Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Pov. Czkawka

Błyskawicznie wylecieliśmy przez duże, otwarte na oścież okno, starając się robić przy tym jak najmniejszy hałas. Tylko Thor wie, co by mi w tej chwili zrobiła Heathera, gdyby nakryła nas na.. tym nagłym wyjściu. Nie mogę tego nazwać ucieczką od problemu, bo zamierzam wrócić albo nad ranem albo w środku nocy, tego jeszcze nie wiem, no ale.. no po prostu zamierzam wrócić po tym, jak przemyślę sobie kilka spraw i odpocznę od tego wszystkiego. Mam tylko szczerą nadzieję, że brak mojej obecności przyjaciele zauważą jak najpóźniej.. i że po tym nie będą mnie od razu szukać. Jestem niemal pewny, że nie zrozumieją, że po tym wszystkim potrzebuję zwyczajnie chwili samotności.. chwili z kimś, kogo nie zraniłem.. z kimś, kto mnie bardzo dobrze zna.. nie mają bladego pojęcia, że potrzebuję teraz najzwyczajniej w świecie obecności Szczerbatka. On już od początku naszej znajomości potrafił mnie uspokoić i pocieszyć w trudnych sytuacjach, nie używając przy tym żadnych słów. Westchnąłem głośno i lecąc przez coraz to bardziej granatowe niebo czułem, jak wszelkie złe myśli powoli opuszczają mój umysł i pozwalają obiektywnie spojrzeć na całe to wydarzenie. W sumie jak gdyby nie patrzeć, to powinienem się cieszyć, bo pozbyłem się znienawidzonego od miesięcy pasożyta ze swojego ciała, a wszelkie bóle głowy, skurcze mięśni, zmienne nastroje i chęci morderstw nagle zmalały o ponad połowę. Wobec tego powinienem w takim razie czuć szczęście.. więc dlaczego zjadają mnie tak potworne wyrzuty sumienia? Dlaczego nie potrafię zaakceptować faktu, że tak czy siak nie obyłoby się bez jakiś obrażeń? Zmęczonym tym wszystkim położyłem się na grzbiecie mojego ukochanego smoka i przytuliłem go, tak po prostu po przyjacielsku, delikatnie wtulając twarz w jego lśniące łuski.
-Wru.. -do moich uszu dotarł cichy i łagodny warkot.
Słysząc to nie ruszałem się nawet o milimetr, cały czas leżąc na grzbiecie Nocnej Furii z lekko przymkniętymi powiekami.
-Będzie lepiej. -przerwałem mu domyślając się, co chce powiedzieć. -Nawet już jest..
Zamilkłem na chwilę wahając się, czy najpierw przemyśleć swój wywód.. czy może zacząć mu się spowiadać tak od ręki. Wiem, że smok mnie wysłucha i nie obdarzy mnie krzywym spojrzeniem. Po chwili namysłu odważyłem się ponownie odezwać.
-Wiesz Mordko.. -zacząłem niepewnie drapiąc się po odsłoniętym policzku. -Jesteś jedyną osobą, która była przy mnie już na Berk. Wiesz dobrze, co tam się działo.. pomogłeś mi.. -w moich oczach pojawiły się łzy, a w głowie ponownie zapanował zamęt. -Ja.. ja już nie wiem, co mam robić. Boję się.. tak cholernie się boję tego wszystkiego. Tego zła. Tego kim mogę się stać. Dobrze wiesz.. dobrze wiesz, że nie uchronisz mnie przed tym. Tu.. tu dużą rolę odgrywa moja psychika, która jest już praktycznie na skraju wytrzymałości.. ten głos.. ten głos demona.. on mnie niszczył. Ja.. nie wiem Mordko, czy.. czy potrafię znów być.. być normalnym Czkawką.
Nie wytrzymałem tego całego napięcia i zacząłem cicho łkać w jego chłodne i gładkie łuski. Objąłem jego ciało rękami i mając gdzieś to, czy zaraz spadnę w bezkresną toń oceanu czy też nie, po czym wtuliłem się całą twarzą w niego. Po sekundzie poczułem jak smok obniża swój lot, najprawdopodobniej chcąc gdzieś wylądować. Zrobiło mi się ciepło na serduszku, że pomimo tego, co zrobiłem.. pomimo, że zamknąłem go w skalistym pancerzu, to on nadal się o mnie troszczy. Po paru minutach z szczerym uśmiechem na ustach poczułem, jak ciało smoka spotyka się z gruntem. Nie wysilając się zbytnio, przechyliłem ciężar ciała i z dzięki sile grawitacji zsunąłem się z jego grzbietu. Moje lekko obolałe ciało spotkało się z twardą ziemią, którą pokrywała delikatna i bardzo niziutka trawa. Szczerbatek niemal natychmiast ułożył się wygodnie na moim brzuchu, podsuwając swój ogon pod moją głowę. Pomimo wciąż tkwiących w moich oczach łez, uśmiechnąłem się szczerze na ten gest i cichutko mu podziękowałem.
-Co jeszcze cię dręczy? -zapytał uprzejmie Szczerbuś.
Już chciałem mu coś odpowiedzieć, ale nagle zerwałem się do góry i spojrzałem na niego przerażonymi oczami. Moje ciało momentalnie rozpaliło się, a serce przyspieszyło, tłocząc coraz to więcej krwi do moich gotowych do ucieczki mięśni.
-Ja pierdolę, ty mówisz!? -zapytałem przerażony, krzycząc.
Niepojęte dla mnie było to, co się stało na arenie, całe to wypędzanie demona i w ogóle.. a ta sytuacja przytłoczyła mnie jeszcze bardziej. Przecież.. ale.. jak.. jak to do cholery jest możliwe?!
-Uspokój się, Czkawka. -powiedział cichym, ale o dziwo trochę rozbawionym ton.
Znów.. znów przemówił. Patrzyłem na niego tym razem zszokowany, dokładnie jak na jakiegoś ducha, który uciekł ze świata zmarłych i nawiedza żyjących ludzi.
-Czkawka.. -powiedział moje imię z lekką obawą i delikatnym strachem w oczach.
Ja jednak nadal stałem jak słup soli i patrzyłem na niego lekko nieprzytomnym spojrzeniem. W mojej głowie toczyła się istna wojna o to, czy może uciec gdzieś do okolicznego lasu, czy może go jednak wysłuchać. Ostatecznie po rozważeniu wszelkich za i przeciw zwyciężył zdrowy rozsądek, więc powoli, ale nadal uważnie usiadłem na ziemi, tuż przed nim.
-Jak.. jak to możliwe? -zapytałem cicho lekko trzęsącym się głosem.
Smok najwidoczniej odetchnął z ulgą, bo posłał mi swój charakterystyczny, szczerbaty uśmiech.
-Odkąd się poznaliśmy.. -zaczął pewnie, przybliżając się do mnie o parę centymetrów. -.. to wydawałeś się inny niż wszyscy wikingowie. Nie bałeś się mnie za bardzo, wręczy byłeś ciekawy zachowań smoków.. -przerwał na chwilę, podczas gdy ja patrzyłem na niego zdeczka niepewnie. -Siedź cicho, to moje zdanie. Wracając, to nie chciałeś, aby smokom działa się krzywda, a nad Kruczym Urwiskiem zamiast mnie zabić.. to mnie uwolniłeś. To naprawdę wiele znaczy. Gdy byłem opętany, to nie uciekłeś, nie próbowałeś mnie zabić.. wręcz przeciwnie, chciałeś mi pomóc mimo, że nie znałeś wtedy swojej potęgi. Wiesz, jest pewna smocza legenda.. -zaciął się na chwilę i spojrzał na mnie uważnie, na co kiwnąłem mu pewnie głową, by kontynuował. -.. która głosi, że najpotężniejszy mag, jedyna istota we wszechświecie zdolna będzie do pokonać źródła wszelkiego zła. Pewnego dnia uwolni smoka, który wskaże mu właściwą drogę i da mu dar porozumiewania się ze smokami. Wiem również, że to pojawia się dopiero po opanowaniu przez tą osobę wszystkich czterech żywiołów.
Zakończywszy swoją opowieść, Szczerbatek spojrzał na mnie lekko speszony. Nie dziwię mu się, właśnie odkrył przede mną jedną ze swoich dotąd skrywanych tajemnic. W sumie to jesteśmy kwita, on wie, że władam czarną magią, a ja znam już tą legendę. Dzięki jego słowom dotarło do mnie znaczenie pewnych sytuacji. No przecież to właśnie Szczerbo pomógł mi się dostać do szkoły na Avalon, to właśnie on był przy mnie i pocieszał mnie swoimi pomrukami, które mimo, że nie miały zbyt jasnego przekazu, to były po części dla mnie zrozumiałe. Tylko.. dlaczego od razu po ukończeniu szkoły nie zacząłem go rozumieć?
-Ale.. -chciałem zadać mu nurtujące mnie pytanie, ale smok chyba to przewidział.
-Miałeś w sobie demona, który zakłócał tą komunikację między nami. Przez niego chwilę później otrzymałeś ten dar. -wyjaśnił szybko i zwięźle.
-Tylko.. po co mi on? -zapytałem głupio, ocierając policzki z zaschniętych już łez. -Oczywiście nie miej mi tego za złe, zawsze chciałem móc wiedzieć, co do mnie mówisz.
Smok westchnął i spojrzał na mnie rozbawionymi oczami.
-W pokonaniu zła pomoże ci armia smoków, która będziesz musiał jakoś dowodzić. -oznajmił najspokojniejszym tonem na jaki najwidoczniej było go stać.
Uderzyłem się w czoło z otwartej ręki.. czy naprawdę bogowie musieli się aż tak na mnie uwziąć?
-Ja pierdolę.. -szepnąłem, ponownie kładąc się na ziemi. -Jedna sprawa się wyjaśniła, to druga się skomplikowała. Normalnie definicja całego mojego życia.
Smok położył się tuż obok mnie, owijając moje ciało ogonem i nakrywając nasze głowy swoim długim, czarnym skrzydłem. Po chwili poczułem ogromne ciepło i bezpieczeństwo płynące z tego na pozór małego gestu.
-Dziękuję. -szepnąłem spokojnie.
Nagle, niczym grom z jasnego nieba poczułem ogromną chęć zasmakowania tej szkarłatnej cieczy, która płynie w naczyniach krwionośnych mojego przyjaciela. Od razu gwałtownie uderzyłem się w policzek, starając się w ten sposób opanować pragnienie mrocznej magii. Nie tym razem, nie następnym. Z demonem wygrałem, to z tym też będę potrafił żyć!
-Nawet nie wiesz jak bardzo się boję, że to wszystko mnie przerośnie. -wyznałem mu po chwilowym kryzysie. -Naprawdę boję się, że przez czarną magię, przez chęć krzywdzenia.. -nie wytrzymałem i z moich oczu poleciały ponownie tego wieczoru łzy. -Ja..
-Będę przy tobie. -pocieszył mnie. -Będę ja, Heathera, Dagur i Zoe, nie zostaniesz sam. Nigdy.
Z tymi słowami i z delikatnym uśmiechem ułożyłem się do snu, ale po jakiś pięciu sekundach oboje usłyszeliśmy głośny huk nieopodal.

***

Miała być akcja, miało nie być tak.. hmm.. ckliwie? No ale nie pykło XD
Bynajmniej, trochę wyjaśnień i ciąg dalszy użalania się nad sobą w wykonaniu Czkawki XD
No i nie można zapomnieć, że Szczerbatek PRZEMÓWIŁ LUDZKIM GŁOSEM ^^ 
-mowa smoków -tak dla przypomnienia ;) 
Teraz w sumie mam taki mały dylemat.. następny rozdział zrobić znów z perspektywy Czkawki.. czy może dać Heatherę lub Stoika i opis, co się stało w czasie gdy Czkawka odleciał ^^ a może to i to w jednym.. muszę pomyśleć :D
Więc.. jak Wam przypadł do gustu ten rozdział? 
Do piątku <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro