Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Pov. Czkawka

Nie dane nam było w spokoju dokończyć, bo jak się okazało Dagur zaczął wykrzykiwać różne groźby pod drzwiami. Wywróciłem oczami, odsuwając się na kilka milimetrów od mojej.. narzeczonej.. jak to pięknie brzmi.
-Czkawka! To bardzo ważne! -krzyczał, a po tonie głosu wnioskowałem, że był już naprawdę zły.
-Chyba musimy wyjść do niego. -zachichotała Hedzia. -Potem to nadrobimy. -puściła mi oczko.
Ciekawe co ma na myśli.. jeśli wspólne pójście do łóżka to jestem za, bo najskąpiejszy strój w jakim ją widziałem, to góra od stroju kąpielowego i krótkie spodenki.. a ciało ma naprawdę boskie. Smukłe i wysportowane. W sumie oboje już skończyliśmy osiemnaście lat, to nikt by się nie przyczepił do tego. Mimo wszystkich moich myśli, to na prośbę ukochanej jednym ruchem schowałem skałę pod ziemię, a Dagur mógł wreszcie wejść do środka. Gdy tylko przekroczył próg kuźni jego złość zmieniła się w zdziwienie.
-A ty siostra co taka w skowronkach? -zapytał i spojrzał na mnie. -A ty..
Nie skończył, bo Heathera szybko rzuciła mu się na szyję. Jednak nawet przytulając siostrę, Dagur patrzył na mnie zabójczym wzrokiem i szczerze nie dziwię mu się, bo w końcu mam nieźle wygniecioną koszulkę. On chyba nie myśli, że ja z ją tutaj..
-Czy wyjaśni mi ktoś, co tu się właśnie stało? -zapytał, nadal mordując mnie wzrokiem.
Hedzia na szczęście tego nie widziała i szybko pokazała mu pierścionek, który jak się spodziewałem leżał idealnie na jej smukłej dłoni i dodawał jej uroku. Dagur spojrzał na nią, a zaraz potem jeszcze raz na mnie, po czym jego złość nagle wyparowała. Jak głupi wziął ją w ramiona i podniósł do góry okręcając się dookoła, po czym jak gdyby nic ruszył w moją stronę i mocno mnie przytulił.
-No w końcu się zebrałeś brachu! -powiedział radosny i zaczął klepać mnie po plecach. -Dużo szczęścia dla was!
-Dziękujemy. -odpowiedziała od razu za mnie Heathera.
-Już cię bierze pod pantofla. -szepnął mi na ucho. -Jeszcze nie macie ślubu, a ona odpowiada za ciebie.
Wzruszyłem tylko ramionami, bo w końcu wcale nie musi mieć racji.
-Co to była za ważna sprawa? -zapytałem ciekawy, chcąc uniknąć zbyt dużego rozgłosu o naszych zaręczynach.
-A tak.. -powiedział i zaczął przeszukiwać swoje kieszenie. -Mam. -podał mi jakiś list. -Napisał do nas wódz Berk.. twój ojciec, mają problem ze smokami i chcieli by pokoju.
Rodzeństwo przyglądało mi się uważnie, najwidoczniej myśląc, że zareaguje złością, ale nie, było mi to obojętne.
-No cóż, wyspa jak wyspa, ja zaprowadzę pokój, a potem ktoś, kto ma tamten teren będzie go utrzymywać. -powiedziałem bez entuzjazmu.
-Tylko, że sprawa jest pilna.. -zaczął niepewnie. -Gadałem już z Hermą i powiedziała, że nie będzie problemu, abyśmy z tobą lecieli.. wiesz o co chodzi. -domyśliłem się, że chodzi o moją pseudo demoniczna chorobę, jak to co poniektórzy nazywają. - Tylko nie możemy zaniedbać treningi magicznych..
-Więc mam mieć z wami różnego rodzaju sparingi. -powiedziałem, na co on pokiwał głową. -No dobra, skoro wszystko zostało już zatwierdzone przez radę, to musimy lecieć.
-Dobra, to idę powiedzieć Hermie, że się zgodziłeś i że jutro wylatujemy. -powiedział Dagur i już po chwili go nie było.
Westchnąłem cicho i oparłem się na krawędzi swojego biurka, starając się przy tym uniknąć czujnych spojrzeń narzeczonej i smoka.
-Jesteś tego pewien? -zapytała, obejmując mnie czule w pasie.
-Zaczynając swoją przygodę z zaprowadzaniem pokoju na różnych wyspach liczyłem się z tym, że kiedyś tam będę musiał wrócić. -powiedziałem obojętnie, przytulając ją mocniej do siebie.
Taka piękna noc, a my siedzimy w kuźni. Spojrzałem na narzeczoną i zapominając o całej tej ważnej sprawie wyszliśmy na dwór. W miłej ciszy spacerowaliśmy, aż w końcu zwędrowaliśmy pod zachodnie mury naszej szkoły. Bez wahania spojrzałem głęboko w oczy ukochanej, po czym chcąc zapewnić nam trochę prywatności, tupnąłem pewnie. Skutkiem tego ruchu było wyłonienie się z ziemi wysokiej na ponad dziesięć metrów skały, na której szczycie byliśmy my. Specjalnie użyłem więcej siły, aby powierzchnia, na której się znajdujemy była w miarę duża. Usiedliśmy na miękkiej trawie i zaczęliśmy podziwiać piękny księżyc, który był w pełni i oświetlał rozciągający się przed nami las oraz łąki. Wtuliliśmy się w siebie i nadal w subtelnej cichy spędzaliśmy czas, a to patrząc na siebie, a to podziwiając widoki. Czasem miło po prostu nacieszyć się swoją obecnością bez używania słów. Jednak wszystko co piękne musi zostać kiedyś zniszczone i tak też było w tym przypadku, bo zaczął wiać chłodny wiatr. Jak tak dalej pójdzie, to na Berk polecimy przeziębieni. A gdyby tak.. spojrzałem ukradkiem na lekko trzęsącą się narzeczona i niewinnie ruszyłem dłonią kreśląc znane znaki w powietrzu. Już po chwili wiatr ustal, a my mogliśmy dalej w spokoju cieszyć się wspólnie spędzanym czasem. Heathera jednak długo nie umie usiedzieć w jednym miejscu i niemal po chwili położyła się na plecach, na ciepłej oraz miękkiej trawie. Nie zwlekając również się położyłem obok niej.
-Jest piękny. -szepnęła, kierując swoje pełne miłości spojrzenie ze swojej dłoni w moją stronę. -Nawet nie wyobrażam sobie ile czasu musiałeś poświęcić, aby zdobyć wszystkie surowce..
-Nie zaprzątają sobie tym swojej główki. -powiedziałem, całując ją w chłodną dłoń. -Ważne, że ci się podoba.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Po udzieleniu tej krótkiej i cichej odpowiedzi niemal od razu położyła się na mnie tak, że nasze twarze dzieliły od siebie milimetry.
-Kocham cię. -powiedziała, po czym nie dając mi nawet chwili na odpowiedź, zaatakowała moje usta.
Dzięki tej pozycji miała pełną dominację, bo siedziała na mnie okrakiem, a do tego jej tułów całkowicie spoczywał na moim torsie, ograniczając mi jakiekolwiek ruchy. Heathera zachłannie całowała mnie swoimi już lekko zimnymi ustami z sekundy na sekundę pogłębiając pocałunek coraz bardziej. Te doznania potęgowała przez dodatkowe ocieranie się o mnie swoim ciałem w pewnych miejscach. Jeśli zamierzała mnie podniecić, to jej to doskonałe wyszło. Szybko i niespodziewanie zebrałem w sobie całą siłę i obróciłem nas tak, że teraz to ja siedziałem na niej. W przypływie odwagi przygwoździłem ręce ukochanej do ziemi, ograniczając jej ruchy do minimum, co jej chyba nie przeszkadzało. Teraz to ja dyktowałem tempo pocałunku, które stawało się coraz bardziej namiętne. Już chciałem zacząć zdejmować z Heathera tą niepotrzebną bluzkę, gdy nagle usłyszeliśmy jakieś głosy z dołu. Jak oparzeni odsunęliśmy się od siebie i z niemałymi rumieńcami na twarzach spojrzeliśmy w dół, w stronę głosów.
-Ja to jak skończę szkołę, to na pewno nie wrócę na rodzinną wyspę. -usłyszałem głos kolegi z równoległej klasy. -Chce podróżować po całym Archipelagu..
I tak dalej gadali przechodząc obok szerokiej na trzy metry skalę, nawet na nią nie patrząc. Oboje odetchnęliśmy z ulgą i po chwili zaczęliśmy się śmiać.
-Chyba musimy lecieć na bezludną wyspę, aby nikt nam nie przeszkodził. -stwierdziła Hedzia, subtelnie przygrywając wargę.
-Skarbie, mówiłem ci żebyś tak nie robiła.. -powiedziałem starając się jakoś opanować swoje podniecenie. -Wiesz jak, to na mnie działa.
Dziewczyna tylko roześmiała się radośnie, dając mi szybkiego całusa w policzek.
-Jeszcze się sobą nacieszymy. -powiedziała pewnie.
-Taa. -mój entuzjazm niemal od razu zgasł jak pomyślałem, że najbliższe dni spędzę na Berk. -Ale nie w najbliższych dniach.
Spojrzała na mnie zdezorientowana i niemal natychmiast przybliżyła się do mnie. Szybko złapała moją twarz w swoje już naprawdę lodowate dłonie i skierowała moje spojrzenie w swoje piękne oczy.
-Skarbie.. -zaczęła. -A może to właśnie będzie dla nas szansa?
Chciałbym też moc tak optymistycznie na to spojrzeć, ale przez jej zimne dłonie bardzo mnie niepokoiły.
-Pogadamy później o tym. -powiedziałem wstając, co czarnowłosa uczyniła razem ze mną. -Na pewno zmarzłaś, a ja nie chcę żebyś się przeziębiła.
Objąłem ją czule chcąc się podzielić swoim ciepłem i ogrzać ją jeszcze bardziej niż dotychczas. Specjalnie w tym celu podniosłem temperaturę swojego ciała, przez co Hedzia chętniej wtuliła się we mnie. Ponownym tupnięciem spowodowałem schowanie się tej skały w ziemi, a my znów byliśmy dole.
-Choć, trzeba się jeszcze spakować na jutro. -oznajmiłem, kierując już lekko zaspana dziewczynę do wnętrza zamku.
-Mhm.
-Musisz pogonić Zoe, a ja dopilnować Dagura jeśli chodzi o pakowanie i z rana wylatujemy. -dopowiedziałem sprawdzając, czy dziewczyna mnie słucha.
-Noo.
Czyli nie słucha.
-I jutro uciekniemy, zbudujemy podwodny dom i zacznie ujeżdżać koniki morskie. -zaproponowałem poważnie, śmiejąc się cicho pod nosem.
-Dobrze kochanie. - powiedziała coraz bardziej sennie.
Wywróciłem oczami i ponownie zmieniłem swoją temperaturę ciała, tylko tym razem ją obniżając do normalnej wartości.
-Ej! -powiedziała, uderzając mnie lekko z pięści w ramie. -Było mi tak miło..
Zaśmiałem się i jeszcze raz powtórzyłem, co tym razem dziewczyna w stu procentach zrozumiała. Po kilkuminutowym marszu znaleźliśmy się przed schodami prowadzącymi do naszych sypialni.
-Dobranoc skarbie. -powiedzieliśmy równocześnie.
Na koniec krótki buziak i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Na szczęście ja dziele go z Dagurem, a ona z Zoe, więc poganianie przy pakowaniu nie sprawi nam problemu. Wszedłem do sypialnie i o dziwo wszystkie rzeczy Dagura były uszykowane, a on sam już spał. Zdziwiony zacząłem cicho pakować swoje rzeczy, po czym wziąłem szybki prysznic i położyłem się do swojego łóżka, które było pod oknem. Moją głowę wypełniała tylko ta dzisiejsza, szczęśliwa chwila, przez co z ogromnym uśmiechem na twarzy zasnąłem.

***

To się porobiło.. wracają na Berk. Jak myślicie, coś się tam wydarzy? Dobrze, że Czkawka wraz ze swoimi przyjaciółmi tam wraca? 

~12:00 -rozdział 16 opublikowany
~12:30 -rozdział 17 opublikowany
~13:00 -rozdział 18
~13:30 -rozdział 19
~14:00 -rozdział 20
~14:30 -rozdział 21
~15:00 -rozdział 22

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro