Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 4

Chris pov.

Niedługo miała wrócić Sophie, więc muszę zrobić wszystko, żeby się o niczym nie dowiedziała. Jeśli tak się stanie, to pewnie mnie znienawidzi, choć nie wiem czemu miałaby to zrobić. oczywiście po kilku groźbach i siniakach, ten śmieć obiecał nic jej nie wygadać. Potem załatwiłem z ludźmi ze szkoły, żeby w pobliżu Sophie nie wyzywali, nie śmiali się z Matt'a i tym podobne, a że byłem popularny, nie było problemu ze zrobieniem tego. Po powrocie wszystko było tak, jak zaplanowałem. Gdy Soph nie było w pobliżu, Matt był upokarzany, bity i wyśmiewany, czyli wszysko na co zasłużył, natomiast gdy blondyna była, wszyscy udawali, że Matt jest okej i w ogóle. Czyli ogółem wszystko się udało.

Matthew pov.

Spóźnie się, spóźnie się! Cholera, nie zdąże. Szczerze, to nie chciałem tam iść, ale musiałem utrzymać pozory, aby Sophie się nie skapnęła. Biegałem po domu, próbując ogarnąć cały ten syf. W sensie mnie.
Zgarnąłem bluzę z wieszaka, żeby zakryć cięcia, a moje Szare oczy błądziły po pokoju w poszukiwaniu kilku ważnych rzeczy. Moje platynowe włosy latały w nieładzie, jak zawsze z resztą. Kiedy ja je w ogóle czesałem? Rok temu? Nie ważne, czasu nie mam. Zjadłem na szybko śniadanie i wybiegłem z domu w te pędy, żeby zdążyć na pierwszą lekcje.

Dzięki temu, że dosyć szybko biegam zdążyłem na dzwonek. Gdy nauczycielka od biologii otworzyła nam klasę, usiadłem na swoim miejscu, a zaraz potem Dołączyła się Sophie.

- Miałeś farta ziom. Gdybym nie zadzwoniła, znowu byś się nie wyrobił na czas.- zaśmiała się.

-ta dzięki żyrafo, życie mi uratowałaś.
Ona jednak zrobiła się lekko czerwona ze zdenerwowania. Chyba się wkurwiła, ups.

-ej, Matt ile razy ci mówiłam, żebyś tak na mnie nie wołał! To, że jestem wyższa, nie znaczy, że masz mnie tak nazywać.

-dobra, dobra, rozumiem.- szepnąłem trochę ciszej, spostrzegając wzrok facetki. Sophie fukneła tylko i zajęła się lekcją. Po biologii wyszedłem na korytarz, a blondynka zniknęła mi z oczu. pojawił się za to ktoś inny. Mój crush, Chris.

-cześć pedałku! Takich jak ty trzeba tępić!- śmiał się ze mnie, a po chwili dołączyła do niego reszta paczki.

Wyśmiewali mnie, choć nic im nie zrobiłem. Po moich policzkach zaczęły skapywać łzy.

-ojojoj, nasz pedałek się popłakał...- Zaczął przesłodzonym tonem Chris-... Wiesz, ze bycie homo to choroba? Fuuuuu, jeszcze kogoś zarazisz. Jesteś nic nie wartym śmieciem, wiesz? Aż żal mi Sophie, bo musi zadawać się z kimś takim jak ty. Zwykły chory pojeb. Jesteś pieprzonym, nic nie wartym gównem, które nie zasługuje na życie. Twoja matka powinna dokonać aborcji, żeby nie urodzić takiego czegoś.

Szydzili ze mnie. Chris podszedł do mnie i kopnął mnie w brzuch. Raz, dwa, trzy. Wyjątkowo sprawił mi tylko trzy uderzenia, zawsze zostawiał więcej. Splunął na mnie i śmiejąc się, udał się ze swoimi przyjaciółmi w stronę klasy. Dawało im to jakąś sadysfakcję? Czemu oni mnie tak nienawidzą?

Wstałem i ile sił w nogach poszedłem do męskej toalety. Wszedłem do kabininy i usiadłem na podłodze. Z kieszeni wyciągnąłem żyletkę, chciałem to skończyć. Wiedziałem, że skrzywdzę tym Sophie, rodziców i wiele innych osób, ale miałem już dość. Przyłożyłem chłodne ostrze do prawej ręki. Wbiłem żyletkę w skórę i zrobiłem głębokie cięcie zaczynając od nadgarstka, a kończąc na przedramieniu.

Szkarłatna ciecz zaczęła spływać mi po ręce, a w końcu skapując na podłogę, tworząc kałuże. Potem powtórzyłem to na lewej kończynie. Oparłem się plecami o ściankę i przymknąłem oczy, oddychając głęboko. Ból, którego teraz doświadczałem był niewyobrażalnie wielki, chciałbym krzyczeć, ale nie mogę, bo wiem, że wtedy ktoś tu wejdzie i mi sie nie uda.

powoli traciłem świadomość, a oddech stawał się coraz bardziej płytki. Usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imię, jednak nie mogę rozpoznać kto jest właścicielem tego krzyku. Nagle poczułem się lekki, przestałem słyszeć krzyk, chwilę potem straciłem przytomność. chyba umarłem.

Pov. Sophie

Szukałam matt'a po całej szkole, zdziwiło mnie to, że nigdzie go nie ma. Zawsze trzymaliśmy się razem, a jeśli coś się działo to mi mówił. Poszłam w kierunku toalet, które było ostatnim miejscem gdzie mógł być. Zmartwiłam się strasznie bo chłopak był dla mnie jak brat. Gdy weszłam do środka zauważyłam krew wypływającą spod drzwi.

Na początku głos uwiąz mi w gardle, a po policzkach zaczeły spływać łzy, przerażona szarpnęłam za klamkę, a drzwi się otworzyły, wtedy dopiero byłam w stanie krzyczeć. Na podłodze leżał Matt, na jego ubraniach jak i podłodze znajdowała się duża ilość krwi. Podbieglam do niego i przestawiłam mokry od łez policzek do jego ust, na szczęście oddychał.

-Matt, proszę nie, nie, nie. Wróć, obudź się, nie zostawiaj mnie. -szeptałam cicho, płacząc.

Trzymałam jego głowę na moich udach i głodziłam lekko jego włosy, nie myślałam racjonalnie. Gdy trochę oprzytomniałam, zaczełam wołać o pomoc. Nauczyciele zbiegli się, gdy usłyszeli mój krzyk, oczywiście i uczniowie się pojawili. Ktoś zadzwonił po karetkę, a ja zostałam odciągnięta od Matt'a siłą. Piguła przybiegła z apteczką i zaczęła szybko opartywać nadgarstki chłopaka. Trzęsłam się i cicho błagałam aby przeżył, żeby nic mu nie było.

Gdy przyjechała karetka, ratownicy raz jeszcze zabandażowali przeguby chłopaka, podpieli do kroplówki, kardiomonitora i jeszcze niewiadomo czego, a potem Zabrali go do szpitala. Ja w międzyczasie dostałam leki uspokajające i zostałam za prowadzona do gabinetu pedagoszki, która zrobiła mi herbatę. Jeden plus szkoły, dobra opieka. Nie jestem pewna co działo się dalej, ale pamiętam, że przyjechała po mnie mama i zabrała mnie do domu.

Gdy już tam dotarłam, poszłam do swojego pokoju, położyłam się na łóżku i rozpłakałam się na dobre, nawet mama nie potrafiła mnie uspokoić. Po dłuższym czasie w końcu zasnęłam ze zmęczenia.

Pov. Chris

Dowiedziałem się, że chłopak się pociął i trafił w ciężkim stanie do szpitala. Na chwilę zrobiło mi się go żal, ale potem już miałem na to wywalone, dobrze mu tak. Tacy nie mają prawa życia. Mam nadzieję, że ten cwel umrze i będzie święty spokój.

Jedynym minusem był stan psychiczny Sophie. Widziałem jak się trzęsła, płakała, krzyczała i dopiero ratownik podał jej coś na uspokojenie. Wiem, że ona kocha go jak brata i bardzo się o niego martwi. Szkoda mi, że musi przez to przechodzić, jednak żeby ją zdobyć, ten krok był Konieczny.

|||||||
I tak oto proszę państwa 1005 słów. Ten rodział był strasznie trudny do napisania i wiele łez poszło żeby to napisać.

~~krwawa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro