Rozdział 26: Urodziny
Okazało się, że dwa dni zawieszenia nie były wcale takie straszne, jak mogłoby się wydawać. Laura miała dużo czasu na robienie mnóstwa rzeczy, których nie mogła robić w domu. Jednak najlepsze było to, że miała w końcu czas na to, by włamać się do gabinetu dyrektora. Użyła do tego proszku natychmiastowej ciemności, aby obrazy jej nie ujrzały. Początkowo chodziło tylko o to, aby wyciąć numer, ale Laura znalazła w biurku Dumbledore'a coś naprawdę interesującego. Była to lista wszystkich uczniów, urodzonych w okresie od pierwszego września 1979 roku do trzydziestego pierwszego sierpnia 1980 roku. Przy każdym nazwisku widniała dokładna data narodzin. Dowiedziała się z niej, że Gwendolyn ma urodziny drugiego kwietnia, Isthel siódmego, Anabelle - piątego maja, a Isabel - siedemnastego czerwca. Co oznaczało, że wszystkie cztery były dokładnie z tego samego roku - 1980 - co ona. Cieszyło ją to.
Czytając listę nazwisk, Laura natrafiła również na inną, znajomą osobę - poza Clary.
Hermiona Jean Granger .................... urodzona 19.09.1979 roku
Laura uśmiechnęła się do siebie. Dzisiaj był piąty września. Co oznaczało, że miała jeszcze czternaście dni na to, by coś przygotować. Skąd jej się to wzięło? Nie wiedziała.
Uśmiechnęła się szatańsko, a kiedy proszek natychmiastowej ciemności, którego działanie nieco wzmocniła specjalnym zaklęciem, przestał działać, już jej nie było. Opuściła gabinet dyrektora cichaczem, ani widu, ani słychu.
~
- Nie rozumiem - mówiła Anabelle, dziesięć dni później. kiedy do urodzin Hermiony, zostały jedynie cztery dni. - Mamy przygotować tej całej Hermionie niespodziankę z okazji urodzin? Przecież ledwo ją znamy?
Laura wzruszyła ramionami.
Przez ostatnich dziesięć dni gorączkowo zastanawiała się nad tym, gdzie i kiedy urządzić przyjęcie niespodziankę dla Hermiony. No i, przede wszystkim, jak. W pewnym momencie skonsultowała się nawet z Clary, z którą szczegółowo obgadała tę sprawę. Mugolaczka, oczywiście, zgodziła się na to, głównie przez wdzięczność wobec Granger, która przyjęła ją do siebie, kiedy jakieś przygłupie Gryfonki wyrzuciły Falendale z pokoju. Laurze takie podejście do sprawy wystarczyło.
Wiedziała jednak, że przekonanie dziewczyn ze Slytherinu będzie o wiele trudniejsze. Głównie dla tego, że należały do domu, toczącego z Gryffindorem odwieczną wojnę. Znaczy, Isthel i Isabel zgodziły się niemal od razu. Gorzej było z Gwendolyn i Anabelle; zwłaszcza z Gwendolyn.
- Może to nie taki fatalny pomysł - rzuciła Isthel. - Hermiona przecież pomogła nam...
- Och, proszę cię! - zawołała Gwendolyn. - To będzie łamanie zasad! W dodatku dla kogoś, kogo ledwo znamy!
Wtedy do rozmowy wtrąciła się Anabelle.
- Ale dla mnie byś to zrobiła, prawda? - spytała, nieco głośniej niż zazwyczaj, kierując swoje spojrzenie ku zdezorientowanej Gwendolyn, która spłonęła rumieńcem.
Czarnowłosa nerwowo machnęła głową.
- To co innego...
- To jest D O K Ł A D N I E to samo! - sprostowała Isabel.
W pokoju zapanowało milczenie. Laura nerwowo zamrugała, starając się sobie przypomnieć, czemu dotąd nie zrobiła Gwendolyn jakiegoś głupawego dowcipu. Kiedy tak nad tym myślała, przyszło jej na myśl, że może po prostu wciąż boi się tego jej straszliwego spojrzenia, od którego można by zejść na zawał. Co najdziwniejsze, było ono cholernie podobne do tego profesora Snape'a. Dziwne, ale prawdziwe.
Laura intensywnie myślała.
- A może... - zastanawiała się - zrobimy to w nocy, o północy, w Wieży Astronomicznej? Co wy na to? - spytała.
Gwendolyn zmarszczyła czoło, ale nie odezwała się - Bogu dzięki. Tym razem to Isabel przejęła pałeczkę w rozmowie, co nieco zaskoczyło Laurę.
- Ale mogą nas złapać! I co wtedy?! - spytała.
Laura, jak zwykle, pozostawała spokojna i wyluzowana.
- Nie bój żaby, Isabel! Gadałam już na ten temat z Dropsem i nie miał nic przeciwko. Powiedział nawet, że sam przyjdzie i że to bardzo miło, że chcemy urządzić coś takiego dla Miony.
Isabel pokiwała głową w niezrozumieniu, podobnie jak Gwendolyn i Isthel.
- Drops? My? - spytała zdezorientowana Anabelle.
Laura przez moment usiłowała nie wybuchnąć śmiechem, walcząc przy tym z pokusą trzepnięcia się w czoło, ale odpuściła sobie ten pomysł, tak szybko, jak się pojawił. Zamiast tego, kiwnęła kilkakrotnie głową z politowaniem. Czasem nie rozumiała tej wszechogarniającej ten świat niewiedzy, zgubnej dla cywilizacji. Cóż, widocznie niektórych rzeczy nie da się nijak pojąć.
- No, Dropsem jest przecież nasz dyro, nie wiecie? A my, to znaczy ja i Clary, bo z nią już na ten temat gadałam. Ale, błagam, wy chyba też lubicie Hermionę, prawda? - zapytała, przenosząc pytające spojrzenie od jednej dziewczyny, do drugiej, i tak na zmianę.
I znów zapanowało milczenie, które już tak wadziło Laurze, że chyba tylko dzięki łasce Boga, nie wpadła w szał.
- Och, na litość Sokimpu! - warknęła, ale przerwała jej Gwendolyn.
- Olimpu...
- Stul pysk! - wrzasnęła, na co czarnowłosa zamilkła.
- Nie mów tak do niej! - wtrąciła się Anabelle.
- Bo co?! - ponownie uniosła się Laura.
- DOSYĆ TEGO!!! ZAMKNĄĆ SIĘ!!! WSZYSTKIE!!! JUŻ!!! - wrzasnęła Isthel, cała czerwona na twarzy, widocznie przez gniew. W sumie, to nawet czacha się jej paliła. Ach, ta Isabel i JEJ dowcipy. Jednak Black zdawała się ignorować Kornwalię po całości, będąc totalnie skupioną na Gwennie, Anabelle i zadymiarze.
Isabel położyła dłoń na ramieniu koleżanki, po czym zwróciła się w stronę pozostałych trzech dziewczyn.
- Słuchajcie - podjęła, nieco bardziej przyciszonym głosem, niż zwykle - zachowujemy się jak jakieś rozwydrzone małolaty, a przecież nimi nie jesteśmy. Może... będzie lepiej, jeżeli na jakiś czas wszystkie zajmiemy się czymś innym? Tak dla rozluźnienia się. Spędzamy ze sobą zdecydowanie za dużo czasu, to także źle na nas działa.
Zadowolona Isthel przytaknęła koleżance, na co tak się zarumieniła, lekko przy tym chichocząc. Odkąd rozpoczął się rok szkolny, jeszcze się nie zdarzyło, aby Isie i Isthie się w czymkolwiek zgodziły, jeśli szło o poważne sprawy. Black zaczerpnęła kilka głębokich wdechów, po czym
- Isabel ma rację - rzekła Isthel, poważnym tonem. - Jeżeli chcemy w końcu przygotować Hermionie przyjęcie, musimy się spiąć i to zrobić, chyba że rezygnujemy. To jak wolicie?
Po zadanym przez Isthel pytaniu, Laura nie miała już wątpliwości co do tego, że trochę ją poniosło. Była nieprzyjemna i chamska, nawet w stosunku do małej Anabelle. Jak mogła się tak zachować? Nie powinna była.
- Przepraszam - wyszeptała skruszona.
Isthel i Isie wyszczerzyły zęby w uśmiechu, chichocząc przy tym cichutko, natomiast Anabelle lekko się uśmiechnęła. Jedynie Gwendolyn pozostawała naburmuszona, choć u niej to było normalne, więc zbytnio się tym nie przejęła.
- Nic się nie stało! - zawołała Isthel, uśmiechając się do przyjaciółki i przytuliła ją.
- Nie gniewamy się! - dodała rozpromieniona Isabel.
- Wszystko w porządku! - dorzuciła Anabelle.
Gwendolyn nie rzekła ani słowa.
- W takim razie - zawołała Laura, przytulając do siebie Isabel i Anabelle - pierzmy się do roboty!
~
Okazało się, że przygotowywanie przyjęcia urodzinowego dla Hermiony, które miało się odbyć o północy na szczycie Wieży Astronomicznej, w brew pozorom, nie było aż takie trudne, jak się z początku zdawało.
Laura, wraz z Clary, Isabel, Isthel, Anabelle i nawet Gwennie, pochłonięta była pracą, ale dekorowanie miejsca nie trwało długo. Wystarczyło jedynie w umiejętny sposób wykorzystać parę zaklęć, przy czym należało zabezpieczyć budynek za pomocą czarów, uniemożliwiających wiatrowi zniszczyć dekoracje. Tylko Laura i, jak się okazało, Gwendolyn, były obeznane z tego typu zaklęciami, zatem to one się tym zajęły. Pozostałe dziewczyny przygotowywały ciasto i prezenty, które kupiły, gdy dwa dni wcześniej, Laura przemyciła je do Hogsmeade. A jak tego dokonała, to pozostanie odwieczną tajemnicą.
Ozdoby pozostawały w odcieniu czerwieni, idealnie pasującej do Hermiony, gdyż, jak zdradziła Clary, była to ulubiona barwa Gryfonki. Poza tym, tego właśnie koloru było godło Gryffindoru, domu, w którym znalazła się Granger. Isabel i Clary, wspólnymi siłami, dopilnowały tego, aby pakunki z prezentami również lśniły żywą czerwienią. Anabelle i Isthel, nie wiadomo jak, wystarały się o czerwony lukier i świeczki, na tort urodzinowy dla solenizantki. Gwendolyn wymyśliła nawet, by zaczarować świeczki, czy może raczej płomienie, by świeciły na czerwono. Jednak odrzuciły ten pomysł, bo byłoby to już zbyt wiele. Może nie znały się zbyt długo, ale tego jednego, wszystkie były pewne, że Hermiona nie lubiła przesady.
Raz nawet, kiedy dziewczyny były skonane, zagościł u nich dyrektor, aby sprawdzić, jak sobie poradziły. Widząc, że z wolna się męczyły, udzielił im drobnej pomocy. Jak miło z jego strony!
Wkrótce potem wszystko już było gotowe.
- Uff... - zmęczona Isabel opadła na łóżko w ich pokoju, kiedy na zegarze wybiła siedemnasta. - Myślałam już, że nigdy nie skończymy!
Dziewczyny rozstały się po godzinach przygotowań, w celu przygotowania siebie samych na imprezę. Clary udała się do dormitorium Gryffindoru, aby się przebrać i jakoś zwabić Hermionę na Wieżę Astronomiczną. W tym samym czasie, Laura i reszta miały się w spokoju przyszykować i wrócić na wieżę, aby poczynić ostatnie poprawki wśród ozdób i innych tego typu bibelotów.
- Również nie sądziłam, że nam się to uda - przyznała szczerze Anabelle.
- Mniej gadajcie! - zarządziła Laura, w tym samym czasie co Gwendolyn. - Przebierajcie się!
Przebrały się.
Laura ubrała się w zwykłe jeansy, czarną, ale ładną tunikę oraz krótką kurtkę jeansową. Do tego wybrała czarne botki na niewysokim koturnie. Włosy zaczesała, z niemałą pomocą Isabel, w plątaninę warkoczyków. Dopełnieniem całości były bransoletki z błękitnymi koralikami, na których cieniutką kreseczką namalowano czarne drzewka.
Isthel, która widocznie nie posiadała innego stroju, ubrała długą, czarną sukienkę, z niewielkim dekoltem. Do tego ubrała czarne pantofelki i okazały naszyjnik, o kształcie cierniowego krzewu, z dużym czarnym klejnotem wbitym w środek. Włosy pozostawiła rozpuszczone, ale wpięła w nie dziwną spinkę, również przypominającą cierniowy krzak, do tego z malutkimi rubinami, na podobieństwo różyczek.
Isabel przywdziała prostą sukienkę, długą jej do kolan, z białego materiału. Był to zwiewny ciuch, idealnie kontrastujący z mocno opaloną cerą Isie. Swoje rude włosy, jak zwykle, związała w dwie kitki. Nie dokładała do tego żadnych zbędnych dodatków, podobnie jak Anabelle, która również postawiła na prostotę.
Tylko Gwendolyn wystroiła się tak, jakby szła na nie byle jakie przyjęcie. Ubrała długą do ziemi, zieloną suknię, z licznymi srebrzystymi dodatkami, opinającą się na jej biuście. Na szyi zapięła krótki czarny wisiorek, a potem założyła jeszcze jeden, o wiele dłuższy, zrobiony z czystego srebra. Zawieszka przypominała głowę jaszczurki, o oczach ze szmaragdów i języku z czerwonej cyrkonii. Na stopy założyła zielone szpilki. SZPILKI! Jakby tego było mało, po jakiejś godzinie spędzonej w łazience, przyszła do pokoju... wymalowana!
Laurze zachciało się śmiać, ale w sumie też się cieszyła, bo to oznaczało, że się postarała.
Kiedy wszystkie były już ubrane, wspólnie opuściły swój pokój. Na drodze do szczęścia, stanęli im tylko Malfoy i jego goryle, prowadzący ożywioną rozmowę z Jasperem. Oczywiście zwrócili na nie uwagę.
- Boże! - zawołał Malfoy. - Gdzie się wybieracie tak wystrojone?!
- A co cię interesuje, co robią zdrajcy krwi, Malfoy?! - warknęła Gwendolyn. Przestraszony chłopak, cofnął się o krok.
Jasper zainterweniował, starając się zabrzmieć spokojnie i pojednawczo.
- On zadał ci najzwyczajniejsze w świecie pytanie, Gwendolyn. Nie trzeba od razu unosić się gniewem.
- Tak, racja. Po co rozpamiętywać, jak kilka tygodni wstecz, naśmiewał się ze mnie publicznie i z mojej matki też? Razem ze swoim ojczulkiem! - uniosła się. - Po co wspominać dzień, w którym mnie wyśmiał i popchnął, tak, że wpadłam do kałuży, a później kazał się przepraszać?!
- Zrobiłeś tak?! - wykrzyknęła Laura, w tym samym czasie co kompletnie zdziwiony Jasper.
Malfoy nie odpowiedział.
- Zostawiam go tobie, Jasper, ale my już musimy iść, bo się spóźnimy! Cześć! - zawołała na odchodne, po czym wybiegła z pokoju wspólnego, a Isthel, Anabelle, Isie i Gwennie, wraz z nią.
~
Hermiona zupełnie nie rozumiała, dlaczego Clary wyciągnęła ją z dormitorium Gryffindoru w środku nocy, a jeszcze bardziej - czemu kazała jej się ładnie ubrać. Najdziwniejsze było jednak to, że Hermiona nie miała zielonego pojęcia, czemu się na to zgodziła.
No więc opuściły pokój wspólny, nikomu nic nie mówiąc. W prawdzie spotkało się to z głośnym sprzeciwem Grubej Damy, ale jakoś dały radę się wymknąć. W dodatku nie spotkały po drodze ani jednego nauczyciela, zupełnie jakby wyparowali z powierzchni ziemi. To samo dotyczyło prefektów. Po nich również zaginęły wszelkie ślady.
- Clary, dokąd idziemy? - zapytała Granger.
Tamta uśmiechnęła się.
- Zobaczysz, jeszcze tylko troszkę!
Mówiła prawdę.
Na Wieżę Astronomiczną doszły w przeciągu kilku minut, a Hermiona nadal nie pojmowała, po jakie licho tu przyszły. Cel tego wypadu uświadomiły jej dopiero dekoracje i donośny wrzask, pięciu dobrze jej znanych Ślizgonek.
- NIESPODZIANKA! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W DNIU URODZIN!
Hermiona przetarła z niedowierzaniem oczy, wpatrując się z niedowierzaniem we wszystkie dekoracje, jakby było to tylko snem. Dziewczyny ubrane były... ładnie. A zwłaszcza Isthel i Gwendolyn. To one to dla niej zrobiły!? Gryfonce nie chciało się wierzyć.
- To dla mnie? - spytała cicho.
- Tak, dla ciebie, głuptasie! - zawołała Isabel, rzucając się Granger na szyję.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dwunastych urodzin! - zawołała rozpromieniona Anabelle, która również przytuliła Gryfonkę.
Isthel zrobiła to samo i tylko Gwennie, jak to ona, pozostawała ponura. Nie mniej jednak, złożyła życzenia Hermionie i nawet się uśmiechnęła!
Laura miała wielką ochotę sfotografować ten moment.
Hermionie zebrało się na płacz, więc wszystkie dziewczyny, włącznie z Clary i Gwendolyn, jednocześnie ją przytuliły.
I zaczęła się zabawa, w czasie której doskonale się bawiły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro