Rozdział 24
Pov. Czkawka
Po paru minutach Zoe skończyła nieudolnie uzdrawiać moją ranę. Co prawda zostanie mi po niej niemała blizna, no ale przecież dziewczyna musi mieć kogoś, na kim może ćwiczyć, a mi i tak obojętne jest to czy będę miał jedna bliznę więcej czy mniej.
-Będziesz musiała jeszcze poćwiczyć. -powiedziałem, nadal oglądając bliznę.
-Bo? -zapytała z dumą dziewczyna, najwidoczniej nie mając pojęcia o tym, że nie do końca dobrze wykonała swoją robotę.
-Bo nie powinno być blizny. -odpowiedziałem prosto i spojrzałem na nią. -Ale spokojnie, musisz opanować tylko ten ruch, reszta nie jest ci pot..
Chciałem jakoś pocieszyć dziewczynę, ale ta nagle wybuchła i zaczęła na mnie krzyczeć.
-W dupie mam egzamin! -powiedziała podchodząc do mnie i grożąc mi palcem. -A co jak tobie coś się stanie, a trzeba będzie kogoś uzdrowić! Przecież jak kurwa nie dam rady..
Spokojnie Czkawka, ona nie wyprowadzi cię z równowagi. Co z tego, że przed chwilą prawie zawaliłeś te miesiące pracy nad sobą. Wdech i wydech.
-A czy ja powiedziałem, że nie będę dalej cie uczył? -zapytałem z sztucznym spokojem w głosie.
Zoe zaczerwieniła się i odsunęła ode mnie, po czym złapała ramię Dagura i wtulając w nie, schowała głowę.
-Przepraszam. -wyszeptała. -Nie chciałam cię zdenerwować.
Nie byłem na nią zły czy coś w tym rodzaju, tylko po prostu jej krzyk był całkowicie niepotrzebny. Głośno westchnąłem i spojrzałem na rudowłosego wikinga, który śmiał się określać mianem mojego ojca.
-Heathera, Zoe i Dagur nie mieli jeszcze egzaminu końcowego, więc chciałbym zapytać, czy nie byłoby problemu, gdybym urządził im co jakiś czas treningi? -zapytałem wodza Berk bardzo oficjalnym tonem.
Mężczyzna najwidoczniej był zdziwiony całą tą sytuacją i po prostu bez słowa pokiwał głową. Zadowolony z uzyskanej.. nazwijmy to odpowiedzi poinformowałem przyjaciół, że idę polatać ze Szczerbatkiem i może zdążę wrócić na obiad. Mówiąc to patrzyłem w oliwkowe oczy ukochanej, szukając tam widocznej zgody. Gdy tylko ją zobaczyłem, zgarnąłem smoka, dałem Hedzi szybkiego całusa w usta i razem z Mordką wzbiliśmy się w bezchmurne niebo.
-Tylko nie lećmy nigdzie daleko, dobrze? Chcę o czymś pomyśleć. -powiedziałem do Mordki.
Smok mruknął do mnie zaniepokojony, jednakże ja byłem już pogrążony w swoich myślach. No dobra.. przecież to wszystko nie może być takie trudne. Tak, odpowiedź na pewno jest banalna, tylko muszę nad nią pomyśleć. Położyłem się na smoku, plecami dotykając jego chłodne łuski i zamknąłem oczy. Zdenerwowałem się, a przez to Growarz mógł wyzwolić się z mojej podświadomości. Normalka, często tak robi jak chce mi coś powiedzieć. Potem w przypływie złości i gniewu, który spowodował ten debil Sączysmark straciłem kontrolę i można powiedzieć, że spuściłem demona za smyczy. Zdarza się. Jednak tym razem stało się coś innego, dziwniejszego.. on prawie mną ponownie zawładnął i.. i chciał skrzywdzić Heatherę. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się odzyskać w połowie panowanie nad sobą i przekrzywić rękę tak, aby nie skrzywdzić ukochanej. Uśmiechnąłem się na tą myśl, bo jedyną osobą jaką ten demon będzie mógł zabić.. to będę ja. Ej chwila, chwila, chwila.. czy Herma i Lori czasem nie mówiły, że żeby pokonać i uwolnić się od Growarza, to muszę w być w połowie świadomy? Wytężyłem umysł i starałem się odnaleźć odpowiednie wspomnienie..
Smok nadal na mnie nie patrząc, puścił mnie i szybko stanął za mną, warcząc wrogo przy tym na stojące przed mną trzy kobiety.
-No dobra. -powiedziałem twardo patrząc się na pielęgniarkę i dyrektorkę. -O co tu chodzi i dlaczego mój smok jest wystraszony.
-Czkawka, my.. -zaczęła nieśmiało Lori. -My mamy już sposób na pozbycie się tego demona.
Na moją twarz od razu wkradł się uśmiech i śmiało podszedłem do najlepszej w tej szkole uzdrowicielki.
-No to na czym to będzie polegać? -zapytałem gotowy do działania.
-To nie będzie takie łatwe.. -chciała wyjaśnić mi Herma, ale szybko jej przerwałem.
-Jakby poprzednie próby były łatwe. -wtrąciłem swoje zdanie.
-.. i wymaga ogromnego poświęcenia. -kontynuowała tak, jakbym jej wcale nie przerwał. -Będziesz musiał pozwolić przejąć temu demonowi kontrolę, po czym tylko w połowie ją odzyskać.
Tak, dobrze pamiętam. Potem chyba źle się poczułem, a następnie.. mówiły coś o Szczerbatku? Poprawiłem się trochę na grzbiecie smoka i ponownie skupiłem się, próbując znów wrócić myślami do tego dnia.
-Już tłumaczę. -odezwała się w końcu po jakiś siedmiu minutach ciszy nasz szkolna pielęgniarka. -To wszystko będzie polegać na tym, że dopuszczasz do władzy nad sobą demona. -pokiwałem głową chcąc, aby kontynuowała. -Potem częściowo odzyskujesz kontrolę, ale tylko częściowo, ponieważ musisz zrobić zaporę przed sobą.
-Zaporę? -zapytałem, nic już nie rozumiejąc.
-Zaporę, która będzie połączeniem magii wody i powietrza. Wiesz, po prostu wyciągasz ręce przed siebie i dzięki użyciu tych dwóch żywiołów tworzysz tak jakby mglistą tarczę. -ponownie pokiwałem głową, rozumiejąc już jej słowa. -A potem smok.. tak dokładnie to Nocna Furia.. musi w ciebie strzelić z całą siłą.
Spojrzałem na nią jak na jakąś debilkę.
-Skąd ty masz taki głupi pomysł?! -zapytałem lekko rozzłoszczony.
Przecież mój przyjaciel nie będzie we mnie strzelał! Nawet jakbym chciał, to smok tego nie zrobi, za bardzo mu na mnie zależy.
-Z księgi, która leży na moim biurku. -powiedziała spokojnie, wskazują grubą księgę. -Wiem, że dla was obu będzie to ciężkie, ale to może być jedyna możliwość wyjścia z tej sytuacji.
-O cholera! -krzyknąłem, podnosząc się gwałtownie do góry. -Szczerbatek! -krzyknąłem uradowany.
No nie wierzę! Mam jakąkolwiek szansę na pozbycie się tego demona z siebie! A już zaczynałem w to wątpić. Może faktycznie lepszą opcją będzie zaryzykowanie i przyjęcie na klatę pocisku Szczerbatka, niż pozwolenie na utracenie duszy i ciała? Szczęśliwy spojrzałem na smoka, który patrzył na mnie lekko zaniepokojony, najprawdopodobniej nie wiedząc o co mi chodzi. Już chciałem mu przekazać tą wspaniałą informację, ale nagle przed nami wyrosła ogromna skała. Przecież jeszcze sekund temu była ze sto metrów przed nami!
Pov. Stoik
Całkowicie nie rozumiem co tu się właśnie stało.. treningi? Uzdrawianie, walka, uczenie i chuj wie co jeszcze? Mój syn chyba naprawdę mocno zmienił się przez te cztery lata i.. może faktycznie myliłem się co do niego. Jednak nie jest taką niedorajdą i magicznym cepem za jakiego go miałem. Z głośnym westchnieniem podążyłem wzrokiem za odlatującą postacią na Nocnej Furii i gdy tylko zniknęła mi z oczu, spojrzałem na Heatherę.
-Czy mógłbym się dowiedzieć, co tu się tak naprawdę dzieje? -zapytałem lekko zły, ale także i ciekawy.
Przecież jako wódz mam pełne prawo wiedzieć, co się dzieje na mojej wyspie! Zapraszając ich tutaj nie miałem bladego pojęcia, że spotkam dzieci swojego przyjaciela! A tym bardziej syna, który uciekł, zostawiając mi jedynie małą, pożegnalną karteczkę.
Wróciłem tego dnia prawie nad ranem do domu.. no cóż można powiedzieć, że nie umiem sobie odmówić kolejnego kufla. No ale jak mi ktoś mówi: "Wodzu, ze mną się nie napijesz?", no to wręcz grzechem jest odmówić. Tak więc lekko pijany przeszedłem przez drzwi, które niemiłosiernie skrzypiały. Ja pierdole jak ta rybia wywłoka to robi, że nie wydają tego przeraźliwego dźwięku? Agr.. zdenerwowałem się. Szybko złapałem w ręce siekierę wiszącą na ścianie i z ogromnym trudem zacząłem wspinać się po schodach. Kurwa, no mam dylemat, iść dalej po tych jakoś dziwnie stromych schodach i mu wpierdolić czy może pójść spać. W sumie jednak nie mam dylematu. Złapałem się ściany i po jakiś dziesięciu minutach wszedłem do pokoju tej niezdary zwanej też.. tfu, moim synem. Rozejrzałem się i.. nikogo tu nie było. Zdziwiłem się trochę, bo przecież na ścianie wisiało multum kartek, łóżko zawsze było niepościelone.. a teraz cały pokój wyglądał jakby nikt w nim nigdy nie mieszkał. W blasku wschodzącego słońca ujrzałem mały skrawek papieru na drewnianym biurku. Zaciekawiony, wypuściłem z rąk siekierę i poszedłem w tamtą stronę. Chwyciłem kawałek papieru i zacząłem czytać.
-Zapomnij o mnie, zapomnij, że miałeś syna lub też uznaj mnie za zaginionego. Czemu? Bo mam dość wiecznego poniżania, ciągłych docinek i braku szacunku. Odchodzę, żegnaj Stoiku.
Po przeczytaniu tego listu miałem mieszane uczucia.. z jednej strony pozbyłem się tego idioty, niezdary i życiowej porażki ze swojego życia.. ale z drugiej straciłem jedyną pamiątkę po Valce.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekką irytacją i zacisnęła usta w wąską kreskę.
-Jedyne co musisz wiedzieć o tej całej sytuacji to to, że tylko z Czkawką możesz cokolwiek ustalić w sprawie pokoju i tylko on może go zaprowadzić, więc bardzo cię proszę, nie drażnij go. -spojrzała na mnie wzrokiem zdziczałego smoka, a po chwili przeniosła go na każdą osobę, która była na arenie. -I was też się to tyczy!
Dobra, chyba zaczynam się bać tej dziewczyny. Przecież tym wzrokiem to mogłaby pokonać stu wikingów!
-Heathera, pamiętaj, że zawsze możemy stąd po prostu odlecieć. -powiedziała delikatnie blondynka, otaczając przyjacielsko czarnowłosą ramieniem.
Westchnąłem smutno i zdałem sobie sprawę, że mój syn naprawdę wiele osiągnął przez te lata. Co prawda Johann Kupczy opowiadał różne historie nie tylko o wspaniałych osiągnięciach tego chłopaka, ale także i o jego ryzykownych przygodach, wspaniałym charakterze i wyglądzie. Żeby było śmieszniej, to nawet nie wpadłem na pomysł, że to mógłby być Czkawka. Przecież szatyn z niesamowicie głębokimi, zielonymi oczami oraz blizną na brodzie brzmi bardzo znajomo. Muszę potem jakoś go wypytać o to wszystko.
-A czy mógłbym chociaż wiedzieć o co chodzi z tymi treningami? -zapytałem z niemałą nadzieją na jakąś bardziej obszerną odpowiedź.
Heathera wywróciła tylko oczami i założyła ręce na piersiach.
-A co masz wiedzieć? -zapytał z kpiną. -Cała nasza trójka nie zdała jeszcze egzaminu końcowego z magii danego żywiołu, a nadal trwa rok szkolny. -z uwagą analizowałem każde jej słowo. -A jako że Czkawka pozaliczał już wszystko, to będzie z nami ćwiczył. -wzruszyła ramionami jakby to wcale nie było nic wielkiego.
Mnie natomiast ta informacja zszokowała.. i to bardzo. Kątem oka zobaczyłem jak banda Smarka i Pyskacz patrzą się na czarnowłosą z otwartymi buziami. Czyli mój syn.. on zdał wszystko? A może właśnie to miał namyśli mówiąc pierwszego dnia, że jest pełnoprawnym przedstawicielem wyspy Avalon? Już miałem zadać kolejne pytanie, ale nagle usłyszeliśmy głośny i charakterystyczny ryk Nocnej Furii. Niemal natychmiast wybiegliśmy z areny i spojrzeliśmy w kierunku, skąd on dochodził. To co ujrzałem zmroziło doszczętnie moje serce. Czkawka i jego smok lecą prostu na olbrzymią i bardzo szeroką skałę! Na Thora, przecież oni już nie zdążą skręcić, bo są za blisko!
***
He he he.. znów Polsat XD ale spokojnie, za dwa dni ciąg dalszy ^^
Jak myślicie, w jaki sposób Czkawka i Szczerbatek ominą tą skałę? A może wlecą w nią..? Czy Stoik dopnie swego i podpyta trochę szatyna o jego życie? Czy Czkawka ujawni, że panuje nad czterema żywiołami? No i najważniejsze, kiedy wyda się, że ma w sobie demona?
Na te pytania może znajdziecie odpowiedź w kolejnym rozdziale XD
Do piątku<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro