Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38

Pov. Czkawka

Z tego co pamiętam, to lot w jedną stronę nie trwał aż tak długo, więc teoretycznie nie powinniśmy mieć zbyt daleko do mojej rodzinnej wyspy.. no a praktycznie jest zupełnie inaczej. Nie dość, że lecimy już dobre siedem minut, to jeszcze zauważyłem niewielkie, ale bardzo znaczące zmiany na niebie. Ciemne, dotąd nocne niebo jak się okazało nie byłoby takie ciemne, gdyby nie chmury. Wielkie, czarne chmury, które na pewno nie zapowiadały nic dobrego. Westchnąłem cicho, przeklinając swoje dotychczasowe rozkojarzenie w myślach. Rozumiem demony i inne głupoty, ale żeby pomylić nadchodzący wieczór z chmurami burzowymi!? I jeszcze do tego nie zauważyć zachodzącego słońca! To chyba trzeba być takim debilem, idiotą i imbecylem jak ja. Przepraszającym wzrokiem spojrzałem najpierw na lecącą obok nas Lumi, potem na Szczerbatka, a następnie delikatnie położyłem się na jego grzebiecie. Ponownie cicho westchnąłem mając malutką nadzieję, że uda nam się zdążyć przed pierwszym grzmotem. Po dosłownie sekundzie poczułem ciężkie krople deszczu, które z impetem uderzały w moje osłonięte tylko cienką koszulką plecy, powodując niewielki ból. Kurwa..
-Już niedaleko. -szepnąłem wiedząc, że obie Furie mnie na pewno usłyszą.
W odpowiedzi dostałem groźne warknięcie potwornie zdenerwowanego Szczerbatka i głuchą ciszę od Lumi. Wywróciłem na to tylko oczami. Na Thora, nie tylko ja mam tutaj mózg, sam też mógł prędzej pomyśleć albo się odezwać, zwłaszcza teraz, gdy rozumiem co do mnie mówi. Poza tym założę się o kosz dorszy, że tak samo jak ja nie zauważył tej różnicy, ale będzie się obrażać i udawać mądrzejszego, żeby tylko mi dogryźć. Normalny dzień w wykonaniu Szczerbatka. O tyle dobrze, że przynajmniej nie ma błyskawic i ta wredna Gadzina nie przestraszy się.. chociaż może jedno wyładowanie nie zaszkodziłoby mu, a wręcz pogoniło i przyspieszyłby jeszcze bardziej swój lot. Kierowany dziwnym impulsem zacząłem odliczać sekundy.. i o dziwo po pięciu sekundach od tej myśli, gdzieś za nami nagle rozbłysnęło niebo i pojawił się charakterystyczny, dla niektórych przerażający dźwięk. Szczerbatek wzdrygnął się lekko i od razu jakby popędzony, przyspieszył swój lot. Biała Furia spojrzała na niego wymownie i nic nie mówiąc, poszła w jego ślady. Po jakiś pięciu minutach wspólnej katorgi na coraz to mocniejszym deszczu w końcu wylądowaliśmy.. a raczej uderzyliśmy w mokrą ziemię robiąc przy tym niewyobrażalny hałas. Szybko wstałem, ale w wiosce mimo to było jakoś dziwnie.. pusto. W domach paliły się pojedyncze pochodnie, ale ludzie nie podchodzili nawet do okien, by sprawdzić co się dzieje. Czyżby nasze uderzenie w ziemię było aż tak podobne do grzmotu? Od razu pokręciłem głową, karcąc się w myślach za ponowną dezorientację. Czkawka, chłopie masz dwie Furie w środku wioski, przez którą właśnie przechodzi potężna burza! Zrób coś z tym! Błyskawicznie rozejrzałem się i niemal natychmiast zauważyłem, że w twierdzy jest ciemno. To jest to! Nikt tam nie siedzi od czasu naszego przylotu i można śmiało powiedzieć, że nasze smoki tam zamieszkały. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę tego budynku, słysząc przy tym ciche uderzenia łap Nocnej i Białej Furii o ziemię, na której nie zdążyły jeszcze powstać kałuże. Po przejściu paru metrów byliśmy już na miejscu, więc bez zastanowienia otworzyłem wrota i całkowicie przemoknięci weszliśmy do środka. Szczerbatek zaprowadził Lumi do swoich zdziwionych, smoczych przyjaciół, a ja żeby cokolwiek zobaczyć, to szybkim ruchem nadgarstka zapaliłem cztery najbliższe pochodnie. Bez słowa sprawdziłem czy nic im nie jest, a następnie krótko się z nimi wszystkimi pożegnałem. Smoki odpowiedziały spokojnym pomrukiem, więc bez żadnych wyrzutów sumienia wyszedłem z twierdzy. Już miałem zamykać wrota, kiedy to nagle w oddali zobaczyłem niewyraźny zarys kilku.. chyba znanych mi postaci.

Pov. Stoik

Znudzony słuchałem rozmowy dzieci Oswalda non stop już od dobrych czterech godzin. Znaczy tylko na początku można było nazwać to rozmową, bo nie wiadomo kiedy zaczęli ostro się kłócić i krzyczeć na siebie, wytykając sobie przy tym wszystkie życiowe błędy. Można powiedzieć, że od wyjścia Czkawki rodzeństwo zaczęło tak jakby dyskutować, a potem obarczać siebie nawzajem winą za różnego rodzaju targające nimi wtedy emocje i brak aktywnego działania przy wypędzaniu demona. Powoli już irytowało mnie to.. no bo ileż można gadać, że mogłeś wtedy zrobić krok w prawo, a nie w lewo i już byłoby inaczej. Czasu się nie cofnie, swoich czynów także.. ja rozumiem to bardzo dobrze i nadal ponoszę tego konsekwencje, ale oni chyba jeszcze do tego nie dorośli. W ciągu następnych piętnastu minut oddałem się całkowicie swoim przemyśleniom na temat tego wydarzenia. Naprawdę nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego bólu jaki mój syn musiał wtedy znosić.. w ogóle.. jak można mieć jakiś drugi głos w głowie. I do tego ten głos powoduje ból i zmusza do różnych rzeczy, i w ogóle! Jak tak można wytrzymać i nie zwariować! Przecież ja nie ogarnąłbym tylu rzeczy na raz. Jak ten dzieciak to zrobił i do tego przeżył? Magia, smoki, jakiś demon, a do tego jeszcze nauka?! Tak się w ogóle da? Da się być takim potężnym? Dlaczego prędzej nie dostrzegłem jego potencjału.. dlaczego on go prędzej nie pokazał? A może pokazał, tylko ja byłem zbyt ślepy na to? Czyja to jest w końcu wina, bo już się zgubiłem. Za dużo myśli, za wielki hałas. Nagle, całkowicie z dupy coś bardzo głośno uderzyło w środek wioski. Wyrwany ze swoich myśli niemal natychmiast poderwałem się do góry gotowy do obrony swojego plemienia, przykuwając tym samym uwagę Heathery i Dagura.
-A tobie co? -zapytała niemiło czarnowłosa, zapewne wkurzona tym, że coś lub ktoś przerwał jej falę wyzwisk skierowaną w stronę brata.
-Nie słyszeliście? -zapytałem zdumiony, szerzej otwierając oczy.
Tego huku nie dało się nie usłyszeć! Czy oni naprawdę aż tak potrafią wczuć się w kłótnie?
-Dobra chodźmy to sprawdzić. -powiedział obojętnie Dagur, a po chwili dodał szeptem. -Dziadek na starość omamy słuchowe ma.
Wypraszam sobie, nie jestem stary! I w odróżnieniu od was, dzieciaki, umiem odróżnić uderzenie w ziemię czegoś, od uderzenia w ziemię błyskawicy! Nie skomentowałem tego wszystkiego na głos, tylko od razu ruszyłem w stronę drzwi, a obrażone rodzeństwo poszło w moje ślady. Po chwili rudowłosy wiking mnie wyprzedził i wręcz rzucił się na drzwi, gwałtownie je otwierając. Zdziwiło mnie to.. i to bardzo, więc stanąłem i obserwowałem dalszy rozwój tego wydarzenia. Ku mojemu zdziwieniu Dagur mimo, że był ostro wkurwiony na siostrę, to elegancko przytrzymał i przepuścił ją w drzwiach, a ta miłym uśmiechem mu podziękowała. Po sekundzie na ich twarzach ponownie pojawił się grymas niezadowolenia i znów zaczęli toczyć wojnę na ostre spojrzenia. Ja ich chyba nigdy nie zrozumiem, no ale co się dziwić.. dzieci Oswalda. Będąc już na dworze w oczy od razu rzuciła mi się twierdza, w której to paliło się światło. Byłem niemalże pewien, że przed nadejściem burzowych chmur gasiłem pochodnie, a smoki Jeźdźców już zasypiały. Poza tym z tego co zrozumiałem, to smoki mają o wiele lepszy wzrok i nawet w ogromnych ciemnościach nie potrzebują światła.. więc one na pewno go nie zapaliły.
-Te światła tam się nie paliły. -wyszeptałam lekko wystraszony, informując dzieciaki.
-Jak to? -zapytał zdumiony Dagur. -Jesteś pewien?
Pokiwałem głową i z wielkimi obawami wyszedłem spod bezpiecznego ganku. Mimo wszystko ruszyłem przodem w stronę twierdzy, by w razie czego osłaniać rodzeństwo, które zapewne swoją magią o wiele szybciej by rozłożyło na łopatki potencjalnego napastnika.. no ale jestem straszy i odpowiedzialny za nich. Nagle zobaczyłem, że drzwi się otwierają i ktoś z nich wychodzi. Postać była jakaś taka znajoma.. szczupła, ale lekko umięśniona, do tego całkiem wysoka. Czy to..
-Czkawka? -zapytała zdziwiona Heathera, gdy byliśmy już bliżej twierdzy. -A co ty tu robisz? Nie miałeś być na górze?
Chłopak spojrzał na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem, po czym szybko spojrzał na drzwi twierdzy.
-Jaka gór.. aaa.. no ten.. -zaczął się jąkać i drapać po karku.
-Co znów odwaliłeś? -zapytała prostu z mostu czarnowłosa, zakładając ręce na piersiach.
Chłopak tylko westchnął i podszedł do nas bliżej.
-To tylko początek naszych kłopotów. -powiedział z pustym spojrzeniem. -Chodźcie, musimy naprawdę poważnie porozmawiać. Teraz. Dagur, idź po Zoe.
Następnie złapał Heatherę za rękę i bez dodatkowych słów ruszył w stronę mojej chaty. Zdziwiony podniosłem brwi do góry i lekko otworzyłem usta. Teraz to już w ogóle nic nie rozumiem, ale dowiem się wszystkiego. Zmrużyłem lekko oczy i zdeterminowany ruszyłem za swoim synem oraz jego narzeczoną, która zalewała go ogromną ilością pytań.. ale te zdaje się spływały po nim jak krople padającego deszczu po skórze.

***

Nowy, trochę nudny rozdział po krótkiej przerwie! No kolejny, to będą wyjaśnienia, tłumaczenia i w ogóle XD
Pod poprzednim rozdziałem w komentarzach pojawiły się teorie, że krew smoków jest potrzebna do rytuału, aby Drago wszedł do świata demonów.. i tu naprostuję -on już tam jest, można powiedzieć, że ukrywa się tam, zbiera siły i w ogóle. Do tego włada czarną magią, więc umie wytworzyć takie same, a nawet większe portale niż Czkawka. Więc będzie potrzebna do czegoś innego, ale tego dowiecie się w kolejnym rozdziale ;D
 Poza tym chciałabym Was zaprosić do mojej nowej książki (nie związanej z JWS, niestety). A więc jeśli lubisz czytać o nastolatce, która w ramach zemsty będzie zabijała, to zapraszam do przeczytania "Dwadzieścia trzy trumny" ;*
Do zobaczenia w piątek <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro