Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

a little sympathy || kuroken

— Więc. — Nie zaczyna się zdania od 'więc', idioto, pomyślał Kenma, ale nie przerwał. Choć w duchu zgrywał odważnego i z ciętym językiem, to na zewnątrz zachowywał się jak potulna owieczka, która drżała na sam widok wilka. Kuroo zdecydowanie był wilkiem i pożerał go swoją obecnością.

— O co chodzi? — zapytał, siląc się na spokój. Miał go w sobie tylko dlatego, że wciąż zajmował się układaniem książek na półce, co pozwoliło mu do reszty nie oszaleć.

— Chodźmy gdzieś. — Kuroo wzruszył ramieniem, powodując, że kurtka zsunęła mu się nieco.

Zawsze wyglądał jak pieprzony Bóg, ale dzisiaj przeszedł samego siebie. O ile czarne włosy nigdy mu się nie układały, o tyle teraz sprawiały wrażenie uroczo nieuczesanych po drzemce, a zarumienione poliki wyższego tylko potęgowały tę wizję. Do tego przyodział skórę i podarte, opinające się spodnie, przez co przyprawiał Kenmę o zawał. Oczywiście, że Kenma się w nim podkochiwał. Przecież Kuroo był przystojny, inteligentny, wysportowany i popularny, miał wszystko to, czego chcieli inni.

— Gdzie? — Kenma uniósł brew. Nie rozmawiali ze sobą chyba ani razu, wydawało mu się, że Kuroo nawet nie zna jego imienia, a teraz gdzieś go zapraszał.

— No. Wiesz — Kuroo odetchnął. Wyglądał, jakby cała sytuacja była dla niego niezwykle trudna. Kenma, kręcąc głową, wcale tego nie ułatwił. Wręcz przeciwnie - wymusił na brunecie kontynuowanie swojej ubogiej wypowiedzi. I o Boże, czy on się jąkał? — Gdzieś, gdzie będzie fajnie. I miło. Mam na myśli...

— Czy to — Kenma przerwał mu nagle, marszcząc nos. Ręka zadrżała mu, nim wypowiedział konkretne słowo, w efekcie czego książka upadła na ziemię. Obaj schylili się po nią, ich spojrzenia spotkały się, a Kuroo spłonął rumieńcem.

— Randka — dokończył, podając blondynowi książkę.

— Aha.

Zamilkli na dłuższy moment. Gdzieś z korytarza dobiegły ich śmiechy uczniów, którzy właśnie skończyli dodatkowe zajęcia i mieli udać się do domów. Kenmę zdziwiło, dlaczego Kuroo nie był z nimi - doskonale wiedział, że treningi drużyny siatkarskiej obejmowały czwartki - ale było głupio mu zapytać.

— To jak?

Kenma ustawił kilka książek tak idealnie, że sam pogratulował sobie w duchu. Dopiero wtedy obdarzył wyższego spojrzeniem; oblizał wargi i zmrużył oczy.

— Wiesz chociaż, jak mam na imię? — zapytał. Przecież to było tak oczywiste. Robił sobie z niego żarty, z pewnością za drzwiami czekali jego koledzy, by zaraz wyjść i zmieszać Kenmę z błotem.

Przecież takie rzeczy zdarzały się tylko w tanich romansach dla nastolatek - gdzie przystojny i popularny sportowiec zwraca uwagę na cichą myszkę, by na koniec związać się z nią. Z nimi wyglądało to podobnie, tyle że Kenma nie zamierzał się poddawać i kończyć w związku z tym gościem. I nawet jeśli bardzo chciał, by okazało się to właśnie jednym z tych filmów, to nie mógł pozwolić na cokolwiek.

— Właściwie to próbuję to od ciebie wyciągnąć od kilku minut — Kuroo zaśmiał się. Zrobił to tak pięknie, że blondynowi kolejny raz zmiękły nogi. Słyszał ten dźwięk już wiele razy, w końcu przychodził czasami na treningi siatkówki i udawał, że powtarza materiał do klasówek, w rzeczywistości przyglądając się brunetowi.

Lubił go oglądać. Na boisku czuł się jak ryba w wodzie, potrafił wiele i z sukcesem prezentował swoje umiejętności przeciwnikom, którzy mieli nie lada problem z przebiciem się przez blok czarnowłosego. Serwował też i atakował całkiem mocno, dlatego świetnie sprawdzał się w każdej roli. A przy tym był kapitanem drużyny i potrafił wszystkich zagrzać do walki mimo jawnych porażek. I uśmiechał się tak pięknie i sam był piękny, i jeszcze jego ładnie zarysowane pod ubraniem mięśnie...

Pokręcił głową, odpędzając od siebie wszystkie myśli, jakie przyprawiały go o podwyższenie temperatury. Podkochiwał się w Kuroo i każdy dzień go w tym uświadamiał.

— Nie, próbujesz mnie zabrać na randkę — powiedział nagle, odwracając się plecami do bruneta. Nie znał jego imienia. Czego on się spodziewał.

— Oh. — Kuroo wyglądał jak zbity z tropu. Uderzył się otwartą dłonią w czoło. Był taki głupi. — Jestem w tym beznadziejny, przepraszam... Właściwie pierwszy raz zapraszam kogoś gdzieś i...

— Ty? Kuroo Tetsurou? Pierwszy raz? — Kenma uniósł brew, spoglądając na bruneta zza ramienia. Kuroo pokiwał szybko głową, jednocześnie zbliżając się do blondyna na tyle, że spokojnie mógł szeptać.

— Więc — zaczął znowu, a Kenma zgrzytnął zębami. — Od początku. Jestem Kuroo Tetsurou, a ty?

Kenma nie chciał podawać mu swojego imienia, wiedział, że pożałuje tego w najbliższej przyszłości, gdy stanie się pośmiewiskiem całej szkoły, która dowie się, że zakochał się w Kuroo i dał się nabrać, że ten sam coś do niego czuje. Przecież to było tak oczywiste, tak...

— Kozume Kenma — wymamrotał, wygładzając niewidzialne zmarszczki na mundurku szkolnym. Zbyt idealny. — Ale możesz mi mówić Kenma, tak jest dobrze.

— Jasne, Kenma. — Kuroo wyszczerzył się do niego, a blondyn dopiero teraz zauważył, że gdy wyższy to robił, automatycznie zamykał oczy. — Więc, Kenma...

— Nie zaczyna się zdania od "więc" — wpadł mu w słowo.

— Przepraszam. Chcesz iść ze mną gdzieś? Na randkę?

Kenma wzruszył ramieniem. Zamierzał odmówić, ale chciał jeszcze chwilę pooglądać, jak starszy męczy się i jąka. Prezentowało się to nader uroczo.

— To w porządku, jeśli nie chcesz, ale chłopaki nie dadzą mi spokoju — Kuroo kontynuował. Wziął kilka książek do rąk i wsunął je na półkę, co od razu spotkało się z dezaprobatą blondyna. Nie tam było ich miejsce. — Od miesiąca zbieram się, żeby z tobą porozmawiać, dlatego byłoby mi miło, gdybyś...

— Od miesiąca? — zapytał dla pewności, a Kuroo pokiwał głową. W jego oczach zabłyszczała niepewność, jakby bał się, że powiedział coś złego. — Dlaczego?

— Widziałem, że przychodzisz na treningi. Wyglądasz całkiem uroczo i pomyślałem, że... no. Wiesz.

Kenma nie wiedział, ale domyślał się, dlatego pokiwał tylko głową. Odłożył ostatnią książkę na odpowiednie miejsce i pierwszy raz tamtego dnia odwrócił się w pełni do starszego.

— Zgoda. Ale nie lubię tłocznych miejsc. I głośnych. I otwartych — powiadomił, po czym ominął zaskoczonego, ale wniebowziętego Kuroo i wyszedł z biblioteki. Bibliotekarka, słysząc wymianę ich zdań, uśmiechnęła się lekko. Czyżby jej ukochany Kenma wreszcie się socjalizował?

a/n: mówcie, co chcecie, ale schemat populars (kocham barbie) x cicha myszka to taki uwu schemat, że aaaa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro