Rozdział 3 - Na jakie nazwisko?
Mam nadzieję, że oglądaliście Psychozę Hitchcock'a bo znajomość filmu pozwoli wam załapać inside joke'i. Bez niego też można czytać ale znika drugie dno hehe, pozdro dla kumatych, a niekumaci niech idą nadrabiać klasykę kina.
Około trzeciej w nocy Tyler i Josh byli już w Michigan. W nocy jechało się całkiem przyjemnie, na drogach nie było wiele samochodów, zwłaszcza na tych pobocznych, którymi się przemieszczali. Zatrzymali się dopiero w jakimś małym, przydrożnym motelu, którego czerwone neony informowały o wolnych pokojach. Josh zaparkował samochód, wyłączył światła. Tyler otworzył powoli oczy, wybudzając się z pół snu, w który wprawiła go jednostajna jazda i późna pora.
- Chyba tu zostaniemy, oczy mi się zamykają – powiedział Josh, przeciągając się na siedzeniu.
- Okej. A rano chcesz jechać dalej? To chyba jest trochę bez sensu – powiedział Tyler, odpinając pas bezpieczeństwa i otwierając drzwi.
- Rano ogarniemy sytuację. Ale teraz chodźmy ogarnąć lepiej jakieś łóżko – odpowiedział Josh, wysiadając z samochodu.
Motel prezentował się bardziej filmowo niż się tego spodziewali. Neony na wysokim słupie, rząd pokoi z wejściem od zewnątrz, okna pozasłaniane grubymi kurtynami. Obok większy dom właściciela motelu. Oprócz nich, na parkingu stało jedno auto, czerwony pick-up. Całość oświetlona jedną parkingową latarnią. Hitchcock by się nie powstydził.
Na drzwiach pierwszego pokoju odnaleźli napis biuro, kulturalnie zapukali i weszli do środka.Szczerze powiedziawszy, do pełnego obrazka brakowało już tylko ulewnej burzy i agresywnych skrzypiec.
W środku pomieszczenia przy biurku siedział młody mężczyzna w czarnym golfie i zapisywał coś w zeszycie, na który świeciła mu lampka biurkowa. Za nim na ścianie wisiały haczyki z kluczykami, a obok mapa stanu. Po prawej znajdowały się drugie drzwi. Gdy weszli, recepcjonista podniósł głowę i zdjął okulary.
- Witamy. – Przywitał ich z firmowym uśmiechem. – Długa podróż? Czym mogę służyć?
- Yy... powiedzmy – zaczął Josh niepewnie. – Chcielibyśmy pokój na jedną noc.
- Oczywiście. Dwuosobowy jak mniemam –kontynuował recepcjonista z energią zupełnie podejrzaną jak na tak późną porę. – Łóżka osobne czy małżeńskie? –zapytał, po czym wybuchł śmiechem. - Cha, cha, przepraszam, to ta godzina, oczywiście, że osobne – powiedział jakby sam do siebie i machnął ręką, po czym zapisał coś w otwartym zeszycie, jednak łypnął na nich okiem, sprawdzając, czy nie zakwestionowali jego propozycji.
Tyler i Josh stali spięci jak na dywaniku u dyrektora i zerkali na siebie co jakiś czas. Sami nie wiedzieli, czemu ten koleś wydał im się mocno podejrzany. Chociaż w ich obecnej sytuacji nawet pięcioletnie dziecko, które zbyt długo by się w nich wpatrywało, wydałoby się podejrzane.
- Na jakie nazwisko? – zapytał recepcjonista, podnosząc na dwójkę wzrok.
- Jos... - zaczął Josh, jednak Tyler szybkim ruchem dźgnął go łokciem w bok i dokończył za niego:
- Jason. Jason Doom.
Chciał nadrobić wiarygodność uśmiechem, jednak czuł, że jego mina wyraża coś w stylu zabierzcie mnie stąd, okraszane krzykiem wewnętrznym.
Recepcjonista zmierzył ich wzrokiem i z pewną wątpliwością zapisał nazwisko w zeszycie.
- To będzie 20$. A to wasz kluczyk, pokój nr 4, na lewo jak wyjdziecie – poinformował, przyjął zapłatę i pożegnał ich z równie sztucznym uśmiechem z jakim ich przywitał.
- Myślisz, że nas zadźga w czasie snu? – zapytał Tyler, gdy otwierali pokój.
- Nawet jeśli, to ostrzegą nas o tym skrzypce – odparł z uśmiechem Josh, wchodząc do środka.
Pokój był niewielki, mieścił dwa łóżka po prawej, dwa krzesła i stolik po lewej, szafę wnękową w ścianie obok drugiego łóżka i łazienkę naprzeciwko drzwi. Gdy Tyler położył się na jednym z łóżek poczuł, że pościel jest twarda, krochmalona zbyt wiele razy. Nad łóżkiem Josha nie działała żarówka, więc pokój oświetlała siostrzana lampka nad Tylerem i druga przy wejściu na parapecie.
- Naprawdę zaczynam się czuć jak zbiegły kryminalista - stwierdził Tyler, podnosząc się na łokciach.
- Możesz zostać współczesną Marion Crane, tylko że zamiast wyciągać hajs z sejfu za plecami szefa, to wstawiasz piosenkę bez licencji do Internetu. Znak czasów - skomentował Josh.
- Bardzo śmieszne, Sam - odparł Tyler również z uśmiechem. - Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. Zamknij drzwi na klucz, żebyśmy nie skończyli pod nożem Normana.
Uśmiechnęli się do siebie znacząco i niedługo potem leżeli w wykrochmalonej pościeli. Tyler już prawie zasypiał, gdy nagle wśród ciemności pokoju zabrzmiał rozbawiony głos Josha.
- Jason Doom. Serio?
- Jak ci się nie podoba, Jason, to następnym razem ty wymyślisz tajniackie ksywki - odpowiedział Tyler, przewracając się na lewy bok. Josh westchnął tylko i zamknął oczy, mając nadzieję, że nie obudzi się za kratkami.
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba ze mną pośmieszkowała :') uwaga jutro, tj. 15.08 nie będzie rozdziału bo jadę do Czech do zoo xDD za to we wtorek napiszę wam dłuższy. Dzięki za komentarze, nie bójcie się w nich rozpisać na linijkę xD gwiazdkujcie i rozsyłajcie znajomym bo się wciągnęłam xD
I IDŹCIE OBEJRZEĆ PSYCHOZĘ
elo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro