Rozdział 10
Książę zniknął gdzieś w tłumie z arystokratami zostawiając mnie na balu samą. Miałam tylko szczerą nadzieję, że jak coś nie wyjdzie i wyda się kim naprawdę jestem, to nie zostanę obarczona całą winą za to zajście, bo książę się wszystkiego wypnie, twierdząc, że go wrobiłam. Byłam jednak prawie pewna, że Peter tego nie zrobi. Prawie.
Zanim zdążyłam znaleźć Eleonore, której postanowiłam się uczepić na resztę wieczoru, zauważyłam, że nie byłam już sama. Obok mnie stała blada piękność, która jeszcze chwile temu mroziła mnie wzrokiem z drugiego końca sali. Teraz stała obok mnie, lecz w takim sposób, że dla postronnych osób musiało to wyglądać jakby stanęła obok przypadkiem. Zaczynałam się domyślać, że nie chciała by ją ze mną kojarzono.
Zlustrowała mnie kątem oka od góry do dołu, nad wyraz oceniająco i taksująco. Aż się wzdrygnęłam pod tym spojrzeniem i poczułam że nie powinno mnie tu być, co zapewne właśnie było jej celem. Czułam się jakby mnie właśnie przejrzała, co nie było możliwe. Chyba. Prawda?
- Na twoim miejscu nie pchałabym się w ramiona księcia, bo może ci to sprawić więcej kłopotów niż pożytku - jej głos mimo że melodyjny, był jednocześnie najbardziej chłodnym jaki słyszałam. Było to oczywiste, że nie była to dobra rada, lecz jawna groźba.
Nie zdążyłam nawet wymyślić jakieś odpowiedzi, bo zaraz po tym jak to powiedziała, odeszła i wmieszała się w tłum kolorowych sukien jakby przed chwilą wcale jej tu nie było. Jednak chłód po jej obecności pozostał i zdawał się być namacalny. Aż przez chwile pożałowałam, że nie mam ze sobą bolerka lub jakiegoś okrycia na ramiona, które teraz były pokryte gęsią skórką.
- Jeśli cię to pocieszy, ona zazwyczaj wszystkich ignoruje, więc to że zwróciła na ciebie uwagę, musi znaczyć, że masz jakieś znaczenie w jej oczach - Eleonora stanęła obok mnie, patrząc w ślad za oddalającą się pięknością, której teraz uroda napawała mnie niepokojem, a nie zachwytem.
- Kto to w ogóle był? - zapytałam Eleonorę.
- Violetta Evans, księżniczka sąsiadującego z nami na wschodzie państwa. Jej rodzina królewska często przyjeżdża jako goście na wystawne bale, a ona razem z nimi. - Eleonora popijała trzymanego w ręce szampana i ostrożnie dobierała słowa. - Do tej pory skrupulatnie ignorowała księcia, mimo iż obie rodziny próbowały ich wyswatać. Jak widać pojawienie się w otoczeniu księcia nowej damy dworu, czyli ciebie, sprawiło że jednak rości sobie do niego jakieś prawa, mimo iż nie jest nim zainteresowana.
Skrupulatna analiza Elonory mnie zaciekawiła i jednocześnie zaniepokoiła, bo nie planowałam się mieszać w żadne zamkowe intrygi i konflikty, ale na to chyba było już nieco za późno. Jeden wieczór prostego przekrętu stawał się coraz bardziej zagmatwany.
- Nie wydaje się być zbyt przyjaźnie nastawiona do nikogo - powiedziałam mówiąc o Violetcie, zerkając na szampana mojej towarzyszki. Kusiło mnie by samej się napić.
Eleonora parsknęła śmiechem. Ona nawet potrafiła się śmiać z wdziękiem.
- Tak między nami, ona jest okropna. Niestety miałam okazję kilka razy z nią rozmawiać, nie wspominam tego miło. Jej starannie pielęgnowane przez lata ego, chyba nie może być już większe.
- To chyba przypadłość większości księżniczek.
Widziałam jak moja towarzyszka próbowała ukryć niepożądane na te słowa uśmiechem, udając, że pije trunek. Najwyraźniej jej dobre wychowanie nie pozwalało na jawne obrazę koronowanej głowy, ale nie potrafił się ze mną nie zgodzić.
Postawiłam również skusić się na troszkę szampana i wzięłam kieliszek od przechodzącego obok kelnera. Dawno nie miałam okazji pić prawdziwego szampana dobrej partii, zdecydowanie nie miałam pieniędzy na takie ekskluzywne przyjemności. Trunek pachniał bogactwem, tak najprościej było mi opisać jego zapach. Kiedy wzięłam łyka, poczułam jak bąbelki łaskoczą mnie w język. Było to nawet przyjemne, więc wzięłam kolejny łyk. Będąc zachwycona jego smakiem, znów się napiłam, choć obiecałam sobie, że będę sobie dawkować.
Kiedy zapowiedziano przybycie pary królewskiej, mój kieliszek był już magicznie pusty. Król Albert i królowa Celina weszli przez drzwi frontowe przy wielkim entuzjazmie zebranych. Nie miałam okazji często widywać ich wysokości, więc przyglądałam im się uważniej, korzystając ze sposobności. Wyglądali naprawdę dostojnie i królewsko, mimo że wmieszali się w tłum poddanych i tak biła od nich aura królewskości, która przyciągała do nich uwagę i wyróżniała na tle dworzan. Królowa była piękna sama w sobie, a król nad wyraz przystojny. Najwyraźniej Peter miał to po nim. Potrząsnęłam głową, by pozbyć się tej myśli, która nieproszona pojawiła się w mojej głowie.
Sięgnęłam po nowy kieliszek, w końcu był bal, raz w życiu mogłam pozwolić sobie się zabawić, zwłaszcza, że taniec z księciem miałam już za sobą. Z tym kieliszkiem poszło chyba jeszcze szybciej niż z pierwszym. Bąbelki przyjemnie mrowiły mi w brzuchu.
Jednak wypicie takiej ilości płynów, sprawiło, że mój pęcherz o sobie przypomniał. Nie miałam tylko pojęcia jak uporam się z całą ilością halek i falbanek, które miała moja suknia, żeby potrafić się wysikać. W tej sukni pójście do łazienki, brzmiało jak wyprawa na pół godziny. Chcąc nie chcąc, ruszyłam ku drzwiom sali w poszukiwaniu łazienki.
Tu pojawił się mały, ale dość znaczący problem, mianowcie jako służąca doskolane wiedziałam, gdzie znajdują się łazienki dla pracowników zamku, ale jak dama dworu, nie miałam zielonego pojęcia, gdzie są toalety dla gości. Ruszyłam zatem przed siebie labiryntem korytarzy, szukając łazienki, licząc, że w końcu na nią trafię. Nie mogła przecież być daleko od sali balowej, goście zapewne często z niej korzystali, a architekci nie byli na tyle głupi, by zrobić toaletę na drugim końcu zamku.
Zadanie chyba jednak mnie przerosło lub architekci jednak byli głupcami lub zapomnieli o znaczącym szczególe jakim jest oznaczenie łazienki. Przede mną znajdowały się kolejne zakręty korytarze, a łazienki wciąż nie znalazłam. Kiedy zobaczyłam kolejny skręt korytarza, postanowiłam jak za tym rogiem nie znajdę łazienki, to przełknę swoją dumę i zapytam kogoś o drogę.
Kiedy jednak skręciłam za róg, nie było tam łazienki, ale za trafiłam na dużo bardziej zaskakujący i szokujący widok. Cofnęłam się z powrotem za róg by się schować i nie zostać zawyżoną, ale ciekawość zawsze była dominującą chcą u mnie, więc znów za niego wyjrzałam, zaintrygowana tym co zobaczyłam.
Para zakochanych na balu nie powinna być wielkim zaskoczeniem, ale obmacująca się potajemnie para kochanków w odosobnionym korytarzu bez swatki była całkowicie inną sprawą. Etykieta kategorycznie nie dopuszcza takiego zachowania, to nie przystoi osobom z wysokich rodów, zwłaszcza, że ręka lorda znikała pod warstwami sukni dworzanki. Oboje całowali się jakby jutra miało nie być i jakby właśnie szli na dno razem z Titaniciem. Ten widok mnie nieco rozbawiał, arystokraci wcale nie byli tacy idealni za jakich się uważali. Kto by się spodziewał, że w zamku jest więcej skandali niż można by się spodziewać.
Kiedy lord zszedł pocałunkami na kark kochanki, a ona odwróciła głowę tak, że mogłam zobaczyć jej twarz, zamurowało mnie. W ciemnym korytarzu, z dala od oczu wszystkich, rozkoszy oddawał się nie kto inny niż księżniczka Violetta.
Potrzebowałam dłuższej chwili by w pełni zrozumieć widok, który zastałam. Nigdy bym nie pomyślała, że księżniczka z kimś romansuje, zwłaszcza że jeszcze godzinę temu, kazała mi trzymać ręce z daleka od "jej" księcia. Byłam pewna, że jest ona osobą dla której wizerunek i etykieta były rzeczą najważniejszą, ale jak widać nawet księżniczka miała swoje brudne sekrety.
Odeszłam stamtąd zanim, którekolwiek z nich by mnie zauważyło, z czego nie wyniknęło by nic dobrego.
~~.~~
W drodze powrotnej na bal, w końcu znalazłam łazienkę z której z wdzięcznością skorzystałam, co tak jak podejrzewałam, łączyło się z nie lada wyzwaniem w tej sukni.
Kiedy wróciłam na salę balową, porwałam kolejną porcję szampana od przechodzącego obok kelnera. Była w trakcie popijania kolejnego, nie wiedziałam już którego kieliszka, kiedy podszedł do mnie książę.
- Szukałem cię. Moi rodzice chcą cię poznać - powiedział Peter lustrując mnie od dołu go góry. Błysk w jego oczach podpowiadał mi, że podoba mu się to co widzi.
- Po pierwsze, jesteś skanerem czy jak, że mnie tak taksujesz od góry do dołu? A po drugie, czemu para królewska chce poznać jakąś zwykłą pokojówkę? - moja głowa była nad wyraz lekka, a słowa płynęły gładko i chyba nie do końca kontrolowane.
- Nie mów tak głośno kim naprawdę jesteś - powiedział zbliżając się do mnie, by nikt nas nie podsłuchał. - Moi rodzice chcą wiedzieć kim jesteś, bo udajesz dziś moją partnerką.
- Ma to co nieco sensu - przyznałam trochę bezsensownie i nieskładnie. - Co się tak do mnie przysuwasz, łakniesz mojego dotyku? - zapytałam zwracając uwagę na to jak blisko mnie stoi. Czułam jak w mojej głowie bąbelki z szampana przejmują kontrolę.
Chyba dopiero teraz zauważył jak mało nas od siebie dzieli i odsunął się na bezpieczną odległość. W sumie trochę szkoda.
- Nawet jakbym łaknął twojego dotyku, wielki bal nie jest odpowiednim do tego miejscem - opowiedział niby poważnie, ale w jego oczach czaiły się te psotne iskierki, które tak uwielbiałam.
Powiedz to księżniczce Violettcie, ona nie ma z tym problemów, chciałam powiedzieć, ale książę podał mi ramię i zaciągnął w stronę swoich rodziców.
- A odpowiadając na twoje pierwsze pytanie, przyglądam ci się, bo uważam, że wyglądasz dziś pięknie - na jego słowa, na moje policzki wpłynął rumieniec, a szybciej bijące serce doceniło ten komplement.
Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć, bo zostałam właśnie postawiona przed obliczem pary królewskiej. W ostatnim momencie przypomniałam sobie, że należy złożyć im pokłon. Bąbelki z szampana zajmowały w mojej głowie tyle miejsce, że zaczynało brakować go na racjonalne myślenie.
- Miło cię poznać lady Melanio. Nasz syn o tobie wspominał - odezwała się uroczyście królowa.
- Peter o mnie mówił? - wypaliłam i dopiero kiedy poczułam na sobie zszokowane i zniesmaczone spojrzenia pary królewskiej, zorientowałam się, że powiedziałam to na głos zamiast tylko o tym pomyśleć. Nie dość, że zwróciłam się do koronowanych głów bez szacunku i zachowania tytułów, to jeszcze nazwałam księcia po imieniu. Ale wtopa. - Znaczy jest mi niezmiernie miło to słyszeć wasze wysokości - poprawiłam się od razu, ale zbyt późno sądząc po niezadowolonej minie króla.
Czułam jak policzki płoną mi z zażenowania, ale przez tłukące się w głowie bąbelki szampana z trudem przychodziło mi skupienie swoich myśli. Jednak stojący obok mnie Peter wydawał się rozbawiony całą sytuacją. On nie musiał się martwić, że go zwolnią, nie da się być zwolnionym z roli księcia. Takiemu to dobrze.
- Mam nadzieje, że podoba ci się na balu - królowa pozostawiła taktycznie zignorować moją niestosowną wypowiedź i zmienić temat.
- Tak, jest fajowsko - odpowiedziałam szczerząc się szeroko, bo naprawdę podobało mi się na balu. Zwłaszcza bardzo podobał mi się szampan.
- Fajowsko? - brew króla uniosła się niebezpiecznie wysoko.
Kurde, fajowsko nie jest słowem, którego powinno się używać w rozmowie z królową. Przeklęty szampan. Że w tak ważnym momencie mój własny umysł się zawiódł zdradzony przez szampan.
- Znaczy się, jest niesamowicie i naprawdę wykwintnie jak na królewski bal przytało - nie wiedziałam czy jeszcze bardziej nie pogarszam sytuacji swoim nieudolnym tłumaczeniem,
- Melania ma na myśli, że naprawdę jest zachwycona balem - przyszedł mi z pomocą Peter, kładąc mi dłoń na biodrze, jakby chciał mnie przypilnować w miejscu i może nieco stonować to co mówię,. Ahh spokojnie książe, nie zamierzam ci uciec, że musisz mnie trzymać, ale śmiało rób to, podoba mi się to.
- O tak! Dokładnie to miałam na myśli! - chyba powiedziałam to za głośno. Widząc ponowny grymas króla, byłam wręcz pewna, że powiedziałam to za głośno.
- Myślę Melaniu, że na nas już czas. Odprowadzę cię do twoich komnat - zaproponował Peter, próbując ratować sytuację.
Nie zostało mi nic innego jak zgodzić się na jego propozycją, by nie ośmieszyć się jeszcze bardziej. Dygnęłam przed parą królewską na pożegnanie, ale kiedy miałam się podnieść z ukłonu, przydepnęłam sobie skraj sukienki, przez co straciłam równowagę i ziemia zaczęła się niebezpiecznie szybko do mnie zbliżać. Zapewne miałam bym z nią spotkanie bliskiego kontaktu, gdyby Peter mnie w porę nie złapał.
- Gdzie lecisz? - zapytał mnie cicho, stawiając mnie do pionu.
- Może na ciebie? - flirtowanie nigdy nie szło mi jeszcze tak łatwo.
Peter poczekał z odpowiedzią, aż wyjdziemy z sali balowej, najpewniej próbując ratować moją już i tak podupadającą dzisiaj godność. W pustych korytarzach z dala od balu zrobiło się zaskakująco przyjemnie cicho i spokojnie.
- Jeśli rzeczywiście na mnie lecisz, to będzie to najlepsza rzecz jaką dziś usłyszę - dopiero teraz Peter mi odpowiedział.
Uśmiechnęłam się pod nosem na jego słowa. Nie wiedziałam ile żartu jest w naszych przekomarzankach, a na ile są one na poważnie, ale nie mogłam zaprzeczyć, że je lubiłam. Nawet bardzo lubiłam.
- Zaraz to nie jest droga do mojego pokoju - zauważyłam po chwili, bo otaczające mnie główne królewskie korytarze, nie prowadziły do mojego pokoiku dla służby.
- Naprawdę uważasz, że jesteś w takim stanie dojść na ostatnie piętro do swojej kwatery? - zapytał z ewidentnym sceptyzmem i dopiero teraz zauważyłam, że cały czas mnie podtrzymuje, bo najwyraźniej miałam lekki problem z złapaniem pionu i chodzeniem prosto.
Nie odpowiedziałam mu, ale moje milczenie było oczywistą odpowiedzią. Chwilę później zatrzymaliśmy się pod drzwiami jednego z królewskich pokoi gościnnych.
- Na dzisiejsza noc, ta komnata będzie twoim pokojem - powiedział Peter, wprowadzając mnie do środka.
Komnata była przepiękna i o wiele wiele większa od mojego pokoiku, czego powinnam była się spodziewać, ale co i tak mnie zaskoczyło. Na środku stało olbrzymie łóżko, które było chyba robione z myślą o pół tuzinie osób, a nie jednej. Zaraz obok była kunsztowna szafka nocna z bukietem kwiatów, dalej przecudna komódka i kilka innych mebli dopełniających całość. Była tu też trójka drzwi, jedne do łazienki, drugie do garderoby jak podejrzewałam i trzecie nawet nie wiedziałam gdzie. Największe wrażenie zrobiły na mnie ogromne okna i pozapalane wszędzie świece w ramach oświetlenia.
- Podoba ci się? - zapytał Peter widząc jak bezruchu stoję na środku komnaty i rozglądam się w około.
- Jest przepięknie - powiedziałam z uśmiechem zachwytu.
- To ty jesteś przepiękna - odpowiedział.
Odwróciłam się w jego stronę. Mimo, że byłam przyzwyczajona do takich komplementów z jego ust, które wypowiadał w ramach naszych przekomarzankach, to za każdym razem mnie zaskakiwały. I tak samo za każdym razem moje serce wyrywało się nieco bardziej do niego.
- Dziękuję - po raz pierwszy mu podziękowałam za miłe słowa, zamiast odwdzięczyć się prztyczkiem. Sprawiało to, że między nami zapanowała inna atmosfera niż zawsze, wydawała się taka intymna i urokliwa. Było to coś innego niż panowało między nami dotychczas.
- Zatem życze ci miłej nocy - Peter wydawał się nagle jakby niepewny.
- W takiej komnacie na pewno będzie mi się dobrze spało - powiedziałam by przywrócić naszą rozmowę na stałe tory.
Peter uśmiechnął się do mnie lekko rozbawiony, po czym pożegnał się i zostawił mnie samą.
Padałam na stertę poduszek na moim posłaniu i o mało nie westchnęłam z rozkoszy i zachwytu nad miękkością pościeli. Nie wiem w którym momencie zasnęłam, ale moja ostatnia myśl kręciła się koło tego dziwnego uczucia, które zapanowało dzisiaj między mną, a Peterem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro