rozdział 14.
Matt pov.
Nadszedł dzień pogrzebu Sophie, czyli najgorszy moment w moim życiu. Przez ostanie dni Chris podtrzymywał mnie jak tylko mógł. Gdyby nie on, możliwe, że nie jadłabym totalnie nic i leżałbym tylko w łóżku. Jestem wdzięczny mu za to, że robił dla mnie tyle. Tego dnia jednak obudziłem się sam, nie było obok Chrisa. Dopiero wchodząca do pokoju mama poinformowała mnie, że musiał na chwilę iść do domu. Dała mi czarny garnitur i powiedziała, żebym się szykował.
Szczerze nie chciałem iść na ten pogrzeb, ale musiałem pożegnać osobę, która była dla mnie jak siostra. Ubrawszy się w przyszykowane ciuchy wyszedłem na korytarz. Dopiero po wyjściu z domu dołączył do mnie Chris ubrany również w czarny jak smoła garnitur. Nie wyglądał najlepiej, podkrążone oczy, zmęczony wzrok. Teraz zrozumiałem jak bardzo zszargał sobie nerwy przez te kilka dni, kiedy musiał mnie prosić żebym jadł, czy ruszył się z łóżka. Pewnie wygladałem podobnie lub nawet gorzej.
Ruszyliśmy na cmentarz za karawanem. Właśnie w tym czarnym samochodzie znajdowała się trumna z ciałem ważnej dla mnie osoby, która już nie żyła. Nie chcę o niej myśleć jak o martwej, jednak nie chce okłamywać samego siebie. Myślałem, że wypłakałem już wszyskie łzy, jednak gdy zobaczyłem jak trumna zostaje umieszona w głębokim dole, coś we mnie pękło. Zalałem się rzewnie łzami i gdyby nie Chris, który mnie przytrzymał zapewne upadłym na ziemię.
Po pogrzebie była stypa, jednak mama pozwoliła mi wrócić do domu, gdyż nie miałem siły iść gdziekolwiek. Potrzebowałem czasu dla siebie i jedyną osobą, którą do siebie dopuszczałem był mój chłopak. Gdy wróciliśmy do domu znów wtuliłem się w Chrisa, żeby potem zasnąć. Tylko jego ramiona są w stanie choć trochę ukoić moje zszargane nerwy.
~~time skip 1 rok~~
Chris pov.
Minął już rok od jej śmierci, od tamtej pory stan Matt'a się poprawił. Nadal chodzi do psychologa, jednak dużo rzadziej miewa ataki paniki i częściej mogę zaobserwować u niego uśmiech. Mimo wszystko wiem, że mu ciężko, bez niej jest inaczej, pusto.
Najgorsze udało nam się przejść i mam nadzieję, że jesteśmy na dobrej drodzę, wiem, że Sophie zawsze chciała jego szczęścia, więc robię wszystko żeby tak było.
Aktualnie czekałem na Matt'a, który przygotowywał się do wyjścia, ja już byłem gotowy. Mieliśmy dzisiaj wycieczkę szkolną i baba kazała się stosownie ubrać. Jego mama przechodząc obok zatrzymała się i spojrzała na mnie.
-Matt nadal nie wyszedł z łazienki? - spytała. Gdy pokiwałem twierdząco głową, zaśmiała się i dodała. - chyba ma to po mnie. - potem spojrzała w kierunku łazienki i powiedziała głośniej. - Matt, skarbie wychodź już stamtąd.
Usłyszawszy odpowiedź o treści 'no zaraz wyjdę' jego mama pokręciła głową i poszła w swoją stronę.
Faktycznie chwilę potem Matt wyszedł z łazienki już gotowy. Miał na sobie czarne jeansy i koszulę w tym samym kolorze, a jego włosy pozostały w lekkim nieładzie. W tej chwili był dla mnie najprzystojniejszy. Uśmiechnął się do mnie i cicho się zaśmiał.
-No już, już. Możemy iść. - nie dało się na tej widok nie uśmiechnąć.
Kiwnąłem głową i ruszyliśmy do drzwi. Ubrawszy buty wyszliśmy z domu ruszając pod szkołę. Gdy już znaleźliśmy się na miejscu podeszliśmy do naszej klasy. Liczenie nas poszło dość sprawnie, więc chwilę potem siedzieliśmy w busie. Matt usiadł od strony okna, a ja obok niego. No to w drogę! Trasa zajęła nam jakieś dwadzieścia minut i zaraz byliśmy pod teatrem.
Szliśmy na „Heathers: The Musical”. Matt wydawał się tym bardzo cieszyć, gdyż uwielbiał musicale. Jego radość poprawiała mi humor, gdyż jego szczęście to również moje szczęście. Gdy udało nam się zająć miejsca w środku i zgasły światła, sztuka się zaczęła. Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Spojrzałem w stronę Matt'a, który uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłem go i splotłem nasze palce.
Potem oboje skupiliśmy się na tym co dzieje się na scenie. Czasami gdy były momenty bardziej wywołujące emocje czułem jak Matt ściskał moją rękę, chyba nawet tego nie zauważając, uroczo.
Przed końcem puściliśmy swoje dłonie, żeby przypadkiem ktoś nie zauważył. Gdy wyszliśmy z teatru Matt bardzo żwawo komentował i chwalił występ, a ja z uśmiechem słuchałem jego słów i przytakiwałem czasami, kiedy faktycznie zgadzałem się z nim. W którymś momencie przestał i spojrzał na mnie.
-Wybacz, chyba za dużo mówię. - wypalił, a potem cicho zachichotał.
-Lubię cię słuchać, więc nie przeszkadza mi kiedy dużo mówisz. - uśmiechnąłem się do niego.
Nasza rozmowa jednak zeszła na luźniejsze tematy i rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Miałem ochotę chwycić go za rękę, jednak nie mogłem tego zrobić, póki nie wrócimy. Droga powrotna minęła nam dość szybko, więc zaraz szliśmy ramię w ramię do mnie. Teraz praktycznie rzadko się rozdzielaliśmy. Albo ja byłem u niego w domu, albo on u mnie.
W tym czasie nasze mamy zaprzyjaźniły się jakoś, więc jeszcze bardziej nie było żadnych przeszkód do spędzania razem czasu. Dotarłszy do domu przebraliśmy się w mniej 'formalne' ubrania i reszta dnia minęła nam na oglądaniu filmów Disneya i rozmowach.
~~~~~~~
807 słów.
こんにちは 🙏
Miło was widzieć, łapcie w miarę ogarnięty rozdział. Poświęciłam świętej pamięci Sophie wystarczająco czasu i teraz poprawimy humorek naszym chłopcom.
~~krwawa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro