Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31: "Łzy, cierpienie, wykluczenie lub upokorzenie"

Kolacja z okazji Nocy Duchów była naprawdę wspaniała, ale po tym, czego kilka minut temu dowiedziała się Laura, dziewczynka straciła cały apetyt, a w gardle stanęła jej gula. 

"Łzy, cierpienie, wykluczenie lub upokorzenie". Tak nazywała się gra, którą czarodzieje przydzieleni do Slytherinu upodobali sobie, jako formę srogiej kary dla Ślizgonów sprzeciwiających się woli i zasadom tak zwanego "Przywódcy", czyli ucznia siódmego, bądź ewentualnie szóstego (kiedyś podobno zdarzył się jeden z piątego) roku. 

Osoba ta przewodziła całemu Slytherinowi i sprawowała funkcję, która zdaniem Laury przypominała funkcję dyktatora. Wybrany na Przywódcę, uczeń ten rządził niepodzielnie od czasu wyboru do samego końca swojej nauki, chyba że wyłonieni przez niego członkowie Elity Domu Węża uznaliby, że w czymś zawinił i już nie spełnia wymagań na dobrego lidera Slytherinu. Wówczas organizowali między sobą zgromadzenie, w którym wybierali nowego Przywódcę, a poprzedniego poddawano "osądowi". Obaleni zostawali poddawani swojej własnej karze, ale w znacznie sroższy sposób. Karani Ślizgoni zwykle mieli prawo do wyboru między łzami, cierpieniem, wykluczeniem lub upokorzeniem. Większość wybierała łzy i wykluczenie, mało kto decydował się poddać karze cierpienia i upokorzenia. Przywódcy obaleni przez Elitę nie mieli przywileju, żeby wybrać rodzaj kary. Poddawano ich takiej formie, jaka odpowiadała lub została jednogłośnie wybrana przez członków Elity

"Łzy" to forma sprawienia psychicznego bólu poprzez długotrwałe wyzwiska ze strony wykonujących wyrok, czyli w sumie każdego Ślizgona, bo członkowie Elity zawsze znajdywali sposób na to, by wieść o tym, że ktoś jest karany, trafiła do wszystkich czarodziejów Domu Węża. Elita najpierw używała różnego rodzaju zaklęć, nawet wbrew woli karanego, żeby dowiedzieć się o nim jak najwięcej, a potem sprzedawała zdobyte informacje pozostałym Ślizgonom, każąc im wykorzystać to przeciw niemu. Będąc prześladowanym przez członków własnego domu, karany musi znosić bolesne wyzwiska, okrutne słowa wypisane na karteczkach, szantaż i tym podobne. Elita decydowała o długości trwania wyroku i tylko oni mogli rozkazać reszcie Ślizgonów przestać.  

 "Wykluczenie" stanowiło chyba najlepszą opcję, jaką karana osoba mogła wybrać, bo polegało tylko i wyłącznie na kompletnym ignorowaniu danej osoby przez resztę Ślizgonów, niestety również przez przyjaciół, aż do odwołania przez Elitę, albo permanentnie. 

Jednak najgorsze było "cierpienie" i "upokorzenie". Laura nie mogła się zdecydować, która forma kary jest według niej gorsza. 

Ten, kto wybierał lub został poddany "cierpieniu", musiał znieść ogromny ból fizyczny, na przykład pobicie, łamanie kości, a nawet tortury z użyciem noży i czarów, a potem był zmuszany do złożenia Wieczystej Przysięgi, że nikomu nie piśnie słowem na temat kary, ani o osobach, które wykonały wyrok, ani o sposobie jego wykonania. 

Najstraszniejsze jednak było "upokorzenie". Karany stawał się obiektem prześladowań, polegających na postawieniu go w złym świetle w oczach innych, nie tylko Ślizgonów, ale i pozostałych domów i nawet nauczycieli. Grozę tej formy kary potęgował fakt, że po wyborze "upokorzenia" nie miało się pojęcia, co się wydarzy. Nie miało się możliwości psychicznego przygotowania się do tego, co zdecyduje Elita. Wśród starszych uczniów, jeżeli ktoś zdecydował się na zostanie upokorzonym, dochodziło nawet do molestowania i gwałtów. Oczywiście po odbyciu kary, Elita znów zmuszała karanego do złożenia Wieczystej Przysięgi, przyrzekając, że będzie milczeć. Najgorsze jednak następowało potem. Osoba ukarana była zawlekana w czasie ciszy nocnej na szkolny korytarz, przywiązywana do słupa lub pomnika - często wcześniej pozbawiona części ubrań - zakneblowana i następnie zostawiana w tym stanie, by z samego rana oglądały ją dziesiątki par oczu. O ile wcześniej nie znaleźli jej nauczyciele lub Filch, podczas nocnych patroli.

Laura poczuła, że po plecach przechodzą jej ciarki, a do oczu znowu napływają łzy.

Nie potrafiła uwierzyć, że okrucieństwo poszczególnych Ślizgonów było na tyle ogromne, by z taką łatwością zastraszali i dosłownie niszczyli psychicznie pozostałych członków Domu Węża. To było jej zdaniem niesprawiedliwe, podłe i gdyby to zależało od Zadymiary, od razu zdemaskowałaby wszystkich tych "elitarnych" drani i dopilnowała, by ponieśli stosowną karę, by dostali to, na co zasługują. 

To jednak stanowiło kolejny problem. Członkowie Elity bardzo dbali o to, by nikt nie znał ich tożsamości. Nie mogli sobie pozwolić na demaskację. Gdyby ktokolwiek ze Ślizgonów poznał przynajmniej jedno nazwisko osoby wliczającej się do Elity i następnie doniósł o tym nauczycielom, odkrycie nazwisk pozostałych członków grupy stałoby się tylko kwestią czasu. Tak więc nikt nie wiedział, kto należy do Elity. 

Przywódca także starannie ukrywał swoją tożsamość. Znali ją tylko członkowie Elity, których sam wybierał. 

Laura zapragnęła poznać wszystkie te nazwiska, sprzedać je dyrektorowi i może doprowadzić do wydalenia tych potworów ze szkoły. Może nawet do zamknięcia niektórych z nich w Azkabanie, za torturowanie niektórych ofiar. 

Jej myśli bez przerwy zaprzątało tylko jedno: jeżeli Flint faktycznie postanowi wydać Draco Elicie, żeby za jej obronienie ukarali go w tak potworny sposób, którą opcję wybierze chłopiec. Z każdą minioną chwilą, coraz bardziej bała się o niego. Draco przecież nic nie zrobił. Flint robił jej krzywdę, a blondyn stanął w jej obronie, jak każdy dobrze wychowany chłopak. Dlaczego miał cierpieć za swój postępek, słuszny i właściwy postępek?

Po policzkach Laury znów spłynęły łzy. Isthel i pozostałe dziewczynki przyglądały jej się ze smutkiem i współczuciem, ale również z  nutą zaciekawienia. Nigdy dotąd nie widziały Zadymiary równie mocno przejętej, czymkolwiek i kiedykolwiek. Wiedziały, że się obwinia, ale miały nadzieję, że chociaż spróbuje zrozumieć, że nic nie może zrobić, żeby powstrzymać nieuniknione. Ta gra powstała po to, by silniejsi Ślizgoni mogli kontrolować i zastraszać tych słabszych. Wszyscy w Domu Węża, którzy mieli świadomość jej istnienia, robili wszystko, co tylko się dało, aby nie zostać ukaranym. 

Zadymiara nie mogła też się nadziwić, że ktoś taki, jak Draco Malfoy, był w stanie tak się dla niej narazić. Jeszcze kilka dni temu podejrzewała go o kłamstwa i bycie fałszywym draniem, a teraz błagała w duchu, aby nic mu się nie stało. 

Nagle poczuła, że ktoś ją chwyta za ramię. Aż podskoczyła i momentalnie się odwróciła. Stał za nią Jasper i ewidentnie był zmartwiony.

- Lauro, co się stało... - Nie zdążył dokończyć. Zadymiara wstała i rzuciła się mu w objęcia, zanosząc się szlochem. Miała gdzieś, że wiele osób przesiadujących w Wielkiej Sali przypatrywało jej się. Nie dbała o zdanie innych. Była po prostu zbyt smutna, by takie błahostki ją ruszały. - Lauro?

Jasper pogładził ją po włosach, czując się jednocześnie bezradność i niezrozumienie. Dlaczego Laura płakała? To przecież jego siostra! Największy łobuz, jakiego znało Cambridge! Ona zawsze była radosna, żywa, pełna entuzjazmu i optymistycznie nastawiona do wszystkiego! Ostatni raz tak płakała, gdy miała sześć lat i wywróciła się na ostro zakończony kamień.   

- Lauro - podjął cicho Jasper - co się dzieje?

Laura chlipała w koszulę brata, kręcąc jedynie głową, nie będąc w stanie wydusić słowa. Chłopak posłał jej koleżankom zdziwione spojrzenie, na które one odpowiedziały swoimi, smutnymi. Prefekt Slytherinu czuł się coraz gorzej. Co stało się jego siostrze? 

- Lauro...

- Lauro! - Usłyszał nagle, jak trzy głosy jednocześnie wołają imię jego siostry. Nadal obejmując dziewczynkę, odwrócił się i zobaczył, jak podbiegają do nich Clary, Ron Weasley i Harry Potter. Wszyscy wyglądali na zmartwionych.

- Co się stało? - pisnęła Clary.

Jasper pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia - odpowiedział, wciąż głaszcząc i tuląc do siebie rozpłakaną i - ku jego bezbrzeżnemu przerażeniu - roztrzęsioną siostrę. - Gdy przyszedłem, już była w takim stanie.

Ron i Harry spojrzeli po sobie i nagle przypomniała im się Hermiona, którą wcześniej tego dnia udało się najmłodszemu Weasley'owi doprowadzić do płaczu.

Clary podeszła do stołu Ślizgonów i usiadła niepewnie na ławce obok Gwendolyn.

- Masz jakiś problem, Falendale? - spytała oschle.

Isthel zgromiła współlokatorkę wzrokiem.

- Co się stało? - spytała spokojnie Clary.

Cztery Ślizgonki popatrzyły po sobie i nie bardzo wiedziały, co miały powiedzieć zaprzyjaźnionej Gryfonce. Nie miały zamiaru zdradzać jej mrocznej tajemnicy Slytherinu, bo nie miały ani jednej wątpliwości co do tego, że poszłaby z tym do nauczycieli. Historia pokazała, że takie reagowanie na zachowania uczniów Domu Węża nigdy nie kończyło się dobrze. Ślizgoni przywykli do rozwiązywania swoich spraw samodzielnie i między sobą, nie angażując w to osób z zewnątrz. Poza tym nie chciały martwić Clary. Zdążyły zauważyć, że dziewczynka polubiła Malfoy'a. 

- Dlaczego Laura płacze? Powiedzcie! - zażądała Clary, pewniej niż chwilę temu. - I gdzie jest Draco? 

Isthel westchnęła ciężko i wskazała koleżance drugi kraniec stołu Slytherinu, gdzie Malfoy, blady jak ściana i ewidentnie przerażony, nadal dyskutował z Marcusem Flintem.

- On i Flint mieli małą... sprzeczkę - wyjaśniła ostrożnie Isabel. 

Clary spojrzała z przestrachem na rudowłosą.

- I co w związku z tym? - zapytała cicho. Bała się odpowiedzi.

- Laura usłyszała o czym rozmawiali i się... mocno przejęła - powiedziała Anabelle, próbując być najbardziej przekonująca, jak tylko się dało.

Clary zmarszczyła czoło.

- Co się stało? O czym rozmawiali? - znów zapytała. Zanim którakolwiek z dziewczynek zdołała odpowiedzieć, wszystkie trzy usłyszały stukot butów, by po chwili odwrócić się i ujrzeć Laurę, wybiegającą z sali.

Clary instynktownie pobiegła za nią, nie trudząc się nawet, żeby pożegnać się ze Ślizgonkami. 

Gdy obie dziewczynki wybiegły z sali, Jasper kazał Harry'emu i Ronowi wrócić do stołu Gryffindoru i cieszyć się czasem, jaki pozostał z uczty, a na pytające spojrzenia nauczycieli odpowiedział wzruszeniem ramion. 

Usiadł na miejscu swojej siostry, ku niezadowoleniu Gwendolyn i zmarszczył czoło.

- Mówcie - rozkazał bez zbędnego owijania w bawełnę.

Dziewczynki westchnęły ciężko, zanim Isthel, jak to ona, zaczęła wyjaśniać całe zdarzenie.

- Flint zaczepił Laurę - zaczęła powoli. - Nie wiemy, czego od niej chciał, ale w pewnym momencie złapał ją bardzo mocno za nadgarstek. 

- Jak mocno? - zapytał Jasper z furią w oczach. Nikt nie miał prawa krzywdzić jego siostry. Lura może i była wkurzająca, ale nadal miała tylko jedenaście lat i cholernie dobre serce. Nie zasługiwała na to, by ktokolwiek ją krzywdził. No i była bardzo wrażliwa, chociaż próbowała tego przesadnie nie okazywać. 

Isabel spuściła wzrok.

- Mocno na tyle, by powstał siniak - rzuciła Gwendolyn. - Jest wielkości...

- Nie mów! - warknął Jasper, próbując zapanować nad targającymi nim emocjami. Chciał zerwać się z miejsca i dobrać się Flintowi do skóry, ale wiedział, że to nie koniec historii.

Isthel mówiła dalej:

- Draco, on... stanął w jej obronie. - Gdy tylko to powiedziała, Jasper poczuł nagły przypływ ciepłych uczuć względem młodszego chłopca. - Ale gdy tylko Laura tu przyszła, zaczęłyśmy rozmawiać i wychodzi na to... wychodzi na to, że...

Jasper dostrzegł łzy w oczach dziewczynki i gestem dłoni nakazał jej przestać mówić. Był wystarczająco inteligentny, żeby wiedzieć, do czego sprowadza się rozmowa.

- Chyba łapię - powiedział powoli. - Ale dla pewności będę zadawać pytania, a wy kiwajcie głowami, dobrze?

Dziewczynki zgodziły się.

- "Łzy, cierpienie, wykluczenie lub upokorzenie"? - spytał.

Przeraził się, gdy zobaczył, że wszystkie dziewczynki kiwają twierdząco.

- Draco oberwie, bo obronił Laurę? - zadał drugie pytanie.

Kolejne twierdzące kiwnięcie.

- Laura obwinia się i... sądzi, że to ona powinna oberwać? - ostatnie pytanie z trudem udało mu się wymówić. Powinien był się domyślić wcześniej.

Znów otrzymał odpowiedź twierdzącą.

- Kurwa - wyrwało mu się. Jasper rzadko przeklinał, ale znał tę grę i wiedział, jak brutalne potrafiły być niektóre kary. Nie życzył Malfoy'owi przekonania się o tym na własnej skórze. Był tylko dzieckiem.

Po chwili namysłu Jasper westchnął ciężko. Wiedział dobrze, co należy zrobić. 

- Dzięki, dziewczynki - powiedział. - Zajmę się tym.

Młodsze Ślizgonki nie miały pojęcia, w jaki sposób Jasper zamierzał wyciągnąć Draco z bagna, w którym się znalazł, ani nawet nie zdążyły o to zapytać. Zanim cokolwiek wydostało się z ich ust, nim wypowiedziały jakiekolwiek słowo, drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem.

Do środka wpadł przerażony profesor Quirrell. 

- Troll, jest w lochach! - wrzeszczał. - Troll! Jest w lochach!

Zatrzymał się na środku przejścia, zdyszany i rozdygotany. Na sali zapanowała cisza, nauczyciele stanęli na nogi, a profesor zdążył tylko wymamrotać kilka słów pod nosem, zanim padł na podłogę. Stracił przytomność.

Wielką Salę ogarnęła panika. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro