rozdział 16.
Chris pov.
Wychodząc z domu, złapałem Matt'a za rękę i uśmiechnąłem się do niego. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy, jak gdyby nigdy nic. Idąc razem cieszyłem się, że dzisiaj jest taka ładna pogoda. Słońce świeciło jasno na niebie i grzało, a lekki wietrzyk przyjemnie muskał skórę. Cała uwaga jednak skupiała się na moim chłopaku.
Pomimo, że trochę już ze sobą byliśmy, nadal nie mogłem nadziwić jego cudownej urodzie, miękkimi w dotyku dłońmi, jak i jasnemu uśmiechowi. Nie było dnia, kiedy jakkolwiek pomyślałabym o nim negatywnie. Matt był taką pozytywną kulką energii, którą zarażał innych. Przechadzając się ulicami rynku, zastanawiałem się nad wyborem kawiarni. Niby prosta rzecz, ale jakoś nie byłem pewien.
Wiedziałem jednak, że jeśli spytam Matt'a, to pewnie odpowie mi, iż jemu obojętnie gdzie pójdziemy i żebym ja zdecydował. W końcu po wielu namyśleniach postanowiłem zabrać go do dość nietypowej kawiarni.
-Chyba wiem, do jakiej kawiarni możemy pójść. - powiedziałem do Matt'a.
-Zdradź mi zatem gdzie się udamy. - zaśmiał się chłopak. Za każdym razem, gdy słyszałem jego śmiech moje serce przyspieszało, ja jednak nie dawałem tego po sobie poznać.
-Nie powiem ci jeszcze, dowiesz się na miejscu. - puściłem do niego oczko i zaśmiałem się. Zdecydowanie Matt z zaczerwienionymi policzkami wygląda uroczo.
W końcu pociągnąłem go lekko za rękę w stronę miejsca, które wcześniej wybrałem. Dojście do kawiarni nie zajęło nam więcej niż piętnaście minut, chwilę jeszcze szukałem wejścia, gdyż nie było takie proste do znalezienia. Gdy już dostrzegłem odpowiednie drzwi, wpuściłem Matt'a jako pierwszego, a potem wszedłem za nim.
-ciemno tu trochę, na pewno otwarte? - spytał, patrząc na mnie.
-Nie martw się, jestem pewien, że jest otwarte, po prostu zawsze jest tu ciemno. - odpowiedziałem i ruszyłem przed siebie.
Od wejścia do schodów prowadził ciemny, krótki korytarz. Ściany, na których widziało jedynie otynkowanie nie zachęcały, aczkolwiek sama kawiarnia była świetna. Dopiero gdy weszliśmy przez drzwi przy schodach i zeszliśmy w dół można było podziwiać. Po cichym 'wow' Matt'a byłem pewny, że miejsce przypadło mu do gustu. Kawiarenka była przygotowana na kształt uniwersum Harrego Pottera i nosiła nazwę 'dziurawy kocioł'.
Podchodząc do lady, rozejrzałem się za wolnym miejscem. Idelanie pusty stolik był pod godłem Slytherinu. Pokazałem Matt'owi żeby poszedł za mną, tak też zrobił. Usiedliśmy przy wybranym przeze mnie miejscu i przejrzeliśmy kartę dań.
W moim przypadku padło na kremowe piwo i jakiś sernik, a w jego na mochaserum i "Muffina, który przeżył". Nazwy niektórych deserów, czy napojów były zabawne i ciekawie nawiązywały do serii książek.
-Idę zamówić, zaraz wrócę. - powiedziałem, wstając.
Matt tylko przytaknął i rozejrzał się raz jeszcze. Udałem się do kasy, aby złożyć zamówienie. Gdy już zapłaciłem kasjerce, wróciłem do stolika.
-Jak ci się podoba? - zapytałem, patrząc w jego błyszczące oczy.
-Tutaj jest po prostu świetnie! Bardzo podoba mi się tutaj wystrój i nazwy jedzenia. Wszystko brzmi tak smacznie. To chyba będzie od teraz moja ulubiona kawiarnia. - uśmiechnął się do mnie i cicho zachichotał. Miód na moje serce.
-Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - dodał jeszcze.
-Nie masz za co dziękować, uwielbiam patrzeć kiedy się uśmiechasz i jesteś szczęśliwy. - powiedziałem. Złączyłem nasze dłonie i splotłem swoje palce z tymi należącymi do niego.
Wznowiliśmy rozmowę o wszyskim i niczym. Temat zmieniał się raz na coś zabawnego, innym razem na coś mniej radosnego. W gruncie rzeczy skończyliśmy na rozmowie o kotkach. Przerwała nam jednak kelnerka, która przyniosła nam zamówienie. Spojrzała na nasze splecione ręce jakby z odrazą i odeszła. Wzruszyłem tylko ramionami i nie przejmowałem się tym zbytnio. Po prostu kontynuowaliśmy rozmowę jak gdyby nigdy nic zajadając się przy tym przyniesionymi smakołykami.
Spędzanie czasu z moim chłopakiem naprawdę mnie radowało, a widząc jego uśmiech czułem się niesamowicie. To wszystko wydawało się takie idealne.
-słuchasz mnie? - zapytał Matt, tym samym przerywając moje przemyślenia.
-haha, wybacz, zapatrzyłem się w twoje cudowne oczy. - uśmiechnąłem się, gdy dostrzegłem różowiejące policzki.
-Mógłbyś przestać mnie zawstydzać. - zrobił obrażoną minę, jednak widziałem, że powstrzymuje śmiech.
-Pff, oczywiście, że nie mogę przestać, lubię patrzeć na twoją uroczą twarz. - gdy skończyłem swoją wypowiedź, oboje się zaśmialiśmy. Ten dzień naprawdę wydawał się taki udany i radosny!
Gdy oboje skończyliśmy swoje porcje, postanowiliśmy wspólnie iść przejść się do parku, który znajdował się w niewielkiej odległości od tej kawiarni.
Zebraliśmy się na spokojnie. Wychodząc, rzuciliśmy uprzejmie 'dziękuję, dowiedzenia' kelnerce, która do końca dziwnie na nas patrzyła. Dlatego też poczułem się lepiej, gdy wyszliśmy na świeże powietrze.
Idąc dziwnie pustą aleją, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Pewnie mieszkańcy mogli wyraźnie nas usłyszeć, bo nie byliśmy najciszej, jednak nie przejąłem się tym zbytnio. Spacerując za rękę z Matt'em w końcu dotarliśmy do końca alejki, gdzie było widać już park. Spacerowało tam trochę ludzi, jednak nie było ich aż tak dużo jak zakładałem.
Ruszyliśmy więc w tamtą stronę, jednak nie dane było nam wejść pośród posadzonych tam drzew.
W chwili wyjścia z pomiędzy budynków, poczułem nagły ból w brzuchu. Szok, którego doznałam, stłumił wszystkie odgłosy dookoła. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a po chwili upadłem na ziemię.
Matt pov.
Wszystko działo się w jednej chwili i nawet nie zdążyłem zareagować. Niespodziewany atak całkowicie mi obcego mężczyzny z nożem w ręku totalnie odebrał mi możliwość poruszenia się. Dopiero gdy mnie również zaatakował, ocknąłem się, jednak było już za późno. Również zranił mnie, kilkakrotnie na dodatek, a potem Jak gdyby nigdy nic uciekł.
Słyszałem jakieś krzyki przechodniów, jednak sam nie byłem w stanie nic zrobić. Klęczałem trzymając rękę w miejscu najgłębszej rany i ciężko oddychałem. Po moich policzkach spływały ciepłe łzy, które zamazywały mi wizję. Ledwo udało mi się przejść do leżącego na ziemi nieprzytomnego Chrisa, którego otaczała dość spora ilość krwi. Panikując, resztkami sił błagałem o pomoc, nawet chyba krzyczałem, jednak nie byłem tego pewny.
W którymś momencie usłyszałem syrenę karetkę, więc miałem nadzieję, że ktoś zareagował. Czując się coraz gorzej, przestałem już myśleć o czymkolwiek i zamilkłem. Chwilę później po prostu straciłem przytomność przez zbyt dużą utratę krwi.
Gdy w końcu odzyskałem przytomność było cicho, jedyny odgłos to jakieś pikanie. Odczuwałem jedynie lekki ból, jednak mogę się założyć, że to dzięki lekom podanym przez lekarza. Otworzyłem lekko oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem już pewny, znajdowałem się w szpitalu. W mojej głowie pojawiły się nagłe myśli. Dlaczego to się stało? Dlaczego akurat my? Przez nachodzące mnie pytania, psychicznie poczułem się dużo gorzej. Na dodatek w głowie nadal miałem obraz Chrisa leżącego w kałuży krwi.
Obraz rozmył się chwilowo, gdy zauważyłem wchodzącego przez drzwi lekarza. Spojrzał na mnie zmartwiony, jednak gdy zauważył, że jestem przytomny podszedł do mnie.
-Jak się czujesz Matt? - zapytał.
-Nie najlepiej. - powiedziałem cicho.
-Mhm, miałeś dużo szczęścia. Oprócz tego, że nie udało nam się uratować nerki, to żadne inne narządy nie zostały uszkodzone. Będziesz jedynie musiał brać leki z powodu jednej nerki.
Rana na nodze uszkodziła lekko nerwy, aczkolwiek po rehabilitacjach powinieneś wrócić do pełnej sprawności. To tyle tak naprawdę. - spojrzał na monitor i zapisał coś w notatniku.
-Przepraszam, a co z Chrisem? - spytałem. Nie martwiłem się w tej sytuacji o siebie, a bardziej o niego. Miałem nadzieję, że nie jest z nim źle.
Jednak przeraził mnie zmartwiony wzrok, jak i słowa lekarza.
-Uh, przykro mi...
~~~~~
1162 słów
Polsacik taki z dupy, bo mogę.
Jestem dumna z ilości słów, iż początkowy rozdział napisany jakiś czas temu miał ledwie coś ponad 700 słów i był dużo gorszy.
W galerii macie Kakyoina, bo mi się jakoś tak skojarzył (╥ω╥') <333
Nie sprawdzone, bo jestem leniwą kluchą lol
Więc git, mam nadzieję, że się podobało~
~krwawa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro