkód spoglądać na ten.. naprawdę inny świat. Gdzie nie spojrzysz, tam wszelkiego rodzaju pustka pomieszana z wielkimi, fioletowymi i bardzo ostrymi kolcami, które tylko czekały, aż tylko ktoś się na nie nadzieje. W okolicy nie było żadnych drzew, zero jakichkolwiek domów, no bo też po co, skoro demony nie śpią, a w okolicy nie ma zamku Drago. Po dokładnym przyjrzeniu się zauważyłem, że ciemnozielony grunt miał na sobie nie zapamiętane przeze mnie, niezliczone plamy szkarłatnej krwi, która w postaci rzeki płynęła tuż obok nas. Z resztą, z tego co pamiętam to jeśli chodzi o rzeki, to mają ich tu setki. Setki krwawych rzek wypełnionych miliardami litrów ludzkiej krwi. Krwi ich ofiar.. i już wiadomo skąd ten unikalny, metaliczny zapach, który przyprawia chyba każdego o mdłości. Masakra. Z przyzwyczajenia podniosłem głowę do góry, szukając tam jakiegoś pocieszenia w tej kiepskiej sytuacji, ale na czymś w rodzaju nieba, którego wstrętnie wyblakły, żółty kolor potrafił przyprawić człowieka o ciarki widać było tylko cienie latających w chaosie demonów różnej maści. Czego ja się mogłem spodziewać. W sumie to w tym świecie przybierały one swoją prawdziwą postać, która wyglądała.. jak gdyby nie patrzeć, bardziej ludzko. Wyodrębniało się u nich coś na kształt łysej głowy, z której jednak unosił się charakterystyczny, czarny dym, a twarz.. tego praktycznie tam nie było. Dodatkowo pojawiały się również kościste ręce, a wszystko to odziane było w równie czarną co ich całe ciało szatę.
-Tu jest.. strasznie. -wyszeptał przerażonym tonem Stoik, podchodząc do mnie jeszcze bliżej.
 Nagle wszystkie latające nad nami demony zatrzymały się, jakby dopiero teraz uświadamiając sobie, że ktoś obcy się tu pojawił. No jasne, przecież panowała tu wręcz martwa cisza, która bez ostrzeżenia została przez niego przerwana. O ja pierdole.. w jednej chwili tysiące demonów znajdujących się na niebie zaczęło z zabójczą prędkością lecieć w naszą stronę, najpewniej chcąc nas opętać i zdobyć w ten sposób większe pokłady mocy. O kurwa, mamy przejebane.. i to już na samym początku.. a ja nawet nie zdążyłem spróbować nas ochronić! Nadal trzymając za rękę Stoika próbowałem go w jakiś sposób obronić podobnym światłem, jakiego używałem przy wypędzaniu demonów z ciał, ale dopiero teraz zdałem sobie sprawę ze swojej głupoty.. przecież tu biała magia jest o wiele słabsza! To się nie uda! Kurwa.. zawładną nami, a pozbycie się ich w tym wymiarze będzie wymagało o wiele więcej siły. Ej chwila.. a może by tak.. tak, to będzie to.
-Padnij! -krzyknąłem, jednocześnie rzucając się na jego ciało, powalając je na ziemię.
 Leżąc na brzuchu, niezwłocznie przekręciłem się na plecy i wystawiłem przed siebie skrzyżowane ręce, realizując przy tym swój plan. Bolesny w pierwszych chwilach plan, dzięki któremu uda nam się przetrwać w tym wymiarze. Czasami mam wrażenie, że naprawdę nie potrafię skleić niektórych faktów, albo robię to z zbyt dużym opóźnieniem.. czyżby to było rodzinne?
-Ledżiusa. -szepnąłem pewnie, zamykając przy tym oczy i przygotowują się mentalnie na to, co mnie czeka.
 Niemal natychmiast poczułem jak moja energia życiowa łączy się z energią tego wymiaru i pozbywając się światła, napełnia całe moje ciało przenikliwym mrokiem. Sekundę później otworzyłem oczy i utworzyłem potężną barierę, która ochraniała nas przed mocnymi atakami demonów. Z resztą.. bezmyślne uderzanie o niewidzialną barierę tylko dlatego, że w środku są żywe istoty, które chcą opętać nie nazwałbym prawdziwym atakiem. Raczej potrzebą posiadania jakiegoś żywiciela, czy coś w tym stylu. Stoik, którego musiałem powalić już wstał i dłonią od wewnątrz zaczął badać fakturę magicznej tarczy, mamrocząc coś przy tym pod nosem. Chyba zrobiłem na nim niemałe wrażenie. Również chciałem wstać, mając gdzieś w głębi nadzieję, że może uda mi się uniknąć tego bólu.. ale jednak po chwili nie miałem już na nic siły. Leżałem tylko na plecach ciężko dysząc przy tym i czekałem. Bo też co innego mi pozostało?
-Kurwa.. -przekląłem cicho, czując niemiłosierne palenie wewnątrz całego ciała.
 Zupełnie jakby moja krew niespodziewanie zaczęła wrzeć i paliła przy tym wszystkie moje organy wewnętrzne. Słysząc mój przepełniony ogromnym cierpieniem głos, Stoik niemal od razu obrócił się i obdarzył mnie całą swoją uwagą, kucając przy moim ciele.
-Co ci jest? -zapytał spanikowany, biorąc w dłonie moją rękę i uważnie ją oglądając.
 Byłem za słaby by mu ją wyrwać, więc po prostu czekałem, aż całe moje ciało wypełni się energią tego wymiaru i po prostu znów wrócę do formy. Przecież prędzej czy później i tak by to nastąpiło i byłem tego świadomy. Tyle że nie sądziłem, że będzie to aż tak szybko, ale cóż, za głupotę i nieprzemyślenie sytuacji się płaci. Chwila, jakbym przemyślał.. to i tak musiałbym to zrobić już na początku.. czyli na jedno wychodzi.
-Jest dobrze. -powiedziałem słabo starając się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko jakiś niewyraźny grymas.
-Nie widzę. -odrzekł nieprzekonany Stoik. -Przecież ty ledw.. o cholera!
 Krzycząc to, gwałtownie puścił moją rękę, która bezwładnie opadła wzdłuż mojego ciała,, boleśnie spotykając się z o dziwo również ciepłą ziemią. W tym samym czasie poczułem się jeszcze gorzej.. czułem, jakby moje ciało płonęło żywym ogniem od środka. Z każdą sekundą ból coraz bardziej rósł.. tylko nie zemdlej Czkawka, nie mdlej. Wiedziałeś na co się piszesz, wiedziałeś, że będziesz musiał to zrobić. Przymknąłem powieki, bo w tej chwili to nawet delikatne światło tego świata zaczynało mnie drażnić i czekałem. Po prostu czekałem, aż to się skończy, aż będę mógł władać czarną magią bez żadnych oporów. Dosłownie po kolejnych trzech sekundach wszystko ustało, a ja.. nie czułem już nic. Nic mnie nie bolało, nie byłem zmęczony, nawet głodny czy spragniony.
-Koniec. -powiedziałem uradowany, siadając na.. nazwijmy to ziemią.
Obróciłem głowę w stronę mojego ojca i już chciałem wstać, gdy ten nagle zatrzymał mnie ruchem dłoni.
-Tłumacz. -zażądał tonem nie znoszącym sprzeciwu.
 Gdyby to były normalne okoliczności, to po prostu bym powiedział, żeby się odpierdolił.. no ale cóż, nie są, a my nie jesteśmy już w konflikcie. Poza tym może dzięki tej informacji będę miał dodatkową osobę od pomysłów na przetrwanie.. kto wie.
-Władam czarną magią, której źródłem jest ten wymiar, a w naszym świecie władam białą magią. Jako że od paru miesięcy używałem tylko jej, no to moje ciało było nią przepełnione. Ale teraz potrzebuję czegoś mocniejszego, czegoś bardziej zabójczego, dlatego musiałem.. no jak by ci to powiedzieć.. napełnić się energią tego wymiaru, by móc bez żadnych skutków ubocznych korzystać z czarnej magii i jej zaklęć. -wyjaśniłem pokrótce, wstając już bez większego problemu. -Na początku chciałem nas chronić białą magią.. ale tutaj jej moc jest za słaba i demony bez problemu by nas opętały, uwierz mi.
 Mężczyzna wolno pokiwał głową najwidoczniej rozumiejąc cokolwiek z mojej chaotycznej wypowiedzi, nadal jednak patrząc przerażonym wzrokiem na moją twarz oraz ręce. Nie dziwię mu się, bo wiem, że są pokryte małymi, czarnymi żyłkami, które zapewniają mi pewnego rodzaju bezpieczeństwo i są oznaką całkowitego połączenia z czarną magią. Po chwili wolnym krokiem ruszyliśmy do przodu, a bariera zaczęła poruszać się razem z nami. Jedyne co mi w tej chwili przeszkadza, to latające wszędzie dookoła demony, przez które nic nie widzę. No ciężko określić nawet, w którą stronę musimy iść. Zaraz, zaraz, przecież było takie zaklęcie, które zatrzymuje człowiekowi jego funkcje życiowe, przez co demony myślą, że jest się martwy. Cholera, ale ono by nas uśmierciło.. a może nie? Lekka przeróbka i zamiast śmierci utworzyłbym iluzję, a to dałoby nam upragniony spokój.
-Nie boli cię to? -zapytał po chwili Stoik, zwracając na siebie całą moją uwagę.
 Ból.. a może puścić pewnego rodzaju wyładowania na barierę i zniszczyć te demony? Czkawka, debilu, przecież one się tutaj odrodzą, a poza tym jest ich z kilka setek.
-Tylko na początku bolało. -odpowiedziałem zamyślony. -Chyba nie mam lepszego pomysłu.. -wyszeptałem tak cicho, że sam to ledwo usłyszałem.
Podszedłem do Stoika i złapałem go nagle za obie dłonie.
-Nie ruszaj się. -powiedziałem spokojnie i posłałem mu pokrzepiający uśmiech. -Mam plan.
 W odpowiedzi pokiwał mi głową, oddając całe swoje życie w moje ręce. To.. takie miłe uczucie. Ufa mi.
-Ledżiusa huminis dejkail. -szepnąłem.
 Od razu poczułem przyjemne ciepło płynące wzdłuż moich czarnych żył, które najpewniej w tym momencie zaczęły pulsować. Po wypowiedzeniu tej formułki magiczna bariera zaczęła się kurczyć, aż w końcu całkowicie opadła na nas, przyklejając się do naszych ciał. A raczej do mojego, bo to ja wypowiedziałem zaklęcie, ale jako że chwyciłem za ręce Stoika, to na niego też opadła. Następnie rozbłysło oślepiające światło, które to zwiastowało utworzoną przeze mnie iluzję naszej śmierci i zakamuflowało wszystkie funkcje życiowe. Na zewnątrz zapanował istny chaos, wszystkie zebrane do niedawna wokół nas demony zaczęły latać w te i z powrotem, szukając utraconego celu. He, he, nie tym razem gnojki..
-Niesamowite. -powiedział rudowłosy, widząc, że po chwili demony jak gdyby nigdy nic odlatują.
-Magia. -powiedziałem ze śmiechem i puściłem go. -Mimo wieku, to jeszcze naprawdę wiele nie wiesz o życiu. -mruknąłem.
-Chyba masz rację. -potwierdził, przenosząc swoje spojrzenie z nieba na mnie. -To co robimy dalej?
 Zastanowiłem się na chwilę, próbując jednocześnie odzyskać orientacje w terenie, który na szczęście już całkowicie widziałem. Z tego co mi się kojarzy, to do zamku Drago prowadziła droga pozbawiona wystających z ziemi kolców, no bo jakby nie patrzeć, mężczyzna ten nie jest demonem, tylko bardzo złym człowiekiem i latać nie potrafi. Zakręciłem się wokół własnej osi, odnajdując dzięki temu odpowiednią drogę, która była po naszej lewej stronie.
-Idziemy tamtędy. -wskazałem dłonią drogę bez kolców. -Jednocześnie będziemy szukać kłosa zdziczałej trawy, kości udowej i krwi, ale jej akurat mamy pod dostatkiem. Nie Stoiku, nie uśmiechaj się tak pewnie, bo to naprawdę rzadkie rzeczy, a zwłaszcza w tym rejonie.
 Mężczyzna tylko wzruszył ramionami, po czym oboje ruszyliśmy w stronę zamku. Może oprócz samej walki i poszukiwań, to faktycznie nie będzie aż tak źle? Zobaczymy.

***

 He, he, he, pierwsza, mała potyczka z demonami, połączenie się z czarną magią i początek wyprawy. Co o tym myślicie? Jak szybko im się to uda? Co się dzieje u Heathery i reszty? Zobaczymy w kolejnym rozdziale XD
 A teraz na poważnie:
~środa -rozdział 47
~piątek -rozdział 48
~niedziela -finał, którego tytuł brzmi: "Szczęście cię chyba nigdy nie opuszcza, co?"
 Godziny pozostały bez zmian (ok. 12:00) i.. żegnamy to opowiadanie..
 A i jeszcze jedno pytanko, czy chcielibyście, aby w tej książce również pojawił się rozdział "Pytania do bohaterów"?  Jeśli tak -to zadawajcie (pytanie+do kogo), a jeśli nie.. no cóż, to nie XD
 Czekam na Wasze komentarze :D
No cóż.. do środy <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro