Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 52

Wraz z otwarciem oczu ujrzałam jedynie ciemność. Nie byłam w stanie niczego zobaczyć. Chciałam wstać i za pomocą małego płomyka ognia rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym aktualnie byłam.

Coś jednak uniemożliwiło mi to. Poruszyłam rękoma. Przez cichy brzdęk łańcuchów, byłam pewna, że są zakute w kajdany... bardzo mocne kajdany. Oprócz rozświetlenia sobie widoku, mogłabym użyć ognia do rozpuszczenia ich.

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, światło pojawiło się, a ja mogłam w końcu zobaczyć to miejsce. Było nim coś w rodzaju klatki, lecz zamiast metalowych krat, na ich miejscu w świetle połyskiwało szkło.

Powoli wstałam. Zaczęłam iść w stronę szklanej ściany. Łańcuchy uniemożliwiły mi dojście do końca pokoju. W ogóle nie miałam możliwości dotknąć szkła. Nawet kiedy wyciągnęłam jedną z nóg przed siebie, wciąż było to dla mnie niewykonalne. Wróg dobrze to przemyślał.

Drzwi, które dopiero teraz zauważyłam, otworzyły się. Wyszedł z nich średniego wzrostu mężczyzna, który miał... metalowe ręce oraz część twarzy.

To facet, który nawiedził mnie w dzisiejszym koszmarze.

Podszedł wolnym krokiem do szyby, zakładając ręce do tyłu. Surowym wzrokiem bacznie mi się przyglądał. Delikatny uśmiech pogardy wstąpił na jego twarz, gdy zbliżył się do szkła.

- Witaj, moja droga - Niski głos mężczyzny sprawił, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.

Ten głos na pewno zapadnie mi w pamięć.

- Kim ty w ogóle jesteś?- Próbowałam utrzymać spokojny ton i sprawiać wrażenie odważnej.

Bałam się jak cholera.

- Nie pamiętasz mnie? Ach... wybacz mi mój błąd. Byłaś wtedy bardzo mała. Robiłaś w pieluchy, a jedyne co cię obchodziło to kaszka dla dzieciaków - Zaśmiał się.- Może dać ci małą podpowiedź? Iray próbowała za wszelką cenę mnie powstrzymać. Jak widać, jeszcze żyję.

- Dax - szepnęłam do siebie, wpatrując się w podłogę. Podniosłam po chwili na niego zszokowany wzrok.- Jak?- spytałam niezwykle ciekawa odpowiedzi.

- Mam swoje sposoby na przeżycie. Spójrz tylko na moje ręce, twarz. Większość mojego ciała jest z metalu. Jestem w połowie mechaniczny - Przejechał palcem wskazującym po metalowej części swojej twarzy. Efektem tego był krótki, ale za to bardzo nieprzyjemny dźwięk. Żałowałam, że nie miałam wolnych rąk, aby zatkać uszy.

- Gdzie ja jestem? Co zrobiłeś z moimi przyjaciółmi? Jeśli coś im się stało, to...

- Bądź spokojna. Nie zrobiłem im nic. Z nich jesteś tu tylko ty. To ciebie potrzebuję do zrealizowania mojego planu. Przy tobie twoi "przyjaciele" są bezużyteczni. Ty i reszta mistrzów pochłaniania jesteście niezbędni do rzeczy, którą pragnę zrobić.

- Reszta mistrzów jest tutaj?!- zadałam pytanie przerażona.- To ty ich porwałeś! Razem ze mną! Tylko po jakie licho jesteśmy ci aż tak bardzo potrzebni?- spytałam, mrużąc oczy.

Z jego buzi wydobył się złowieszczy rechot.

Czas się stąd wydostać... i to jak najszybciej!

Próbowałam stopić kajdanki, ale coś nie pozwalało mi użyć mocy. Jakbym ich już nie miała! Nie potrafiłam tego określić.

Co ten koleś mi zrobił?

- Czemu nie mogę użyć moich mocy?!- krzyknęłam, patrząc na niego z przerażeniem, jednocześnie potrząsając głośno łańcuchami.- Co mi zrobiłeś?

- Unieszkodliwiłem cię na jakiś czas. Nie martw się, twoje moce wrócą za kilka godzin - odpowiedział. Obrócił się w kierunku drzwi.- Na razie posiedzisz tutaj i poznasz swoich nowych towarzyszy, a potem pojedziemy wszyscy razem na bardzo ciekawą wycieczkę - gdy skończył mówić, był już w drzwiach.- Przyjemnej zabawy - powiedział na koniec i zniknął mi z pola widzenia.

Kiedy drzwi się zamknęły reszta cel, których wcześniej nie widziałam, bo spowijała je ciemność, została oświetlona. Wszyscy mistrzowie porwani przez Daxa zostali uwięzieni tutaj, w tym dziwnym... labolatorium? Chyba tak mogłam to nazwać. Nie wiedziałam czemu ta nazwa przychodziła mi do głowy, bo oprócz szarych jak dym ścian, nie było nic. Tylko kamery co jakiś czas odwracały się w naszą stronę.

Spojrzałam w prawo i zobaczyłam w celi obok dziewczynę z rudymi, prawie czerwonymi włosami, spiętymi w kitkę sięgającą do ramion. Spała. Nie miałam serca jej budzić. Po lewej stronie była natomiast dziewczyna z długimi blond włosami z żółtym pasemkiem.

- Cześć, ech... długo tu wszyscy jesteście?- spróbowałam jakoś nawiązać z nią kontakt.

- Nie pamiętam. Dwa tygodnie, może trzy? Już sama nie wiem. Straciłam rachubę czasu, ale każdego dnia mam nadzieję, że ktoś nas stąd uwolni - powiedziała i popatrzyła na mnie swoimi żółtymi, niemal bursztynowymi oczami.

Zatkało mnie. Myślałam, że oczy władcy ognia są niepowtarzalne i u nikogo innego ich nie zobaczę. Byłam w błędzie.

Tak bardzo za nim tęskniłam. Chciałabym, żeby wszedł teraz tymi drzwiami i mnie stąd zabrał z powrotem do klasztoru... i moi przyjaciele. Mają jakiś trop?

Kai, uratuj mnie.

- Hej, czy... wszystko z tobą dobrze?- zapytała dziewczyna. Wyglądała na nieco rozbawioną tą sytuacją.- Ciągle się na mnie gapisz.

- Och... eee... przepraszam. Po prostu przypominasz mi kogoś. To znaczy, twoje oczy. Huh... no wiesz - wybełgotałam.

Zachichotała.

- Nic nie szkodzi - Uśmiechnęła się.- Mam na imię Stella, jestem Mistrzynią Światła Słońca.

- Yumi, Mistrzyni Balsku Księżyca - przedstawiłam się.

Blondynka wytrzeszczyła oczy i przyjrzała mi się uważniej.

- Jesteś moim przeciwieństwem... ale super! Mówiłam mamie, że kiedyś znajdę osobę, która ma coś wpsolnego z księżycem, ale ona mi nie wierzyła... a teraz? Jesteś na to żywym dowodem, Yumi!

- Czekaj... szukałaś mnie?

- Tak! Jesteś moją kuzynką!- oznajmiła radośnie.

Nie mogłam w to uwierzyć! Miałam kogoś innego niż tatę? Myślałam, że zostałam tylko ja i on. Teraz już nie byłam co do tego przekonana. Miałam kuzynkę, a to oznaczało, że moja mama miała rodzeństwo. Czyli miałam wujka albo ciocię. Będę mogła porozmawiać o mocach kimś z rodziny! Tata nic nie wiedział, Wu po prostu mnie uczył, ninja też nie mówili o tym zbyt wiele.

- Jesteśmy rodziną!- krzyknęłam uradowana. Posiadałam tak jakby siostrę! Matko, ile ja musiałam się jeszcze dowiedzieć o naszej rodzinie?- Ale to pokręcone - przyznałam.

- Ta... coś o tym wiem, siostro - zgodziła się.

- Moja mama miała siostrę czy brata? Fajnie by było, gdyby to była kobieta. Miałabym wtedy ciocię. Zawsze chciałam mieć ciocię!

- Hej, spokojnie, gaduło. Tak, twoje marzenie się spełniło. Masz ciocię.

- Jestem wniebowzięta! Ach... i nie jestem gadułą. Gdybyś poznała Jay'a, to byś wiedziała - Na chwile wspomniane z tym idiotą, na moją twarz wstąpił uśmiech.- Jak ma na imię moja ciocia?

- Twoja ciocia, czyli moja matka, ma na imię Lira i kiedy spóźnisz się choćby o pięć minut, daje ci szlaban na cały miesiąc - narzekała coraz głośniej.

- Ej, niektórzy próbują się tutaj nad sobą poużalać!- krzyknął nieznajomy głos, najprawdopodobniej jakiegoś chłopaka.

Wychyliłam głowę do przodu, by móc zobaczyć tajemniczego nieznajomego, ponieważ był w celi za Stellą i dziewczyna mi go zasłaniała. Był to chłopak o białych włosach i jasnoniebieskich oczach, które wyrażały właśnie irytację za zakłócenie jego spokoju.

- O, kim jesteś?- spytałam zainteresowana jego osobą.

- Mam na imię Fisttar i marzę o tym, abyście zamknęły jadaczki - powiedział, grożąc nam.

- Huh... skąd on się urwał?- zwróciłam się do blondynki, na co chłopak prychnął.

- To Mistrz Diamentu, strasznie upierdliwy.

- Upierdliwa to jest twoja twarz, bo jak na nią patrzę, to bez przerwy nawiedza mnie we snach - odparł.

Nie mogłam powstrzymać śmiechu.

Mistrzyni Światła Słońca zmierzyła go wzrokiem. On w odpowiedzi wystawił jej język. Dziewczyna pokręciła głową, po czym westchnęła i popatrzyła na mnie.

- Żyję tak przez co najmniej dwa tygodnie. Wyobrażasz to sobie?

Zachichotałam.

- Zapomniałam spytać. Kto jest w celi po mojej prawej?

- To Mistrzyni Bursztynu. Jak ona miała?- zastanawiała się blondynka.- Courtney? Kyla?

- Skylor - skończyłam za nią i spojrzałam na czerwonowłosą, która wciąż była nieprzytomna.

- Właśnie, Skylor! Kompletnie zapomniałam.

Na tych słowach skończyłyśmy naszą rozmowę, bo do pomieszczenia weszli ludzie w czarnych strojach i podeszli do naszych cel. Po dwóch z nich szło po jedną osobę. Wyciągnęli nas z celi. Po niecałej minucie zjawił się i Dax z pergaminem pod pachą.

- Tak jak mówiłem, wybieramy się na wycieczkę - oznajmił.

Na jego twarz wtargnął pełen determinacji uśmiech. Odwrócił się i wyszedł, a ludzie, którzy nas trzymali, wyprowadzili z tego więzienia.

Nie wiedziałam, dokąd idziemy i wcale nie chciałam się przekonać.

Kai, uratuj mnie.

Proszę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro