Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Pov. Stoik

W jednej chwili puściliśmy szeroki pień, który miał mu uniemożliwić przejście przez bramę areny i odwróciliśmy się w stronę głośnego, gardłowego głosu. Cholera jasna, dlaczego nie pomyślałem, że może przejść przez dach! Trzeba było nie ufać tym dzieciakom..
-My się wcale nie ukrywamy. -powiedziała łagodnie Heathera, a ja spojrzałem na nią jak na debilkę.
Przecież my się właśnie chowamy i to na dodatek przed nim! Już chciałem im to wykrzyczeć prosto w twarz, ale Dagur złapał mnie za ramię i odciągnął lekko do tyłu. Posłałem mu lekko zdezorientowane spojrzenie.
-Nie wtrącaj się, bo inaczej oboje.. -chciał mi coś powiedzieć, ale nagle schylił się lekko.
Czemu mam wrażenie, że chłopak jest przerażony i swoją postawą próbuje wzbudzić litość oprawcy? Oprawcy.. Czkawka! Szybko spojrzałem w stronę szatyna, który wypuścił w naszą stronę olbrzymią kule ognia. No to już wiem, czemu Dagur się tak skulił.. przecież ta kula ma z jakieś trzy metry średnicy! Nagle moje ciało zostało całkowicie sparaliżowane przez tak rzadko odczuwany przeze mnie strach. Przecież.. nikt nie potrafi wytworzyć tak wielkiej kuli! Z wstrzymanym oddechem patrzyłem na śmiercionośny pocisk, w duchu żegnając się ze swoim marnym życiem, gdy nagle tuż przed lecącym w powietrzu ogniem wskoczyła Nocna Furia i otoczyła nas swoimi ciemnymi skrzydłami, jednocześnie chroniąc od ognia. Po sekundzie poczułem nieprzyjemne ciepło, które tak szybko jak się pojawiło, tak szybko zniknęło. Smok puścił nas i z cichym warknięciem wskazał na szatyna. Heathera błyskawicznie zaczęła kręcić głową, cofając się kilka kroków do tyłu.
-Nie chce z nim walczyć! -krzyknęła załamana czarnowłosa w stronę smoka.
-Siostra, musimy go jakoś odzyskać! -przekrzyczał ją Dagur, żywo gestykulując.
Chyba właśnie coraz mnie zaczynam z tego rozumieć.. Czkawka był już opętany czy dopiero teraz go opętano. Cholera, trzeba było się bardziej skupić jak Heathera o tym mówiła, a nie obmyślać plan, w jaki sposób wyciągnąć z syna jakieś informacje.. jestem głupi.
-Wierzcie mi, nie ma już czego odzyskiwać. -usłyszałem ciężki ton tuż za sobą.
Moje serce ponownie stanęło tego dnia z przerażenia, z czoła zaczęła spływać strużka zimnego potu, a po ciele rozniósł się nieprzyjemny dreszcz. Kątem oka ujrzałem jego blado czarną twarz z przenikliwie czerwonymi oczami, które do tej pory widziałem tylko u atakujących nas smoków. Skłamałbym, gdybym powiedział, że mój strach w choć maleńkim stopniu zmalał. Co prawda już nie raz widziałem opętane smoki czy nawet zwykłe, leśne zwierzęta.. ale człowieka nigdy i ten widok potrafił sparaliżować nawet tak odważnego wikinga jak ja. Powoli odsunąłem się i jak ostatni tchórz stanąłem za jego dziewczyną lub narzeczoną, nie wiem, nie pamiętam. Może to i nie jest zbyt odważny czyn, ale no przepraszam bardzo, oni go jeszcze jakoś znają! Są w stanie się obronić, a ja nawet nie wiem, co mój syn potrafi! To jedno zdanie uświadomiło mi jak bardzo beznadziejnym ojcem byłem przez te lata, przez co oprócz strachu, to w moim sercu pojawiła się dziwna skrucha i prawdziwy żal.
-Allle.. jajak too..? -zapytała jąkając się Heathera.
Demon w ludzkiej postaci wzruszył lekceważąco ramionami i szybkim ruchem wyciągnął mlecznobiałą rękę przed siebie, powodując tym samym, że potężne uderzenie wiatru odsunęło nas na drugi koniec areny, tuż pod ścianę. Uderzyłem plecami o wystające drzwi przeklinając w duchu, że nie kazałem jakoś zabezpieczyć ich wystających elementów. Z głośnym sapnięciem podniosłem się do góry i spojrzałem ja stojących już nastolatków, którzy ze współczuciem wpatrywali się w mojego biednego synka. Mimo tego, że wytworzył to niemal huragan.. zaraz, zaraz, zaraz.. woda przy uzdrawianiu, ogień i powietrze teraz.. a skałą kiedyś walną Dagura w głowę.. czy on.. on włada wszystkimi czterema żywiołami?! Czy to właśnie to Heathera miała na myśli mówiąc, że mój syn jest najpotężniejszym magiem na świecie?! Ale.. jak?! Jak mogłem to przeoczyć?!
-Nie da się ciągle ze mną walczyć, a tym bardziej wygrać, ale ten głupek usilnie mi się stawiał. -czerwonooki chłopak ponownie wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawiło się jeszcze kilka nowych, czarnych żył. -Nieuniknione było to, że w końcu mi ulegnie. -szatyn udawał, że ziewa, jakby dając nam do zrozumienia, że ta rozmowa go zwyczajnie nudzi. -Teraz przelanie krwi dokończ rytuał i w końcu posiądę jego ciało na wieki!
Sekundę po wypowiedzianych przez niego słowach, ukryty z tyłu Szczerbatek z pełnym bólu wzrokiem strzelił Czkawce w plecy, powodując tym samym, że szatyn stracił równowagę i upadł na ziemię. Jednak nie stracił przytomności, bo niemal od raz uniósł się delikatnie na łokciach, potrząsając przy tym lekko głową. Z włosów wyleciało mu kilka małych kamyczków, a wokół głowy unosił mu się dziwny pył. Chyba naprawdę dawno nie kazałem tutaj nikomu sprzątać.
-Co do cholery? -zapytał lekko zdezorientowany, jednak już po chwili stał na równych nogach.
Chłopak odwrócił się w stronę Nocnej Furii i bez zwłoki tupnął nogą, wykonując przy tym szereg nieznanych mi ruchów dłońmi. Po sekundzie jego smok leżał przyparty przez różnego kształtu skały, które zaczęły stapiać się ze sobą, tworząc coś na kształt jednolitego, ciężkiego pancerza, który w tym przypadku ma za zadanie unieruchomienie Szczerbatka, a nie jego ochronę. Czkawka skończył swoje dziwne ruchy, a na smoku ciążyła gruba na prawie pół metra warstwa zbitej skały. Szatyn pozostawił swojemu wierzchowcowi jedynie odkryte dwie części twarzy, mianowicie nos i oczy, z których w tej chwili bił dobrze widoczny strasz i.. troska? Martwi się o Czkawkę, gdy ten bez żadnego oporu unieruchomił go w ciągu zaledwie paru sekund? Dziwny smok. Następnie szatyn skierował swoje bezduszne spojrzenie na nas, a ja już wiedziałem, że przez ten widok nie zasnę przez najbliższe tygodnie. Chłopak szybkim i kolistym ruchem dłoni wykonanym nad głową przywołał setki litrów wody, kierując ją w nasza stronę. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale poczułem mocniejszy niż dotąd strach, który ponownie w ciągu zaledwie dziesięciu minut sparaliżował doszczętnie moje ciało, uniemożliwiając mi zrobienie jakiegokolwiek, tak bardzo wskazanego w tym momencie uniku. Czyżbym.. naprawdę bał się własnego syna? Nie, stój, to już nie jest mój syn.. to najsilniejszy demon jaki kroczył po tej ziemi, który zniewolił mojego syna i przejął jego ciało. Kątem oka zdążyłem zobaczyć tylko jak Dagur i Heathera szybko robią przewrót w przód, usuwają się w ten sposób z drogi lecącej wodzie. Niestety ja nie miałem szans tego zrobić, więc cała zimna woda niemal od razu spotkała się z moim rozgrzanym od stresu ciałem. Czkawka patrząc na mnie morderczym wzrokiem uniósł wolno dłoń, powodując tym samym, że woda zaczęła zamarzać, zmieniając się w lód, który doszczętnie już mnie unieruchomił. Cholera, cholera, cholera! Co mam robić?! Z przerażeniem patrzyłem jak Czkawka zbliża się do mnie wolnym krokiem, a w jego prawej dłoni pojawia się ognisty i całkiem szeroki nóż, który odróżniał się na tle jego biało czarnej skóry. Ciężko przełknąłem ślinę i spojrzałem na niego błagalnie. Dokładnie w tej chwili zdałem sobie sprawę, jak bardzo Czkawka musiał się mnie bać, kiedy to pijany wracałem do domu i biłem go gołymi pięściami lub zaczynałem atakować siekierą.
-Synu, proszę.. błagam, ocknij się. -wyszeptałem z lecącymi po mojej twarzy strugami łez.
Chłopak zaśmiał się gorzko i uniósł uzbrojoną dłoń do góry, z każdą sekundą zbliżając ostrze w moją stronę, gdy nagle oberwał w głowę małym, podpalonym kawałkiem ziemi. Szybko spojrzałem w tamtą stronę i odetchnąłem z wręcz namacalną ulgą. Moje ulubione rodzeństwo stało tam i atakowało szatyna, chcąc wykupić mi w ten sposób trochę czasu.. o kurwa, przecież ja jestem magiem ognia! Skupiłem się i z lecących, podpalonych skał skierowałem w swoją stronę trochę ognia, próbując roztopić lód i się uwolnić. Dam radę, muszę, bo inaczej zginę. W tej samej chwili szatyn tupnął bardzo mocno nogą, powodując tym samym gwałtowne trzęsienie ziemi. Dagur i Heathera nie zdołali utrzymać się na dogach i po chwili tracąc równowagę, upadli na ziemię. Niemal natychmiast  Czkawka skierował pozostałości wody w stronę Heathery i bez wahania zamroził ją, przez co dziewczyna była w pozycji leżącej całkowicie unieruchomiona. Z tego co wiem, to Dagur włada na pewno ogniem, więc lód w tym przypadku nie pomoże i mam cholernie ogromną nadzieję, że szatyn nie dopatrzy się tego. Jednak jak na złość Czkawka chyba to przewidział, bo cisnął w jego stronę potężnym podmuchem wiatru, przez co Dagur naprawdę mocno uderzył plecami w ścianę, powodując jej lekkie pęknięcie. Nie mniej jednak dla szatyna było to o wiele za mało i pchnął go jeszcze do góry, w stronę krat. Rudowłosy wiking uderzył w nie z głuchym jękiem, po czym z powrotem spadł na podłogę, tym razem już się nie podnosząc się. Szatyn z nieodgadniony uśmiechem, który dodawał mu jeszcze bardziej przerażającego wyglądu zaczął ponownie przybliżać się do mnie.
-Nawet nie wiesz, jak długo czekałem, aby przelać choć trochę krwi. -szepnął bezdusznie w moje odsłonięte ucho.
W jego dłoni znów pojawił się ognisty nóż, który szatyn od razu docisnął do mojej osłoniętej szyi. Bez wahania i z widocznym szaleństwem oraz żądzą krwi zaczął nacinać moją bardzo wrażliwą w tym miejscu skórę, z której to niemal po sekundzie zaczęła spływać ciepła, szkarłatna ciecz.
-Czujesz ten cudny zapach? -zapytał z nutą mroku i nieznaną mi dotąd głębią. -Zapach twojej śmierci?
Czkawka coraz mocniej przyciskał ostrze do mojej szyi, przez co spływała po niej większa niż dotychczas stróżka krwi. W tej chwili żałowałem, że zacząłem odmrażań swoją szyję i klatkę piersiową w pierwszej kolejności, pomijając tak istotne części ciała jak na przykład ręce. Może wtedy jakoś za pomocą magii ziemi bym go.. no nie wiem, uderzył?
-Synu.. -wyszeptałem słabo. -Dlaczego.. dlaczego mi to robisz?
Chłopak spojrzał na mnie z widocznym rozbawieniem, a z jego szkarłatnie czerwonych oczu można było wyczytać ogromną chęć mordu.
-Twój syn nawet nie wie, co się w tej chwili dzieje. -powiedział pewnie, przyciskając ostrze tym razem do mojego barku. -Zdominowałem go tak samo jak parę miesięcy temu.
Ból był nie do zniesienia, zwłaszcza, że to nie był zwykły nóż.. tylko palący się, przez co od razu doznawałem również poparzeń i to zgaduję, że trzeciego stopnia. Nie mogąc już na niego patrzeć, uciekłem wzrokiem w stronę Heathery, którą.. Dagur odmrażał? Może mam jeszcze jakąś szansę na przeżycie tego makabrycznego wydarzenia! Czkawka jakby wiedząc, gdzie się aktualnie patrzę, niemal natychmiast ruszył w ich kierunku. Przymknąłem oczy czując, jak uchodząca ze krew mnie zaczyna mnie osłabiać.

***

Niech mnie ktoś mocno walnie w głowę i opierdzieli, bo kurde już drugi raz zrujnowałam plan na ta książkę XD
Miałam to skończyć, rozumiecie (w sensie to całe wyganianie demona z ciała Czkawki) w tym rozdziale i znów przez nadmierne opisy mi nie wyszło.. no bo a to tu dodam ogień, a to tam może rzucą w niego kamieniem.. i cóż.. o tak wyszło. Mam nadzieję, że w kolejnym uda mi się to skończyć, bo już w sumie do tego będziemy przechodzić XD ehh przynajmniej rozdział wyszedł w miarę długi i z akcją, która mam nadzieję, że Wam się podobała.
Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Do piątku <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro