Rozdział 9
- Czuję się jak idiotka – powiedziałam, kiedy stałam w samej bieliźnie na środku pokoju krawcowej, a jedna z pokojówek metrem pobierała moje wymiary, by potem na ich postawie można było uszyć mi suknie na bal.
- Ale za to pomyśl jak pięknie będziesz potem wyglądać – powiedziała rozmarzona Audrey, która stała z boku pomieszczenia i przyglądała się wszystkiemu z błyszczącymi oczami. Wiedziałam, że zazdrościła mi tego co mnie spotkało, ale cieszyła się moim szczęściem, starając się ukryć swoją zazdrość, nawet jeśli czasem nieskutecznie.
- Skończyłam – powiedziała w końcu młoda pokojówka, która do tej pory latała wokół mnie z miarką.
Odetchnęłam z ulgą i czym prędzej dopadłam do moich ubrań i od razu się ubrałam. Mimo wszystko mój ubogi strój pokojówki dawał mi poczucie bezpieczeństwa, był czymś stałym, kiedy w ostatnim czasie tyle rzeczy się zmieniło.
- Suknia będzie gotowa za kilka dni – powiedziała krawcowa lustrując mnie wzrokiem znad szkieł swoich okularów. Wiedziałam czemu tak mi się przygląda, szycie balowej sukni dla zwykłej pokojówki musiało być niecodziennym zadaniem. Przez to wszystko jeszcze bardziej czułam się nie na miejscu.
- Dziękuje – powiedziałam czując się nieco niekomfortowo w całej tej sytuacji, no bo jakby nie patrzeć, brałam udział w wielkim książęcym spisku i byłam jego głównym elementem. Nie każdego kręci taka perspektywa, a już zdecydowanie nie mnie, ale jednocześnie wszystko wydawało się pięknym snem z którego czeka mnie gwałtowna pobudka. Lecz na razie pozwoliłam sobie śnić ten cudowny sen.
Nie wiedziałam jak powinnam się czuć ze świadomością, że włożę jedną z najlepszych sukni jakie są w stanie uszyć królewskie szwaczki, podczas gdy byłam tylko służącą i nie powinna mi przypadać taka rola. Nie wiedziałam też czy to wszystko nie kłóciło się z moim sumieniem, w końcu dotyczyło to poważnego oszukania jednych z najważniejszych osób w kraju, jak i koronowanych głów z zagranicy. Ale nigdy bym sobie nie wybaczyła, jakbym nie wykorzystała tej okazji i się wycofała. Zapewne nigdy więcej nie będzie mi dane iść na królewski bal, więc zamierzałam cieszyć się z tego jak tylko się dało. Postanowiłam pozwolić wydarzeniom się toczyć i wyprzeć z umysły wszelkie myśli o nieetycznym zachowaniu.
Plan był prosty, udawać damę dworu, by dzięki moim talentem tanecznym podczas tańca na balu przyciągnąć do księcia uwagę innych i podbudować jego reputację na dworze. Prosta sprawa, mogłam temu podołać. Byłam pewna, że rodzina królewska robiła większe przekręty. Kiedy głębiej zagłębiałam się w tym temacie, aż strach mnie brał jakich innych intryg się dopuszczali, skoro przekręt z udawaną damą dworu wydawał się dla nich niczym wielkim.
Kilka dni i prób tańca później moja suknia balowa była gotowa. Do balu zostało już niewiele czasu i zaczynało mnie to stresować. Dzień w dzień razem z księciem ćwiczyliśmy układy taneczne, które mieliśmy zaprezentować na balu, wszystko musiało wyjść idealnie.
Uwielbiałam nasze próby tańca, bo tańczyło mi się z księciem nad wyraz dobrze, idealnie się zgrywaliśmy. Nie był uciążliwym partnerem, który ciągle mylił kroki i którego musiałam wręcz wlec za sobą po parkiecie, lecz zdawał się przewidywać każdy mój następny ruch, dzięki czemu tańczyliśmy w idealnej harmonii. Mimo ciągłych uwag i narzekań barona, bez których oczywiście się nie obyło, bo to on koordynował nasze próby, czerpałam szczerą radość z naszego tańca.
- Nie sądzisz, że jakby baron miał brodę wyglądał by jak Dumbledore? - zapytał mnie raz szeptem Peter, podczas jednego z naszych prób tańca, kiedy ćwiczyliśmy w sali balowej.
Zerknęłam kątem oka na nachmurzonego barona.
- Nie ma takiej opcji - powiedziałam oburzona. - Dumbledore był dobry i opiekuńczy, a baron jest okropny i zrzędliwy, prędzej by nas zostawił w Komnacie Tajemnic na pożarcie bazyliszka, niż próbował nas ratować - przyznałam, wahając się czy powinnam obrażać barona w towarzystwie księcia.
- Masz rację, baronowi daleko do wspaniałego Dumbledora. Zatem może Gandalf? - Peter chyba jednak nie miał mi za złe niepochlebnych słów o baronie, wydawało się, że sam nie bardzo darzył go sympatią.
- Melania, wyprostu się! - usłyszałam krzyk barona, który skrytykował moja postawę.
- Bardziej nie da się już wyprostować - mruknęłam pod nosem do siebie, czym rozśmieszyłam Petera.
Baron przyczepiał się dosłownie do wszystkiego co tylko się dało, jednoznacznie dając mi odczuć co myśli o moim udziale w balu. Nie chciał mnie tutaj, ani na balu. Wciąż uważał, że to głupi pomysł by zaangażować służącą w królewski bal. Nie dziwiłam się czemu tak myślał, ale wkurzyła mnie jego postawa względem mnie.
- Tak naprawdę po co ci dama dworu, która swoim tańcem pod buduje twój wizerunek? - zapytałam, bo kiedy ostatnio to wszystko analizowałam, doszłam do wniosku, że nie wiedziałam z jakiej przyczyny była organizowana cała ta farsa. Po co księciu zależało by zostać dobrze spostrzeżonym na balu?
- Tak się składa, że całkiem możliwe, że na ostatnim balu wdałem się w pewną bójkę z zagranicznym księciem, który mnie nieco wkurzył, więc teraz pilnie potrzebuje sposobu by ludzie na nowo mnie polubili. Moja matka, zaczyna się królowa, uważa, że poddani i arystokraci dużo bardziej polubią miłą damę, która byłaby moją partnerką, a pozytywne uczucia, którymi zostanie obdarzona, mają przelać się na mnie. A taniec wydaje się idealnym sposobem by przykuć uwagę do tej owej damy.
- A ja jestem tą ową damą? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział mi Peter, próbując wybadać, co o tym wszystkim myślę.
- Cóż to wiele wyjaśnia. Ale że książę wdający się w bójkę? - próbowałam się nie roześmiać na to wyobrażenie, choć sądząc po temperamencie Petera, nie było to trudne.
- Możemy o tym nie mówić? - zapytał zawstydzony, jednak widziałam, że sam stara się ukryć uśmieszek rozbawienia.
- Musisz mi to kiedyś opowiedzieć! - nalegałam, bo wizja bijatyki książąt na królewskim balu była bardzo zabawna i koniecznie chciałam znać szczegóły.
- Nie ma mowy! - zaoponował Peter, jednocześnie obracając mną w tańcu.
- Muszę wiedzieć co się wtedy wydarzyło - naciskałam rozbawiona, kiedy suneliśmy dalej po parkiecie.
Peter już miał mi odpowiedzieć, kiedy naszą rozmowę przerwał baron:
- Skupcie się na tańcu, a nie na pogaduszkach!
Oboje z księciem musieliśmy powstrzymać jawne rozbawienie na widok oburzonej miny barona, który był tego dnia nad wyraz sfrustrowany naszą lekcją tańca tak, że poczerwieniał na twarzy niczym pomidor. Tylko siłą woli nie wybuchliśmy oboje z Peterem salwą śmiechu.
~~.~~
W końcu nadszedł ten dzień, w którym miał się odbyć bal. To właśnie dzisiaj miałam odstawić cały ten teatrzyk o udawaniu damy dworu. Byłam jednocześnie podekscytowana jak i zdenerwowana. Udział w królewskim balu był czymś niesamowitym i nie mogłam się tego doczekać, ale jednocześnie nerwy, że tyle rzeczy może pójść nie tak, zżerały mnie od środka.
Inne pokojówki ubrały mnie w tonę podszewek i materiałów, przez co przez chwile miałam wrażenie, że zostałam owinięta folilą bąbelkową aby się nie potłuc, albo nie stłuc kolejnych królewskich waz, co mi się czasem zdarzało. Jednak suknia była przepiękna. Ta cała masa halek i białego tiulu ozdobionego małymi kwiatuszkami zrobiła swoją robotę. Miałam wrażenie, że moje piersi są lekko nazbyt wyeksponowane przez duży dekolt i brak rękawów, ale wyglądałam tak cudnie, że nie przeszkadzało mi, że jestem tak odsłonięta. Wszystkie moje włosy zostały upięte, by nie przeszkadzały mi podczas tańca i wpleciono w nie białe perły pod kolor sukni. Czułam się jak prawdziwa dama dworu, a nie tylko udawana.
Kiedy stanęłam w drzwiach wejściowych do sali balowej, na chwile zabrakło mi powietrza w płucach. To co ujrzałam przeszło moje najśmielsze marzenia. Czułam się nie na miejscu wystrojona w przesadnie ozdobną suknie, udając damę dworu, którą wcale nie byłam. Ale tego dnia obiecałam sobie zachowywać się i czuć tak jakby to właśnie było miejsce w którym powinnam być.
Każąc uspokoić się rozkołatanemu sercu, wzięłam głęboki wdech i weszłam do sali. Nikt nie zwrócił uwagi na moje pojawienie się. W końcu byłam tylko kolejna damą dworu w tłumie. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą na brak zainteresowania moją osobą. Brak ciekawskich i oceniających spojrzeń mnie uspokoił.
Wszędzie kręcili się arystokraci i ważne osobistość, a orkiestra grała piękną, czystą muzyką, bez ani jednego fałszu. Panował mocny ścisk, więc musiałam się przepychać między damami ubranymi w suknie o wartości mojej rocznej pensji i z włosami z taką ilością lakieru, że nie wystawał z nich żaden samowolny włosek oraz między mężczyznami ubranymi w idealnie skrojone fraki. Mimo wszystko musiałam przyznać, że wszyscy goście prezentowali się niesamowicie i nie potrafię się napatrzeć na piękne kreacje i misternie ułożone fryzury.
Ale nie tylko goście wyglądają nadzwyczajnie, służba dzień i noc pracowała nad dekoracjami sali, sama nawet przy tym pomagałam, w końcu nadal byłam pokojówką, więc zawieszone wszędzie girlandy, pachnące kwiaty i stoły przyodziane najlepszymi obrusami, naprawdę robiły ogromne wrażenie. Tym bardziej, że choć raz mogłam poczuć się częścią tego wszystkiego, a nie tylko sprzątać po wystawnych balach.
Migoczący blask świec, dodawał temu wszystkiemu niesamowity klimat. A kiedy się wsłuchałam w melodie graną przez muzyków, miałam wielką ochotę wirować na parkiecie jak inni goście. Musiałam się jednak by odsunąć od siebie ten pomysł, bo miałam zacząć tańczyć dopiero jak książę sam zaprosi mnie do tańca.
Ruszyłam zatem w stronę stołu z jedzeniem, bo z racji, że już byłam na balu, nie potrafiłam sobie odmówić wykwintnego jedzenia, którego nie miałam okazji jeść na co dzień, w końcu najlepsze delikatesy nie są przeznaczone dla pospolitych pokojówek. Pochłaniając kolejne ciastko z kremem, które miałam wrażenie, że rozpływa mi się na język, odwróciłam się by odejść od stołu, bo coś mi podpowiadało, że obżeranie się ciastkami przez damę dworu, nie było by dobrze postrzegane. Niestety nawet w najpiękniejszej sukni, dalej byłam sobą i dalej byłam niesamowitą niezdarą. Zatem odwracają się od stołu, wpadłam na młodą arystokratkę.
- Strasznie cię przepraszam! - powiedziałam spanikowana, bo każda najmniejsza wpadka mogła mnie zdemaskować, a to by była niesamowita katastrofa. W końcu prawdziwa dama dworu powinna się poruszać z gracją do której mi było bardzo daleko.
Spojrzałam na dziewczynę stojąca przede mną ubraną w pudrowo-różową suknie z taką ilością koronki i ozdób, że szczerze współczułam krawcowej, która musiała ją szyć. Pewnie zarwała nie jedną noc, by zszyć to wszystko w całość. Lecz kiedy spojrzałam na jej twarz, która była okolona pięknymi puklami blond włosów, zobaczyłam, że nie ma na niej złości czy irytacji, tylko przyjazny uśmiech.
- Nic się nie stało – odpowiedziała patrząc na mnie życzliwie. Cóż zapewne ta wielka ilość materiału amortyzuje każde uderzenie. - Jestem Eleonora.
- Melania – również się jej przedstawiałam.
Musiałam przyznać, że było w tej dziewczynie coś co sparszywiało, że zapragnęłam się z nią zaprzyjaźnić. Nie wiem co to było, może to, że jako jedyne okazała mi tu życzliwość i nie rzucała wścibskich spojrzeń,\ albo jej spokój, a może wydawała się ratunkiem od tego morza wystawnych sukien i idealnych fraków. Zdecydowanie przydałby mi się też ktoś kto zna się na tych całych manierach i etykiecie, od kogo mogłabym podpatrzeć jak powinnam się zachować.
- Jesteś spoza zamku? Nigdy dotąd nie wiedziałam cię na królewskich balach – powiedziała moja nowa towarzyszka, przyglądając mi się uważnie. jednak w jej wzroku nie było osądu, tak jak w oczach innych arystokratów, tylko zwykła ciekawość. Wydawała się jednocześnie miła, ale i wyrafinowana oraz dostojna.
- Mieszkam w zamku od niedawna – odpowiedziałam wymijająco. Odpowiadanie szczegółowo na jakiekolwiek pytania mogło doprowadzić do zdemaskowania mnie, więc wolałam nie wdawać się w szczegóły.
- O to świetnie! Ja mieszkam w pobliskich posiadłościach, przez co często bywam na zamku, będziemy miały okazję się spotykać – jej otwartość i szczera chęć poznania mnie sprawiły, że poczułam ciepło na sercu i całe zdenerwowanie balem nieco zelżało.
Nie zdążyłam sklecić wymijającej odpowiedzi, przecież byłam damą dworu tylko na jedną noc, kiedy zostało zaanonsowane przybycie księcia. Wszystkie oczy zwróciły się ku drzwiom do sali balowej w której stanął Peter. Książę Peter, poprawiałam się w myślach. Mimo że widywałam go ostatnio dość często na próbach tańca, to jego widok teraz zabrał mi dech w piersiach.
Nawet jeśli w tym momencie nie wiedziałabym, że jest księciem, nie dało się go pomylić z nikim innym. Jego czarny frak był tak skrojony, że idealnie podkreślał dobrze zbudowaną sylwetkę, a włosy na pozór w lekkim nieładzie, było widać, że były starannie ułożone. Każdy aspekt jego osoby, to jak wyglądał, to jak stał, to jak się uśmiechał, aż krzyczały „Patrz, jestem księciem!". W tym momencie nie wiedziałam jak kiedykolwiek pomogłam go pomylić z lokajem.
- Trzeba przyznać, że urodziwy ten nasz książę – powiedziała stojąca obok mnie Eleonora.
Ja tylko pokiwałam na to twierdząco głową, bo w ustach miałam jeszcze resztki ciasta, które właśnie kończyłam jeść. Zresztą brak mi jakkolwiek słów by jej odpowiedzieć.
Myślałam, że bal wróci na swoje dawne tory, a książę wmiesza się w gdzieś w tłum, ale tak się nie stało, cała uwaga wciąż była skupiona na księciu. Peter od razu ruszył w moim kierunku. Czułam jak zaczynam panikować, bo nadal miałam ciastko w buzi, które na szybko próbowałam przełknąć, przez co zaczęłam się dławić. Poczułam jak ktoś klepie mnie po plecach, co sprawiło, że znów mogła oddychać i nie wyzionęłam ducha na królewskim balu. Przynajmniej byłaby sensacja i mówili by o mnie tygodniami.
Dopiero kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam, że to sam książę klepała mnie po plecach.
- Aż ci zabrakło dech na mój widok? Jestem aż tak powalający? - powiedział z pewnym siebie uśmieszkiem, ale tak cicho, że ludzie stojący wokół nas nie mogli na usłyszeć.
Normalnie taki tekst by mnie nie ruszył, ale naprawdę przez chwilę nie oddychałam jak go zobaczyłam, więc oblałam się teraz lekkim rumieńcem. Dla postronnych zapewne wyglądało to na to, że jestem zawstydzona uwagą księcia.
- Czy mogę cię prosić do tańca lady Melanio? - zapytała dużo głośniej, by tym razem inni też mogli go usłyszeć. Lady Melania. Ładnie to brzmiało, podobało mi się.
- Oczywiście wasza wysokość – ukłoniłam się lekko przed nim, po czym przyjęłam wyciągnięta przez niego dłoń.
Peter zaprowadził mnie na parkiet, który teraz opustoszała by zrobić mam miejsce. Orkiestra akurat zaczęła grać nowy utwór, więc zaczęliśmy nasz taniec.
Patrzyli na nas chyba wszyscy goście na balu. Wiem, że właśnie taki był cel Petera, chciał zwrócić na siebie uwagę i dzięki mojemu urokowi wkupić się w łaski innych, ale mimo że się tego spodziewałam byłam niesamowicie spięta. Nie byłam przyzwyczajona do tak wielkiego zainteresowania jakim mnie obdarzono, zawstydzało mnie to, przez co byłam sztywna jak kij, a moje ruchy były drętwe i nienaturalne.
- Nie przejmuj się nimi. To tylko zadufani w sobie ludzi, którzy myślą, że jak ubiorą tony materiału, to ukryją jak zepsuci są wewnątrz – powiedział Peter przy moim uchu.
Nie wiedziałam, że Peter był tak negatywnie nastawiony do arystokracji, ale pracując jako służba w zamku, nie mogłam nie przyznać mu racji. Te słowa z ust księcia mnie rozbawiły, jednocześnie sprawiając, że się rozluźniłam. Moje ruchy stały się bardziej płynne i precyzyjne. Pozwoliłam muzyce się wypełnić i po prostu napawać się tą chwilą, kiedy mogłam udawać kogoś znaczącego i cieszyć się zainteresowaniem jakim wzbudzałam.
- A czy ty przypadkiem nie jesteś jednym z nich? - zapytałam, robiąc przy tym obrót, po czym na powrót wróciłam w jego ramiona
- Może jestem, może nie. Zawsze jest jakieś ryzyko.
- Byłbyś dużym hipokrytom jakbyś ich krytykował sam będąc taki sam.
- Zatem może wcale nie jestem jak oni?
Zauważyłam w jego oczach psotny błysk, jakby lubił się ze mną droczyć i mieszać mi w głowie. Jednak nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Musiałam sama przed sobą przyznać, że lubiłam nasze przekomarzanki.
Przetańczyliśmy cały utwór bez żadnego potknięcia czy niespodziewanych sytuacji. Ten taniec był wręcz idealny. Kiedy wybrzmiały ostatnie nuty utworu. Stanęliśmy lekko zdyszani naprzeciwko siebie. To był udany taniec, sprawił mi wiele radości. Kto nie byłby nabuzowany emocjami po tańcu na królewskim balu z samym księciem? W końcu niecodziennie wiruje się po parkiecie w obecności księcia na oczach całego dworu. Ta jedna noc, ten jeden taniec mogły być moim ciepłym wspomnieniem, które pragnęłam schować w sercu.
- Dziękuje za taniec lady Melanio – powiedział Peter kłaniając się przede mną.
- Ja również wasza wysokość – również dygnęłam jak nakazywała etykieta. Te całe zasady były dla mnie uciążliwe i zaczynałam się w nich gubić, kiedy powinnam dygnąć, kiedy użyć odpowiedniego tytuły i do kogo, dlatego większość gestów robiłam na wyczucie licząc, że będą odpowiednie do danej sytuacji.
Orkiestra zaczęła grać kolejny utwór, a pary tańczących par wróciły na parkiet.
Poczułam na sobie palące spojrzenie, więc odwróciłam się przez ramię. W oddali kilku metrów ujrzałam wysoką, czarnowłosa piękność. Była nad wyraz szczupła, a jej cera była niesamowicie blada. Szmaragdowa suknia była w każdym calu dopracowana, ale nie miała żadnej zbędnej ozdoby, idealna w każdym calu. Jednak twarz dziewczyny z ostrymi kościami policzkowymi była oschła, a ona sama wpatrywała się we mnie zimnymi oczami. Były to oczy pełne wściekłości, obiecujące słoną zapłatę. Typowy przejaw kobiecej zazdrości o mężczyznę. Chyba właśnie niecelowo zdobyłam nowego wroga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro