Rozdział 3: Rowerem po chmurce
Laura nie miała zamiaru wykłócać się z rodzicami o to, co jej wolno a co nie, jeśli chodzi o świat czarodziejów, zwłaszcza, że przecież nigdy wcześniej do niego nie należała. Po prostu w środku nocy wykradła się z domu, na latającym rowerze ojca, który skonstruowali razem jej tata i brat, po czym zwyczajnie uciekła z domu. Przez dłuższą chwilę walczyła z zaplątanymi wokół kół pojazdu blokadami, ale kiedy w końcu udało jej się go wystartować, co okazało się znacznie lepsze od jazdy na rollercoasterze w Legolandzie w Dani, poczuła się naprawdę wspaniale. I może miało to coś wspólnego z tymi jej nawykami do robienia wszystkiego na opak lub po prostu wbrew poleceniom rodziców, jednak Laura ani przez chwilę nie żałowała, że ukradła rower.
Wzbijanie się w powietrze, w samym środku nocy, kiedy mugole nie mogli już jej ujrzeć na tle czarnego nieba, było dla niej rzeczą niesamowitą. Zwłaszcza dlatego, że lekki wiaterek, unoszący jej włosy w powietrze, przyjemnie muskał jej skórę. Gdyby nie miała na tyle rozumu, aby uważać na to co się znajduje przed nią, zamknęłaby oczy i dała ponieść się chwili. Problem polegał na tym, że w każdej chwili mógł na nią wylecieć jakiś ptak lub, co gorsza, samolot.
Dlatego po prostu przyrzekła sobie w duchu, że mimo wszystko, zachowa ona maksymalną ostrożność. Wyjątkowo, bo już niedługo reguły utracą dla niej wszelkie znaczenie.
Tak więc leciała.
Wznosiła się w górę jeszcze przez dobrych dziesięć minut, dopóki nie znalazła się na tyle wysoko, by uniknąć nieprzyjemności związanych z falą mugolskich gapiów, obserwujących z dołu dziewczynkę na latającym rowerku. Zaśmiała się w duchu na samą sugestię. Mogłaby zrobić niezłą furorę, gdyby nie fakt, że akurat takim wybrykiem posłałaby ojca do kicia. A tego nie chciała, zważywszy na niekomfortową sytuację w jakiej mogłaby się znaleźć, gdyby została w domu sam na sam z mamą. Odpędziła od siebie podobne myśli, by już po chwili skoncentrować się na odpowiednio obranym przez siebie kursie.
Unosząc się tak w przestworzach, będąc w zasadzie wyłącznie w koszuli nocnej, polarze i niezbyt wygodnych kapciach, zastanawiała się nad tym, co powie Clary. Dobrze wiedziała, nawet z całą swoją zuchwałością i luźnym podejściem absolutnie do wszystkiego, że za nic w świecie nie może zdradzić, nawet jeśli mowa o jej najlepszej przyjaciółce, że jest czarodziejką dziewczynie mugolskiej krwi. Wywołałoby to tylko kolejną niepotrzebną, w dodatku bardzo poważną aferę. Mowa tu była bowiem o znieważeniu jakiegoś tam głupiego przepisu, co doprowadziłoby do interwencji Ministerstwa Magii, a to już byłoby przykre w skutkach dla całej jej rodziny. Zwłaszcza dla taty. No ale coś w końcu musiała powiedzieć. Przecież nie mogła podejść do Clary w byle czwartek i tak po prostu oświadczyć, że zmienia szkołę. W jej interesie leżało, aby to przyjaciółce jakoś wytłumaczyć. Niestety nie wiedziała jak. Przecież nie poruszy tematu czarodziejów czy choćby Hogwartu. Nie będzie jej wolno wspomnieć o tym, dokąd wyjeżdża, nie mówiąc już o tym, że przecież nie będzie miała jak się z nią skontaktować. Jasper powiedział przecież, że telefony i inne tego typu mugolskie sprzęty, w Hogwarcie od razu przestają działać. Nie będzie więc miała kontaktu z Clary, przez prawie cały rok.
W pewnym momencie oczom Laury ukazał się maciupeńki dom, z tej perspektywy wydawał się być mniejszy niż oko mróweczki, pięknie rozświetlony w nocnym mroku. Dom Falendale'ów. Czy może raczej rezydencja.
Laura lekko zmrużyła powieki, po czym gwałtownie zahamowała rower, zatrzymując go tym samym dokładnie nad rezydencją przyjaciółki. Powoli przechyliła rower, po czym, kiedy już obróciła pojazd na tyle by wisiał w powietrzu w pozycji prostopadłej do ziemi, natychmiast ruszyła przed siebie. Towarzyszyło jej przy tym przyjemne uczucie adrenaliny. Nie trwało to jednak długo, nim znalazła się na trawniku w ogrodzie Falendale'ów, drąc się na całe gardło. Oczywiście, jako że ściany rezydencji były niezwykle grube, nikt z wewnątrz jej nie usłyszał. Jedynie w oknach sąsiadów zaczęły zapalać się światła. Co oznaczało, że chyba powinna była się zamknąć.
Po chwili rozejrzała się i biegiem rzuciła się do żywopłotu, po którym łatwo mogła się wspiąć na balkon sypialni Clary. Potem jedynie zapuka, co natychmiastowo wybudzi dziewczynę. Laura jak nikt inny wiedziała, że Clary ma wyjątkowo mocny na odwrót sen. Czyli słaby. Bardzo słaby.
Zaśmiała się.
Po chwili zaczęła wspinaczkę.
Laura od małego była niezwykle dobra we wspinaczce. Na wyjeździe nad morze, zaledwie parę dni temu, przebywali w hotelu gdzie była jedna dobra ściana wspinaczkowa. Zadymiara potrafiła godzinami spędzać czas na wspinaczce, jednak w końcu okazało się, że to zbyt dużo kosztuje, więc nie cieszyła się wspinaczką jakoś super długo.
Jednak, jak okazało się z chwilą kiedy rozcięła rękę, wspinaczka po żywopłocie była zupełnie czymś innym.
- Cholera! - zaklęła cicho, kiedy jej śnieżnobiała skóra przybrała bardziej rumiany odcień, w miejscu, z którego zaczęła płynąć strużka ciepłej, świeżej krwi.
Wspinała się dalej.
- A myślałam, że pójdzie jak z płatka! - warczała na samą siebie, kiedy w końcu udało jej się osiągnąć cel wspinaczki. Znalazła się na balkonie, tuż przed oknem pokoju Clary.
Wstała na nogi, błyskawicznie otrzepała swoją koszulę nocną z pyłu i już miała zastukać, lecz zanim to uczyniła, wnet pojęła, że Clary wcale nie śpi. Jej przyjaciółka, siedziała odwrócona do Laury plecami, ale ewidentnie była czymś podminowana. Dziewczynka zastanowiła się. Może coś się stało? Może rodzice Clary znowu się pokłócili o byle błahostkę? Nie byłby to pierwszy raz.
Nie! To musiało być coś innego.
Rezygnując z dalszych rozmyślań, które i tak nie pozwalały Laurze niczego skombinować, po prostu trzasnęła o szybę, natychmiastowo wyrywając Clary z zamyślenia, przy czym nieźle udało jej się ją nastraszyć. A kiedy mugolka się obróciła, obdarowała Laurę morderczym spojrzeniem.
Tamta uśmiechnęła się do siebie samej.
W następnej chwili Clary otworzyła okno, wpuszczając przyjaciółkę do środka. Kiedy ciepłe letnie powietrze, które wtargnęło do wnętrza pokoju wraz z Laurą, obie dziewczyny opadły na białą pufę leżącą na samym środku dużego pokoju panny Falendale, bez zbędnego witania się.
Zamiast tego, Clary posłała przyjaciółce niepewne spojrzenie.
- Co tu robisz o tak późnej porze, Lauro? - mruknęła w końcu, ciasno otulając się wełnianym swetrem, który na siebie zarzuciła.
Zadymiara wzruszyła ramionami, wypychając stopy do przodu.
- No, nie wiem, Clary - podjęła. Ściszyła głos, po czym kontynuowała wypowiedź. - Zdaje się, że potrzebowałam ci się wyżalić. Mam sprawę, którą muszę się z tobą koniecznie podzielić. To bardzo ważne.
Falendale zmarszczyła czoło, obracając się przy tym w kierunku przyjaciółki, układając się tym samym w bardziej wygodnej pozycji. Po chwili podparła się ręką i spojrzała na Laurę, jednak w jej oczach tliła się nie tyle ciekawość co raczej gniewne zdumienie.
- Naprawdę nie mogło to zaczekać do rana? - zapytała po krótkim czasie zastanowienia.
Laura przecząco pokręciła głową.
- Nie, niestety nie mogło! - odparła stanowczo.
- A dlaczego? - dopytywała Clary. - Przecież mogłaś przyjść do mnie rano, kiedy byłabym już na nogach! - zaprotestowała.
- Przecież i tak nie śpisz - zauważyła Laura, co wprawiło jej przyjaciółkę w lekkie zakłopotanie. Poklepała więc ją po plecach. - Słuchaj, ta sprawa, którą mam ci do powiedzenia, jest na serio ważna.
Clary kiwnęła głową w zrozumieniu, choć to i tak jej nie powstrzymało od walnięcia głupiego komentarza.
- I dlatego musiałaś przychodzić do mnie w piżamie? - spytała.
- Nie! - zaprzeczyła pośpiesznie Laura. - Akurat piżamy nie chciało mi się zmieniać. A co, nie podoba ci się?
Jej przyjaciółka głośno odetchnęła. Laura przyjrzała się jej uważnie.
Clary Falendale, zbyt drobna i zbyt niska jak na swój wiek zdaniem Laury, dziewczynka o urodziwej twarzyczce i czujnym spojrzeniu, była całkowitym przeciwieństwem zadymiary. Miała ona bowiem czarne włosy, bardzo krótkie w porównaniu z długimi lokami Laury, które nie falowały się tak jak włosy blondynki, a były proste jak struna. Jej cera, porównując się do mocno opalonej skóry zadymiary, była blada jak ściana, jednak akurat Clary było z tym bardzo do twarzy. Pełne usta czarnowłosej miały czerwony, niemalże krwisty odcień. Na ogół przypominała swoim wyglądem królewnę Śnieżkę. Jak na ironię, przyjaciółki często były w szkole porównywane właśnie do księżniczek z bajek dla dziewczynek. Clary kojarzono ze Śnieżką, natomiast Laurę utożsamiano z Roszpunką, choć nie ze względu na włosy.
Z zamyślenia wyrwał ją lekko podniesiony głos Clary:
- Lauro! Też muszę ci coś powiedzieć! - mówiła. - To coś bardzo ważnego!
- Na serio? - spytała dziewczynka, z zainteresowaniem przyglądając się przyjaciółce.
Co mogła chcieć jej takiego powiedzieć? Zanim jednak odpowiedziała sobie na to pytanie, obydwie spojrzały ku sobie i dosłownie w tym samym momencie powiedziały:
- Zmieniam szkołę...! Czekaj! Co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro