Rozdział 16
Yumi
Obudziłam się nagle. Przez okno wlatywał blask księżyca, a gwiazdy również błyszczały niczym klejnoty.
Popatrzyłam na zegarek wskazujący trzecią w nocy. Wiedziałam, że obudził mnie koszmar.
Gdy próbowałam znów zasnąć, nie mogłam. Wierciłam się i szukałam wygodnej pozycji.
W końcu wzięłam książkę i zaczęłam czytać.
*
Ponownie spojrzałam na zegarek, było już wpół do siódmej. Nie mogłam uwierzyć, że czytałam prawie trzy godziny.
Odłożyłam książkę i dalej podjęłam się próbie zaśnięcia... nadal nic. Leżałam i myślałam. Gdy znów spojrzałam na godzinę, było dwanaście po siódmej.
Wygrzebałam się z łóżka i poszłam do łazienki. Zobaczyłam moje odbicie w lustrze.
- O jejku...
Worki pod oczami, rozczochrane włosy. Prawie w ogóle dziś nie spałam.
Wzięłam szybki prysznic i poszłam się ubrać.
Wybrałam ciemnoniebieskie jeansy i fioletową bluzkę oraz białe adidasy.
Wyszłam z pokoju i szłam powoli korytarzem, nagle ziewnęłam.
W końcu jakoś doszłam do jadalni.
Wszyscy już tam byli oprócz Jay'a. Usiadłam na swoim miejscu i oparłam głowę o rękę.
Przymknęłam na chwilę oczy.
- Yumi?- zapytał Lloyd.
Zerwałam się gwałtownie.
- Tak?
- Wyglądasz fatalnie - powiedziała Nya.
- Ech... wiem.
Do jadalni wszedł Jay.
- Chyba się nie spóźniłem?- Zaśmiał się.
- Raczej...- nie dokończyłam, bo znowu przysnęłam. Jay pstryknął palcami koło mojego ucha, a ja się obudziłam.
- Czemu nie spałaś?- zapytał Lloyd opiekuńczym głosem.
- Nie mogłam zasnąć, miałam jakiś koszmar...
- Widać, miałaś naprawdę ciężką noc - odrzekł Jay.
- Jaki to był koszmar?- spytał Sensei.
- Nie jestem pewna, ale słyszałam coś jakby śpiew... starałam się uciec, lecz nie mogłam. W końcu się obudziłam i próbowałam spać dalej, ale nie mogłam już zasnąć.
- Śpiew był taki straszny?- zapytał Cole, śmiejąc się.
- Nie sam śpiew, uciekałam raczej przed osobą, która śpiewała...
- To i tak nie ma sensu - wtrącił Jay.
- Być może jest w tym sens, tylko go nie dostrzegamy - odpowiedział Wu.- Na razie jednak muszę nad tym pomyśleć.
Zabraliśmy się za jedzenie. Byłam bardzo głodna, więc sporo zjadłam.
Po posiłku wróciłam do pokoju, nie zamykając drzwi i za nim się obejrzałam zasnęłam.
Kai
Czas na trening.
Poszedłem prosto do pokoju Yumi razem z Jay'em i Cole'em. Zastaliśmy tam, jak akurat spała.
- Śpi - szepnąłem do nich.
- Najadła się i poszła spać. To normalne, w końcu jest jesień.
Popatrzyłem na Jay'a i uderzyłem go lekko w tył głowy.
- Niedźwiedzie tak mają, nie ludzie, Jay.
- Zaczęło dzwonić tylko, nie wiedziałeś, w którym kościele - Zaśmiał się Cole.
- Och, cicho bądź - wysyczał przez zęby Jay.
Podszedłem do dziewczyny i zacząłem ją delikatnie szturchać. Szybko się zerwała.
- Co? Gdzie?- powiedziała zaspanym głosem.
- Tor przeszkód, pamiętasz?
Westchnęła.
- Obiecałaś mi - przypomniałem.
- Kai, może przełożysz to na inny dzień? Wygląda, jakby przejechał po niej tir - odrzekł Cole.
- Nie, nie mogę jej dać tej satysfakcji.
- Jest zmęczona - dodał Jay.
Yumi otworzyła jedno oko i spojrzała na mnie.
- Dasz radę?- spytałem.
- Spróbuję...
- Będziemy czekać na miejscu.
Wyszedłem, a chłopaki ruszyli za mną, patrząc się na mnie jak na opętanego.
- O co wam chodzi?- spytałem podirytowany.
Nic nie odpowiedzieli.
Yumi
Nagle przychodzi Kai mnie budzić. Jestem na niego wściekła... wreszcie udaje mi się zasnąć, a on po prostu przychodzi i zagania do przejścia tego głupiego toru przeszkód.
Mam nadzieję, że to mi w czymś pomoże...
Zwlekłam się z łóżka, spięłam włosy w kitkę i założyłam swój fioletowy strój.
Po jakimś czasie dotarłam do miejsca gdzie czekał na mnie Kai z resztą. Byli tam właściwie wszyscy.. no może oprócz Wu, Nyi i Zane'a.
Podeszłam do Kai'a.
- To... gdzie jest początek?
- Musisz zacząć tutaj - Wskazał palcem.
- Czekaj... ty... też to widzisz?- Pokazałam na tańczącego jednorożca.
- Przecież nic tam nie ma.
Przetarłam oczy, a jednorożec zniknął.
- Przywidziało mi się...
- Ustaw się na linii startu.
Podeszłam do początku toru i zobaczyłam plastikowe postacie, maczugi, miecze, kolce oraz ruszające się topory.
Przełknęłam ślinę i czekałam na sygnał.
- Zaczynaj!- krzyknął Kai.
Szybko ominęłam plastikowych bandytów. Trudności sprawiły mi ruszające się topory, ale jakoś je pokonałam. Zaczęłam przechodzić przez maczugi, w tej chwili obraz zaczął się rozmazywać. Poczułam uderzenie w bok. Czułam, że spadam, lecz zamiast twardej ziemi poczułam, jak chwytają mnie czyjeś silne ramiona...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro