Rozdział 4 + nominacja
Pov. Czkawka
Obudziłem się rano całkowicie niewyspany i do tego z okropnym bólem głowy. Nie dość, że przed snem płakałem, to jeszcze całą noc nawiedzały mnie potworne koszmary. Były one związane z jakimiś czarnymi, momentami bezkształtnymi masami, które chwilami przypominały człowieka, a zaraz potem smoka. Nie umiem dokładnie określić czym one były, bo w niektórych miejscach składały się jakby z czarnej mgły, a w niektórych z jakiejś zbitej masy. Pamiętam również, że miały one krwistoczerwone oczy i latały wokół mnie, jakby chciały pożreć moją duszę i zawładnąć moim ciałem. Jak dobrze, że to był tylko głupi sen, a raczej koszmar. Powoli usiadłem na łóżku i delikatnie przetarłem swoje zmęczone oczy, chcąc się jeszcze bardziej rozbudzić. Szybko przeciągnąłem się i spojrzałem w stronę okna. Słońce dopiero co wschodziło, a to jest najlepsza pora żeby wstać i wyjść z domu, bo ludzie z wioski jeszcze śpią i bezproblemowo będę mógł przejść do lasu. Z nikłym uśmiechem nadziei na lepszy dzień wstałem i błyskawicznie ubrałem się w luźne, jasnobrązowe spodnie, zgniłozieloną koszulkę i brązowe futro. Nie zaścielając łóżka poszedłem w stronę drzwi, obok których leżały moje ciepłe buty. Sprawnie założyłem je i po cichutku zszedłem na dół. Gdy byłem już na ostatnim stopniu zacząłem nasłuchiwać, aby dowiedzieć się czy czasem ojciec już nie wstał, ale niczego nie udało mi się usłyszeć. Zadowolony z braku obecności ojca w tym pomieszczeniu, śmiało przeszedłem przez salon i skierowałem się do kuchni. Idąc, kątem oka zauważyłem, że na stole, który stał tuż przy wejściu do kuchni leżała mała, wyblakła karteczka. Szybko zgarnąłem ją i zacząłem czytać.
"Przepraszam Cię za wczoraj Czkawka, chyba troszkę za dużo wypiłem. Mam nadzieję, że nie zrobiłem nic złego."
Spojrzałem na ścianę, o którą wczoraj brutalnie uderzyłem, przypominając sobie jego wyraz twarzy oraz jego niedoszłe czyny. Wzdrygnąłem się na to wspomnienie. Ściana ta była delikatnie ubrudzona szkarłatną cieczą w miejscu, gdzie uderzyłem głową. Szybko dotknąłem swojej kości potylicznej, zastanawiając się jak to się stało, że nawet tego nie poczułem wtedy. Po chwili wzruszyłem ramionami i zgniotłem kartkę, bo w końcu nie pierwszy raz coś takiego się dzieje. Nie wiem do tej pory po co on w ogóle pisze te karteczki, skoro nawet nie jest w stanie mnie przeprosić osobiście. Pewnie nawet nie jest mu przykro, bo tylko wstyd w wiosce mu przynoszę. Znając go, to pewnie w twierdzy teraz siedzi i wypełnia swoje jakże ważne papiery, a bynajmniej udaje, że to robi, bo jest zbyt wcześnie. Lekko zdenerwowany wszedłem do kuchni i bez wahania zgarnąłem jeden z pięciu koszy z rybami z małej spiżarni. Stoik nawet nie zauważy, bo on nigdy nie uzupełnia spiżarni, więc nawet nie wie ile czego mamy. Z koszem na plecach wyszedłem z domu i przebiegłem bezszelestnie przez pustą wioskę, by po chwili pojawić się w jeszcze śpiącym lesie. Szybkim krokiem przechodziłem obok intensywnie zielonych drzew i krzewów, by w końcu ujrzeć najbezpieczniejsze miejsce na świecie, Krucze Urwisko. Sprawnie jak na drobnego człowieczka z koszem na plecach i obitym ciałem zszedłem na sam dół. Zastałem tam chyba najsłodszy widok jaki kiedykolwiek miałem okazję zobaczyć. Mianowicie był to spokojnie śpiący czarny smok, który leżał sobie na trawie na grzbiecie z łapami w górze i wywalonym na wierzch różowym językiem. Po chwili zachwytu nad tym cudnym stworzeniem postanowiłem udać się w jego stronę. Śmiało usiadłem obok niego, odstawiając przy tym kosz na bok. Delikatny hałas obudził smoka, który zaspany spojrzał na mnie, a potem na kosz z rybami. Od razu się uśmiechnął, ukazując przy tym swoją, o dziwo szczerbatą mordkę.
-A czy ty nie miałeś czasem zębów? -zapytałem zdziwiony, bo jeszcze wczoraj je widziałem.
Smok całkowicie mnie zignorował i z nadal otwartą paszczą przewrócił kosz, z którego wyleciały świeże dorsze i inne ryby. Przyglądałem mu się ciekawie, zastanawiając się, jak on zamierza je zjeść. Nagle z dziąseł wysunął swoje ostre zęby i zaczął pałaszować ryby, kręcąc przy tym dupką oraz ogonem.
-A jednak je masz.. -dodałem zszokowany.
Szczerbata mordka ma zęby, które może chować, więc może być albo szczerbaty, albo nieszczerbaty. Nagle mnie olśniło.
-Szczerbatek! -krzyknąłem uradowany do niego.
Nagłym krzykiem zwróciłem uwagę smoka, który na chwilę przerwał jedzenie ryb i spojrzał na mnie nie rozumiejąc niczego.
-Twoje imię. -powiedziałem, a ten przekrzywił łepek, najpewniej nie wiedząc o co mi chodzi. -No wiesz.. Szczerbatek, od szczerbatej mordki. -zacząłem mu tłumaczyć swój tok myślenia. -Bo ty możesz mieć zęby czyli nie być szczerbaty lub je schować i być szczerbaty.
Nie wiem czemu, ale w mojej głowie to brzmiało o wiele lepiej i mniej dziecinnie, przez co zacząłem się cicho śmiać. Smok chyba załapał o co mi chodzi, bo zaczął radośnie kiwać mordką. Uśmiechnąłem się do niego, a ten od razu rzucił się na mnie ze swoim obrzydliwie mokrym językiem i zaczął mnie lizać po całej twarzy.
-No tak, tak, wiem, że ci się podoba. -mówiłem przez śmiech, starając się jednocześnie nie połknąć jego śliny, która była na mojej twarzy.
Dobrze wiedzieć, że aż tak mu się podoba to imię.
-No już, już, przestań Szczerbuś, bo wiesz, jak ciężko to się zmywa. -powiedziałem, nawiązując do naszej pierwszej takiej mokrej przygody.
Szczerbata mordka polizała mnie ostatni raz i jak gdyby nigdy nic, skierowała się w stronę pozostawionych wcześniej ryb. Nie minęła sekunda, a on jakby o mnie zapominając, ponownie zabrał się za jedzenie ryb. Było bardzo wcześnie, więc mamy cały dzień dla siebie. Podczas gdy Szczerbatek jadł, ja obmyślałem w co by się tu z nim pobawić. Usiadłem na kamieniu, który ma delikatne wgłębienie i gdyby nie był twardy i zimny, to mógłby uchodzić za całkiem wygodny fotel. Tuż koło jaskini zauważyłem małą gałązkę, którą mógłbym dzisiaj rysować w piasku, a Mordka wyrwałaby sobie jakieś małe drzewko i oboje moglibyśmy tworzyć dzieła sztuki. W sumie zabawa w berka też może być fajna.. może tym razem uda mi się do wrzucić do jeziorka, bo ostatnio mój podstęp nie wypalił. Gdy tak sobie myślałem, to nagle mój brzuch wydał chyba najgłośniejszy dźwięk. Nie zdziwiłbym się, gdyby usłyszeli to w wiosce, bo jeśli Nocna Furia, która ze smakiem jadła ryby, spojrzała na mnie od razu.. no to ten dźwięk musiał być bardzo głośny.
-Nie przejmuj się. -powiedziałem uspokajająco do niego. -Nie jestem głodny.
Nie kłamałem, bo mimo braku kolacji oraz śniadania, nie czułem głodu. Szczerbatek spojrzał na dwie ostatnie ryby i bez wahania złapał je do pyska dziwnie prychając, po czym ruszył w moją stronę z tym swoim specyficznym uśmieszkiem. Po chwili stanął na wprost mnie i delikatnie położył mi już upieczone ryby na udach. Spojrzałem na niego zdezorientowany, a ze wzruszenia łezka mi poleciała.
-Dziękuję. -ostrożnie przytuliłem jego mordkę, a on uroczo mruknął. -Dziękuję za to, że jesteś i się o mnie troszczysz.
Zacząłem jeść jedną rybę, a że wiedziałem, że nie dam rady zjeść dwóch, to jedną mu oddałem. Po chwili oboje zaczęliśmy się bawić jak małe dzieci, którymi zresztą jesteśmy. Na koniec dnia ze smutkiem pożegnałem się z nim i jak zawsze obiecałem, że przyjdę rano z ogromnym koszem ryb. Machając mu na odchodne, ruszyłem do wioski. Droga powrotna bardzo szybko mi zleciała, może to zasługa tego, że szybciej szedłem, a może tego, że już obmyślałem zabawy na jutro. Po niespełna siedmiu minutach byłem już koło pierwszego domu. Dobra to teraz dyskretnie udać się do swojej chaty i ten dzień będzie można nazwać całkowicie udanym. Przechodziłem właśnie obok kuźni, gdy nagle usłyszałem głośny krzyk, który mógł zaprzepaścić całe dobro tego dnia.
-Czkawka! -krzyknął ktoś do mnie. -Czkawka, czekaj!
Odwróciłem się w stronę tego głosu i zobaczyłem kowala, który jeszcze delikatnie chwiejnym krokiem szedł w moją stronę.
-Tu jesteś dzieciaku. -położył mi rękę na ramieniu i zaczął głęboko oddychać. -Nawet nie wiesz ile ja to cię musiałem szukać.
-No wiesz, całą pracę w kuźni.. -chciałem się usprawiedliwić, ale kowal nie dał mi dojść do głosu.
-Mam list zaadresowany do ciebie. -powiedział z uśmiechem Pyskacz.
Co? Do mnie? Niee.. to niemożliwe.
-Do mnie? -chciałem się upewnić, bo przecież list do mnie to całkowita nowość.
Spojrzałem w jego niebieskie oczy z czerwoną kreseczką, szukając tam odpowiedź, którą uzyskałem dopiero w jego słowach.
-Do ciebie, do ciebie. -zaśmiał się najprawdopodobniej z mojej niepewnej miny. -Nie patrz tak tylko otwieraj.
Pyskacz podał mi sztywną, białą kopertę, w której musiała być jakaś mała kartka. Bez otwierania obejrzałem ją dokładnie.
-Dlaczego nikt prędzej nie otworzył jej? -zapytałem kowala. -Przecież mój ojciec na pew..
-Tego nie da się otworzyć.. jakby na nią nałożono jakieś zaklęcie, przez co otworzyć może ją tylko ten, do kogo jest zaadresowany. -wyjaśnił mi swoją teorię blondyn.
Byliśmy na środku wioski, gdy wolnym ruchem zacząłem rozdzierać kopertę.
***
Witam w kolejnym rozdziale.
Jak Wam się podobał ten rozdział? Co myślicie o takiej przeróbce powstania imienia Szczerbatka? I najważniejsze, co może być w tym liście?
Do następnego poniedziałku <3
A teraz kolejna nominacja (mam ich powoli dość xD) od KittyQuen01, dziękuję Ci bardzo <3
1. Wolisz pisać opowiadania czy one-shoty?
Zdecydowanie opowiadania, bo nie umiem się z akcja zmieścić w one shocie.
2. W jakim kolorze masz teraz skarpetki?
Aktualnie jest 22.55 dnia 05.05, a więc noc i nie mam skarpetek na stopach xD
3. Wymień trzech ulubionych piosenkarzy lub zespołów.
Skillet
Three Days Grace
To moje dwa ulubione nie ma więcej jak na razie xD
4. Dzień czy noc?
Chyba bardziej noc, bo czasem wtedy wpadam na świetne pomysły.
5. Lubisz podróżować?
Lubię. Lubię też zwiedzać różne miejsca.
6. Nominuj cztery osoby.
Astrisia
shiro_riria
Snutka
Yo-Yona
Nie wiem czy ktoś się czasem nie powtórzył.. Ale nie chce mi się sprawdzać xD POWODZENIA
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro