Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Że tak nie powinno być.

"Może wydawać się to śmieszne, ale zawsze wiedziałem że tak nie powinno się stać."

Oikawa Tōru poszedł do lekarza. Jego halucynacje były uciążliwie. Słyszał wiele rzeczy, których nigdy nie śmiał sobie wyobrazić. Dotarło do niego, że nie było to zwykłe zmęczenie. Wiedział o tym doskonale. Więc... Dlaczego się załamał, słysząc wiadomość że zarodziła się w nim schizofrenia? Dowiedział się że karmił ją swoim stresem, samotnością, poczuciem braku.

  Lekarze, dowiadując się że był w stanie się skrzywdzić, zamknęli go w szpitalu dla chorych psychicznie. Szatyn poinformował swoich rodziców, jak i przyjaciół. Hajime nieźle się zdziwił. Zaczął przeklinać siebie w myślach. Nie chciał aby szatyn tak skończył, a on go do tego doprowadził.

  Jeszcze dziwniejsze było dla niego to, że szatyn poprosił go o kupno papierosów waniliowych, miętowych i zwykłych. Tōru nawet zadzwonił do niego przez video, aby ukazać mu zrozpaczoną twarz. Błagał go o kupno tych trzech paczek. Hajime mu uległ. Tyle mógł zrobić. Przyniósł mu również notes i długopis. Bo jak sam Tōru stwierdził, idzie oszaleć będąc samemu w białych ścianach. Nawet halucynacje przestały go odwiedzać. Czuł się żałośnie z tym, że musi brać leki, które odbierały mu przyjaciół.

。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。

— Shittykawa, jak się czujesz?— zapytał cicho brunet, stojąc z szatynem na szpitalnym balkonie. Wyższy, trzęsącymi dłońmi wyciągnął papierosa z ust i wypuścił dym przed siebie.

— Okropnie. Wiesz że moja miłość nie przeminęła? Mimo że tej osoby tak często nie widziałem, znwou mamy całkiem dobry kontakt... A moje uczucia jedynie się nasiliły.— spojrzał ukradkiem na Iwaizumiego.

— Szczęściara. Miłość jak z bajki. Nie przeminie, co?— zaśmiał się gorzko.

— Mhm, przynajmniej nie tak łatwo. — uśmiechnął się lekko.

— Mi się poszczęściło i o szesnastej idę na randkę.— zaśmiał się niezręcznie, głaszcząc się po karku.

Szatyn zamarł. Mimo uśmiechu na swoich ustach, w głębi duszy płakał. Błagał o skończenie tego piekła. Nie miał szans u osoby którą kochał. Jako przyjaciel istniał tylko wtedy, gdy coś mu się działo. Szybko zaciągnął się papierosem, zaciskając dłoń na barierce.

— Gratulacje Iwa-chan. Mam nadzieję że jej nie odstraszysz swoim zapędem do Godzilli.— mruknął żartobliwie. W głębi duszy, przynajmniej z jednej strony chciał, aby dziewczyna zostawiła Hajime po tej jednej randce... Zaś z drugiej strony, nawet jeśli powiedziałby mu co czuje, a Hajime przyjąłby jego uczucia... Czuł że nie jest tego godzien. Chciał go mieć, lecz nie mógł. Nie mógł mu dać, tego czego dałaby mu inna.

— Jesteś strasznym dupkiem. — mruknął marszcząc brwi.

— Zapewne masz rację. — uśmiechnął się słabo. — Iwa-chan, dla dobra twojego związku, nie chcę abyś mnie odwiedzał. — odparł szatyn patrząc w niebo.

— O czym ty mówisz? Jakiego dobra? Muszę o Ciebie dbać, gdy twoich rodziców nie ma!

— Nigdy ich nie ma. Nie możesz przy mnie cały czas być. A już na pewno nie, gdy będziesz miał dziewczynę.— odparł z bólem.— To też jest dla mnie trudne, Iwa-chan.

— Zmuś mnie.— warknął wściekłe, odwracając się twarzą do szatyna. Tōru zgasił papierosa i odwrócił się do niższego. Doskonale wiedział jak go wypędzić na zawsze. Była to okropna opcja pod względem... Każdym. Pod każdym względem. Zważywszy na to, że Hajime miał za niedługo randkę.

— Okej. Z góry, przepraszam.— skiwtował i zacisnął dłonie na jego ramionach. Na jednej ręce nadal posiadał rękawiczkę z dwoma palcami, aby papierosy nie zostawiały śladów na jego bladej skórze.

  Iwaizumi był gotowy na cios z główki, albo jakieś wyzwiska... Dlatego też zacisnął powieki. Dla szatyna nawet i lepiej. Oikawa, uważnie patrząc na jego reakcję, złożył delikatny, lecz dość namiętny pocałunek na ustach asa.

Niższy zamarł. Rozszerzył swoje oczy, niedowierzając temu co się właśnie dzieje. Rozchylił usta, chcąc zaprotestować... Lecz zadziałało to na jego niekorzyść. Tōru wsunął język do jego ust, całując go nieco bardziej zachłannie. Chciał go wypędzić raz na zawsze... Albo zatrzymać.

Po chwili, kiedy Hajime zdał sobie sprawę że może się ruszać, odepchnął szatyna na tyle mocno, że były kapitan uderzył plecami o barierkę i osunął się w dół balkonu.

— Oszalałeś?! Jesteś dupkiem, Oikawa! To był mój pierwszy pocałunek! Miał być dla kogoś kto mnie kocha! — wykrzyknął przecierając usta.

— Jesteś na tyle głupi że nie zauważyłeś...— odparł z bólem, masując swoje plecy. Hajime nie słuchał, wybiegł z jego sali, trzaskając drzwiami. Oczywiście został upomniany przez lekarzy, później pielęgniarki.

Szatyn ledwo pozbierał się z balkonu. Poinformował  lekarzy że jest okej.

Iwaizumi Hajime już nie wrócił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro